🐾ROZDZIAŁ 24🐾
Siedziałem sporą część nocy przy laptopie, ale niestety nie znalazłem żadnych wspominek na temat stad w okolicach miejsca porwania Theo. Najwyraźniej o tym stadzie, które zabiłem, łowcy nie wiedzieli.
Byłem okropnie zmęczony. Nawet nie wiem kiedy usnąłem z głową na klawiaturze.
Uśmiechałem się szeroko do wilka o brązowych oczach, drapiąc go za uchem.
Nagle poczułem w sierści coś mokrego i lepkiego. Spojrzałem na swoje palce. Była na nich krew. A gdy wróciłem wzrokiem do wilka, ten leżał bez życia na ziemi.
- Nie, nie, nie...- zacząłem szeptać, pochylając się nas zwierzęciem - Dylan? - próbowałem pomóc wilkowi, ale ten nadal się nie ruszał.
Piękna sierść zaczęła przesiąkać krwią. Po policzku popłynęła mi łza. Nagle poczułem jak ktoś przykłada mi coś ostrego do karku.
- Tommy! - poderwałem się z krzesełka - Spokojnie. To tylko ja. - powiedział Dylan.
Natychmiast wpadłem mu w ramiona. Przytulił mnie do siebie mocno.
- Znalazłeś coś? - spytał.
Pokręciłem przecząco głową.
- Zabieram cię do nas. Musimy wymyślić jakiś plan. Mike jest coraz bardziej wkurzony. - oznajmił.
- Okej. - zgodziłem się.
- Nie martw się. Znajdziemy Theo. - zapewnił.
- A jeśli nie? - wyszeptałem w jego koszulkę.
- Znajdziemy go. - powtórzył, po czym objął mnie ramieniem i wyprowadził z domu.
Po niedługim czasie weszliśmy z Dylanem do willi. Liam siedział przytulony do boku Brett'a na kanapie ze smutną miną. Scott przeglądał jakieś papiery, porozwalane na stoliku, a Mike chodził od ściany do ściany i wyglądał jakby miał zaraz kogoś zabić.
- Masz coś, Thomas? - spytał mnie Scott.
- Niestety nie. - odparłem cicho.
- Zajebiście. - wysyczał Mike pod nosem, nie przestając chodzić po salonie.
- Ja też nic nie mam. Ani w miasteczku, ani za nim nie ma żadnych stad. A przynajmniej nie ma tych, które znamy. - oznajmił brat Dylana - Są tam tylko łowcy. W masteczku i w lasach za nim. - dodał.
- Pamiętam. Ścigali nas, gdy tutaj zmierzaliśmy. - westchnął Brett.
- Ale zgubiliście ich? - zapytałem.
- Tak. Zaraz za miasteczkiem, a co? - zaciekawił się Dylan.
- Na pewno ich zgubiliście? Bo jeśli nas obserwowali, to wiedzą, że Liam jest wilkołakiem, a ja i Theo z wami trzymamy. - zmartwiłem się.
- Zgubiliśmy ich na sto procent. - zapewnił Scott.
- Dokładnie. Śmiałem się z tego jak pogubili się w lesie. - przypomniał sobie Brett.
- Istnieje też opcja, że porywacze wywieźli laleczkę znacznie dalej za miasteczko. - odezwał się wkurzonym głosem Mike.
- Zrobimy tak, pojedziemy do tego miasteczka i spróbujemy wytropić Theo za pomocą węchu. Potem tak samo sprawdzimy okolice za miejscowością. - zdecydował Scott.
- Wiesz ile do cholery to zajmie?! - wybuchł Mike.
- A masz inny plan? - skarcił go, na co czarnowłosny prychnął pod nosem - No właśnie. Trzeba...- urwał, spoglądając niedowierzająco na Dylana.
- Co się dzieje? - spytałem, gdy zobaczyłem, że szatyn jest tak samo wstrząśnięty.
Nie uzyskałem odpowiedzi. Dylan kazał mi ustać obok Mike'a, a sam poszedł do drzwi wejściowych.
- Co jest? - wyszeptałem do Mike'a.
- Mamy gościa. - odrzekł krótko.
- To jakiś fajny gość? Przyniósł jedzenie? - zaciekawił się Liam.
- Sezamku, nie teraz, proszę. - nakazał mu Brett, wstając z kanapy z chłopakiem i ustał koło nas, trzymając Liama blisko siebie.
Scott poszedł na środek salonu. Widziałem, że zaciska ręce w pięści, co nie było dobrym znakiem. Zaczynałem się trochę bać.
Po chwili do pokoju wszedł Dylan, a za nim chłopak. Miał blond włosy, ułożone na bok i szare oczy z tego co zauważyłem. Rękawy miał podwinięte do łokci, pokazując tym samym swoje tatuaże na rękach. Wyglądał jak typowy bad boy.
- Scotty! Ile to czasu, powiedz ty mi? - nieznajomy uśmiechnął się wesoło do ciemnowłosego.
- Czego chcesz i co tu robisz? - wysyczał alfa.
- Jak zwykle nie miły. - skomentował chłopak, po czym spojrzał na Dylana - Dziwię się, że z nim wytrzymujesz. - stwierdził.
- Scott zadał ci proste pytanie. Co tu robisz? - wtrącił Mike.
- Dylek odmówił mi spotkania, więc pomyślałem, że sam się do niego pofatyguje. - wzruszył ramionami i w tym momencie domyśliłem się kim jest.
To Zane.
- To coś ważnego, że przyszedłeś? - zaciekawił się Dylan.
- Mnie interesuje coś innego. - odezwałem się, za co szatyn spiorunował mnie wzrokiem, że się wtrącam, a Zane przyjrzał mi się z ciekawością - Wczoraj mój przyjaciel został porwany, a teraz zjawiasz się nagle ty. Słyszałem, że lubisz powiększać swoje stado, więc spytam tylko raz. Gdzie jest Theo? - zapytałem wkurzony.
- Po co wam ten człowieczek? - zaśmiał się Zane - Scotty, chyba nie wiesz na czym polega bycie alfą i zakładanie stada. - zachichotał.
Scott podszedł do niego, po czym złapał za koszulkę i przycisnął go do ściany.
- Odpowiedz na pytanie. - rozkazał.
Zane bez większego problemu odepchnął Scott'a. Szybko między nimi ustał Dylan, by nie dopuścić do walki.
- Koleś, nie wiem czy wiesz, ale jestem nowy i co chwilę wybucham złością, więc radzę ci odpowiedzieć na pytanie, w przeciwnym razie zaraz cię rozszarpię! - Liam wyrwał się z uścisku Brett'a i podszedł do Zane'go.
- Och...już się boję, mała beto. - wyśmiał go.
- Bać to się będziesz jak skopię ci dupę! Mów gdzie jest Theo! - wykrzyczał mój przyjaciel.
- Jaki groźny. - zachichotał - Już cię lubię. Wezmę cię razem z Dylanem. - zdecydował.
- Co to znaczy? - przestraszyłem się, lecz w tym samym momencie do blondyna doskoczył Scott, przytrzymywany przez szatyna.
- Jeśli myślisz, że pozwolę ci zabrać Dylana i Liama, to jesteś głupi! Nigdy ich ci nie oddam! Są w MOIM stadzie! - wykrzyczał Scott.
- Niech sami zdecydują. - odparł spokojnie Zane, po czym spojrzał na Liama.
- Myślisz, że możesz mnie tak po prostu wziąć? - wysyczał przyjaciel.
- Nawet gdybyś rozdawał za darmo frytki z KFC, to bym się do ciebie nie przyłączył. - stwierdził Liam.
- Trudno. Nie żal mi. - wzruszył ramionami, a następnie spojrzał na Dylana - No dalej, stary. Wiem, że nie chcesz być w stadzie w którym tak źle się czujesz. Może i braciszek tego nie mówi, ale w głębi siebie nadal obwinia cię za to co zrobiłeś z waszą matką. U mnie nikt nie będzie ciebie winił. Chodź ze mną. - zaproponował.
- Skąd on wie o mamie? - Scott spojrzał z niedowierzaniem na Dylana.
- Och, Dylek ci nie mówił? Kontaktowaliśmy się ze sobą telefonicznie. Przestaliśmy jakoś pół roku temu. - wyjaśnił Zane.
- Jak mogłeś? - spytał oskarżająco Scott Dylana.
- To były tylko rozmowy. Nic więcej. Przecież jestem w twoim stadzie, nie jego. Nie powiedziałem ci o tym, bo nie zrozumiałbyś, że przyjaźnimy się z Zane'm. - wytłumaczył szatyn.
- A może łączy was coś więcej niż przyjaźń? - wtrąciłem, czując jak puszczają mi nerwy.
- Tommy, błagam. - wyszeptał Dylan, chcąc złapać mnie za rękę, ale się odsunąłem.
- Że niby mnie z tym paszczakiem ma coś łączyć? Blondynko, chyba za dużo powietrza żeś dziś się nawdychał. - skomentował Zane.
- Przestań pieprzyć i powiedz czy porwałeś ostatnio kogoś o imieniu Theo! - odezwał się zniecierpliwiony Mike.
- Nie znam gościa. Poza tym od trzech miesięcy nikogo nie porywam. - wyjaśnił.
- I niby mamy ci wierzyć?! - prychnął Scott.
- Ech, serio muszę się do tego wam przyznawać? - jęknął - Prawda jest taka, że moje stado się zbuntowało i zostałem sam. Dlatego pomyślałem, że może Dylek chciałby dołączyć, bo postanowiłem zbudować nowe stado z samych zaufanych osób. - wyznał i o dziwo zabrzmiało to szczerze.
Tylko co jeśli jednak kłamie? Albo co jeśli mówi prawdę?
Ale jak nie on, to kto porwał Theo?
- Nie lubię go. Ma fajniejsze teksty od moich. - wyszeptał mi na ucho Mike, przez co spojrzałem na niego.
- Ja też go nie lubię. - powiedziałem na tyle głośno, żeby wszyscy dobrze mnie usłyszeli.
Po prostu nie ufałem Zane'mu. I byłem także zazdrosny o Dylana jak cholera.
To mój chłopak! A Zane niech stąd wypieprza!
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
W załączniku: Thomas
Gif w rozdziale: Liam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro