Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🐾ROZDZIAŁ 7🐾

Dziś na śniadanie postanowiłem usmażyć naleśniki. Wiem, że Liam je uwielbia, a szczególnie z syropem klonowym. Chciałem jakoś poprawić przyjacielowi w taki sposób humor. A u Liama powiedzenie "Przez żołądek do serca" jest naprawdę bardzo trafną rzeczą.
Poza tym byłem wyspany i miałem na dziś dużo energii. Wczoraj jak tylko wróciliśmy po robocie do domu, zjadłem kolację i walnąłem się spać. Nawet nie zerknąłem czy na stronie łowców pojawiły się jakieś nowe informacje, bo mi się nie chciało.

- Liam? - zaczepiłem go, gdy zobaczyłem sylwetkę chłopaka przez chwilę w progu kuchni.

- No? - cofnął się i oparł o futrynę.

- Robię naleśniki. - uśmiechnąłem się, wiedząc, że zaraz rzuci się na mnie i przytuli jak ostatnio, gdy je usmażyłem.

- To fajnie. - odrzekł i ku mojemu totalnemu szokowi, wrócił do salonu.

Zdjąłem naleśnika z patelni i wyłączyłem palnik, po czym ruszyłem za Liamem.

- Co robisz? - spytałem.

Przyjaciel spojrzał na mnie z dołu, bo właśnie zakładał buty.

- Wychodzę. To takie dziwne? - wzruszył ramionami, po czym wstał z klęczek i złapał za klamkę.

- A mogę wiedzieć gdzie? - zapytałem.

- Na miasto. - odpowiedział szybko i wyszedł z domu.

Stałem nadal w miejscu i byłem szczerze zszokowany zachowaniem Liama. Ja go nie poznaje!

- Emm...dobrze się czujesz, Thomas? - nagle Theo pomachał mi ręką przed twarzą, na co się ocknąłem.

- Liam znowu wyszedł na miasto. - zacząłem tłumaczyć - Wyszedł, dobrze wiedząc, że robię jego ulubione naleśniki. Ja już naprawdę nie wiem co się z nim dzieje. - westchnąłem z bezsilnością.

- Ty, a może on się z kimś spotyka na tym mieście? - wywnioskował Theo.

- Myślisz, że kogoś poznał? I by nie powiedział o tym swoim przyjaciołom? - niedowierzałem.

- No wiesz, też bym raczej nie mówił o takich rzeczach, dopóki nie byłbym pewien, że coś z tego wyjdzie. - odparł.

- Ehh...Dobra, chodź. Przynajmniej ty zjesz moje naleśniki. - westchnąłem.

- Miam. - mruknął, idąc do kuchni, przez co zachichotałem cicho pod nosem.

Perspektywa: Liam

Zapukałem do drzwi. Po chwili te się otworzyły.

- Hej, widzę, że stajesz się tutaj stałym bywalcem. - zaśmiał się Dylan, po czym odsunął na bok, abym mógł przejść.

- Nudzi mi się w domu. - wyjaśniłem.

- Gdybym ja mieszkał z takim blond marudą, to na pewno bym się nie nudził. Zaliczałbym kłótnię za kłótnią. - zażartował.

- Thomas nie jest marudą. - przewróciłem oczami, ustając z szatynem w korytarzu - Jest najspokojniejszą osobą jaką znam. - dodałem.

- On? Spokojny? - niedowierzał.

- Po prostu nie znasz go tak dobrze jak ja. - uśmiechnąłem się.

- Z tym muszę się zgodzić. - oznajmił, prowadząc mnie do salonu - Więc ile już się przyjaźnicie? - był ciekaw.

- Będzie jakieś...- zamyśliłem się - Pięć lat. - obliczyłem powierzchownie.

- To sporo. - zauważył.

- A no...Słuchaj, mam do ciebie prośbę. Usmażyłbyś mi te pyszne frytki jak wczoraj i przedwczoraj? - poprosiłem, składając ręce jak do modlitwy.

Szatyn przewrócił oczami, po czym się roześmiał.

- Usmażę. - zgodził się i skierował w stronę kuchni, lekko kręcąc głową.

- Hej, sezamku! - usłyszałem, więc odwróciłem się w stronę Brett'a.

- Miałeś tak na mnie nie mówić! - upomniałem z chichotem.

Wczoraj wymyślił mi tą ksywę. "Liamek-Sezamek". Wkurza mnie to, ale jakoś na niego nie potrafię się gniewać.

- Ty się lepiej szykuj, bo zaraz zaczyna się nasz serial. - posłał mi szeroki uśmiech.

- Jejku! - ucieszyłem się, na co chłopak złapał mnie w pasie i usadził na kanapie.

Uwielbiam spędzać tutaj czas. Czuję się taki szczęśliwy w tym miejscu! Brett jest wspaniałym przyjacielem, chociaż mam nadzieję, że jednak widzi we mnie coś więcej niż tylko kolegę od wspólnych seriali.
Czuję się jednak źle z tym, że okłamuje Thomasa i Theo. Naprawdę ich kocham, ale oni tego nie zrozumieją. Thomas cały czas gada tylko o tym jakie to stado Scott'a jest złe, a to nie jest prawda. Gdyby byli źli, zabiliby mnie już dawno. A oni są mili, pomocni i super mi się z nimi rozmawia. Wczoraj na przykład grałem z Mike'm w pokera i oczywiście przegrałem, ale był ubaw, gdy pod koniec Scott podpowiadał mi jakie czarnowłosy ma karty. Oglądałem także seriale z Brett'em i molestowałem Dylana, aby usmażył mi znów frytki. Szatyn chyba musi mnie mieć już dość, ale nawet jeśli tak jest, to tego nie okazuje. Poprosiłem ich także, aby nie mówili moim przyjaciołom, że tutaj przychodzę, na co od razu dali mi swoje słowo. Uważam ich za dobrych ludzi. I tak, ludzi! Bo dla mnie, mimo, że są wilkołakami, to jak najbardziej zasługują na miano człowieka.

- Proszę, frytki dla pana. - Dylan przerwał moje rozmyślania, kładąc mi talerz na kolana - Brett, pójdziesz przekazać kolejną miejscówę? - zapytał.

- Nie mam czasu. Oglądam. - odrzekł, zabierając mi jedną frytkę z talerza.

- Stary, proszę. No weeeeeź. - szatyn przeciągnął błagalnie ostatnie słowo - Ja tam się pokłócę pięć razy z tym blondasem zanim cokolwiek powiem o kolejnym stadzie. - westchnął.

- Przyznaj się, że blondas ci się podoba. - stwierdził Brett.

- A w życiu! - zaprzeczył.

- No nie wiem. Tak się na siebie patrzyliście ostatnio. - zachichotałem.

- Może jeśli zakleiłoby mu się usta taśmą...- zastanawiał się Dylan.

- Ja nie wiem jak tam twoje upodobania, ale moje są normalne. - zaśmiał się Brett.

- Chodziło mi o to, żeby mu je zakleić aby nie marudził. - wyjaśnił szatyn.

- Winny się tłumaczy. Już wiemy co ci chodzi po głowie, Dylan. - oznajmiłem i przybiłem piątkę z Brett'em.

- Jesteście okropni. - burknął pod nosem.

- No idź, idź do tego swojego blondaska. - poganiał go Brett.

- Pójdę. Ale jeśli nabawie się nerwicy, to będzie wasza wina. - westchnął, po czym opuścił salon.

- I tak wiem, że twój przyjaciel mu się podoba. - stwierdził chłopak koło mnie.

- Ja też to wiem. Tylko jak zwykle to w shippowaniu bywa, wszyscy wiedzą tylko nie oni. - przewróciłem oczami.

- Co racja to racja. - przyznał, skupiając wzrok na ekranie telewizora.

Poszedłem za jego przykładem i zacząłem oglądać z uwagą, co chwilę podjadając frytki z talerza.

Perspektywa: Thomas

Skończyłem czyścić kuchnię na błysk i w końcu usiadłem, chcąc chociaż przez chwilę odpocząć. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi i jęknąłem z niezadowoleniem, a tylko ja musiałem je otworzyć.

Dlaczego akurat teraz Theo wybrał się na zakupy?

Wstałem powoli z kanapy i podszedłem do drzwi, które zaraz potem otworzyłem.

- No hej, marudo.

Gdy tylko usłyszałem ten ton głosu, serce zaczęło bić mi szybciej, a gdy moje oczy napotkały jego, poczułem lekki ucisk w brzuchu.

Nosz, kurwa! Tylko nie on!

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

W załączniku: Thomas

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro