🐾ROZDZIAŁ 35🐾
Theo zatrzymał samochód przed willą, a zaraz potem wysiadła z niego Natalie.
- Nigdy więcej! - wykrzyczała oburzona.
Podszedłem do dziewczyny. Spojrzała na mnie i od razu uśmiechnęła.
- Thomas. - rozpoznała mnie szybko.
- Witaj. Dzięki, że chcesz nam pomóc. - oznajmiłem.
- Tak, tylko dopiero w połowie drogi dowiedziałam się, że ten rzucający na prawo i lewo zboczonymi tekstami chłopak Theo, to wilkołak. Mało tego, wszyscy tutaj oprócz ciebie i jego, to także wilkołaki. - zirytowała się.
- Wiem, że współpraca z nimi jest niezgodna z zasadami, ale proszę, olej je na tą chwilę. - powiedziałem łagodnie.
- Olać je?! - wybuchła.
- Laska, nie rzucaj się tak. - przewrócił oczami Zane.
- Prosił ktoś ciebie o zdanie? - ochrzanił go Scott, po czym podszedł do Natalie, a ta lekko się spięła i nawet sięgnęła by po broń, ale złapałem ją za rękę, tym sposobem ją powstrzymując - Jesteśmy dobrym stadem, naprawdę. Nie zabijamy ludzi. Chcemy tylko żyć normalnie. Mam na imię Scott i jestem przywódcą tej grupy. - wyjaśnił spokojnie dziewczynie - Ale Zane do niej nie należy. - dodał szybko, wskazując na blondyna - Jego możesz zabić jakby co. - stwierdził.
- Scott! - skarcił go Dylan.
- No co? - ciemnowłosy wzruszył ramionami.
Theo westchnął głośno, po czym odciągnął Natalie na bok, zaczynając ją przekonywać, że stado Scott'a nie jest złe. Dziewczyna chyba zaczynała się przełamywać, więc skupiłem się na kłótni Scott'a z Zane'm.
- Jak mogłeś powiedzieć żeby mnie zabiła? - niedowierzał blondyn.
- Przesadzasz. - machnął na niego ręką brat Dylana.
- Nie przesadzam. Nie jestem jebanym ogrodnikiem! - wkurzył się Zane.
- Ha! Dobre! - zaśmiał się Mike, oparty o auto i z zaciekawieniem słuchał ich wymiany zdań.
To jest jakiś cyrk.
- Hej, ominąłem coś? - przy mnie pojawił się Liam.
- A gdzie masz Brett'a? - zdziwiłem się.
- Emmm...nie wiem. Może poszedł do łazienki. - odpowiedział, rumieniąc się lekko.
- Zgubiłeś swojego chłopaka? - dołączył do nas Dylan, olewając kompletnie swojego brata i przyjaciela, którzy nadal się na siebie darli.
Szatyn chyba miał już ich dość.
- To nie jest...- zaczął cicho Liam.
- Nie zgubił. Jestem. - podbiegł Brett, po czym ustał obok mojego przyjaciela i objął go ramieniem, na co Liam jeszcze bardziej poczerwieniał - A tu co się dzieje? - spytał, wskazując na chłopaków.
Skupiłem się z powrotem na ciemnowłosym i blondynie. Scott patrzył się na Zane'go z mordem w oczach i chodził od prawej do lewej, jakby szykował się na atak. Natomiast Zane stał spokojnie z rękami w kieszeniach, posyłając mu politowane spojrzenie.
- To w końcu się napierdalasz czy break dance tańczysz, bo ja już, kurwa, nie wiem. - skomentował z rozbawieniem Zane.
- Ej, nikt się nie będzie tutaj z nikim napierdalał! - wykrzyczał od razu Dylan - Skupcie się lepiej na napierdalaniu naszych wrogów, a nie! - zirytował się.
- Ja z nim nie wytrzymam! Jak mam być spokojny, gdy on mnie ciągle wkurwia! - wybuchł Scott.
- Zrobimy tak, podzielimy się na dwie grupy. W jednej będzie Scott, w drugiej Zane. A Thomas będzie nam osłaniał plecy snajperką. - zaproponował szatyn.
- Zgoda. Ważne, że nie będę musiał znosić towarzystwa tego zjeba w czasie akcji. - stwierdził brat Dylana.
- Tak, bo siebie niestety będziesz musiał znosić do końca życia. - odgryzł się Zane.
- Zaraz zrobię mu krzywdę. - uprzedził Scott.
- Jak dzieci. - westchnął Mike, po czym spojrzał na Theo i Natalie - Ej, aby nie podrywaj mi mojej laleczki, kobieto! - ostrzegł, na co Theo przewrócił oczami, a dziewczyna posłała mu niedowierzające spojrzenie.
- Może po prostu wejdźmy do domu i poczekajmy aż się ściemni. - wyszeptałem do Dylana.
- Ta, chodź Liam, usmażę ci frytki, wolę to niż słuchać nadal tych debili. - zdecydował szatyn, prowadząc mnie w stronę willi.
- Yaaay! - zaraz za nami ruszył ucieszony Liam.
* * *
Chodziłem po salonie z nudów, czekając aż w końcu się ściemni i będziemy mogli ruszyć na grupę łowców Borysa. Dobrze, że Zane przyjechał swoim autem, także spokojnie wszyscy z nas dotrą na miejsce. Przy okazji dowiedziałem się, że Dylan umie jeździć samochodem, tylko problem w tym, że nie ma prawka. Natomiast Mike ma, ale nie jeździ ze względu na bezpieczeństwo innych ludzi na drodze.
Spojrzałem na chwilę na Liama, który zjadł niedawno frytki, usmażone przez Dylana, a teraz zajadał się czekoladą truskawkową. Brett leżał z głową na jego kolanach i patrzył znudzonym wzrokiem w telewizor.
- ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU! - podskoczyłem w miejscu na głośny wrzask Scott'a, który dobiegł z pokoju za schodami.
Z tego co wiedziałem był tam stół do bilarda, ale ja nigdy tam nie zaglądałem jakoś specjalnie. To był raczej teren przebywania Mike'a. Zresztą ta posesja była tak duża, że nie zwiedziłem jeszcze połowy pokoi w tym budynku.
Scott wszedł do salonu ze wściekłą miną.
Czy on i Zane kiedykolwiek przestaną się kłócić?
- Idę zrobić jeszcze rundkę wokół terenu na wszelki wypadek. Przy okazji nie będę musiał siedzieć tutaj z tym idiotą. - rzucił w naszą stronę, po czym wyszedł z domu.
- Shippuję ich. - wymamrotał Liam z pełną buzią czekolady.
- Ja tam najbardziej shippuję Briama. - oznajmił Brett.
- A co to? - zaciekawił się mój przyjaciel.
- My, Sezamku. - wyjaśnił chłopak, na co Liam od razu się zarumienił na twarzy i uśmiechnął lekko.
Słodko się na nich patrzyło. W sumie zagapiłem się na parę tak bardzo, że przez przypadek strąciłem łokciem drewnianą figurkę z półki koło okna. Na szczęście nic się jej nie stało. Schyliłem się, by ją podnieść i w tym samym momencie poleciały na mnie odłamki rozbitego szkła. Zerknąłem szybko na okno w którym była dziura po kuli.
- Snajper! - wykrzyczałem, a zaraz potem rozległy się następne strzały w okna.
Brett natychmiast pociągnął Liama na podłogę i zasłonił go własnym ciałem przed latającymi odłamkami szkła.
- Dylan! - wykrzyczałem, nie wiedząc czy mój chłopak jest cały.
Strzał znów trafił w okno pod którym siedziałem i poleciało mi na głowę rozbite szkło. Musiałem zasłonić twarz dłońmi.
- Jestem, marudo. - usłyszałem niedaleko mnie, więc opuściłem ręce i spojrzałem na szatyna, który zaczaił się pod ścianą, patrząc co chwilę na okno.
Odetchnąłem z ulgą. Dylan był cały i zdrowy. Nie wiem co bym zrobił, gdyby coś mu się stało.
Cholera, kocham go!
- Wszystkie okna w domu nam rozpierdolili! A mówiłem żeby wymienić na kuloodporne! - zirytował się Mike, wchodząc do salonu, schylony by być poza zasięgiem snajpera.
- I skąd byś wziął na to kasę?! Starcza nam ledwo na życie, po tym jak uparłeś się by kupić ten dom! - wkurzył się Brett.
- Chciałem zagrać w kasynie w pokera, to mi nie pozwoliliście! - wypomniał.
- Przejebałbyś wszystko! - wykrzyczał Dylan, dołączając się do dyskusji w czasie gdy ktoś nadal strzelał nam do okien.
- Czy wy zgłupieliście?! Kłócicie się o takie bzdury, gdy nas atakują?! - wybuchłem.
- Bercik, zejdź już ze mnie. Jesteś ciężki. - wymamrotał Liam, chcąc wstać z dywanu, ale chłopak znów pociągnął go w dół.
- Chcesz dostać kulkę czy jak?! - ochrzanił go.
Nagle strzały ustały. Wiedziałem co to znaczy, bo również w taki sposób atakowałem stada. Najpierw snajper straszył, przy okazji zabijając, gdy nadażała się okazja, a zaraz potem wkraczali inni do walki wręcz.
Szybko wyjąłem swój pistolet i przeładowałem go. Od razu wymierzyłem lufą w drzwi wejściowe.
Jeśli tylko ktoś tu wejdzie, zabiję. Nie dam skrzywdzić żadnego z moich przyjaciół.
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
W załączniku: Scott
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro