🐾ROZDZIAŁ 37🐾
Właśnie wychodziłem zza rogu domu, gdy zobaczyłem jak Dylan biegnie, po czym upada przy czyimś ciele. Przestraszyłem się nie na żarty i zacząłem iść w tamtą stronę. Obok stał Scott, a dalej Theo, Natalie i Mike, który także przed chwilą podbiegł i objął mocno swojego chłopaka.
- ZANE! - wykrzyczał głośno ze szlochem Dylan, potrząsając mocno ramionami blondyna, lecz ten nie reagował.
- Dylan, on...- zaczął jego brat.
- Zamknij się! - nakrzyczał na niego, po czym ucisnął dłońmi ranę Zane'go - Będzie dobrze. - wyszeptał cicho do przyjaciela - Otwórz oczy, proszę. - błagał.
- Dylan? - ukucnąłem przy nim.
Szatyn uniósł na mnie powoli swój wzrok. Można było zobaczyć w jego oczach dużo emocji w tej chwili. Złość, żal, rozpacz, nienawiść, ale chyba najbardziej wyróżniała się zemsta. Jego tęczówki mocno rozbłysły na złotawo.
- Do samochodu. W tej chwili. - nakazał złowrogim głosem i tak przyznając się szczerze, bardzo się go przestraszyłem.
Spojrzał jeszcze raz na ciało Zane'go, po czym wstał i ruszył w stronę auta blondyna. Usiadł za kierownicą. Podszedłem do niego.
- Nie wiem czy powinieneś prowadzić, Dylan. - wyszeptałem niepewnie.
- Wsiadaj. - wysyczał, nawet na mnie nie patrząc.
Zerknąłem na resztę i pokiwałem szybko głową. Następnie zająłem miejsce na przedzie obok szatyna, który nadal patrzył pustym wzrokiem przed siebie.
- Jedźcie z Dylanem, ja wezmę resztę i broń. - usłyszałem niewyraźny głos Theo, który powiedział to do właśnie przybyłego Brett'a i Liama.
Chłopcy zajęli tyły, a zaraz potem szatyn ruszył z piskiem opon. Wiedziałem gdzie jedziemy. Dylan chce się zemścić i wcale mu się nie dziwię. Boję się tylko, że po tym wszystkim szybko nie dojdzie do siebie. Spojrzałem na jego rękę, którą trzymał na skrzyni biegów. Chciałem go za nią złapać, ale bałem się zrobić cokolwiek.
Zerknąłem w tył. Brett czule przytulał do siebie Liama, a ten schował twarz w jego bluzę.
Perspektywa: Scott
- Wsiadasz? - spytał mnie Mike, czekając z otwartymi dzwiami od auta.
- Zostaję. Poradzicie sobie beze mnie. - odparłem, na co chłopak pokiwał tylko głową i wsiadł do samochodu.
Zaraz potem auto odjechało, a ja zostałem sam. Spojrzałem na ciało Zane'go. Nie miałem pojęcia czemu uratował mi życie, poświęcając w zamian swoje własne. Przecież my się nienawidziliśmy!
Uklęknąłem przy nim. Zgarnąłem mu z czoła blond kosmyki włosów. Bałem się, że Dylan zacznie mnie obwiniać o jego śmierć. I chociaż brat mi nie wierzył, to ja nigdy nie obwiniałem go za śmierć mamy.
Nie wiem czemu, ale coś podpowiadało mi abym przyłożył ucho do jego klatki piersiowej. Zrobiłem to i usłyszałem leciutkie bicie serca, ale naprawdę bardzo słabe. Nawet jak wezwę teraz karetkę, to i tak nie zdążą na czas. Zresztą co miałbym powiedzieć gdyby odkryli w jego krwi podczas badania, że ma dziwny skład?
Po prostu zostanę tutaj z nim, dopóki jego serce całkowicie się nie zatrzyma, a to zapewne stanie się lada chwila.
Usłyszałem szelest, więc zwróciłem wzrok w prawo i zobaczyłem Natalie.
- Nie pojechałaś z Theo? - zdziwiłem się, bo widziałem dokładnie jak dziewczyna wsiada do jego auta.
- W ostatniej chwili poprosiłam by mnie wysadził przy drodze. - wyjaśniła i podeszła bliżej, patrząc na leżącego blondyna - Mój dziadek był łowcą. Gdy byłam mała, opowiadał mi do snu historie o wilkołakach. Podobno alfy mogą wyleczyć siebie nawzajem z ran swoją krwią. - oznajmiła.
- To bujda. Nikt z nas w to nie wierzy. Nawet kiedyś ktoś próbował i nie wyszło. - odrzekłem.
- Ale chyba warto spróbować? Jeśli oczywiście jego serce jeszcze bije. - stwierdziła.
Zapaliłem swoje oczy na czerwono, wsłuchując się w odgłos ledwo pracującego serca Zane'go. Było to tak bardzo ciche bicie, że nawet ja ledwo je słyszałem. Spojrzałem na swój nadgarstek, po czym wysunąłem kły i rozgryzłem skórę na nim. Bolało jak diabli. Od razu z rany polała się krew. Przycisnąłem dłoń do ust blondyna, czując się jak jakiś cholerny wampir z filmów, który chce przemienić swoją ofiarę.
Nie odrywając nadgarstka od buzi chłopaka, pochyliłem się, by sprawdzić pracę serca.
- To na nic. - wyszeptałem do dziewczyny.
Miałem już wstać i iść poszukać jakiejś łopaty, ale usłyszałem lekki szmer w klatce piersiowej Zane'go.
Perspektywa: Thomas
Dojechaliśmy do posesji Borysa. Dylan nie odezwał się już słowem, a jego oczy nadal emitowały pustką. Zaczynałem się coraz bardziej o niego martwić.
Wysiadłem z auta i zauważyłem, że Theo parkuje zaraz za nami.
- Gdzie Natalie i Scott? - spytałem, gdy zobaczyłem, że przyjechali tylko Theo i Mike.
- Zostali. - odpowiedział krótko przyjaciel.
- Więc jaki mamy plan? - chciał wiedzieć Brett.
- Myślę, że...- zacząłem, rozglądając się za Dylanem - Gdzie on jest? - zgłupiałem na chwilę.
Serio nikt nie zauważył, że po prostu sobie poszedł?
- Cholera. Dobra, improwizujemy! - zdecydował szybko Mike, po czym ruszył w stronę posesji Borysa, a my za nim - Dylan burak poszedł zajebać Borysa sam, więc my ochraniajmy mu tyłek w tym czasie. Lalka i Thomas pójdą ze mną do środka, a Brett i Liamex oczyszczą teren wokół budynku. - nakazał.
- Jak mnie nazwałeś? To brzmi jak logo jakiejś firmy produkującej prezerwatywy. - oburzył się Liam.
- Albo lubrykanty, co do ciebie pasuje idealnie. - stwierdził czarnowłosy.
Liam zarumienił się mocno na twarzy, chowając ją zaraz potem w koszulkę Brett'a.
- Jeszcze jeden taki tekst do Liama, to cię zapierdolę. - ostrzegł wyższy chłopak.
- Aw! Widzę, że miłość rozbiła namiot w twoim sercu. A raczej w spodniach. - skomentował Mike - Dobra, dość tych czułości! Zaczynamy! No ruszać się, panienki! - pomaglał nas.
Dobrze, że Mike nie jest alfą. Nikt normalny nie zniósłby długo jego rozkazów.
Liam z Brett'em poszli za budynek, a my we trzech weszliśmy do willi. Już od progu zobaczyliśmy nieprzytomnego łowcę przy drzwiach, którym musiał się zająć Dylan.
Bałem się o niego. Zemsta za Zane'go może mu przysłonić zdrowy rozsądek, a wtedy przez nieostrożność wpadnie w kłopoty lub zostanie ranny, a tego na pewno nie chcę.
- Mamy intruza! - usłyszałem krzyk gdzieś z górnych pięter i odgłosy strzałów.
- Dylan walczy na górze. Laleczko moja droga, sprawdzisz piwnicę, a my z Thomasem pójdziemy pomóc temu łamadze? - spytał słodko Mike swojego chłopaka.
- Oczywiście. Nawet już tam ostatnio byłem. Co prawda, zamknięty. - przewrócił oczami, po czym potulnie zszedł na dół.
- Hmmm....ciekawe jakby to było uprawiać seks w zamkniętej celi? - zastanawiał się na głos Mike, koło którego wchodziłem na górę po schodach.
A ja marudziłem, że Dylan to zbok.
Strzeliłem do mężczyzny, który nagle wyskoczył zza rogu, kiedy weszliśmy na piętro. Mike posłał mi tylko mały uśmiech i ruszył dalej. Zaczęliśmy mijać w korytarzu leżących łowców.
- Dylan chyba zbyt bardzo się zdenerwował. - zauważył czarnowłosy.
- Stracił kontrolę? - zmartwiłem się.
- Nie. Gdyby stracił, zabiłby ich, a nie zostawiał nieprzytomnych. I co najgorsze, nas też by zabił. - oznajmił.
Przeszły mnie dreszcze strachu. Cieszyłem się, że jednak szatyn nie dał się do końca ogarnąć rządzy zemsty.
Przechodziliśmy obok pokoju z którego wyskoczył nagle jakiś mężczyzna z wąsem i kopnął mocno Mike'a w brzuch, po czym zaczął uciekać w stronę schodów, ale szybko podłożyłem mu nogę, przez co upadł na jasne kafelki.
Odwrócił się na plecy i ze zdziwieniem zauważyłem, że na jego twarzy nie ma już wąsów, a dałbym sobie rękę uciąć, że wcześniej je widziałem.
- Koleś, to było nie mądre. - powiedział Mike, trzymając się za brzuch - Ej, czy on wcześniej nie miał wąsa? - zdziwił się po chwili.
Mężczyzna dotknął skóry pod nosem, a potem przeklnął cicho i zaczął szukać po podłodze czegoś. W końcu znalazł kłębek kłaków, po czym schował je do kieszeni i wstał. Nim się zorientowałem wyciągnął pistolet.
- Czy ty wiesz, chłopcze, że działasz z mordercami? To skandal! - wykrzyczał do mnie.
Nie wyglądał jakby był zdrowy psychicznie.
Zaczął się wycofywać w stronę schodów, zapewne chcąc uciec, a ja ani Mike nie mogliśmy do niego podejść, bo koleś miał broń w ręku.
- I tak to już twój koniec, Borys. - z pokoju obok wyszedł Dylan.
Mężczyzna wycelował w niego i na chwilę spojrzał na nas. Zacząłem powoli sięgać po swój pistolet tak, by łowca tego nie zauważył.
Borys zerknął na schody, a następnie przyłożył broń do głowy Dylana. Szybko wyjąłem swój pistolet i wymierzyłem w napastnika.
- Macie dać mi uciec. W przeciwnym razie go zastrzelę. - zagroził.
Moja ręka w której trzymałem pistolet zaczęła mi drżeć. Nie wiedziałem co robić.
- Puść go. - poprosiłem, bojąc się o życie swojego chłopaka.
Nie dam go skrzywdzić!
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
W załączniku: Dylan
Gif w rozdziale: Thomas
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro