Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🐾ROZDZIAŁ 14🐾

Perspektywa: Liam

Po wizycie Thomasa czułem się naprawdę dobrze, tylko potem coś się popsuło. Zaczynałem być coraz bardziej wściekły, chociaż ja sam nie wiedziałem dokładnie na co. Miałem ochotę rozszarpać coś na strzępy...albo kogoś.

- Liam, chcesz coś ze sklepu? - spytał mnie Dylan, który stał w progu salonu i patrzył wyczekująco.

- Chcę się tak nie czuć! To wszystko czego chcę! - wykrzyczałem, nie wytrzymując już tego napięcia w sobie.

- Liam...- podszedł do mnie szybko Scott.

- Odwal się! - zawarczałem, piorunując go wzrokiem.

- Spokojnie, postaraj się wyciszyć. Oddychaj równo i panuj nad emocjami. - poinstruował.

- Sam se oddychaj równo, koleś! - burknąłem.

Scott westchnął cicho, po czym spojrzał na Mike'a.

- Zabierz ze sobą Brett'a na patrol. Ja będę musiał zostać jak widzisz. - oznajmił.

- Nikt nie musi mnie niańczyć! - skrzyżowałem ręce na piersi.

- Sezaaaamku. - zamruczał słodko Brett, który zbiegł właśnie ze schodów - Co to za marudzenie? - podszedł do mnie.

Nie odpowiedziałem, tylko odwróciłem głowę w drugą stronę.

- Jak postarasz się uspokoić, obejrzymy razem nowy odcinek Supernatural. - zaproponował z uśmiechem.

Spojrzałem na niego, lecz w ostateczności pokręciłem głową i znów odwróciłem wzrok.

- Dylan usmaży ci frytki. - proponował dalej.

- Ej! - wtrącił szatyn.

- I do tego kupi ci czekoladę. - dodał Brett.

- Dwie. I żelki. Inaczej nic z tego. - wymamrotałem.

- Zgoda. - chłopak uśmiechnął się szeroko, obejmując mnie ramionami.

Od razu trochę się wyciszyłem w jego objęciach. Bliskość Brett'a mi pomagała, ale wstydziłem się mu to powiedzieć. Mógłby się domyślić, że mi się podoba.

- Wow. - Scott spojrzał z podziwem na Brett'a - Wiesz jak go ogarnąć. Dobra, w takim razie zostań z nim, ja pójdę na patrol z Mike'm, a ty Dyl, do sklepu. - nakazał wesoło.

- Jakbym się tam nie wybierał. - skomentował szatyn, ale posłusznie wyszedł z domu.

Zamknąłem oczy, bardziej wtulając się w koszulkę Brett'a. Chłopak był wyższy ode mnie i to sporo, ale czułem się dobrze, będąc taki drobniutki w jego ramionach.

- No już, Sezamku, dasz radę. - zaczął bawić się palcami w moich włosach, a drugą ręką trzymał mnie w pasie - Jesteś uroczy jak się wściekasz, ale wolę ciebie właśnie takiego. - zaśmiał się.

- Jestem uroczy? - uśmiechnąłem się lekko.

- Oczywiście. Mały, uroczy, marudny. Zupełnie jak dziecko. - zachichotał.

No nie! Przesadził!

- A spierdalaj! - wyrwałem się z jego ramion i usiadłem na kanapie.

- Chyba źle mnie zrozumiałeś. - westchnął.

- Nie jestem dzieckiem. - wysyczałem.

- Wiem o tym. - usiadł obok - Ale twoje dziecinne zachowanie jest urocze, Sezamku. - wyjaśnił.

- Czyli lubisz mój charakter? - spytałem.

- Uwielbiam. - wyznał wesoło.

Spojrzałem mu w oczy i uśmiechnąłem się szeroko.

- A to co innego! - stwierdziłem.

Brett pokręcił głową, włączając telewizor, po czym wyciągnął rękę, kładąc ją na oparciu za moimi plecami. Od razu wtuliłem się w jego bok.

- Nie masz dość moich wybuchów? - zmartwiłem się nagle.

- Niedawno przeszedłeś przemianę. To normalne, że masz wybuchy złości. - odpowiedział - I nie, nie mam cię dość. Z kim bym niby miał oglądać telewizję? - zażartował, a ja zachichotałem cicho.

Nawet nie wiesz jak bardzo cię lubię, Brett.

Chciałbym żebyś lubił mnie tak samo mocno. A nawet i mocniej.

Perspektywa: Thomas

Szedłem przez miasto bez żadnego większego celu. Ręce wcisnąłem w kieszenie bluzy, bo dziś było trochę wietrznie na dworze. Spojrzałem przed siebie i w tłumie ludzi na chodniku, wypatrzyłem znajomą postać.

- Dylan? - zaczepiłem szatyna z mocno bijącym sercem.


- O hej! - widać, że był zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się przepięknie - Nie wyczułem twojego zapachu w tym tłumie. - przewrócił oczami - Gdzie się wybierasz? - spytał, przechylając głowę na bok i O Bosz, jak ja go chciałem w tej chwili pocałować.

Kusisz, Dylan! Nawet nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego jak bardzo!

- Postanowiłem się przejść. - wzruszyłem ramionami.

- Miałeś omówić pare spraw z Theo. - przypomniał.

- Tak, ale Theo nie jest w stanie do żadnych rozmów po wizycie Mike'a. Siedzi, gapi się w jeden punkt i uśmiecha sam do siebie jak debil. - wyjaśniłem.

- To się nazywa miłość, marudo. - posłał mi kolejny śliczny uśmiech.

- Raczej zauroczenie. - poprawiłem.

- Nie wierzysz, że można zakochać się w kimś do szaleństwa od pierwszego momentu, gdy tylko zobaczysz tą osobę? - zapytał z ciekawością.

- Nie wiem. - wybrnąłem z odpowiedzi i szybko zmieniłem temat.

Rozmawianie o miłości z tym przystojniakiem, raczej nie jest dobrym pomysłem.

- A ty co tu robisz? - chciałem wiedzieć.

- Liam. Sklep. Jedzenie. - wyjaśnił w trzech słowach i wszystko stało się dla mnie jasne.

- No tak. - uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie o tym jaki jest Liam.

- Pomożesz mi? Wiesz, znasz Liama o wiele lepiej. Na pewno wiesz co lubi jeść. - zaproponował.

- Liam to Liam. On lubi wszystko co da się zjeść. - odpowiedziałem.

- Oj, po prostu chodź ze mną, marudo. - przewrócił oczami i złapał mnie za rękę, na co serce zabiło mi mocniej - Chcę spędzić z tobą trochę czasu, skoro już na siebie wpadliśmy. - dodał, ciągnąc mnie do supermarketu.

Jego dłoń była taka ciepła i delikatna w dotyku. Przez chwilę pomyślałem, że chcę go za nią trzymać już do końca życia.

- Nie jestem marudą. - upomniałem, gdy weszliśmy do sklepu.

- Pewnie! - odrzekł z sarkazmem.

Denerwował mnie swoim zachowaniem i pewnością siebie, ale jednocześnie nadrabiał tą wadę swoim wyglądem i uśmiechem. Chociaż także bardzo podobało mi się to iż jest rozsądny. Nie obraża się o byle co, w ogóle trudno żeby o cokolwiek mógł się obrazić. Od tak przecież puścił w nie pamięć to, że groziłem mu bronią.

- Jaką Liam lubi czekoladę? - spytał szatyn, więc spojrzałem na niego.

- Białą, tą co ja. - wzruszyłem ramionami.

- Okej. - mruknął i wziął trzy z półki - A żelki? - zapytał.

- Nie za bardzo go rozpieszczacie? - zdziwiłem się.

- Nie mieliśmy wyboru. Postawił nam ultimatum. - wyjaśnił.

Zachichotałem cicho pod nosem, wyobrażając sobie Liama stawiającego im swoje warunki.

- No co? - spytałem, gdy zobaczyłem, że Dylan mi się przygląda.

- Twój śmiech brzmi ślicznie. - wyznał, a ja poczułem jak rumienie się lekko na twarzy.

Spuściłem wzrok i ruszyłem dalej, chodząc między półkami. Pomogłem wybrać szatynowi ulubione żelki Liama. Chłopak wziął jeszcze pare produktów i nie minęła chwila, a my już staliśmy z powrotem na chodniku.

- Muszę iść, zanim Liam rozniesie cały dom w poszukiwaniu jedzenia. - zaśmiał się - Dziękuję za pomoc w zakupach. - spojrzał mi w oczy.

- Nie ma za co. - wyszeptałem niepewnie, a potem kompletnie już zamarłem, gdy Dylan chwycił mnie za rękę i złożył mały pocałunek na wierzchu mojej dłoni.

- Do zobaczenia, Tommy. - uśmiechnął się, wciskając mi jeszcze w rękę jedną z białych czekolad, zanim odszedł.

I kolejny raz, wracałem do domu z lekkim uśmiechem na twarzy, tylko tym razem, dodatkowo czułem jeszcze przyjemne mrowienie na dłoni w miejscu, gdzie skóra spotkała się z ustami szatyna.

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

W załączniku: Liam i Scott

Gif w rozdziale: Dylan

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro