Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Nie obudziłam się w celi, pokoju, czy w miejscu, które mogłabym rozpoznać.

Białe panele, liliowe ściany, dębowe drzwi i duże okno z widokiem na zielone pastwiska, przyprawiły mnie o naprawdę duże zdezorientowanie. No bo w końcu jeszcze przed chwilą byłam w jakimś laboratorium, a teraz normalny pokój z łóżkiem i oknem? Nie, to musi być jakiś podstęp, kolejny test, próba, cokolwiek.

Leżałam na tym łóżku okryta kołdrą do pasa, ale nie długo, ponieważ zaraz wstałam z łóżka i udałam się biegiem do drzwi, za które pociągnęłam, lecz zanim zdążyłam wybiec z pokoju, uderzyłam o czyjąś klatkę piersiową i upadłam na tyłek.

- Nic ci nie jest?-zapytał dziwnie znajomy mi głos, więc aby się przyjrzeć jego właścicielowi, zadarłam głowę do góry.

Zamarłam w momencie. Mój strach powrócił. Chciałam zapomnieć, zacząć od nowa, nie pamiętać, a jednak.

- Nie dotykaj mnie!-rzuciłam, kiedy chciał mnie podnieść z ziemi i w rezultacje sama podskoczyłam na nogi.

- Okej.-uniósł ręce w geście obrony, a ja uspokajałam zszokowany oddech.

- Co ty tu robisz, Zayn? Kto cię przysłał?

- Co? Nikt mnie nie przysłał.

- To skąd ty i ja tu jesteśmy?!

- No wiesz... Mama i tata bardzo się kochali...

- Nie o to chodzi!-przerwałam mu zanim zdążyłby wyprowadzić mnie z równowagi.- Skąd się tu znalazłam?

- Przeze mnie.

- W sensie?-uniosłam brew zakładając ręce na piersi.

- W sensie uratowałem cię i nie ma za co, naprawdę.-prychnął siadając na łóżku.

- Aha i ja mam być taka głupia i ci uwierzyć? Po tym co mi zrobiłeś? Jesteś głupi, czy idiotą?

- Jezuuu...-jęknął rzucając się na łóżko plecami.- Ale z ciebie maruda. Nic się nie zmieniło.

Auć?

- A z ciebie jest taki sam irytujący dupek.-odgryzłam się nie zważając na to, że nadal nie wiem gdzie jestem.

- To wojna na przezwiska?-podniósł głowę do góry, żeby spojrzeć jak do niego podchodzę.

- Nie. Powiedz mi gdzie jestem.-zażądałam górując nad nim, podczas gdy on leży.

- Co za to dostanę?

- Nie wiem, co byś chciał?

Nagle usiadł, przyciągnął mnie za tył kolan, przez co usiadłam na jego udach okrakiem.

- A jak myślisz?-wymruczał przy moich ustach.

- O nie. Skąd mam mieć pewność, że nie jesteś jakimś doktorem Plagiem, lub coś?-zapytałam bardziej dla żartu, ale i tak udało mi się wstać na swoje nogi i odejść na kilka kroków w tył.

- Że kim?-zmarszczył nos, co zawsze na mnie działało, ale nie tym razem.

- To taki straszny pan, który uśmierca swoim dotykiem. Mam wrażenie, że jesteś jakimś jego potomkiem.-drugie zdanie szepnęłam, ale wiem, że to usłyszał.

- No dobra, a więc powiem ci co chcesz wiedzieć, ale w zamian opowiesz mi o swoim pobycie w laboratorium, tak?

- Niech ci będzie.-przewróciłam oczami wyciągając do niego dłoń, którą uścisnął.

Po tym usiadłam obok niego krzyżując nogi, a on odgapił mój ruch z jawnym rozbawieniem na twarzy.

- Zaczynasz.

Powiedzieliśmy w tym samym czasie, przez co ja zmarszczyłam brwi, a on nos.

- To marynarz?-zaproponowałam, na co szatyn przytaknął głową.

Po siedmiu rundach wygrał, dlatego nie miałam wyjścia i musiałam wysłuchać jego pytania.

- Jjjjak cię traktowali?-zawahał się niepewny czy zadać to pytanie jako pierwsze.

Zostanowiłam się chwilę nad dobraniem dobrego słowa jako odpowiedź, ale samo mi się nasunęło na język.

- Jakbym nie miałam dla nich znaczenia, tak samo jak to, czy cierpie i czy to mnie boli.

Milczał chwilę. Jednak zaraz kiwnął głową na znak zrozumienia.

- To teraz ja.-zaczęłam myśleć jakie pytanie mogłabym przywołać jako pierwsze.- Skąd o nas wiedzą?-widząc jego pytające spojrzenie, wiedziałam, że muszę sprecyzować swoje zapytanie.- W sensie o wilkokrwistych.

- Sam nie wiem dużo, ale powiem to czego zdołałem się dowiedzieć. No więc od początku.-powiedział wzdychając przy tym.- Pewna grupa naukowców pracowała nad nowymi perfumami, ale jeden z nich popełnił makabryczny błąd, przez co perfumy w rzeczywistość stały się czymś, co przyciągało wilkokrwiarych zapachem i zmieniało ich oblicze w to dzikie. W rezultacie wilki przybyły do laboratorium i nie panująca nad sobą zabiły wszystkich. To z kolei zapoczątkowało zainteresowanie innych grup laboratoryjnych, a ty byłaś w jednej z nich.

- Czyli...ich jest więcej?-zapytałam bojąc się odpowiedzi na to pytanie.

- No niestety.-westchnął.- Teraz ja, tak? No więc ilu was tam było?

- Około siedmiu w jednej celi, a na co ci to wiedzieć?

- Chciałbym sobie chociaż wyobrazić twoją sytuację w tamtym czasie.-wyjaśniał.

- No więc czas na moje pytanie.-zauważyłam.- Gdzie jestem?

- W specjalnym Ośrodku Ochrony Stworzeń Nadnaturalnych. Ośrodek ten ma za zadanie ochraniać i trzymać nas w ukryciu przed zagrożeniami świata zewnętrznego.

- Stworzeń Nadnaturalnych, czyli kogo? Bo przecież nie żadnych wrożek, nie?

- Nie, no coś ty.-zaśmiał się.- Chodzi o to, że oprócz wilkokrwistych są też tacy, jak na przykład wielowieczni.

- A?-zapytałam obracając głowę lekko w bok, ale utrzymując z nim kontakt wzrokowy.

- Czyli tacy, którzy pod wpływem licznych eksperymentów nad ich wiekiem i umysłem w tym laboratorium, zostali całkowicie pozbawieni kawałka mózgu, który jest odpowiedzialny za starzenie się.

- Jak to pozbawieni? Operacyjnie?

- Nie, zanikł im przez jakąś substancje, albo coś, nie wiem dokładnie.

- No okej, czyli nigdy nie umrą?

- Umrą, ponieważ ten zaniknięty kawałek mózgu z czasem się odradza, ale trwa to jakieś pięćset lat.-poprawił się w siadzie.- Mamy tu taką jedną, Vanessa ma na imię, ma już pięćdziesiąt dwa lata, a wygląda jak siedemnastolatka.

- No nieźle.

- A no. O, albo Lorenz, mój kumpel z pokoju, on jest z kolei temperaturem, to znaczy, że pod wpływem temperatury zmienia się jego kolor skóry i oczu.

- Taki wskaźnik?

- Coś w tym rodzaju.-zaśmiał się.

Nasza rozmowa zeszła na inny tor, a mianowicie rozważaliśmy nad tym, czy kolor alabastrowy, to coś zielonego, czy czerwonego.

Obiecałam no to jest! 😀
Dobijecie dwudziestu oczek w tym rozdziale, a następny będzie 2 razy dłuższy😊
Miłego wieczoru kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro