Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień dziewiąty - kłótnia (v.2.0)

Ostatki proszku fiuu posypały się po jego ramionach, gdy wyszedł z komina. A może to był popiół? Nie szczególnie go to obchodziło. Rozejrzał się wokół. Wszedzie panował nieład. Ubrania porozrzucane były po ziemi, a kuchnia przypominała pobojowisko. Przez momemt zaczął się zastanawiać, czy Syriusz postanowił zbudować dom z brudnych naczyń i czy w ogóle ma z czego jeść.

— Wąchaczu? — zapytał dość głośno, zgadując, a raczej wnioskując, że mężczyzna znajduje się w pokoju u góry. Nie usłyszał jednak odpowiedzi. Ruszył więc po schodach, nieomal kilkakrotnie potykając się  o brudne rzeczy, stanowiące Swojski Tor Przeszkód Syriusza Blacka. Nawet w czasach ich wspólnego dorminatorium w Hogwarcie huncwot zachowywał większy porządek! Nie trzeba było ukrywać, że Remus był zdenerwowany zachowaniem partnera.

— Wąchaczu! — zirytował się, znajdując się w końcu u góry domu. Głowa Łapy niechętnie wychyliła się zza jednych z drzwi, okalona zmęczonym wyrazem twarzy. Kiedy Remus zobaczył Syriusza przestał się zastanawiać, czy ma na czym jeść. Przyszła do niego inna myśl. Czy on w ogóle je?

Już sama twarz Blacka wydawała się o wiele chudsza, niż gdy widział go ostatnio. Oczy miał podkrążone, a zazwyczaj ułożona fryzura aktualnie była potargana, Remus oszacował także, że nie mył głowy conajmniej dwa dni. Ten cholerny pies nabawi się niedługo wszy, pomyślał złośliwie likantrop. Ciężko było ukryć, jaka irytacja nim wstrząsnęła, widząc Blacka w onym stanie.

— Och, jesteś tutaj? — mruknął tamten, drapiąc się z tyłu głowy, w jakby nerwowym geście.

— Tak, jestem. Chociaż mało brakowało, a utknąłbym na dole, zaplątany w twój bałagan — fuknął Remus. — Czy Ty widzisz, w jakim stanie jest twoje otoczenie? W jakim stanie Ty w ogóle jesteś. Opamiętaj się, Wąchaczu!

— Nie krzycz tak — burknął Łapa — głowa mnie boli. — Dopiero teraz Lunatyk to wyczuł. Oczy nauczyciela rozszerzyły się gwałtownie, gdy poczuł zapach Płomiennej Whiskey z ubrań Syriusza.

— I w dodatku piłeś? — Z chwili na chwilę Likantrop tylko bardziej tracił wiarę w swojego mężczyznę.

— Tylko trochę. Jeju, wyluzuj — zirytował się Black. Remusem jednak wstrząsnął dreszcz furii. Miarka się przelała.

— Wyluzować? Wyluzować? Toniesz w gównie, do cholery! Otacza Cię jedno, wielkie gówno i sam zaczynasz się do niego upodabniać! Ogarnij się, zanim okoliczne psy zaczną wtykac w ciebie zaciekawione nosy! — wykrzyczał. Martwił się o niego okropnie, a ten debil mówił mu "wyluzuj". Też coś.

Teraz również Black się zdenerwował. Złość napędza złość. Prosty łańcuch, mogący mieć wiele ogniw.

— Wiesz co? Przestań! Po prostu, do cholery, przestań bredzić swoje durne farmazony. Przyszedłeś tutaj, aby pokrzyczeć? Świetnie, to sobie krzycz, ale ja wolę utopić się w gównie, niż prowadzić z tobą kłótnię, profesorku — odparował Syriusz. Palant.

— Tak? Świetnie. W takim razie toń sobie w gównie w samotności. Wychodzę — Remus obrócił się na pięcie, kierując do schodów.

~*~
Poprawiłam, chociaż nadal nie umiem w kłótnie. Cóż, przynajmniej jest lepiej niż... Rok temu? 😂
Ja... Mój miesiąc działa inaczej, niż przyjęta norma, okay? XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro