🐾ROZDZIAŁ 8🐾
DRUGI NA DZIŚ;* (zlitowałam się nad wami, ale i tak wiem, że kochacie Polsat najbardziej na świecie 😂😂😂)
- No hej, marudo.
Mimo, że moje ciało reagowało na szatyna tak jak reagowało, to jednak nie zapomniałem o tym jak bardzo wkurza mnie ten wilkołak.
- Nie jestem marudą. - burknąłem.
- No pewnie. To może ja jestem, co? - spytał z sarkazmem, po czym wprosił się do domu, wchodząc do środka.
Co za buc!
- Czego chcesz? - zamknąłem drzwi, po czym odwróciłem się w jego stronę, krzyżując ręce na piersi.
- Mam informację o kolejnym stadzie. - wzruszył ramionami.
- To podaj je i wyjdź. - nakazałem.
- Jesteś strasznie nie miły, wiesz? - wytknął mi.
Nie no! Zaraz go rozszarpię chyba!
Ale nie jestem pewien czy wcześniej bym go nie wykorzystał...
Boże, co?! Nie myśl tak!
- Jesteśmy wrogami. Mam prawo być nie miły. - wyjaśniłem.
- Ja nie uważam cię za wroga. - wyznał - I ty mnie chyba też, tylko po prostu się boisz. - stwierdził.
Uniosłem brwi w górę na jego słowa.
- Myślisz, że się ciebie boję? - prychnąłem.
- Serce bije ci szybciej, gdy mnie widzisz. - odparł.
Ale na pewno nie dlatego, że się ciebie boję.
- Nieważne. Daj te informację. - westchnąłem, podchodząc do stołu i rozkładając na nim mapę - Gdzie? - spytałem.
Szatyn ustał obok i wskazał punkt na mapie. To było trochę dalej niż ostatnio i w przeciwnym kierunku.
- Cztery osoby. Groźne. - uprzedził.
- Poradzimy sobie. - wymamrotałem pod nosem.
- Nie wątpię, marudo. - uśmiechnął się.
- Radzę ci wyjść teraz, zanim jeszcze bardziej mnie wkurzysz. - ostrzegłem.
Spojrzałem mu prosto w oczy i dreszcze przeszły mi po ciele.
Czemu ten debil musi być gorący?!
- Wiesz, gdybyś nie był taki jaki jesteś, to zostalibyśmy przyjaciółmi i razem uratowalibyśmy więcej osób. Tego chciał Scott, tylko, że z tobą nie da się zaprzyjaźnić. My naprawdę nie szukamy wrogów, ale co ja będę ci tłumaczył. I tak wiesz swoje. - powiedział.
- Jesteście potworami, które zabijamy! - wybuchłem.
- I co z tego?! Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że są pewne różnice? Niektórzy z nas są dobrzy i jeśli łowcy poszliby z takimi na układ, to ci źli nie mieliby szans! - stwierdził.
- Powiedz mi, że nigdy nie zabiłeś żadnego człowieka, to ci uwierzę. - spojrzałem na niego oczekująco.
Chłopak nagle posmutniał, a jego wzrok uciekł gdzieś w bok.
- Raz. To był wypadek. - wyznał.
- Gdyby nie istnienie takich istot jak ty, wypadków nie byłoby wcale. - odrzekłem, przypominając sobie o rodzicach, którzy zginęli z rąk takich jak on.
Dylan spojrzał mi głęboko w oczy w których widziałem samą złość i żal.
- Jeśli myślisz, że wyrzuty sumienia po tym jak zabiłem swoją własną matkę mnie nie gryzą, to się mylisz. Codziennie nienawidzę się za to coraz bardziej. - wysyczał ze złością, po czym szybkim krokiem opuścił dom.
Stałem przez chwilę sparaliżowany jego słowami. To co mi wyznał, wstrząsnęło mną. Sam już nie wiedziałem co myśleć. Nie wiedziałem kto jest dobry, kto zły. Pierwszy raz w życiu zacząłem zastanawiać się czy to co robię jest aby na pewno słuszne. A może niektóre z wilkołaków, które zabiłem do tej pory, były dobre? Może rzeczywiście nie chciały nikogo skrzywdzić?
Miałem jeden, wielki mętlik w głowie.
Perspektywa: Dylan
- I jak poszło? - usłyszałem wesoły głos Brett'a zaraz po wejściu do domu, ale zignorowałem go i natychmiast poszedłem do swojego pokoju.
Zamknąłem za sobą drzwi, po czym nie wytrzymałem i poczułem jak po policzku spływa mi pojedyńcza łza. Słowa blondyna zraniły mnie i to bardzo. Ja naprawdę nie wiem czemu on nas tak nienawidzi. Najgorszą karą dla mnie jest życie sam ze sobą po tym co zrobiłem, a świat jeszcze dojebuje takich bezuczuciowych łowców jak on!
- Dyl? - usłyszałem już gdy Scott wchodził po schodach.
Szybko starłem łzy z twarzy i odchrząknąłem cicho.
- Tutaj! - krzyknąłem, chociaż wiedziałem, że i tak wyczuje po zapachu gdzie jestem.
- Przekazałeś informacje? - spytał, gdy wszedł do pomieszczenia.
- Ta. - odparłem krótko.
- Co jest? - zmartwił się i podszedł do mnie.
- Nic. - westchnąłem, chcąc aby brat położył się już spać po całonocnym patrolu i dał mi spokój.
- Przecież widzę. - uparł się.
- Moje spotkanie z blondasem nie poszło zbyt dobrze. - wyjaśniłem.
- Dyl, no przecież miałeś się już z nim nie kłócić. - upomniał.
- Z nim nie da się nie kłócić. - oznajmiłem.
- Na pewno da się z nim dogadać. Spójrz na Liama. W końcu spotkaliśmy łowcę, który nie myśli tylko o tym jak nas zabić. - zaznaczył.
- To nic nie da. Powiedziałem mu o mamie. Nie zrobiło to na nim wrażenia. Uważa nas za potwory i nic więcej. Musimy spadać, Scott. Oni nas zabiją, gdy tylko skończą nam się informację. - wywnioskowałem.
- Nie możemy uciekać do końca życia. I wiesz dobrze, że cię nie winię za to co się stało z mamą. To był wypadek. - powiedział łagodnie.
- Wiem, ale gdybym może mniej się zdenerwował. Może gdybym...- zacząłem.
- Dylan, byłeś dopiero co zmieniony. Nikt by nad sobą nie zapanował. - Scott przytulił mnie do siebie.
- Tęsknię za nią. Ja naprawdę nie chciałem zrobić jej krzywdy. - wyznałem ze szlochem.
- Wiem, Dylan. Wiem. I wiesz co myślę? Że chciałaby abyśmy znaleźli dla siebie kąt, który nazwalibyśmy "domem" i żyli w nim szczęśliwie. A teraz mamy szansę. Musimy tylko przekonać do siebie Theo i Thomasa. Możemy stworzyć grupę, której nikt by nie zaszkodził. Inne wilkołaki baliby się nas, bo mielibyśmy łowców po swojej stronie, a reszta łowców bałaby się zaatakować tak liczną grupę. - rozmarzył się.
- To naprawdę piękny scenariusz, Scotty. - powiedziałem, po czym odchyliłem głowę do tyłu, aby spojrzeć bratu w oczy - Obawiam się tylko, że niewykonalny. - dodałem, po czym wyplątałem się z jego ramion i opuściłem pokój.
Gdy przechodziłem przez salon, uśmiechnąłem się lekko, widząc Liama, Brett'a i Mike'a śmiejącego się z reklamy jakiegoś banku. Nie miałem humoru, aby do nich dołączyć.
Wyszedłem na dwór, kierując w stronę lasu.
Musiałem pobyć przez chwilę w samotności. A potem znów będę udawał, że wszystko jest dobrze.
Że nie widzę tego jak Scott tęskni za mamą, którą ja nam odebrałem.
Że nie przyjmuję opcji, iż świat mnie nienawidzi.
Że nie marzę o tym, aby ktoś mnie pokochał.
Że nie chcę czuć się samotny.
Wdrapałem się na drzewo, po czym przysiadłem na jednej z gałęzi. Spojrzałem przed siebie. Lekko zza drzew widziałem zarys domu w którym mieszka blondas-maruda.
Że wcale nie chcę, żeby mnie polubił.
Że mi się nie podoba.
Że moje serce wcale nie bije mocniej, gdy patrzę w ten czekoladowy brąz jaki ma w oczach.
Że nie chcę, żeby widział we mnie potwora, którym i tak jestem.
Że nie chciałbym skraść mu jednego, małego pocałunku.
I don't wanna be alone tonight
I don't wanna feel alone
'Cause baby, I ain't feeling strong tonight
And I don't wanna be alone, alone tonight*
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
W załączniku: Dylan oraz NERVO Askery feat. Brielle Von Hugel - Alone
*Nie chcę być sam dzisiejszej nocy
Nie chcę czuć się samotny
Bo kochanie, nie czuję się dostatecznie silny dzisiejszej nocy
I nie chcę być sam, sam dzisiejszej nocy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro