Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

Sprawdził coś w dokumentach, po czym spojrzał mi w oczy i westchnął zamykając teczke z popierami. Przechylił głowę w bok kładąc ręce na stole i się lekko uśmiechnął.

- Wincent, Spray Wincent.-przedstawił się licząc, że również to zrobię, ale ja tylko spuściłam wzrok na stół.- No dalej, daj sobie pomóc.-zachęcał, ale pozostałam niewzruszona.- To może ty chcesz mnie o coś zapytać?

Podniosłam na niego wzrok, ale szybko go znów spuściłam. Czekał chwilę w mielczniu i w końcu wstał, aby do mnie podejść, czego się wystraszyłam i odchyliłam w bok.

- Spokojnie, ja ci ufam, więc ty zaufaj mnie.

Akurat.

Odpiął moją kostkę, a kajdanki wsadził sobie do kieszeni, po czym rzucił mi spojrzenie i usiadł znów na swoim miejscu.

- Teraz jesteśmy na równi.-przysunął się na krześle bliżej stołu.- Wiesz gdzie jesteś?-zaczął, a ja nadal się nie ruszyłam.- Kim jestem?-zadał kolejne pytanie, ale ja nadal milczałam.- Może spróbujmy inaczej.-rzucił, po czym wstał gwałtownie, przez co krzesło odsunęło się aż nie uderzyło o ściane z tyłu, a ja przez to podskoczyłam.- To twoja ostatnia szansa.-odczekał chwile, w której wpatrywaliśmy się w siebie.- A więc jak chcesz.-pochylił się kładąc ręce na stole.- Mogłaś mi pójść na rękę, teraz za późno.

Zawołał strażników, którzy poprowadzili mnie spowrotem do celi i rzucili mną o ziemię, co nie powiem, zabolało.

- Czekaj.-powiedział czarnowłosy i wraz z dwoma chłopakami mnie podnieśli na nogi.

- Co ci mówił?-zapytał rudy chłopak stojąc po mojej lewej.

- Że mogłam mu pójść na rękę, a tak paza tym, to wypytywał mnie o mnóstwo rzeczy.-wyjaśniłam patrząc na swoje buty.

- Standard.-rzucił brunet po mojej prawej.

Chłopaki odeszli, a azjata został, aby poklepać moje ramię.

- Dobrze się spisałaś.-rzucił mi uśmiech i odszedł do reszty grupy.

Dziewczyna, która do tej pory siedziała w kącie, teraz stała przy szybie i z pięścią przy ustach patrzyła w jakiś odległy punkt. Nasuwa mi się jedno pytanie jak tak na nią patrzę, co się dzieje na tych badaniach?

- Straszne, nie?-rdzawowłosy chłopak stanął obok mnie i wlepił wzrok w tą samą postać co ja.

- Długo tu jest?-zapytałam w momencie, gdy z oka dziewczyny poleciała jedna łza.

- Była tu pierwsza.-zrobił chwilę przerwy na drżący wdech.- Był z nią chłopiec. Miał może siedem lat, jej syn.-zawiesił wzrok na podłodze.

- Co z nim?-popatrzyłam na niego ciekawa.

- Nie przeżył badań.-wyznał, a mnie serce na sekundę odmówiło współpracy i poczułam jak z mojej twarzy odpływa krew.

Myśl, że jakiś człowiek, ignorując już fakt, że dziecko, nie przeżył badań jest poprostu wstrząsająca. Jak można takie coś robić drugiemu człowiekowi?

W ciągu dwóch następnych godzin siedziałam w ciszy pod ścianą, tak jak reszta i odpoczywałam. Nie spałam, ponieważ azjata powiedział, że mam być czujna na wszelki wypadek.

Ale kiedy zobaczyłam kilku strażników, którzy idą w kierunku naszej celi, przyznam, że omal nie zemdlałam. Moje obawy się spełniły, wzieli mnie w kajdanki i brutalnie poprowadzili przez korytarz do widny i dalej chyba na piętro minus dwa. Wyszłam z szarego pomieszczenia, a pierwsze co zauważyłam, to białe, sterylne pomieszczenie z metalowym krzesłem na środku i dwoma głośnikami w kątach pokoju.

Zostałam posadzona na krześle i związana kajdankami za oparciem krzesła, a moje obie kostki przymocowane do nóżek.

Strażnicy wyszli, a mnie pozostało czekać. Oczywiście próbowałam uwolnić swoje ręce, ale po kilku chwilach stwierdziłam, że to na nic.

- Przystępujemy do badania numer pięć jeden zero. Przygotować gaz minterezujący*.-ogłosił kobiecy głos w głośnikach, a mnie się zrobiło nie dobrze z nerwów.

Szary dym zaczął się wydobywać z dziurek w podłodze, a ja nie wiedząc z czym mam do czynienia, wolałam nie wpychać substancji i wstrzymałam oddech.

- Zwiększyć ilość.-znów ten głos, a z jej polecenia dymu zaczęło przybywać aż w końcu nie widać było nic oprócz niego.

Nie wytrzymałam i zaciągnęłam się nim, a zaraz po tym zaczęłam się dusić.

- Koniec.-rozkazał, gdy byłam już na skraju wytrzymałości z płucami.

Pomieszczenie oczyściło się w błyskawicznym tempie, ale nie dane mi było odpocząć,ponieważ dwaj strażnicy weszli do pokoju i mocno chwycili mnie za podróbek, żeby nakierować moje oczy na czerwoną latarke.

- Brak efektu!-rzucił jeden ze strażników, po czym odczepił mnie od krzesła i zapiął kajdankami moje nadgarstki.

Zanim się zorientowałam byłam w innym pokoju podobnym do poprzedniego, ale tym razem byłam w nim wolna. Mogłam chodzić, lecz tylko się rozglądałam.

- Rozpocząć badanie numer osiem dwa siedem. Nalewanie wody zacząć.

- Chwile! Co?!-krzyknęłam przerażona wizją utonięcia w pokoju.

Minterezujący gaz*-substancja mająca na celu wybadanie zmian płucnych, a przekrwione oczy są efektem zmian w płucach np. U wilkokrwistych.

Stan tego rozdziału, to oficjalnie "niesprawdzony", więc przepraszam za błędy i literówki😋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro