Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

To był... Wielki dom. Nawet nie można było nazwać tego jakąś rezydencją. Drewniana, dość duża chatka, z zarośniętymi bluszczem fundamentami.

- Nie wygląda to na miejsce, które opisywali jego byli współpracownicy - zauważył jeden z chłopców stojących przed wspominanym budynkiem.

- Najpierw obejdziemy ten budynek dookoła. Ty pójdź w lewo, a ja udam się w prawo - zarządził brunet.

- A ty co? Mój szef? - jego towarzysz prychnął na te słowa. - To ja pójdę w prawo, a ty sprawdź lewo - zbuntował się.

- W cale się nie zmieniłeś, odkąd spotkałem cię po raz pierwszy.

Chuuya nie odpowiedział, zignorował jego słowa i udał się w wyznaczonym sobie przez siebie kierunku. Dazai zrobił to samo.

Byli na misji zleconej im bezpośrednio przez samego Mori'ego. Sprawa była dosyć poważna, bo ostatnimi czasy znowu pojawił się pewien terrorysta. Podobno już od wielu lat działał Mafii na przekór, kiedyś nawet do niej należał, jako zwykły, niewiele znaczący członek. Pewnego dnia znaleziono jego oddział martwy, a jego już tam nie było. Podobno zabił ich i uciekł. Nie wiadomo czemu. Ostatecznie przeżyło z nich tylko dwóch mężczyzn, którzy byli w stanie krytycznym. W dniu dzisiejszym nie pracowali już dla Portowej Mafii, po znalezieniu się na krańcu śmierci woleli zająć się własnym życiem.

Portowa Mafia udała się do nich, by usłyszeć o tamtym człowieku cokolwiek, co o nim wiedzą. Okazało się, że jeden z nich już nie żyje, a drugi przypomniał sobie, że poszukiwany przez nich człowiek często chadzał do drewnianej "rezydencji", przed którą teraz znajdowali się obaj nastolatkowie.

Był po prostu bardzo dobrze wyszkolonym żołnierzem, którego zamiary nie były im znane.

- Morduje naszych ludzi. Jest silny. Nie mamy pojęcia, czy pracuje sam, czy z kimś. Prawdopodobniejsza jest ta druga opcja, bo nie wygląda to na pracę jednej osoby. Gdy przebywał w mafii, był zwykłym człowiekiem, o ile dobrze wiemy, nie ma żadnych nadprzyrodzonych zdolności. Z tego, co jeszcze wiemy, interesuje go tylko usuwanie naszych ludzi. Musicie go powstrzymać, zanim uda mu się zrobić coś któremuś z naszych obdarzonych - oznajmił Mori.

Nakahara spokojnym krokiem obszedł prawą stronę budynku od zewnątrz. Szczerze mówiąc nie znalazł nic podejrzanego. Przez chwilę wydawało mu się, że kawałek bluszczu na budynku się poruszył, ale później, gdy przystanął i wpatrywał się w roślinę, nic podobnego już nie zobaczył. "Zdawało mi się". Ciągle był w gotowości, by użyć swojej zdolności, ale jeszcze nie było takiej potrzeby. Spotkał się z Osamu na po drugiej stronie.

- Nic nie znalazłeś? - spytał.

- Nie, wszystko wygląda normalnie. Pewnie w środku coś znajdziemy. Nie traćmy czujności.

Chuuya kiwnął głową. Ramię w ramię - no, nie do końca, zważając na wzrost Nakahary - udali się jeszcze raz przed wejście. Wymienili między sobą krótkie porozumiewawcze spojrzenia, po czym rudowłosy kopnął z całej siły drzwi od wejścia. Dazai w tym samym czasie trzymał w dłoni pistolet, tak na wszelki wypadek.

Jednak w środku nikogo nie było. Chłopaki przyjęły trochę swobodniejszą postawę i powoli weszły do środka.

Wnętrze było praktycznie puste. Gdzieniegdzie stały jakieś stare meble przykryte jakimiś narzutami.

- Dazai! - zawołał Chuuya, który zdążył już się w miarę rozejrzec po otoczeniu. - Spójrz.

Brunet podszedł do kucającego przy czymś towarzysza i pochylił się nad nim.

Nakahara wskazał ręką na ścianę za jakąś szafką. Dazai zmrużył oczy, spoglądając we wskazane miejsce. Dopiero po chwili zauważył, że ten kawałek ściany jakoś nienaturalnie wygląda... Nie, chwila, on faluje!

- Co z tym zrobimy? - spytał cicho Chuuya.

Dazai nie odpowiedział. Wystawił w stronę dziwnego zjawiska dłoń i delikatnie dotknął fundamentu, przez który ta... przeleciała. Osamu zabrał rękę z powrotem. Po chwili znowu ją włożył. I jeszcze raz.

- To jakaś iluzja. Myślę, że możemy tędy przejść - odpowiedział cicho.

Chłopcy ostrożnie przeszli przez ścianę. Za ową "zasłoną" znajdował się ogród, po którego środku stała teraz dwójka członków Portowej Mafii. Otaczały ich żywopłoty i kawałki drewna porośnięte bluszczem, tak jak budynek z zewnątrz. Gdzieniegdzie rosły także róże.

- Od zewnątrz ta powierzchnia nie była aż taka duża. Myślę, że facet, którego teraz szukamy, jednak jest obdarzony - brunet wypowiedział swoje myśli na głos.

- Też tak uważam. Co teraz robimy? Przejście za nami zniknęło. - Chuuya chodził przez chwilę w kółko, wymachując dłońmi, by znaleźć miejsce do powrotu. Dazai z całej siły próbował się z tego widoku nie zaśmiać. - Co cię tak bawi? Lepiej chodźmy i poszukajmy tego faceta. Nie mam zamiaru spędzać z tobą czasu - warknął.

Osamu wzruszył ramionami, przyznając mu rację. Ruszył do przodu, w stronę jednego z żywopłotów, na którym rosły czerwone kwiaty.

- Dazai, co ty robisz? Nic nie dotykaj, to może być puapka - ostrzegł rudowłosy. Dazai nawet się nie odwrócił, więc niższy z westchnięciem do niego podszedł.

- Chuuya, spójrz, jaki ładny kwiat - powiedział pogodnie Osamu, wyrywając różę z zieleni.

- Popierdoliło cię? Nie rób tego, idioto! - syknął Chuuya, próbując wyrwać chłopakowi kwiat z dłoni.

Przez chwilę się szamotali. Nie zauważyli ani nie poczuli przez to, jak coś wątłego owija się wokół ich kostek, a następnie gwałtownie zaciąga do tyłu. Zaskoczeni runęli na ziemię, ciągnięci w jakieś miejsce.

Dazai otrząsnął się chwilę wcześniej przed swoim towarzyszem, podniósł głowę do góry i odwrócił się do tyłu. Jego stopę dość mocno pętała liana, która zwinnie poruszała się pomiędzy żywopłotami, nie mając zamiaru go puszczać. Spojrzał w bok; Chuuya znajdował się w identycznej sytuacji.

Gdy zdali sobie sprawę, że zaczynają być ciągnięci w dwie inne strony, została im tylko sekundą na reakcję. Ich spojrzenia się spotkały i obydwoje natychmiast wyciągnęli w swoim kierunku ręce. Ich palce się splotły.

- Chuuya!

- Dazai!

Wiedzili, że jeśli zostaną rozdzieleni, ich szanse na powodzenie misji zmaleje, dlatego nie mogli sobie na to pozwolić.

- Użyj swojej mocy! Szybko! - zawołał Dazai. Chuuya momentalnie zamknął oczy, a liany przestały ciągnąć ich w nieznane miejsce. Po chwili ich uścisk się rozluźnił i obaj powoli się podnieśli.

Dazai westchnął.

- Gdzie my jesteśmy? - spytał retorycznie, bardziej do siebie niż do Chuuy'i.

Znajdowali się po środku jakiejś polany, gdzie było kilka drzew.

"Cholera, jakie to miejsce wielkie", pomyślał Nakahara, otrzepując się. Nie było innej opcji, że to nie była jakaś magia.

- Nie spodziewałem się, że tak szybko dacie się złapać. Mori wysłał takich idiotów? - rozległ się głos, prosto z... jednego z drzew. Liście zasłaniały mówcę, więc nie mogli go zobaczyć. Osamu spojrzał na swojego towarzysza, posyłając mu spojrzenie proszące o jego chwilową ciszę. Chuuya posłuchał i pozwolił Dazai'owi na prowadzenie rozmowy, przynajmniej na początku.

- Jesteś obdarzonym, prawda? To ciebie szukamy. Gdy byłeś w mafii, ukrywałeś to - powiedział spokojnym głosem brunet.

Przez chwilę nieznajomy milczał, po czym z szelestem zeskoczył z drzewa. Dazai omal nie cofnął się do tyłu o krok na jego widok.

Był to mężczyzna, dość wysoki. Włosy miał koloru migdałów, a skóra była dość bladego odcieniu. Na sobie miał czarny, prawie falujący zapięty płaszcz aż do kostek, spoglądał na nich przez jedno całe białe oko, na które zapewnie nie widział. Drugie było koloru intensywnrj zieleni. Trawa wokół niego jakby wzrosła.

- Tak - odpowiedział.

- Dlaczego to ukrywałeś? Jaki cel masz w zabijaniu członków Portowej Mafii? - dopytywał Dazai.

Nieznajomy zaśmiał się krótko.

- Normalnie nic bym wam nie powiedział, ale skoro i tak już stąd nie wyjdziecie, to chyba mogę sobie na to pozwolić. Mori oczywiście nic nie powiedział, prawda? Nie wspomniał o wydarzeniach sprzed lat. Nie wiem, czy po prostu o tym nie pamięta, czy zataił to specjalnie. Osobiście zamordował kiedyś moją rodzinę. Dokładniej to wtedy, kiedy pracowałem jeszcze dla Portowej Mafii. W odwecie wkurzyłem się i mam zamiar się zemścić.

Chuuya prychnął.

- Mówiłeś, że już stąd nie wyjdziemy. Skąd ta pewność? Pomimo swojego wieku nie jesteśmy zwykłymi dzieciakami - powiedział.

- Bo i tak jesteście już w puapce. Rozejrzyjcie się, jeśli jesteście tacy mądrzy.

Członkowie Portowej Mafii spojrzeli po sobie. Dopiero po chwili zorientowali się, że wokół nich zbierają się kolejne pędy, które powoli tworzą wokół nich "klatkę".

Chuuya prychnął.

- Myślisz, że to nas zatrzyma? Jesteś naprawdę głu...

Nie dokończył. Znikąd pojawiła się gałąź, która zdzieliła rudowłosego po tyle głowy. Nieprzytomny Chuuya upadł na podłogę.

Dazai szybko się uchylił. Wiedział, że ten dziwny mężczyzna będzie chciał teraz i jego obalić. Kucnął przy Nakacharze. Zerknął jeszcze szybko na jego twarz - nie mógł się nie uśmiechnąć. Chuuya wyglądał, jakby bestrosko spał, z lekko uchylonymi wargami i miarowo unoszącą się klatką piersiową.

O dziwo żadna roślina już go nie uderzyła, jednak Osamu pozostał w obronnej pozycji.

- Twój partner już użył tu swojej mocy. Nie wiem, o jakiej konkretnie mowa, ale na razie wolę go unieruchomić. Przeczuwam, że Ty jesteś tylko zwykłym człowiekiem, który ma dobrą gadkę, że cię że sobą wzięli, albo był jakiś inny powód.

Dazai niemal nie parsknął śmiechem, ale wiedział, że tym gestem może wszystko zepsuć. Zamiast tego zignorował jego wypowiedź, tak, jak zrobiłby to, gdyby mężczyzna rzeczywiście mówił prawdę.

- I co później z nami zrobisz?

- Na razie nie chcę brudzić sobie rąk bezpośrednio. Czeka mnie wielki skok, więc chciałbym nie marnować więcej sił na takiego kogoś jak wy. Myślę, że jak Twój towarzysz się już obudzi, przyjdzie tu reszta ekipy i się wami zajmie.

Reszta ekipy. To oznaczało, że niedługo będzie tu ich cała zgraja. To będzie szansa, by wybić ich wszystkich na jeden raz. Wtedy będą mogli bez oporów ogłosić, że misja się powiodła.

Mężczyzna gdzieś poszedł i Dazai z Chuuy'ą został na polu sam.

Na razie musiał jakoś obudzić Chuuy'ę. Klepnął go zewnętrzną stroną dłoni w policzek. Raz, drugi raz. Sprawiało mu to niemałą radość.

- Chuuya, obudź się. Znalazłem tu półkę z winami! - krzyknął, w nadziei, że te słowa przenikną do umysłu Nakahary.

Tak jak też przewidywał, rudowłosy natychmiast wyprostował się do pozycji siedzącej.

- Tutaj? Gdzie? - spytał z wielkimi oczami. Jednak gdy zobaczył twarz Dazai'a, jego podekscytowanie zelżało i chłopak zorientował się w sytuacji. - Ty maszyno do marnowania bandaży! Specjalnie to powiedziałeś! Naprawdę myślałeś, że aż tak podekscytuję się na widok wina, że bez chwili zwłoki się obudzę?! - wściekł się. Z jego lekkimi nerwami niełatwo było go zdenerwować, tym bardziej, jeśli było się Dazai'em.

Gdy na twarzy Osamu zagościł uśmieszek, Chuuya zdał sobie sprawę, że właśnie tak się stało i brunet miał rację. Wymamrotał kilka przekleństw pod nosem i sięgnął ręka na tył głowy.  Nie było zbyt wiele krwi - można by nawet powiedzieć, że po prostu został porządnie przywalony, ale bez większych uszczerbków na zdrowiu.

A jednak uderzone miejsce pulsowało bólem, na co Nakahara tylko zacisnął mocniej zęby.

- Jesteśmy dalej w tym samym miejscu? - wydusił.

Osamu wyjaśnił mu na szybko nowe wieści.

- Ha! Nie wierzę, że tak o tobie pomyślał - zakpił z mężczyzny Chuuya. Gdy chłopak zobaczył spojrzenie Osamu, natychmiast znowu wpadł w złość i popłoch. - Nie to miałem na myśli! Wyglądasz jak idiota i łatwo pomylić cię ze zwykłym śmieciarzem! Chodziło mi o to, że chłop totalnie nie docenia Portowej Mafii, żeby wysyłać na taką akcję zwykłego człowieka!

- Portowa Mafia musiała się od tamtego czasu dość mocno zmienić, skoro tak pomyślał - przytaknął mu brunet, chichocząc pod nosem z jego poprzednich słów. Uwielbiał, gdy Nakahara się wkurzał. Doprowadzanie go do tego stanu było jego ulubionym zajęciem. - Ale... Wiesz... Mam nadzieję, że rozumiesz, że poprzednich słów już nie wytłumaczysz i na pewno je zapamiętam...

Przerwał, bo dostał dość bolesny cios w bok twarzy. Jęknął.

- Skupmy się na zadaniu, pomiocie - powiedział Chuuya. - Musimy znaleźć stąd jakieś wyjście. To nie będzie trudne. - Po tych słowach podniósł się na kolana, by wstać.

- Zaczekaj - zatrzymał go brunet. By podkreślić swoje słowa, złapał chłopaka za rękę.

Speszony Nakahara drgnął pod jego dotykiem. Ich spojrzenia się spotkały.

- Możemy jeszcze chwilę tu zaczekać. W końcu lepiej będzie, gdy trochę odpoczniesz. Wiem, że tył głowy dalej cię boli. Równie dobrze możemy zająć się tym wszystkim za chwilę.

- Nie rozumiem - syknął rudowłosy. Spróbował wyrwać rękę z uścisku bruneta, ale na nic się to nie zdało. - Czemu mamy to robić? Jesteśmy tu na misji, zapomniałeś? Co ty sobie myślisz? Nie mamy czasu na odpoczynek!

Dazai pociągnął w swoją stronę służbowego partnera, który pod tym gwałtownym ruchem niemal nie przewrócił się prostu na twarz. Ostatecznie rudowłosy wylądował na Dazai'u.

- Co ty odpierdalasz? - zezłościł się Chuuya. Prędko podniósł się z bruneta i nieco odsunął.

- Ehh. Ale z ciebie debil, Chuuya. Chciałem, żebyśmy zostali na chwilę sami...

- Po co? - wtrącił Nakahara, który nic nie zrozumiał.

-... bo chciałem złożyć ci życzenia urodzinowe. Sam o nich nie pamiętałeś, prawda, Chuuya?

Rudowłosy zamrugał. Rzeczywiście, dziś był chyba 29 kwietnia. Ale co to zmieniało? Był to dzień taki, jak zwykle. Zazwyczaj w tej dacie po powrocie z pracy dostawał od Kouyou jakieś dobre wino, które potem razem wypijali, nic więcej. Nie obchodził zbytnio swoich urodzin, więc nie pomyślałby tym bardziej, że ktoś inny będzie chciał to zrobić.

Dazai sięgnął do kieszeni i wyjął z niej kwiat róży. Wyciągnął rękę w stronę Nakahary, trzymając czerwony kwiat, by solenizant go wziął.

Chuuya podejrzliwie przyjął od niego różę. Niepewnym wzrokiem przyjrzał się prezentowi. Do był dokładnie ten, który wyrwał wtedy z tamtego żywopłotu. Jakimś cudem kwiat pozostał nienaruszony.

- Dzięki? - powiedział Chuuya.

- Czekaj - powiedział Osamu i powoli przybliżył się do chłopaka. - To nie był jedyny prezent, który chciałem Ci dać - drugie zdanie wypowiedział szeptem, prosto do ucha rudowłosego.

Chuuya wzdrygnął się i spojrzał na Dazai'a. Chwila moment, co on robi? Czy on się do niego przybliża? Ej, chwila. Są teraz za blisko. Nakahara powoli oddalał się od niego twarzą, stopniowo do ruchów towarzysza. W końcu trafił plecami na trawiastą podłogę.

- Dazai, co ty robisz? - spytał, jednak nie próbował przerwać tego, co brunet miał zamiar zrobić.

Poczuł, jak Osamu powoli przyszpila go do ziemi, splatając ich palce u rąk. Z mocno bijącym sercem już po chwili poczuł dotyk ust bruneta. Przez moment trwał w bezruchu, czując, jak chłopak dalej go muska. W końcu Chuuya się zdenerwował. Sam zacisnął mocniej swoje palce na palcach służbowego partnera i na chwilę sam przejął nieco inicjatywę, pogłębiając pocałunek.

Miał zamiar powiedzieć "Co to miało być? Pocałunek? Mógłbyś się trochę postarać. Zaraz ci pokażę, jak to się robi, samobójczy maniaku".

________________________

Taki oneshot z soukoku. Pisałam go z dwa miesiące i miał być opublikowany w urodziny Chuuy'i, ale niestety nie udało mi się do tego czasu go napisać.

Mam nadzieję, że wam się podobało. Ogólnie, to zastanawiam się, czy to będzie już koniec oneshota czy napisać jeszcze tak jakby jego drugą część, by była też opisana jakby dalsza akcja i ogólnie. Napiszcie w komentarzach, co sądzicie.

I I know, że w niektórych miejscach oneshot ma takie jakby błędy, bo w niektórych momentach wygląda to rzeczywiście tak, jak gdyby Dazai nie miał swojej zdolności (przykład: gdy tamten pęd owinął się o jego nogę), ale gdyby nie taka sytuacja to nie miałabym innego pomysłu, jaki byłby dalszy ciąg wydarzeń.

To chyba na tyle. I hope u like it.

Ilość słów, nie wliczając mojego dopiska: 2255

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro