Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

  Brunatna Łapa obudziła się dziś wcześnie, nie spodziewała się tego bo przecież wczoraj ćwiczyła do późna.Wyszła z legowiska uczniów i usiadła, cierpliwie czekając na Mrocznego Ogona.Kilka chwil później z legowiska wojowników wyłonił się jej mentor, w  jego oczach błysnęło zaskoczenie ale oprucz tego nie pokazywał po sobie zdziwienia.Ruszyl w stronę kotki więc ta wstała.
-Witaj, Mroczny Ogonie!-miałknęła najmilej jak potrafiła starając się by jej głos nie zadrżał, wciąż bała się że może znowu jej coś zrobić.
-Idziemy-warknął tylko kocur i machnął gniewnie ogonem jakby już teraz czymś go zdenerowała.Poszedł sztywno do wyjścia z obozu, a uczennica za nim.

    Po niedługim czasie Mroczny Ogon zatrzymał się i odwrócił do uczennicy z kamienną miną.
-Tak jak dzień temu mówiłem, miałaś nauczyć się polować-mruknął i dał jej znak ogonem aby zaczęła polowanie.
Brunatna Łapa otworzyła pysk i wyczuła woń małego gryzonia, myszy.Zapach dolatywał od jednego z krzewów jeżyn więc zaczęła się tam skradać.Jej ogon lekko podrygiwał przez jej strach że coś źle zrobi ale uspokoiła się.Gdy była wystarczająco blisko zatrzymała się i po paru uderzeniach serca skoczyła w miejsce gdzie według jej nosa miała znajdować się mysz, i tak było.Szybko ją zabiła i z dumą w oczach podeszła do mentora w pysku trzymając zdobycz.Upuściła ją u jego łap.
-Mh...Dobrze-wykrztusił od niechcenia Mroczny Ogon-Ale i tak trzeba jeszcze poćwiczyć-warknął.

     Brunatna Łapa właśnie siedziała nad potokiem i wpatrywała się w niebo na którym zaczynali pojawiać się już piersi wojownicy Klanu Gwiazdy.Polubiła to miejsce.Była tutaj taka wolna, a problemy ją opuszczały.Nie martwiła się nawet tym że Klan Księżyca może w każdej chwili zaatakować.Nagle usłyszała szelest, obróciła się gwałtownie do tyłu ale niczego dziwnego nie zaobserwowała.Ponyślała że musiała być to tylko jakaś zwierzyna więc znów zaczęła patrzeć na niebo.Słońce było już co raz niżej, a oczy brunatnej kotki niekontrolowanie zaczęły się zamykać.Położyła się z pyskiem na łapach i zasnęła.

-Pomocy!-zwołała, a wokół niej było czarno i krew.Od razu potem poczuła jakieś dziwne miłe uczucie i zobaczyła białego kocura przed sobą.Chciała do niego podejść ale się rozpłynął.Potem ból zwalił ją prawie z łap,nie był to jednak ból od ran...to coś jakby z jej serca.Stało się wietrznie i wiatr popchnął ją jeszcze dalej.Znów się uspokoiło i widziała przed sobą Szklisty Strumień i jakąś czarną rozmazaną sylwetkę kota.Poczuła to samo ciepło na sercu co chwilę temu kiedy  stał przed nią biały kocur ale razem z tym uczuciem przyszedł kolejny ból i strach.Raptownie się obudziła z przyśpieszonym oddechem, a serce waliło jej jak oszalałe.Rozejrzała się i przypomniała sobie że jest nad strumykiem.Musiałam zasnąć-pomyślała uspokajając się, ale co to było?To nie wyglądało na zwykły sen...Czy to była jakaś wizja..?-zapytała samą siebie.
Wstała i otrzepał się z trawy która wplątała się jej do futra.Przeciągnela się i powoli ruszyła w stronę obozu.Nie miała pojęcia co miało znaczyć to co chwilę temu zobaczyła...

-Brunatna Łapa..?-wymamrotał zaspany głos gdy weszła do legowiska uczniów.Był to Mulista Łapa.
-Uh..t-tak to ja-miałknęła cicho.
-Gdzie ty byłaś?-zapytał kocur i ziewnął.
-Poszlam nad Szklisty Strumyk i zasnelam...
-Mh..zastnawiałem się gdzie się podziałaś..-powiedział zmartwionym głosem.Brunatna Łapa podeszła bliżej do niego.Wygladal jakby nie spał przez całą noc...chyba czekał aż wruci.
-Dobrze że już jesteś-liznął ją czule między uszami, a powoli zaczęło wschodzić słońce.Inni uczniowie zaczęli się budzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro