Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Kłamstwo lubi jeść, nawet pochłaniać.

Żwawym krokiem podążałem w kierunku blondynki, która stwierdziła, iż jesteśmy spokrewnieni. Zdecydowanie, musiał być to totalny absurd. Chyba, że sytuacje ze snu podczas śpiączki wciąż się spełniają. Może nie w taki dosłowny sposób, ale jednak.

Dziewczyna z szerokim uśmiechem na twarzy pomachała w moim kierunku. Uśmiechnąłem się delikatnie. Nie miałem powodu, by traktować ją lekceważąco. Chciałem dowiedzieć się dlaczego rozpowiadała takie herezje.

- Naprawdę muszę się pośpieszyć. Mój przyjaciel twierdzi, że uzyskał od ciebie informację o rzekomym pokrewieństwie między nami.

- Spotkajmy się w Stockfleths, wytłumaczę ci wszystko.

Z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy spoglądałem na dziewczynę ginącą w tłumie ludzi jak w paszczy ogromnego krzyczącego potwora. Sophie spojrzała na mnie z bólem w oczach wyrastając przede mną z ziemi pokrytej białym puchem. 

- Niezła laska, Wellinger. Ciekawe, czy twoja dziewczyna wie, że zapraszasz obce kobiety na randki - prychnęła chowając aparat do pokrowca, przewieszonego przez jej ramię. Pokręciła głową z dezaprobatą udając się w kierunku wioski skoczków.

Dopiero w tym momencie zrozumiałem, co przed kilkoma minutami się wydarzyło. Stałem jak wryty spoglądając raz w kierunku tłumu, w którym zniknęła tajemnicza blondynka, raz podążałem wzrokiem za oddalającą się sylwetką czarnowłosej Sophie. 

- Andi, nagradzają zwycięzców kwalifikacji. Rusz się, bo zostaniesz z niczym - Wank potrząsnął moim ramieniem podając mi narty, które najwyraźniej musiały wypaść z moich dłoni przez moją nieuwagę. Potrząsnąłem głową napotykając pełny troski wzrok Wanka. Wręczyłem mu resztę swoich rzeczy klepiąc go po plecach.

- Powiedz, że źle się poczułem, cokolwiek. Muszę coś załatwić - krzyknąłem tuż po tym, gdy puściłem się pędem. Z impetem wpadłem do domku, w którym zniknęła postać Sophie. Stała przy oknie, obrócona do mnie tyłem i wyglądała przez szybę. Odwróciła się w moim kierunku, a ja nie wytrzymałem. Wpiłem się w jej malinowe usta błądząc dłońmi po jej aksamitnej skórze. Dziewczyna odwzajemniła mój pocałunek, jednak po krótkiej chwili odepchnęła mnie od siebie.

- Ciekawe czy ta dziewczyna..

- Sophie, to może być moja siostra - wykrzyknąłem wprawiając tym dziewczynę w osłupienie. Otworzyła delikatnie usta spoglądając na mnie z niedowierzaniem. - Wank przybiegł do mnie dzisiaj, ponieważ ta kobieta twierdzi, że jesteśmy spokrewnieni. Muszę się z nią spotkać, by wszystko wyjaśnić. 

- Andreas, ja..

Nie pozwoliłem jej dojść do słowa. Po raz kolejny złożyłem pocałunek na jej ustach. Oderwaliśmy się od siebie, słysząc za plecami głośne chrząknięcie. Leyhe opierał się o fasadę domku z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Z cierpieniem w oczach spojrzał na nas spuszczając głowę w dół i wyszedł, kierując się w stronę busa.

- Co go ugryzło? - spojrzałem na Sophie, która zagryzała wargę. Złożyłem ostatni pocałunek na jej ustach żegnając się z nią i podążyłem w kierunku Prinsens Gate.

* * * * * * 

Norwegia była państwem, które potrafiło oczarować człowieka zimą. Wiele podróżowałem, jednak moja ulubiona pora roku właśnie w tym kraju podobała mi się najbardziej. Była magiczna. Ostrożnie stawiałem kroki, by nie poślizgnąć się na oblodzonym deptaku podczas podziwiania rozpościerającej się na ciemnogranatowym niebie zorzy polarnej. Światło zorzy pulsowało, zmieniając co jakiś czas barwę i natężenie, przykrywało niebo niczym promienista firana. Stockfleths znajdowało się na rogu jednej z ulic. Duży złoty napis zapraszał strudzonych turystów, a także lokalnych mieszkańców do wnętrza kawiarni, by skorzystali z jej gościnności. Pchnąłem dłonią szklane drzwi wchodząc do środka. Rozejrzałem się dookoła. Blondynka najwyraźniej jeszcze tutaj nie dotarła. Ściągnąłem czapkę z głowy zapoznając się z dzisiejszym menu widniejącym na czarnej kredowej tablicy. Podszedłem do drewnianej lady zamawiając czarne espresso i usiadłem w kącie kawiarni mechanicznie mieszając zawartość białego kubka stalową łyżeczką. 

- Cześć, przepraszam za spóźnienie - uśmiechnięta blondynka usiadła na przeciw mnie. Podniosłem dłoń, by zawołać kelnerkę, jednak dziewczyna złapała ją i opuściła w dół. - Nie trzeba. Ja tylko na chwilę. 

Odwiesiła różową kurtkę na oparcie krzesła po czym wyciągnęła z torebki tekturową teczkę. Nabrała powietrze w płuca, a z jej ust nie schodził grymas uśmiechu. 

- Jak masz na imię? - uniosłem brew przykładając filiżankę do ust i sącząc powoli kawę. Kobieta zaśmiała się z zażenowaniem uderzając delikatnie dłonią o swoje czoło. 

- Och, zapomniałam się przedstawić. Jestem Nora. Nora Koch - uścisnąłem jej dłoń zerkając na nią kątem oka. Naprawdę urodę odziedziczyła po mojej matce. Była do niej tak łudząco podobna, że zacząłem wierzyć w autentyczność jej słów. 

- Andreas. Andreas Wellinger.

- Tak, wiem. Myślę, że dzięki swojej sławie nie musisz się nikomu przedstawiać. 

Uśmiechnąłem się pod nosem kręcąc głową. Nora sprawiała wrażenie dziewczyny bardzo pokręconej i gadatliwej. 

- Przejdźmy do rzeczy, naprawdę muszę za pół godziny być na koncercie - ponagliła mnie, na co przytaknąłem i przysunąłem się bliżej niej. Nora wyciągnęła kilka zdjęć ze swojej teczki rozkładając je na stoliku. 

- Grasz w zespole? - spojrzałem na dziewczynę wywołując rumieńce na jej okrągłych policzkach. Z entuzjazmem pokiwała głową zagryzając wargę. 

- Ach, jestem tam tylko perkusistką. 

Spojrzałem na nią z szeroko otwartymi ustami. Nora zaśmiała się cicho wyciągając z teczki kartki i schowała ją z powrotem w czeluść karmelowej torebki. 

- Tak myślałem. Obstawiałem jeszcze gitarę. Wyglądasz na szaloną dziewczynę.

- Przyjmuję komplement - dziewczyna uśmiechnęła się w moim kierunku palcem wskazując na pierwszą fotografię. Była czarno-biała i lekko zżółknięta. Przedstawiała dwoje młodych ludzi - mężczyznę o bujnych włosach w garniturze i kobietę ubraną w długą sukienkę. Na jej twarzy malował się uśmiech, którego nigdy w życiu bym nie zapomniał. 

- To.. moja matka - szepnąłem wskazując na ciemnowłosą kobietę. Nora dzierżyła w swoich dłoniach kolejne zdjęcie. Posiadało kolory, bardziej przypominało fotografie z okresu mojego dzieciństwa. Dłonie zaczęły mi się pocić, a rytm serca przyśpieszył. 

- Przecież.. to ja. Skąd masz to zdjęcie? - przenosiłem wzrok z fotografii na dziewczynę. Uśmiechnięty chłopczyk z długimi włosami trzymał za rękę dziewczynkę w kręconych lokach, która z kolei przytulała do swojego ciała szmacianą laleczkę. Nora schowała fotografie do teczki i podała mi cienki plik kartek. Jedna strona zaciekawiła i zarazem zwaliła mnie z nóg najbardziej. Dziewięćdziesięcio dziewięcio procentowe prawdopodobieństwo spokrewnienia z.. Andreasem Wellingerem.

- Wszystkie zdjęcia miał mój ojciec. Nawet w chwili śmierci trzymał moje i twoje w dłoni - szepnęła ocierając błąkającą się po jej policzku łzę. - Sophie to znajoma z dawnych lat. Dostarczyła mi próbkę twoich włosów abym mogła przeprowadzić badania. Jak widzisz, są jednoznaczne. 

Nora wzruszyła ramionami wstając i ubierając kurtkę. Zerwałem się na równe nogi dopijając espresso.

- Odprowadzę cię.

- Nie, nie trzeba. Muszę pobyć sama - dziewczyna westchnęła podając mi kartkę z numerem telefonu. Złożyła delikatny pocałunek na moim policzku zostawiając mnie w kawiarni duszącej się moimi myślami, z którymi biłem się w samotności. 


Hej ho!!!!
Pragnę zawiadomić Was, że zbliżamy się do końca. 

Chciałabym również podziękować tym, którzy dzielnie czytają kolejne rozdziały i z niecierpliwością czekają na kolejne. Jestem Wam niezmiernie wdzięczna za obecność i każde miłe słowo. Zaszczytem jest tworzyć opowiadania, w które możecie się zagłębić i przeżyć jakąś przygodę z bohaterami :* 
Pięknej pogody Wam życzę i do zobaczenia znowu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro