12
Rozdział zawiera szczegółowe opisy o krwi, igłach i szpitalach! Nie dla drażliwych!
Sama prawie odleciałam przy pisaniu tego haha
Zayn przyszedł, ale od razu mu powiedziałam, że nie dam sobie pobrać krwi.
- Dobra - przeczesał włosy palcami. - A jeżeli ja też to zrobię?
- Co?
- Możesz mi pobrać krew? - popatrzył na doktorkę, która stała obok niego, czekając aż przemówi mi do rozsądku, ale chyba nie do końca tego się po nim spodziewała.
Ja też.
- Uch... - podrapała się w szyję, a potem poszła do olbrzymiej szafy i wyjęła z niej aktówkę. Przejrzała jej zawartość i wzruszyła ramionami. - Miesiąc minał tydzień temu, więc chyba tak - spojrzała na Zayna, a on kiwnął głową.
Myślałam, że blefuje, ale gdy usiadł i podwinął rękaw bluzy, przekonałam się, że naprawdę chce to zrobić.
Nie odezwałam się słowem. Było mi głupio, że przeze mnie odczuje niepotrzebny ból. Z drugiej strony nie zmuszałam go do tego... Ale wciąż czuję się winna.
- Kto najpierw? - kobieta czekała już ze strzykawką i probówką w dłoniach. Nie to, żeby to miała być odpowiedź, ale spojrzałam w góre na Zayna.
Usmiechnął się i wydawał się być rozbawiony.
- Widać ja - ułożył rękę na metalowym stoliku. Doktorka założyła mu opaskę uciskową i dała specjalny woreczek do gniecenia. Patrzyłam jak wkłuwa mu igłę w żyłę. Nigdy nie miałam nic przeciwko krwi, ani ranom, ale to, jak igła zanurzała się w jego ciele...
- Hej, nie mdlej - Zayn wolną ręka objął mnie i przytulił do swojego boku moje wątłe ciało. - Słabniesz na widok krwi? - pokręciłam głową. Nie wiem czemu nadal patrzyłam jak krew płynie przez igłe prosto do probówki.
Kurwa... Będę mdleć...
- Skończone - kobieta wyciagneła igłę, zatkała probówkę i zadbała o ranę Zayna. Nie był tym ani trochę wzruszony, za co go podziwiałam. Ale nadal go nienawidziłam. Nadal.
- Teraz ty, bladziochu - uśmiechnął się do mnie. Praktycznie na nim leżałam. Odeszły mi wszystkie siły, ale to nie uchroniło mnie przed ułożeniem ręki na stoliku.
Prawie przeciełam sobie wargę zębami od przegryzania jej.
- Zamknij oczy - polecił Zayn, a ja się posłuchałam. Czułam jak kobieta odkarza miejsce na ręce, gdzie miała zamiar się wkłuć.
Podskoczyłam, gdy poczułam igłę. Zayn mnie przytrzymał, głaskal moje włosy podczas zabiegu. Ledwo tam oddychałam. Tak jak się można było tego spodziewać, odleciałam zanim wyciągnęła igłę.
Świadomość odzyskałam w swoim pokoju. Sama. Ręka nie bolała, ale głowa już tak. Za dużo emocji jak na jeden dzień. Wescthnęłam i podniosłam się do siadu. Ktoś przykrył mnie koldrą, a ja wiem kto to był. Ten sam ktoś, kto mnie tu przyniósł. Idiota, ktory dał się nakłuć, bo ja nie chciałam.
Wściekłość ze mnie dymiła i gdybym nie miała migreny, już dawno wyszedłby ze mnie wilk.
Spojrzałam za okno, słońce jeszcze świeciło, ale już nie tak mocno jak zanim straciłam wizję. Zbliżał się wieczór, a ja wciąż byłam w tych samych ubraniach. Potrzebowałam się umyć, zmyć z siebie smród medycyny.
Wstałam na chwiejne nogi. Zaraz jednak się przyzwyczaiły do wysiłku, więc przeszłam do szafy. Wyciągnęłam dresowe szorty i jakąś koszulkę. Bieliznę wzięłam na samym końcu, a potem poszłam do łazienki.
Na korytarzu nie było nikogo. Kompletnie.
Dziwiło mnie to, bo skoro szedł wieczór, wszyscyc powinni udawać się na kolację.
Może już na niej są, a tylko ja zawsze spóźniona.
Nic nie mogłam zrobić z tym faktem. Z resztą nie miałam apetytu na jedzenie ani siły, żeby zejść na dół. Pomińmy fakt, że jest tu winda.
Wskoczyłam pod prysznic i dopiero przy myciu wlosów zauważyłam, że mam lepiec na ręce. Kompletnie zamókł. Nic się nie stanie jak go zdejmę, prawda? Zrobiłam to. Rana nie była duża. To było tylko wkłócie, ale przeżyłam to bardziej niż było tego warte.
Umyłam się, ubrałam, wytarłam włosy i podeszłam do umywalek z zamiarem umycia zębów. Nad umywalkami wisiało lustro. A w nim odbijałam się ja. Boże, jak ja wyglądam... Podkrązone oczy, roztrzepane włosy, blada cera, sine usta.
Jak żywy trup...
Dotknęłam policzka dłonią. Zimny. W łazience było zimno. Dopiero wtedy to poczułam i zadrżałam.
Nie pasowałam tutaj. Patrząc na siebie, zrozumiałam to. Nie nadawałam się do życia w stadzie, więc co tu robiłam? Czemu nie mogłam biegać po lasach? Nikomu nie robiłam krzywdy. No... Dopóki on nie robił mnie.
Wyszłam z łazienki chwilę później. Na korytarzu było cieplej i natknęłam się na Vanessę.
- Hej - usmiechnęła się do mnie. Nie odwzajemniłam tego, ale również się przywitałam. - Wyglądasz jak zombie... Wszystko okej?
- Tak - poprawiłam włosy, narzuciłam je trochę na twarz, żeby zakryć sińce i bladą cerę.
- Zayn prawie dostał zawały, gdy zobaczył, że nie ma cię w pokoju - zaśmiała się pod nosem. Spojrzałam na nią z pod byka.
- Szuka mnie?
- Nie, siedzi w twoim pokoju. Wysłał mnie na poszukiwania.
- No jasne...
- Może idź do niego zanim oboje padniecie. On na zawał, a ty ze słabości...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro