🐾ROZDZIAŁ 4🐾
Gdy wyszedłem z domu razem z Theo, na dworze panowała już szarówka.
- Nie dobrze. - skomentował mój przyjaciel, wyciągając pistolet zza paska, aby był w razie czego w pogotowiu.
Żaden łowca nie chodził po lesie po zmroku, a już na pewno nie polował. Wilkołaki w nocy miały przewagę i to bardzo dużą. W odróżnieniu od nas, ludzi, nie widzieliśmy w ciemności tak jak one. Mogły nas zaatakować i w ciągu pięciu sekund zabić. Nawet bym nie zauważył, że już nie żyje.
Nigdy nie byłem w lesie po zmroku, a tym bardziej nie szedłem wprost do kryjówki wilkołaków, ale sytuacja była kryzysowa. Tam był nasz przyjaciel. Nie wiadomo co te bestie mu zrobiły.
Przysięgam, że jak zobaczę jakąkolwiek ranę na ciele swojego przyjaciela, to powybijam te bestie i naprawdę nie będę patrzył na to, że jeden z nich to całkiem niezłe ciacho.
Do willi Greenwood'ów, a raczej już willi stada Scott'a, dotarliśmy bez żadnych przeszkód, nie licząc tego, że wystraszył nas prawie na śmierć odlatujący z gałęzi kruk.
Spojrzałem w okna. Tylko w salonie paliło się światło. Podszedłem do drzwi, po czym zapukałem lewą ręką, a prawą położyłem na pistolecie za plecami, by w razie zagrożenia szybko go wyciągnąć.
Otworzył nam Dylan i dosłownie od razu skarciłem siebie w myślach za to, że serce znów mocniej mi zabiło na jego widok. Szatyn spojrzał na sekundę na Theo, po czym na dłużej zatrzymał wzrok na mnie, ale zaraz na jego twarzy można było dostrzec wyraźną ulgę.
- Proszę, zabierzcie go już. - powiedział zmęczonym głosem.
Odsunął się na bok, takim sposobem dając nam znać abyśmy weszli do środka. Zerknąłem na Theo, po czym przekroczyłem próg domu, zdejmując rękę z pistoletu, równocześnie zauważając, że przyjaciel także swój schował za pasek.
Gdy znalazłem się w salonie, ze zdziwieniem dostrzegłem, że Liam nie jest związany i mało tego, jego twarz ozdabia szeroki uśmiech, gdy rozmawia z Brett'em.
- O hej! Mogliście się tak nie spieszyć. - stwierdził, kiedy nas zobaczył.
- Emm...- nie bardzo wiedziałem co na to odpowiedzieć.
Liam w ogóle nie zachowywał się jak ktoś, kto był zakładnikiem złowrogich istot! I jeszcze gorzej, był szczęśliwy! Co tu się dzieje?!
- Jest cały. Dotrzymaliśmy z naszej strony warunków umowy. Teraz wasza kolej. - usłyszałem za plecami głos Dylana, na co podskoczyłem nieznacznie w miejscu, a serce znów zabiło mi przez chwilę mocniej.
Czy on musi mieć taki seksowny ton głosu?! Wystarczy, to jak wygląda!
Odwróciłem się do niego przodem i wyjąłem z kieszeni dokument, który wydrukowałem, mówiący o tym, że łowcy uważają ten teren za czysty od wilkołaków.
- Gdzie jest Scott? Dam to tylko jemu. - zdecydowałem, bo w końcu to Scott był tutaj przywódcą i to z nim wolałem omawiać takie sprawy, no i może chodziło też o to, że Dylan ciut mnie onieśmielał.
- Jest z Mike'm na patrolowaniu terenu, więc musisz oddać to mnie. - wyjaśnił, przybliżając się powolnymi krokami.
W końcu ustał centralnie przede mną i wyciągnął rękę w kierunku dokumentu, ale szybko schowałem go za plecami.
- W takim razie poczekam aż wróci. - oznajmiłem, patrząc wyzywająco w oczy szatyna.
- Scott to mój brat. Pod jego nieobecność ja tutaj rządzę. Poza tym jeśli chcesz czekać tu do piątej rano, to już twoja sprawa. - odparł i zdawało mi się, że kącik jego ust drgnął ku górze.
Mógłbym mu przecież dać ten głupi papier, ale byłem zbyt dumny i nie chciałem aby Dylan wygrał tą bezsensowną potyczkę. Może i to było dziecinne z mojej strony, ale nic nie mogłem poradzić na swoje zachowanie względem tego chłopaka.
- Więc przyjdę jutro z rana i oddam to Scott'owi osobiście. - zdecydowałem, ignorując zdziwione spojrzenie Theo.
- To bez sensu, ale jak uważasz. - wzruszył ramionami, po czym wyminął mnie, a gdy to robił, wyszeptał pod nosem, ale tak abym usłyszał - Nieufny blondas.
Wiedziałem, że zirytowało go moje zachowanie i upartość, ale jakoś cieszyłem się z tego powodu. Nie wiedziałem tylko, że Dylan nie poddał się jeszcze w tej małej potyczce.
- Chodź, Liam. - nakazałem przyjacielowi, ale gdy ten chciał podnieść się z kanapy, zatrzymał go szatyn.
- Skoro warunki umowy nie zostały dotrzymane z waszej strony, nie możemy go wam zwrócić. - stwierdził.
- Dla mnie to yolo. - wzruszył ramionami Liam.
- Ja pierdole, po prostu daj im ten dokument, Thomas! - wkurzył się Theo.
- Lepiej posłuchaj przyjaciela. - Dylan posłał mi złośliwy uśmieszek.
Miałem ochotę podejść i walnąć go w twarz. Chociaż trochę szkoda takiej przystojnej twarzy. W ostateczności walnę go w brzuch.
Podszedłem do szatyna, ale w ostatniej chwili dałem dokument Brett'owi siedzącemu koło Liama.
- Zachowujesz się jak dziecko, Tommy. - skomentował Dylan, za co spiorunowałem go wzrokiem.
- Nie waż się zdrabniać mojego imienia. Nie jesteśmy przyjaciółmi. - wysyczałem i złapałem Liama za rękę, pociągając go za sobą - I niech lepiej Scott pamięta, że ma nam przekazać informację o stadach. - dodałem zanim wyszedłem z domu.
Usłyszałem za sobą tylko ciche prychnięcie.
Wszedłem w las, nadal ciągnąc za rękę Liama. Po chwili dogonił nas Theo.
- Co to miało być? - spytał mnie.
- O co ci chodzi? - burknąłem.
- Wiesz, nigdy nie lubiłem wilkołaków, ale muszę akurat przyznać jednemu z nich rację. Zachowywałeś się jak dziecko, Thomas. - skarcił mnie.
- No i? - wzruszyłem ramionami.
- Jesteśmy łowcami, a co za tym idzie jesteśmy na polowaniu, nie na wakacjach. Spoważniej trochę. - polecił mi, po czym spojrzał na Liama i jego wzrok złagodniał - Nic ci nie zrobili? - spytał z troską.
- Nie. - odrzekł cicho, a ja zdziwiłem się smutnym tonem chłopaka.
- Na pewno? - dopytałem.
- Tak, dajcie mi już spokój. - wymamrotał pod nosem, wyrywając rękę z tej mojej i przyspieszając, aby zostawić mnie i Theo w tyle.
- Nie rozumiem. Gdy przyszliśmy po niego to się uśmiechał. - zdziwiłem się.
- Kto zrozumie Liama i jego humory. Może jak dostarczy organizmowi trochę kalorii, to stanie się weselszy. - stwierdził Theo.
- Pewnie tak. - zgodziłem się z nim, wiedząc jak bardzo Liama uszczęśliwia śmieciowe jedzenie.
Ale gdy tylko dotarliśmy do domu, Liam wcale nie poszedł do kuchni, tylko zamknął się w swoim pokoju.
Zaczynałem się martwić. A może te bestie jednak mu coś zrobiły? Jeśli tak, to niech lepiej szykują się na atak z mojej strony. Nie pozwolę skrzywdzić żadnego z moich przyjaciół.
Theo przysiadł przy stole w salonie i zaczął notować coś jak zwykle w swoim notesie.
Ja postanowiłem zejść na dół do piwnicy i użyć wszystkie negatywne emocje jakie spowodował u mnie Dylan swoją pewnością siebie, do tego aby uporządkować i wyczyścić bronie, przy okazji wyobrażając sobie jak którejś z niej używam na szatynie.
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
W załączniku: Theo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro