🐾ROZDZIAŁ 47🐾
Perspektywa: Scott
Siedziałem obok Zane'go w jego aucie, gdy on ze skupieniem jechał główną drogą poza granice miasta. Między nami panowała cisza, co akurat mi było na rękę. Nie chciałem z nim rozmawiać. Nie lubię go i raczej się to nie zmieni.
Ale Dylan ma rację. Zachowuję się ostatnio jak dziecko. To nie jestem ja.
Gdzie podział się opanowany, rozsądny Scott?
- Jedziemy do mojego rodzinnego miasteczka. Tak się składa, że to niedaleko, więc dla nas lepiej. - odezwał się blondyn.
- Nie wiedziałem, że ktoś taki jak ty wie w ogóle co to słowo "rodzina". - skomentowałem cicho pod nosem, ale zaraz tego pożałowałem, gdy zauważyłem jak zaciska dłonie na kierownicy.
- Wiesz, chciałbym jej nigdy nie mieć. - wyznał szeptem.
Spojrzałem na chłopaka ze zdziwieniem. W sumie ciekawiło mnie to, czemu tak bardzo nienawidzi swojej rodziny, skoro jak powiedział, wolałby jej nie mieć. Lecz nie chciałem o to pytać. O takie rzeczy się po prostu nie pyta. Czeka się aż dana osoba sama będzie chciała nam o tym opowiedzieć.
Jechaliśmy w ciszy jeszcze przez piętnaście minut, mijając kilometry lasów i pól. W końcu zobaczyłem przed sobą budynki mieszkalne. Miasteczko było małe, ale z tego co wyłapałem wzrokiem, miało swój własny bank oraz ratusz.
- No to jesteśmy. - powiedział Zane, parkując przed jakimś budynkiem.
Z jego miny wywnioskowałem, że blondyn wcale nie jest zadowolony z pobytu w tym miasteczku.
Złe wspomnienia?
Wysiadłem z samochodu i rozejrzałem dookoła. Okolica wydawała się spokojna.
- Trzymaj się mnie i nie odzywaj za bardzo. - polecił - A najlepiej w ogóle nic nie mów. - dodał, po czym ruszył w stronę budynku.
Chyba go posłucham tym razem, bo przez jego poważny ton głosu, sam zaczynam nie lubić tego miejsca.
Ustaliśmy przed drzwiami. Zanim Zane zapukał do nich, posłał mi jeszcze pokrzepiający, lekki uśmiech. Nie wiem czemu, ale trochę mnie to uspokoiło.
W progu ustał po chwili wysoki mężczyzna. Był strasznie szeroki w barach. Złamałby mnie na pół jedną ręką!
- Czego? - zapytał "milutko".
- My do Jeremy'ego. - odparł, niewzruszony wyglądem mężczyzny.
- Nie wiem skąd się urwaliście, ale chyba nie wiecie, że pan Jeremy nie przyjmuje do swojego domu byle kogo. - uprzedził groźnie.
- To chyba ty nie wiesz z kim rozmawiasz. Od kiedy robisz za ochroniarza tutaj? Na pewno znacznie mniej niż ja znam Jeremy'ego. Także odsuń się, koleś, zanim ostro mnie wkurzysz. - zagroził Zane.
Mężczyzna patrzył przez chwilę na nas, ale w końcu odsunął się na bok, wpuszczając nas do środka.
- Powiadomię, że przyszliście. - zdecydował niechętnie.
- Zane. Powiedz, że przyszedł Zane. - poinstruował blondyn - I grzeczniej trochę. - dodał z lekką nutką irytacji w głosie.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, który chyba był salonem. Wszystko tutaj było takie surowe. Nie podobało mi się wcale. Gdzie są jakiekolwiek kolory w tym wnętrzu? Przeszły mnie ciarki po ciele i mimowolnie przysunąłem się bliżej Zane'go.
- Może za rączkę cię jeszcze potrzymać? - spytał z rozbawieniem.
- To nie jest śmieszne. Nie podoba mi się tutaj. - skarciłem go szeptem.
- Zaraz wychodzimy. Zadamy kilka pytań i już nas tu nie ma. - obiecał.
No mam, kurwa, taką nadzieję!
- Zane! - usłyszałem nagle głos ze szczytu schodów - Ile to już lat. - niedowierzał starszy mężczyzna.
- Pewnie będzie z siedem. - wzruszył ramionami.
- A pamiętam jak wczoraj to, gdy cię przemieniałem. - oznajmił z uśmiechem, a ja zamarłem.
To jest stwórca Zane'go? Ten dziad?
- Tsa, przyszedłem, bo mam sprawę. - wyjaśnił chłopak.
- Myślę, że to może poczekać. Mam ci coś ważniejszego do powiedzenia. - oznajmił, po czym spojrzał na mnie, jednocześnie schodząc ze schodów - Kim jest twój kompan? - chciał wiedzieć.
- Jest niegroźny. I zaufany. - zapewnił.
- Skoro tak twierdzisz. Usiądźcie. - wskazał na kanapę, a sam zajął miejsce w fotelu, nalewając sobie do szklanki jasnobrązowego alkoholu - Poczęstujecie się? - zaproponował.
- Nie, dzięki. Jestem autem. Co to za sprawa? - pomaglił go Zane z niecierpliwością.
- Dawno cię tu nie było, więc pewnie nic nie wiesz. Chodzi o twoją matkę. - oznajmił.
- A co? Przepiła już wszystko? - prychnął blondyn.
- Nie żyje. - powiadomił poważnym głosem.
Spojrzałem na Zane'go. Przez jego twarz przebiegł cień bólu, ale zaraz potem szybko to ukrył.
- To było wiadome, że w końcu zapije się na śmierć. - stwierdził beznamiętnym głosem.
Jak on tak może mówić?! Nawet jeśli jego matka miała problemy z alkoholem, to nie wolno od razu życzyć jej śmierci! Co za podły drań!
- Nadal trzymasz urazę? - domyślił się Jeremy.
- Trudno jej nie trzymać, jeśli pozwalała, aby ojciec mnie bił, a potem wywalała z domu i musiałem spać na dworze. - wysyczał, zaciskając ręce w pięści.
Cofam to. Należało jej się.
- Uratowałem cię przed tym, zamieniając w wilkołaka. Dałem ci dom. Dałem rodzinę. Nadal nie wiem czemu uciekłeś. - zastanawiał się mężczyzna.
- Nie ufałem twojemu stadu. Poza tym czułem się bezpieczniej, mając przy sobie kogoś silniejszego. - wyznał.
To dlatego przemieniał te wszystkie osoby. Szukał kogoś, komu mógł ufać i powierzyć życie oraz kto mógłby go obronić.
- A więc nie byliśmy wystarczający. - Jeremy pokręcił głową, biorąc łyka alkoholu ze szklanki - Mów czego ode mnie chcesz, a potem wyjdź razem ze swoim przyjacielem. Tylko nie wiem czy podołam temu, czego ode mnie oczekujesz. Przecież jestem niewystarczający. - wyraźnie wkurzyły go wcześniejsze słowa Zane'go.
- Co wiesz o leczeniu się nawzajem alf? - zapytał bez ogródek blondyn.
- To możliwe. Działa jeśli tylko serce umierającej alfy jeszcze bije. - oznajmił.
- To wiem. Powiedz lepiej coś o skutkach ubocznych. - odrzekł.
Jeremy uśmiechnął się lekko, po czym spojrzał to na mnie, to na Zane'go.
- Kto kogo uratował? - zaciekawił się.
- Ja oddałem swoją krew. - odezwałem się niepewnie.
- Fascynujące. - uśmiechnął się mężczyzna.
- Gadaj co wiesz. - zniecierpliwił się Zane.
- Znałem kiedyś dwójkę takich jak wy. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Jeden bez drugiego nie potrafił żyć. I gdy jeden z nich został ranny, drugi bez namysłu oddał mu swoją krew. Od tamtej pory stali się nierozłączni. - opowiedział.
- Tak, tylko, że my przyjaciółmi nie jesteśmy. I chodzi o to, że chcemy stać się rozłączni. - wtrąciłem.
- Więc czemu ratowałeś mu życie? - zdziwił się Jeremy.
- Bo on uratował moje. - odparłem.
- To macie pecha, bo jak już raz alfy połączą się ze sobą krwią jednego z nich, to już nie da się tego cofnąć. - oznajmił.
- Czyli do końca życia będziemy musieli przebywać obok siebie? - upewniał się Zane.
- Na pewno da się jakoś to naprawić. - powiedziałem, patrząc z nadzieją na Jeremy'ego.
- Przykro mi. Alfy zazwyczaj nie trzymają się razem, więc gdy jedna decyduję się uratować życie tej drugiej, znaczy to najczęściej, że są sobie bliskie. Jak przyjaciele albo rodzina. Wy mieliście pecha, ale myślę, że dojdziecie do porozumienia. Podzielicie się obowiązkami w zarządzaniu stadem i po kłopocie. Ja naprawdę nie widzę tutaj problemu. - wywnioskował.
- Dobra, Scotty, idziemy. Nic więcej nie dowiemy się od niego. - stwierdził Zane i wstał z kanapy.
Byłem w szoku. Miałem nadzieję...ba! Byłem, cholera, przekonany, że jakieś rozwiązanie istnieje. A tymczasem zostałem skazany na towarzystwo Zane'go do końca życia.
Jak ja to wytrzymam?
Chociaż teraz, gdy poznałem trochę przeszłość Zane'go, bardziej go rozumiem.
O dziwo Zane nie wyjechał od razu z miasta w drodze powrotnej. Zatrzymał się przy cmentarzu i wysiadł bez słowa z samochodu. Patrzyłem z okna auta jak klęka przy jednym z grobów.
Nawet po tym wszystkim co mu zrobiła jego własna matka, on ją kochał.
"I choć dla wielu to szok i ból
I wszyscy wokół marzą o tym, żeby nie wyszło
Już czułem ten mrok i chłód
I co by się nie działo, zawsze musiałem wybrnąć
I nawet jak los to wróg
I nieraz nawet w najgorętszych miejscach jest zimno
Musiałem dać krok na przód
Gdy cała reszta za mną się martwi opinią
Dla wielu to szok i ból
I nieraz pozostaje ci już tylko krzyk z gardła
Już czułem ten mrok i chłód
Ale nigdy nie będę tańczył tak jak mi zagrasz
I nawet jak los to wróg
I niedaleko pada tutaj berło od błazna
Musiałem dać krok naprzód
A teraz, bracie, życie piękne mam jak Islandia"
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
W załączniku: Quebonafide - Zorza
NOTKA OD AUTORA
Ta piosenka idealnie pasuje mi do postaci Zane'go ❤
Dziś poważny rozdział, ale tak myślę, że następny będzie już z humorem:)
Ave!
😈🔨❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro