Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🐾ROZDZIAŁ 26🐾

- Już dojeżdżamy. Rozglądajcie się. Powinien gdzieś tutaj być. - oznajmiłem, zwalniając nieco, gdy minąłem miasteczko i wjechałem na szosę.

- Widzę tylko las. - Liam wzruszył ramionami.

- Jak wszędzie tutaj. - westchnął Brett.

Zerknąłem w lusterko wsteczne, by spojrzeć na chłopaków.

- Co jak co, ale wy akurat powinniście się cieszyć. Wilkołaki kochają las. - stwierdziłem.

- Skąd wziąłeś takie pierdoły? - zaśmiał się Mike, siedzący koło mnie.

- Tak słyszałem. Niby dlaczego przeważnie można was znaleźć w lasach? - zdziwiłem się.

- Bo musimy się na przykład ukrywać? - wyjaśnił Brett.

- Nie kocham lasu. Kocham KFC. Zamieszkałbym tam. - odezwał się Liam - Wystąpimy na małe frytki w drodze powrotnej? - spytał z nadzieją.

Spojrzałem jeszcze raz w lusterko i zauważyłem jak Brett z małym uśmiechem kręci przecząco głową do Liama.

- No ale czemuuuu? - zaczął marudzić.

- Musimy jak najszybciej dowiedzieć się od Theo kto go porwał i omówić to razem ze Scott'em oraz Dylanem. Potem możemy pomyśleć o KFC. - odrzekłem.

- Trudno. Poproszę Dylana, żeby usmażył mi frytki. - prychnął.

- To też jakieś wyjście. - skomentował Brett.

- Jest! - krzyknął Mike - Przed nami. Cały i zdrowy. - dodał z uśmiechem.

Ja zauważyłem tylko w oddali małą kropkę i to jeszcze ledwo ją widziałem. Przyspieszyłem, dodając gazu, a po chwili mała kropka zaczęła nabierać kształtu. Naprawdę podziwiam Mike'a, że zdołał go wypatrzeć i dodatkowo ocenić, że nie jest ranny.
Zatrzymałem się obok idącego poboczem przyjaciela.

- No nareszcie. - powiedział z uśmiechem Theo, a moment później był już w objęciach Mike'a - Stęskniłeś się? - zażartował.

- Za tobą, lalka, zawsze. - odrzekł czarnowłosy, po czym dał mu małego buziaka w usta.

- Awwww. - wzruszył się Liam.

Uśmiechnąłem się na ten widok. Od razu pomyślałem o Dylanie. Nie powinienem być dla niego taki chłodny, tylko dlatego, że jestem zazdrosny o jakiegoś Zane'go. Gdy już wrócimy, wyprzytulam szatyna.

Perspektywa: Dylan

Wyszedłem z Zane'm na dwór, aby nie wkurzać jeszcze bardziej Scott'a.

- Serio zostałeś sam? - spytałem blondyna.

- Niestety. - westchnął, po czym spojrzał mi w oczy - To jak? Przyłączysz się? Znajdziemy jeszcze kilka osób, którym można ufać i stworzymy zacną watahę. - zaproponował.

- Nie, Zane. Wybacz, ale nie mogę z tobą odejść. Nawet jeśli przebywanie w obecności Scott'a mnie rani, bo zabiłem naszą matkę, to jednak to mój brat i go nie zostawię. Ponadto jest tu ktoś na kim mi zależy. - wyznałem.

- Niech zgadnę. Ten blondas, co mnie oskarżył o jakieś dziwne stosunki z tobą? - zaśmiał się.

- Ten sam. - uśmiechnąłem się.

- Byłem przekonany, że ze mną pójdziesz, ale w takim razie rozumiem, że chcesz zostać. - stwierdził, po czym wyjął z kieszeni karteczkę - Zadzwoń czasami. Pogadamy. - zaoferował, a ja przyjąłem kwitek z numerem i przytaknąłem - Poza tym jak będziesz miał jakiś problem to wal śmiało, pomogę. - obiecał.

- Dzięki, Zane. - przytuliłem krótko przyjaciela.

Brakowało mi go. Odmówiłem mu wcześniej spotkania ze względu na Scott'a. W sumie cieszę się, że Zane jednak przyszedł tutaj niezapowiedzianie.

- Dbaj o tego blondasa. Kto wie, może to prawdziwa miłość. - oznajmił z uśmiechem na pożegnanie, po czym ruszył w las.

- Na pewno będę o niego dbał. - przyrzekłem szeptem sobie jak i Zane'mu.

Wróciłem do domu. W salonie zastałem brata siedzącego w fotelu z wkurzoną miną.

- Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że kontaktowałeś się z tą szują? - spytał z gniewem.

- To nie żadna szuja. Nie przesadzaj. - skarciłem go.

- Przez niego jesteśmy tacy, Dylan. To on nas zmienił i nawet nie możemy żyć przez to normalnie. Cały czas łowcy, uciekanie, walka z innymi stadami. - zaczął wymieniać.

- Skąd nagle ten pesymizm? Radzisz sobie z nas najlepiej w byciu wilkołakiem. Można powiedzieć, że jesteś do tego stworzony. Przyznaj się, że ukrywasz się za oskarżeniami Zane'go, bo tak naprawdę po prostu go nie lubisz. - wywnioskowałem.

- Nie lubię go. Masz rację. Ale to nie zmienia faktu, że oskarżam go, bo jest winny. - uparł się przy swoim.

- Nie mówię, że nie jest. Tylko, że ja mu dałem szansę i tego nie żałuję. To na serio spoko gość. Nie wiem czemu nikt tego nie widzi. Mike był bezlitosnym zabójcą i nie miałeś z tym problemu. Zane przemienia od czasu do czasu kogoś i tu już widzisz problem. Nie chodzi ci o to co robi, chodzi ci o niego. - oznajmiłem i mając już dość tej rozmowy, wyszedłem na zewnątrz, po czym ruszyłem w stronę domu Tommy'ego i Theo, aby na nich poczekać.

Perspektywa: Thomas

Zajechaliśmy pod dom i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to Dylan. Serce od razu zabiło mi na jego widok mocniej.

- Hej, widzę, że się odnalazłeś. - szatyn przywitał się z Theo z uśmiechem.

- Jakoś dałem radę. - odparł.

- Może powiesz, lalka, w końcu kto cię porwał, abym mógł zabić tego kogoś w męczarniach? - spytał słodko Mike, na co mój przyjaciel przewrócił oczami.

- A ja jestem za tym, aby usmażyć frytki dla biednego, głodnego wilczka. Kto jest za? - wtrącił Liam.

- Później, Liam. - obiecałem, po czym spojrzałem na Theo - Widziałeś wśród porywaczy blondyna z tatuażami na rękach? - chciałem wiedzieć.

- No pewnie! Bo Zane od razu musi być winny! Przecież powiedział, że nie porywa nikogo od trzech miesięcy! - wybuchł Dylan.

- Chcę się tylko upewnić i nie drzyj się na mnie! - wkurzyłem się jego zachowaniem.

A miałem go wyprzytulać, a nie się z nim kłócić...

- Ej, spokojnie. Nie widziałem żadnego blondyna z tatuażami. Porwali mnie łowcy. - wyznał Theo.

- Łowcy? Dlaczego? - zdziwiłem się.

- Widzisz? Wygląda na to, że to jednak twoi są winni, marudo. - prychął Dylan pod nosem, za co spiorunowałem go wzrokiem.

Nie rozumiałem jego złości. To tej pory szatyn na nic się nie obrażał, a teraz co chwila mi docina i wygląda na wkurzonego na mnie.

- Dyl, dam ci radę. Zamknij się, bo jak Thomas się wkurzy, to będziesz do końca życia jechał na ręcznym. - skomentował Mike.

- Możecie przestać się kłócić o tego Zane'go? Mamy ważniejszą sprawę. Uciekłem tym łowcom. Będą mnie szukać. Ciebie pewnie też, Thomas. Nie możemy zostać dłużej w tym domu. - Theo wskazał na budynek za moimi plecami.

- Czego oni chcą od nas? - spytałem przyjaciela.

- Naszego informatora. Zresztą Borys i jego banda nie przestrzegają zasad łowców. Chcą tylko wiecznej chwały, nie ważne jakim kosztem. Są niebezpieczni i liczni. - ostrzegł.

- I martwi już niedługo. - dopowiedział Mike, po czym spojrzał na Theo - Lalka, zabieram cię do nas. Tam będziesz bezpieczny. I Thomas, ty też. - zdecydował.

- Można jeszcze kogoś poprosić o pomoc. Im nas będzie więcej, tym bardziej będą się bali zaatakować. - dodał Brett.

Milczałem. Plan aby trzymać się razem był dobry. Tylko teraz nie za bardzo wiedziałem czy jestem mile widziany przez Dylana w ich willi. Spuściłem wzrok.

Może chłopak doszedł do wniosku, że jednak do siebie nie pasujemy?

- Okej, to chodźmy! Stęskniłem się za kuchnią i telewizorem! - Liam pociągnął za sobą Brett'a i Theo.

- Ej, gdzie mi zabierasz moją laleczkę!  - Mike zaraz po tym, szybko poszedł za nimi.

- Nie idziesz? - spytał Dylan, gdy nie ruszyłem się z miejsca.

- A chcesz mnie tam? - spojrzałem na niego.

- Co? Czemu zadajesz takie pytania? Jakbym mógł cię nie chcieć w swoim domu? - zdziwił się.

- Jesteś zły na mnie. - oznajmiłem.

- Jestem zły, bo każdy oskarża o całe zło świata Zane'go, a to nie jest sprawiedliwe. Zrozum, to mój przyjaciel. Ty byłbyś wesoły, gdyby ktoś najeżdżał cały czas na Theo lub Liama? - spytał.

- Nie. Raczej nie. - wyszeptałem.

- Więc sam widzisz. Poza tym to już nieważne, bo i tak Zane sobie stąd poszedł i wcale mu się nie dziwię, że tak szybko. Każdy oprócz mnie go tutaj nienawidzi. - wywnioskował.

- Poszedł? - zdziwiłem się - Przecież on chciał cię zabrać ze sobą. - przypomniałem.

- Chciał, ale odmówiłem, bo powiedziałem mu, że jest tutaj osoba na której bardzo mi zależy, a on to zrozumiał. - chwycił moją twarz w swoje dłonie - Taka jedna mała, wkurzająca i marudna osóbka. - dodał, patrząc mi głęboko w oczy.

- Mi też na tobie zależy, Dylan. - wyznałem - Zostawmy temat Zane'go. Nie chcę się z tobą kłócić. - poprosiłem.

- Tak jakby. - odpowiedział, po czym dał mi krótkiego buziaka w usta - Chodź do domu. Muszę uszykować ci pokój gościnny. - złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę willi.

- Chcę spać z tobą. - powiedziałem bez namysłu.

Szatyn obejrzał się i posłał mi szeroki uśmiech.

- Czekałem aż to powiesz. - zaśmiał się.

- Głupek. - przewróciłem oczami.

Mój głupek.

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

W załączniku: Brett

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro