Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🐾ROZDZIAŁ 20🐾

Perspektywa: Liam

Zaraz po tym jak Scott odwiązał mnie od drzewa, zamknąłem się w swoim pokoju, który w sumie od niedawna jest mój, ale zdążyłem się już w nim zadomowić. Niedawno przeniosłem z pomocą Brett'a i Mike'a swoje rzeczy ze starego lokum.

Przydałoby się, abym chociaż chwilę się przespał, ale wątpię czy bym usnął.
Miałem ogromne wyrzuty sumienia przez to, co powiedziałem Thomasowi i innym. A najgorzej, że krzyczałem również na Brett'a. Nie chciałem tego.
Żeby nie myśleć o tym wszystkim, zająłem się dokończeniem wieszania plakatów z postacią Świnki Słodzinki nad łóżkiem, bo te z Supernatural powiesiłem już wcześniej.

- Liam, śniadanie! - usłyszałem dokładnie głos Dylana za pomocą wilczego słuchu.

Wyłapałem także w jego tonie, że chłopak na jakiś problem.

Ha! Uwielbiam moje moce! Jestem jak jakiś superbohater z komiksów!

Wybiegłem z pokoju jak najszybciej się dało i nawet nie zauważyłem kiedy wpadłem na kogoś przy schodach.

- Spokojnie, Sezamku. Nikt ci nie zje tego śniadania. - upomniał mnie Brett, łapiąc za ramiona abym się nie przewrócił.

- Skąd wiesz? - odparłem.

Nigdy nie wiadomo kto może czychać na twoje jedzenie. Jak nie upilnujesz, to potem będziesz głodny chodzić. Wiem coś o tym!

- Powiedz mi lepiej jak się czujesz? Już dobrze? - spytał z troską chłopak.

- Tak. - spuściłem wzrok.

- Nie kłam, Sezamku. - nakazał.

- Zachowywałem się okropnie. - wyszeptałem.

- Liam, spójrz na mnie. - poprosił, więc uniosłem głowę do góry - Nikt ci nie ma za złe twojego wybuchu. - położył mi ręce na ramiona - Powiem więcej, spodziewaliśmy się tego. - wyznał.

- Nie chciałem na ciebie krzyczeć. Przepraszam. - skruszyłem się.

- Wybaczam ci. - posłał mi mały uśmiech, po czym przytulił mnie delikatnie.

Uśmiechnąłem się szeroko, wtulając bardziej w jego ciało.

Perspektywa: Thomas

Byłem cholernie niewyspany, ale za to szczęśliwy jak nigdy w życiu!

Nie mogąc się doczekać odwiedzin u stada Scott'a, szybko zacząłem zmywać po śniadaniu.

- Boisz się, że naczynia ci uciekną? - zdziwił się Theo, który spokojnie pił swoją kawę - I gdzie byłeś w nocy? - spytał.

- Jestem pełen podziwu, że nie obudziły cię te wrzaski Liama, tylko dopiero to, jak wchodzę do domu. - przewróciłem oczami - Pij szybciej, bo musimy zobaczyć co z nim. Żebyś go widział w nocy. Był wściekły jak nigdy dotąd. - wyjaśniłem.

- Wiesz, ja chyba nie idę. - westchnął.

- Co? - spojrzałem na przyjaciela pytająco.

- Wczoraj uciekłem od Mike'a i czuję się z tym głupio. Nie wiem czy odważę się tak tam po prostu iść i spojrzeć mu w oczy, jakby nic się nie stało. - odrzekł.

- Powinieneś z nim pogadać, Theo. - stwierdziłem.

- Nieważne. Idź i pozdrów ode mnie Liama. - zdecydował.

- Mowy nie ma. Idziesz ze mną i koniec. Jeśli nie pójdziesz, to przyprowadzę tutaj w drodze powrotnej ze sobą Mike'a i będziesz musiał i tak z nim porozmawiać. - zagroziłem.

Theo westchnął głośno.

- Jezu, jak ty marudzisz. - wyjąkał z niezadowoleniem.

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem.

- Już to od kogoś słyszałem. - wyszeptałem.

- Co tam mamroczesz? - zaciekawił się Theo.

- Nic. - posłałem mu mały uśmiech i wróciłem do mycia naczyń.

Perspektywa: Theo

Ustałem z boku, starając się patrzeć wszędzie tylko nie na Mike'a, dzięki czemu zauważyłem markotną minę Dylana, która zaraz potem, gdy zobaczył Thomasa, zmieniła się diametralnie na szczęśliwą.

- Hej. - przywitał się blondyn.

- Hej. - odpowiedział szatyn, robiąc szybko chłopakowi miejsce koło siebie na kanapie - Tak jakby się za tobą stęskniłem. - wyznał.

- Tak jakby ja za tobą też. - zaśmiał się Thomas.

- Tak jakby cieszę się z tego powodu. - odparł.

Czy tylko ja nie wiem o co chodzi z tym "tak jakby"?

- O co wam chodzi? - zdziwił się Mike.

Och, więc nie tylko ja.

- Cicho, Mike! Nie widzisz jak tu miłość rośnie wokół nas?! - wzruszył się Liam.

- Miłość, miłością, ale powiedz w końcu co cię trapi, bo widać to już od samego ranka. - Scott zwrócił się do Dylana.

Szatyn westchnął cicho, po czym złapał Thomasa za rękę i zaczął bawić się jego palcami.

- Zane do mnie dzwonił. - wyszeptał.

- Kiedy? - spytał Scott.

- Skąd ma twój numer? - dopytał Brett.

- Czego chciał? - dołączył ze swoim pytaniem Thomas.

- Kim jest do cholery Zane? - zdziwiłem się, wkurzając na to, że coś mnie ominęło.

- Zaparzyć ci meliski, słońce? - zaproponował mi Mike.

- O! Ja poproszę! - wtrącił wesoło Liam.

- Dylan? - poganiał Scott.

Zdziwiło mnie, że chłopak nagle zrobił się lekko zirytowany. Odkąd go znam, jest oazą spokoju.

- Dzwonił w nocy, kiedy wracałem do domu. Gdy zapytałem skąd ma mój numer, powiedział, że ma swoje sposoby. - wyjaśnił szatyn.

- No tak. - prychnął cicho Scott.

- Miał dla mnie jakąś propozycje. Chciał się spotkać. Nie zgodziłem się. To tyle. Długo nie gadaliśmy. - dopowiedział Dylan.

- Mam nadzieję, że już nie zadzwoni. - wyszeptał wkurzony Scott.

- Nie wiem. Może nie. - westchnął.

- A ja nadal nie wiem kto to jest ten cały Zane. - przypomniałem.

- Chodź, lalka. Wytłumaczę ci. - zdecydował Mike i zanim zdążyłem odmówić, pociągnął mnie w stronę schodów.

- Tylko pamiętajcie o zabezpieczeniu! - krzyknął za nami Liam.

Gdyby to nie był mój przyjaciel, to bym mu zrobił krzywdę za ten tekst!

- Nie możesz mi powiedzieć w salonie? - zirytowałem się, gdy Mike wepchnął mnie do swojego pokoju.

- Nie, bo chcę porozmawiać z tobą jeszcze o czymś. - oznajmił.

- I tak nas usłyszą. - wzruszyłem ramionami.

- Nie bez powodu wybrałem sobie ten pokój. Ma dzwiękoszczelne ściany. - poinformował.

W sumie to dobrze. Nikt nie słyszał naszej kłótni, po której uciekłem jak debil.

- Więc? Mów. - nakazałem, opierając się o szafkę.

- Zane to alfa, który przemienił Dylana i Scott'a. Z tego co wiem, Dyl się z nim przyjaźnił, ale Scott nie za bardzo. Nie gadamy o tym, bo wtedy i tylko wtedy się wkurza. - wytłumaczył.

- Rozumiem. Aż trudno uwierzyć, że Scott'a cokolwiek wyprowadza z równowagi. A tu proszę. - stwierdziłem.

- Cóż, miejmy nadzieję, że Zane już się nie odezwie i tyle. - uśmiechnął się Mike - A teraz pozwól, że coś ci o sobie opowiem, bo ostatnio zauważyłem, że w ogóle nic o mnie nie wiesz, lalka, a nie chce kolejnej sprzeczki między nami. - zaczął, po czym spuścił wzrok, będąc już mniej pewnym siebie, co mnie bardzo zdziwiło - Tylko żebyś mnie za to nie znienawidził. - wyszeptał cicho do siebie.

- O co chodzi? - spytałem, podchodząc bliżej czarnowłosego.

- Przed tym jak spotkałem Scott'a i Dyla, prowadziłem dość...inny tryb życia niż teraz. - wyznał niepewnie, spoglądając na mnie ze skruszoną miną.

Wyglądał jak dzieciak, który przyznaje się matce iż coś zbroił. Ledwo powstrzymywałem się od śmiechu.
Zakryłem sobie usta dłonią dla pewności, że się nie roześmieje.

- Zabijałem ludzi. - wyznał, a mi nagle cała chęć na śmiech odeszła - Byłem bezlitosnym, bezuczuciowym, samolubnym skurwysynem. - dodał z nutką odrazy do siebie samego.

Stał w milczeniu i czekał aż coś powiem.

Mogłem po prostu wyjść stąd. Mogłem mu powiedzieć, żeby trzymał się ode mnie z daleka. Mogłem mu przywalić w twarz, tylko tym razem z pięści.

Ale nie potrafiłem zrobić żadnej z tych rzeczy, kiedy widziałem jak na mnie patrzy w tej chwili. Jakby niemie prosił, bym go nie skreślał za przeszłość. Zaskoczył mnie również tym, że wyznał mi prawdę o sobie. Że zaryzykował i był szczery. Przecież dobrze wie, iż jestem łowcą i za to do czego mi się przyznał, powinienem go zabić.

Zależy mu.

- Ale już nie jesteś taki. - zbliżyłem się do Mike'a i posłałem mu mały uśmiech, co szybko odwzajemnił swoim szerokim.

I mi też zależy.

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

W załączniku: Scott

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro