Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień drugi - pierwsza randka

Syriusz spojrzał w moim kierunku wręcz błagalnym wzrokiem.

— Remusie, do cholery — mruknął — siedzę tutaj już prawie tydzień od odprowadzenia Harrego na przystanek. Nudzę się! —Przewróciłem oczami, widząc jego dziecinne podejście. Z drugiej jednak strony doskonale go rozumiałem. Przesiedział tyle lat w azkabanie tylko po to, aby następnie być zamkniętym w siedzibie Zakonu. Westchnąłem.

— Wiesz, że nic Ci na to nie poradzę. — Syriusz spojrzał na mnie wilkiem.

— Przecież nikt nie szuka czarnego psa — odparł.

— Owszem, ale znając ciebie zrobisz coś głupiego. — Tak naprawdę nie miałem tutaj na myśli czegoś serio głupiego. Po prostu się martwiłem. Martwiłem się, że go gdzieś zgubię, lub coś mu się stanie, mimo że doskonale wiedziałem, iż mam do czynienia z człowiekiem, nie psem.

— No daj już spokój. — Prychnął — Nie ufasz mi? — Początkowo chciałem powiedzieć "Nie", odpuściłem spbie jednak. Przez tyle lat mi go brakowało. Jego bliskości, jego lekkiego podejścia do pewnych spraw... Brakowało mi go mimo że wiedziałem, co "zrobił" Jamesowi i Lily. Miałem wrażenie, że jestem sam na świecie.

— Oczywiście, że ufam. — Syriusz przemienił się.

— No, więc chodźmy na kuflowe! — zawołał. Przewróciłem oczami.

— Miałeś być psem.. — zauważyłem.

— W czym to przeszkadza?

~*~

Dzień był całkiem ładny, słońce świeciło, ptaki śpiewały, a podłoże gdzienigdzie pokrywały liście. Musiałem pogratulować Syriuszowi wzorowego, psiego zachowania. Wyprzedzał mnie, tarzał się w kupach liści i radośnie zzczekał na wszystkich wokół, przez co raz po raz musiałem go karcić. Zawsze wołałem na niego wtedy "Łapo", z czystej przezorności. Wtedy podbiegał do mnie, a ja głaskałem go po głowie i mówiłem, aby się opanował. Po dłuższym czasie spaceru wszedłem do najbliższej knajpki, i wziąłem z niej coś na wynos. Wybraliśmy się z Syriuszem na skraj miasta, gdzie znajdowała się całkiem sporych rozmiarów górka. Przysiedliśmy na niej wraz z prowiantem i rozpakowaliśmy go. Syriusz nie omieszkał jeść swojej porcji niczym karmy, ja natomiast ze swojej nie zjadłem zbyt wiele. Po zjedzeniu prowiantu Łapa podszedł bliżej mnie i polizał mnie w polik.

— Nie ma za co — powiedziałem, dość cicho — wiem, że tego potrzebowałeś.

Psia forma Syriusza położyła łapy na mojej klatce piersiowej i po chwili prób przewróciła mnie na ziemię. Zaśmiałem się, patrząc na niego. Pierwszy raz od dłuższego czasu wydawał się być szczęśliwy.

~*~

Nie wyszło ;w; Cóż, o ile można to nazwać "randką" uważam drugi dzień wyzwania za zaliczony. Co do trzeciego, tutaj mam wszystko ładnie zaplanowane ^.^
Do jutra! :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro