Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Życie to nieprzerwane pasmo niespodzianek.

Intensywny miesiąc.

Przykładałem się do treningów dając z siebie wszystko. Spędzałem każdą możliwą chwilę ćwicząc odbicie z progu i lądowanie.

Wszyscy mnie wspierali. Leyhe i Geiger towarzyszyli mi podczas niemal każdego treningu dzielnie znosząc przekleństwa po nieudanych próbach i narzekanie, gdy coś nie wyszło mi perfekcyjnie. Czułem, jakbym miał kontuzję i dopiero co wracał do świata skoków narciarskich. Wszystko to przypominało rehabilitację człowieka, który na nowo uczył się chodzić.

Nadszedł wielki dzień. Dziś odbywały się kwalifikacje do turnieju Raw Air.

Z kombinezonem szczelnie schowanym w czarnym pokrowcu przewieszonym przez ramię i dużą torbą w dłoni przeciskałem się przez tłum fanek proszących o zdjęcie lub autograf. Uszczęśliwiałem ich przystając na moment i mechanicznie uśmiechając się do przednich aparatów telefonów. Lubiłem kontakt z fanami. Jednak w niektórych momentach miałem tego kompletnie dość. Dzisiejszego dnia miałem wrażenie, że kroczę po wygraną. Dlatego wszystko sprawiało mi przyjemność.

- Uśmiech! - usłyszałem głos nieopodal. Sophie dzierżąc lustrzankę, która ledwo mieściła się w jej drobnych dłoniach wycelowała obiektywem w moją stronę. Uśmiechnąłem się szeroko po czym ruszyłem w kierunku domku, na którym widniała moja ojczysta flaga.

Tłum ludzi śpiewał ochoczo norweską piosenkę. Wciągnąłem zimne powietrze w płuca zamykając oczy. Próbowałem zidentyfikować się z tym krajem. Ze skocznią, która miała pomóc mi w triumfie. Z szerokim uśmiechem na ustach ściskałem dłonie swoich przyjacieli innych nacji. Każdy serdecznie witał mnie na zawodach i wyrażał swój entuzjazm z powodu mojego powrotu. Ja również się cieszyłem. Nie wyobrażałem sobie życia bez nart.

Moje ciało opinał dobrze dopasowany kombinezon. Z wielką starannością zapiąłem buty zakładając kask na głowę z logiem mojego sponsora. Wciąż nie potrafię w to uwierzyć, że jestem tutaj. Ja, Andreas Wellinger, zwykły chłopak z Ruhpolding kieruje się właśnie w stronę wyciągu narciarskiego, by po kilku sekundach usiąść na belce, spojrzeć na wspaniały krajobraz i tłum wiwatujących ludzi. Jestem najlepszym skoczkiem światowej rangi. Czuję się jak we śnie, lecz nie chcę się obudzić.

Oddaję świetny skok i obejmuję prowadzenie. Jeszcze kilku skoczków przede mną i okaże się, czy wróciłem do swojej znakomitej formy.

- Uwielbiają cię. - oparta o barierkę Sophie przygląda mi się z zaciekawieniem. Podchodzę do niej chowając jej kosmyk włosów za ucho.

- Wiem. Jednak nie bardziej niż ty. - wyszeptałem dając jej lekkiego kuksańca w ramię.

- Ach, tak? Wtedy od razu zgodziłabym się dwa tygodnie temu, gdy zaprosiłeś mnie na randkę. - prychnęła siadając na drewnianej ławce, tuż obok wzniesienia dla zwycięzcy kwalifikacji. Skrzyżowała długie szczupłe nogi bawiąc się obiektywem aparatu.

- Nie wiesz co tracisz - uśmiechnąłem się szeroko puszczając oczko w kierunku telewizyjnej kamery, która wycelowała prosto w moją osobę. Niespokojnie spoglądałem w kierunku ogromnego telebimu przyciskając twarz do nart. Chciałem dziś wygrać i udowodnić sobie, że jestem coś wart.

Ostatni skoczek na rozbiegu. Zacisnąłem oczy modląc się, by Kamil wylądował bezpiecznie w takim miejscu, w którym nie zagrażałby mojej dotychczasowej pozycji.

- The winner of qualifications is... - spiker zawiesił głos, a ja w końcu odważyłem się na otwarcie powiek. Przyjaciele z mojej drużyny stali obok mnie oczekując na werdykt razem ze mną. - Andreas Wellinger!!

Odetchnąłem z ulgą spoglądając w ciemne niebo, z którego zaczęły spadać delikatne płatki śniegu. Uścisnąłem dłoń skoczkom, którzy gratulowali mi. Sophie zamknęła mnie w swoich ramionach częstując moje usta subtelnym pocałunkiem. Jej policzki nabrały różowego koloru, jednak nie z powodu siarczystego mrozu.

- Andreas - Wank poklepał mnie po plecach odciągając od tłumu. Zagryzł wargę wbijając wzrok w ziemię.

- Nie mam czasu - ponagliłem przyjaciela, zbierając wszystkie rzeczy z podium. Brunet zbliżył usta do mojego ucha.

- Widzisz tą dziewczynę? Różowa kurtka, blond włosy i dziwna czapka na głowie. Za mną, jest tak charakterystyczna, że od razu można ją zauważyć - szepnął patrząc prosto w moje oczy. Dyskretnie zerknąłem za przyjaciela. Dziewczyna w pastelowej kurtce opierała swoje dłonie o barierkę spoglądając w naszą stronę. Blond włosy wystawały spod dużej puchatej kolorowej czapki z pomponami.

- Widzę. Ale o co ci Wank chodzi? - warknąłem zły na przyjaciela, że marnuje mój czas. Mój imiennik nabrał norweskie powietrze w płuca cicho wypuszczając je przez usta.

- Ta wiariatka twierdzi, że jest twoją siostrą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro