Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Miłość wznieca obłęd.

- Andreas, witaj..

- Ben?

Spojrzałem na mężczyznę z niedowierzaniem. Zdumiony psycholog ściągnął swoje okulary przecierając oczy.

- Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedyś się spotkali..

- To niemożliwe. Dzieliliśmy razem pokój.. pamiętasz?

Ben skrzętnie notował coś w swoim notatniku. Spojrzał na mnie, ponaglając ręką, abym mówił dalej.

- Zdradziłeś mi swoją tajemnicę, Ben. Opowiedziałeś mi historię twojej córki - szepnąłem kątem oka spoglądając na psychologa. Muskularny dwudziestoparolatek ruchem ręki poprosił, aby moi rodzice opuścili pomieszczenie. Przytaknęli na znak zgody znikając za drzwiami.

- Andreas, ja naprawdę nie pamiętam żadnej sytuacji, w której moglibyśmy się spotkać.

- Twoja córka miała na imię Anke, prawda?

Mężczyzna podniósł wzrok otwierając delikatnie usta. Odłożył brulion na sąsiedni stolik i rozsiadł się w fotelu. Zamknął oczy, które po krótkiej chwili otworzył jednocześnie wzdychając.

- Tak, imię mojej córki to Anke. Skąd masz tą informację, Andreasie?

- Mówiłeś mi o niej. Twoja dziewczyna, dawno temu ją zabiła..

- To absurd. - Ben prychnął sięgając po swoją teczkę. Wyciągnął z niej zdjęcie, które następnie mi wręczył. Dziewczynka miała we włosach piękne kokardki, a w dłoni trzymała ogromnego lizaka. Podobnie jak na fotografii, którą widziałem w zakładzie. - Anke żyje i ma się całkiem dobrze. Razem z żoną zapisujemy ją w tym roku do przedszkola. Andreasie, twoje dziwne zachowanie jest bardzo podejrzane - Ben wstał chowając zeszyt do teczki. Założył z powrotem okulary na nos kierując się w stronę wyjścia.

- Byłeś ze mną w psychiatryku. Sam mówiłeś, że Anke.. że Anke.. - poczułem okropny ucisk w klatce piersiowej, który utrudniał mi oddychanie. Nacisnąłem przycisk ulokowany tuż obok mojego łóżka, służący do wzywania pomocy. - Twierdziłeś, że twoja dziewczyna rzuciła nią o ścianę. A ciebie oskarżono o morderstwo.

Młoda pielęgniarka wbiegła do sali, w której przebywałem. Pomogła mi założyć maskę tlenową, która umożliwiała mi normalne oddychanie.

- Panie Wellinger, skonsultuję się z lekarzem. Miejmy nadzieję, że pana problemy nie są czymś poważnym. - kobieta obdarowała mnie uśmiechem, zmieniając zbiornik przymocowany do mojej kroplówki. Nabrałem tchu, a następnie odsunąłem maskę od twarzy.

- Nie mam pojęcia co się dzieje. Pamiętam cię Ben, nie wiem jak to się stało, ale dzieliłem z tobą pokój w jakimś psychiatryku - wprowadziłem ponownie tlen w swoje usta, przecierając co jakiś czas zwilżone oczy.

Nie rozumiałem co się wokół mnie działo. Wszyscy ludzie, których poznałem w zakładzie psychiatrycznym, byli obecni w moim życiu. W tym, po przebudzeniu.

Czy to zwykły zbieg okoliczności czy jakaś pieprzona gra?

- Skonsultuję się z moim przyjacielem psychiatrą. Może on coś poradzi. - Ben z pokrzepiającym uśmiechem na twarzy położył dłoń na moim ramieniu.

Nie, nie, nie! Cholera!
Czy ja dalej śnię? Czy to jakaś powtórka z rozgrywki?
Jestem świrem. Teraz z pewnością wpakują mnie do psychiatryka.

* * * * * *

Kilka tygodni spędziłem w szpitalu. Zmarnowałem kupę czasu na leżenie, zamiast przygotowywać się do turnieju Raw Air, którego wygrana byłaby dla mnie zwieńczeniem kariery. Nigdy nie marzyłem o niczym tak mocno, jak o tym.

Każdego dnia odwiedzał mnie ktoś inny. Często moimi gośćmi była niemiecka drużyna i sztab trenerski. Wspierali mnie i dawali mi siłę, abym walczył i wracał do tego co kocham. Więc dałem z siebie wszystko. Dziś, za zgodą doktora Klimke, mogę odbyć swój pierwszy trening.

Niespodziewaną wizytę złożył mi również psychiatra. To, czego się dowiedziałem, dosłownie zwaliło mnie z nóg.
Mój sen był czymś w rodzaju daru. Ciężko to zrozumieć, ale był proroczy. Może nie wydarzyło się to w taki dosłowny sposób, ale pomogło zapobiec tragedii.

- Andreas! Miło cię widzieć z powrotem! - trener Schuster mocno uścisnął moją dłoń. Kadra skoczków, z którymi wiele razy skakałem w drużynie, zamknęła mnie w swoich ramionach poklepując przyjaźnie po plecach. Zawsze lubiłem atmosferę tutaj. Zero rywalizacji, radość z sukcesów innego członka kadry. Tylko mnie odbiło na punkcie wygranej.

- Trzymaj narty i pokaż, czy wciąż latasz tak daleko jak kiedyś - Leyhe uśmiechnął się szeroko w moim kierunku wręczając mi narty. Te, dzięki którym wygrałem tyle konkursów.

Opuszkami palców wędrowałem po ich zewnętrznej stronie i krawędziach. Przejechałem delikatnie po ślizgu nabierając powietrze w płuca. Od kilku miesięcy nie miałem nart na nogach. Mimo to chciałem poczuć tą wolność, której doświadczałem za każdym razem, gdy wzbijałem się ponad ziemię.

- Wellinger, musisz kogoś poznać. Naszą drużynę zasiliła nowa osoba. - trener skinął na mnie ręką, ponaglając, abym się pośpieszył. Odłożyłem narty w bezpieczne miejsce podążając w jego kierunku.

- Poznaj naszą nową fotografkę...

Kruczoczarnowłosa kobieta stała odwrócona do mnie plecami. Kolor jej włosów był wystarczającą wskazówką, abym mógł zgadnąć, kim jest dziewczyna trzymająca w dłoniach aparat. Nowa członkini naszej drużyny odwróciła się z szerokim uśmiechem na ustach.

- Sophie Thalberg. - wyciągnęła dłoń w moim kierunku z ogromnym podnieceniem. - Zawsze chciałam poznać cię osobiście, Andreasie. Marzenia jednak się spełniają.

Zamarłem. To obłąkana dziewczyna z psychiatryka.

- Cholera - szepnąłem wywołując lekką konsternację u trenera i dziewczyny. - Zwariowałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro