Rozdział 3
Płonąca przytaknęła jej. Chociaż nie znała kocura taki jej się wydawał.
*
Czarny kocur z bliznami na ciele przedzierał się przez krzaki. Oblizał wargi i rzucił się w pogoń za liściem, aby podszlifować swoje łowieckie umiejętności. Wiatr zawiał akurat wtedy, gdy miał szykować się do skoku i porwał ten liść, który upatrzył sobie kot. Westchnął i schował się w zarośla. Nie potrafił polować zbyt dobrze.
— Nienawidzę żyć na tym świecie. Dlaczego wszystko musi utrudniać moje treningi? — prychnął.
Wrócił się w kierunku, z którego przyszedł. To tam czekała na niego Stodoła. Jego dom. Od zawsze tam mieszkał i zaciekle walczył o każdy kęs mięsa.
*
Smuga krzyknęła wrogo na Ognia:
— Nie pozwalasz nam tu przebywać? Skoro tak, to sobie pójdę. Popatrz, jesteśmy głodni i wychudzeni! O Porze Opadających Liści jest tak zimno, że możemy umrzeć!
Płonąca patrzyła na tę scenę. Przyprowadziła tutaj rodzinę, aby się ogrzała i mogła zamieszkać w Stodole.
Wieczór był chłodny. Dzisiejszy dzień przeminął szybko. A co się stało z Muffinem? Uciekł.
Ogień nastroszył ogon i wygiął grzbiet w łuk. Wyciągnął pazury gotowy do walki. Smuga skuliła się, postawiła uszy do tyłu i syknęła. Deszczyk wraz z Cytruskiem oraz Kroplą skoczyli w siano. Rzucali się nim pokazując, że wspaniałe się bawią i nie trzeba się nimi przejmować.
Kruk stała przy kotach całkiem spokojna. Nie ruszyła nawet koniuszkiem ogona.
— Dlaczego walczycie? To nie ma sensu. Przecież możecie żyć w zgodzie. Możecie uchronić swoje śmierdzące ogony od ran i bólu. Zrozumiano?! — warknęła wściekła. Była obudzona na dobre.
Płonąca patrzyła z daleka na Śnieżycę. Muskularna kocica siedziała przy swoich kociakach i pielęgnowała je. Jarzębina i Rudzik byli pięknymi młodziakami. Kocięta miały rude futro z bielą na łapach, ogonie i pyszczku. Były bardzo podobne.
— Mamo! A co to za czarny kot? Ten z bliznami? — Rudzik zauważył obcego.
Śnieżyca tego obawiała się najbardziej. Kociaki w końcu dorosną. Jej oczy także spojrzały w kierunku drzwi Stodoły. Wyłonił się stamtąd dorodny kocur. Jego oczy lśniły w blasku księżyca, a zdobycz w pysku ociekała kroplami deszczu jak sam kot.
Tamten podszedł do stosu. Zanim odłożył mysz rzuciło się na niego kilka głodnych kotów. Pragnęły świeżego jedzenia, nie takiego przestarzałego. Jarzębina schowała się, a Rudzik z zaciekawieniem przyglądał się całej sytuacji.
Czarny kocur powiedział swoim pół żeńskim i pół męskim głosem:
— Oto co udało mi się złowić. Więcej nie mam, niestety. Musi wam to wystarczyć.
Miauknął tylko tyle i uciekł. Ponieważ nie przepadał za przebywaniem w tłumie wybiegł z Stodoły.
Minął się wtedy z Harpunem. Otarli się ogonami, przez co Smuga zachichotała. To było takie zabawne!
— Ale śmieszne — skomentowała Śnieżyca bez odrobiny uśmiechu po czym zabrała się do dalszego pielęgnowania młodych.
Ogień szybko wybiegł ze Stodoły. Wydawał się wystraszony i zaskoczony. Miauknął tylko tyle:
— Muszę iść coś załatwić, zaraz wracam!
*
Płonąca spacerowała z Smugą i jej ślicznymi kociętami. Było to na terenie Stodoły. Gdy usłyszały jakiś krzyk, pobiegły w jego kierunku. Na wszelki wypadek Smuga kazała kociakom zostać i bawić się w sianie.
I cóż tam zobaczyły? Ciekawe…
— Ogniu! Co to… — Smuga wyglądała na przerażoną. Zalała się łzami, gdy to ujrzała.
Ogień miał łapy całe umazane w krwi. Pochylał się nad martwym kotem i go "opłakiwał".
— Wiem, że to ty! Ty go zabiłeś! — nie powstrzymała się od krzyku piękna ruda kotka. Smuga rzuciła się na Ognia i zaczęła z nim walczyć.
— Teraz nas nie oszukasz! No już, wynocha! Do Stodoły! — warknęła Płonąca.
*
Kremowy niebieskooki kocur wylegiwał się w sianie.
— Muffinie! Musimy ci coś… pokazać! — Smuga przybiegła za Płonącą trzymając za ogon Ognia.
— Co na Klan Gwiazd się dzieje? Ogniu, dlaczego masz takie brudne łapska? Natychmiast mów! — Muffin się zdenerwował nie na żarty.
Ogień wydawał się zmieszany. Nie wiedział jak to powiedzieć.
— Zabiłem go. Zabiłem naszego wroga od lat. Pamiętasz tego płowego kocura? — Ogień zamilkł, gdyż wszyscy członkowie Stodoły skierowali na niego wzrok. Wściekły wzrok. — Pa… pamiętasz go?
— Dosyć tego! Nie będziesz już moim następcą! — warknął. — Śnieżyco, chodź no tu!
Muskularna biała kocica była zmuszona przerwać odpoczynek.
— Co znowu?
Muffin szepnął jej do ucha:
— Idź poszukać Harpuna. To pilne. Kociakami zajmą się Płonąca i Smuga.
Śnieżyca skinęła głową.
— Jasne. Już się robi!
*
Po jakimś czasie byli widać Ognia uwięzionego w skrzyni bez jednego boku. Koty owinęły to miejsce bluszczem na tyle mocnym, aby więzień się nie wydostał.
— Każdy kot w stodole niech zbierze się pod Skrzynią! I to natychmiast!
Róża potknęła się o wystającą deskę i jęknęła. Sztorm szybko to zauważyła i podniosła kremową pręgowaną kotkę.
— Nic ci się nie stało? — zapytała zmartwiona.
— Nie, nic takiego. Chyba tylko wbiłam sobie drzazgę w łapę. — miauknęła niewzruszona.
— Daj, obejrzę. Jeśli będzie, to musimy pójść do zielarza… o, wszystko dobrze. To tylko małe otarcie!
Muffin stał na Skrzyni i czekał.
— Smuga i Płonąca odkryły dziś straszną prawdę. Ta rzecz miała miejsce tutaj, niedaleko Stodoły.
Wilk wpadł do drewnianego budynku cały spocony.
— Morderca! Ktoś zabił Orzecha! — wysapał.
— Wiemy. Ogień był winny. Kocice widziały go w krwi, gdy były na spacerze. — Muffin nie był wyraźnie zadowolony.
— Dlatego poproszę Harpuna, aby tu podszedł. Harpunie, mianuję cię następcą. Gdy odejdę ze Stodoły będziesz sprawował funkcję przywódcy. Twoja władza będzie wspaniała — wypowiedział te słowa i zamilkł.
Każdy kot skandował imię nowego następcy:
— Harpun! Harpun! Niech żyje Harpun!
Harpun był wyraźnie zadowolony, ale miauknął:
— Przestańcie! Uszy i głowa mnie boli od tego wrzasku!
Lecz nikt nie ucichł. Każdy się radował nowym następcą.
Róża jeszcze raz popatrzyła na Harpuna i odeszła. To samo zrobiła Sztorm.
— Niech żyje Harpun! — powiedział cicho Wilk i uciekł od pozostałych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro