Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Wypuściłem powietrze, a swoje spojrzenie skierowałem do swojego kumpla. Chciałem, aby zrozumiał moją decyzję.

- Wybacz stary, ale nie ma takiej opcji. Za duże ryzyko - ciężko było mi to powiedzieć, kiedy wzrok obydwu tych niebezpiecznych i podejrzanych typów spoczywał na mnie. Czułem się tak przytłoczony.. a może przerażony?

Panowała cisza, której siła zżerała mnie od środka. Pierwszy otrząsnął się jeden z tych kotów, ten o wiele bardziej wulgarny względem mnie.

- ZA DUŻE RYZYKO?! To po jakie gówno się tutaj zjawiłeś tchórzu i zajmowałeś nam czas?! Jesteś równie bezużyteczny jak wy wszyscy w tych głupich klanach! Twoja matka powinna się za ciebie wstydzić, ty zapchlony szczeniaku! - słowa uderzały we mnie niczym kamienie. Najgorsze jednak było to ostatnie.. Moja matka... Może naprawdę się mnie pozbyła, gdyż uważała mnie... Za nic nie wartego? O mało ten kot się na mnie nie rzucił. Zamknąłem załzawione oczy, pewny, że zaraz skończę bez gardła. Ten drugi jednak powstrzymywał go. Wydawał się być zdystansowany i bardziej zimny niż bryła lodu.

Spojrzałem na Zwinnego Rysia. Wydawał się być zawiedziony moim zachowaniem. Co by było, gdybym jednak się zgodził? Co bym stracił? Prawda jest taka, że nic. W Klanie Mrozu nie mam nawet źdźbła szacunku, nie wspominając o jakimś zaufaniu. Gdybym zniknął, nikt by za mną nie płakał... No może poza Owczym Noskiem i Zwinnym Rysiem. Tyle. Reszta pewnie jeszcze by się cieszyła.

- Ryś, ja... - nie wiem nawet co chciałem powiedzieć. Przeprosić, że znowu stchórzyłem? A może wytłumaczyć się? Bez względu na to, dość brutalnie mi przerwał.

- Księżyc, do jasnego pioruna, dlaczego?!

- Boję się... - chciałem kontynuować, ale ponownie mi przerwał. Był stanowczy i pewny siebie. Powiedziałbym wręcz, że od niego biła. Rzadko go takiego widziałem. Tylko wtedy, gdy był wkurzony... I to bardzo wkurzony.

- Czego się boisz? Straty zaufania?! Bądźmy szczerzy. Klan Mrozu traktuje nas jak lisie łajno. Ani ja, ani ty nie mamy żadnego, nawet najmniejszego szacunku u kogokolwiek z nich, nie mówiąc już nawet o zaufaniu! Nie rozumiem, po co w ogóle ze mną przyszedłeś, skoro i tak wykruszasz się w momencie akcji. Stary... Jesteś gorzej zmienny niż pogoda. Mówiłem ci o co chodzi i zamiast się od razu wyrazić, robisz ze mnie i Zgryza teraz idiotów - nic mu nie odpowiedziałem, gdyż czułem, że ma trochę rację - Wiesz ty co? Jeżeli nadal chcesz szukać sobie... Zaufania czy czegoś wśród naszych klanowiczów, to szczerze życzę ci powodzenia, gdyż te lisie łajna, nie licząc oczywiście Owczego Nosa, wystawią cię, tak jak dawno temu zrobili to z moim ojcem - nie zagłębiałem się nigdy w przeszłość Zwinnego Rysia, jednak będąc teraz okrzykiwanym przez niego, chyba zaczęły do mnie docierać pewne rzeczy. A może mój przyjaciel ma rację? Czy ktokolwiek, kiedy byłem atakowany przez na przykład Łabędzi Śpiew, zaprzeczył jej? - Z resztą, rób co chcesz. Nie będę cię niańczył całe życie - miauknął, po czym spojrzał na dwójkę tych dziwnych kotów, którzy po prostu sluchali naszą rozmowę. Ciekawe, co oni o tym sądzili - Ja się tego podejmę. Co mam zabrać i kiedy?

Milczałem. Zwinnego Rysia i tak nie przekonam. Od zawsze był narwany i trudny do przegadania. Uwielbiałem go, jednak tym razem nie mogłem ryzykować. Mimo wszystko, moje bezpieczeństwo jest najważniejsze, prawda? Może chociaż moje sumienie pozostanie czyste ... Jednak ciężko, patrząc na to, że mój przyjaciel właśnie idzie na praktycznie pewny wyrok śmierci, a ja nie mogę nic z tym zrobić! Yhhh... Nienawidzę uczucia bezradności.

- Najlepiej natychmiast, póki owe koty są zajęte. A zabrać masz nagietek, kocimiętkę, korzenie żywokostu i jeszcze skrzyp. Mam nadzieję, że chociaż ty się czymś wykażesz - patrzyłem w ziemię, czując wzrok tego drugiego. Wydawał się być... Jakby zawiedziony moją decyzją? Czyżby widział we mnie coś więcej niż inni dotychczas? Nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie.

- Oczywiście. Będziecie zadowoleni - skinął głową i niemal natychmiast ruszył do wyjścia.

Chciałem pójść za nim i jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Jednak... Nie zdążyłem.

Dosłownie dwa bicia serca po tym, jak wyszedł, poczułem okropny ból. Wszystko wydarzyło się tak szybko. Kiedy uświadomiłem sobie, co się dzieje... Było za późno na jakiekolwiek interakcje obronne. Stałem tuż przy jednej ze skał, otoczony przez ich dwójkę, bez możliwości ucieczki.

- C-co wy robicie?! Pójśćcie mnie! - oni zamiast mnie posłuchać, zaczęli się śmiać prosto w mój pyszczek. Czułem jak zaczynam się stresować. Co chcieli mi zrobić?

- Jesteś bardziej głupi, niż wyglądasz. Co ty myślisz? Że po tym wszystkim, co widziałeś i słyszałeś, tak po prostu cię puścimy? Jesteś taki żałosny - odezwał się ten pierwszy. Drugi milczał już od dobrej chwili. Jednak... Jego wzrok powodował, że czułem lęk. On nie musiał mi głośno grozić. Wystarczyło, że patrzył.

- A-le ja nic nie wiem o was! Przysięgam, nikomu nie powiem!

- Ty nie rozumiesz, kociaku - powiedział ciemnooki. Jego głos był tak skamieniały, że aż obeszły mnie dreszcze - Tutaj nie chodzi o to, czy zgodziłeś się na robotę czy nie. Sam fakt, że widziałeś się z nami, stawia zarówno ciebie i nas w sytuacji z tylko jednym możliwym wyjściem. Poza tym... Nie wytrzymałeś presji. Wykruszyłeś się bez konkretnego argumentu. Wszystkie, dotychczasowo użyte, zostały podważone przez twojego własnego przyjaciela. Świadczy to tylko o jednym. Nie masz w sobie nic godnego uwagi. Nawet własnej godności. Dalej jesteś zagubiony; szukasz alternatyw; gdyż nie wiesz, w którą stronę iść. Wahasz się i sam się krzywdzisz, nie dostrzegając pewnych konsekwencji, jakie mogą nadejść z podjętą decyzją. Patrzysz sytuacyjnie, nie na całość, co jest twoim błędem. Dałeś się szybciej wygryźć niż podejrzewałem.

Szczerze, ale nie wiedziałem, co w tamtym momencie mam powiedzieć. Czyżby ten kot był jakimś specjalistą w rozczytywaniu kotów czy coś? Nikt, nawet ja dotąd, nie zauważyłem tego. Wychodzi na to, że nadal nie wiem o siebie wszystkiego. Każda decyzja, jaką podejmuje, wpływa postrzeganie mnie na tle innych. Ale którą drogą mam iść, aby zadowolić obie strony?

- Więc... Co mam teraz robić? - po co zapytałem? Nie mam pojęcia. Chyba po to, aby nie rozważać teraz tych słów, wypowiedzianych przez tego kota

- Ty? Ty już nic nie musisz robić. To twój koniec. Historia właśnie dobiegła końca - nawet nie wiecie, jak zrzedła mi mina. Jestem taki głupi. Ja naprawdę myślałem, że mnie wypuszczą? Chyba... Nie wiem.

Zaatakowali mnie w tym samym czasie. Naprawdę usiłowałem się jakkolwiek bronić, jednak bądźmy szczerzy. Nie miałem z nimi szans.

W pewnym momencie oberwałem tak mocno w głowę, że aż pociemniało mi przed oczami. Opadłem na ziemię, praktycznie nieprzytomny. Słabym wzrokiem patrzyłem na tego drugiego, stojącego nade mną.

- Do zobaczenia w Mrocznym Lesie, szczeniaku - jego szyderczy uśmiech jeszcze długo siedział w mojej głowie, aż w końcu przestałem cokolwiek słyszeć. Straciłem przytomność.. Czy to koniec?

I teraz pozdro osobom, które wybierając opcję numer 2 stwierdziły, że nasz bohater będzie ,,bezpieczny". Brawo wy :)

A teraz poważanie.
Jak wszyscy wiecie, jest to Interaktywna historia czyli to wy decydujecie jak potoczą się losy naszego bohatera. I oczywiście, to wasza decyzja, co się finalnie wydarzy i w którą stronę pójdzie nasz bohater.
Rozumiem, że przegłosowaliście opcje 2 i okey. Ja się dostosuje, w końcu na tym polega ta historia. Jednak całkiem szczerze, ale wkur*** mnie okropnie wasze argumentacje.

Jedną z częściej padających powodów dla 2 opcji było ,, strata zaufania u klanu". No żesz kur**. Jakie zaufanie? Przecież jak byk było mówione, że Zacieniony poza Rysiem i Różową nie ma żadnych przyjaciół, zero szacunku u kogokolwiek, nie wspominając nawet o zaufaniu. Dam wam nawet cytat z 1 rozdziału;

,,Znając Zwinnego Rysia, o plastry miodu mógłbym się założyć, że zapewne spotykał się z jakimiś obcymi kotami w podobnym wieku do nas. Mój przyjaciel również nie cieszył się taką popularnością, jednak on, w przeciwieństwie do mnie, nie chciał jej szukać w Klanie Mrozu. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Lubił ryzyko i nie bał się złamać jakichkolwiek zasad z kodeksu wojownika, który czysto teoretycznie nadal go obowiązywał"

Albo w Prologu, gdy nasz bohater się przedstawia:

,,Jestem zarówno sierotą jak i jedynakiem. Nigdy nie poznałem swoich rodziców, a z tego co mówią moi pobratymcy, nawet nie pochodzę stąd. Nie wiem ile z tego faktycznie jest prawdą, a ile to zmyślone kłamstwa, aby mi dopiec, jednak staram się jakoś odnaleźć wśród nich. Posiadam dwójkę przyjaciół: starszego ode mnie kocura o imieniu Zwinny Ryś oraz młodszą o księżyc kotkę nazywającą się Owczy Nos, do której od pewnego czasu coś czuje (...) Chcę jej pokazać, że jestem kimś więcej, niż zwykłym sierotą i przybłędą. Ku mojemu nieszczęściu, mam kilku prześladowców, którzy nie szczędzą mi oszczerstw i wrednych komentarzy"

,,Byłem okropnie wkurzony. Jednak wiedziałem, że niewiele ugram. Zdecydowanie większość kotów w klanie, stanęłaby po stronie zastępcy"

Nwm, nadal wam mało stwierdzeń, że nasz bohater raczej nie ma zaufania własnych pobratymców?

Ale dobrze, mogliście nie przeczytać i nwm przeoczyć te fragmenty, albo po prostu nie zrozumieć, że chodzi o to zaufanie.

Drugim, równie dość częstym argumentem było rzekome ,,bezpieczeństwo" i uniknięcie bitwy z Klanem Wiśni.

Ludzie, jakie bezpieczeństwo, skoro właśnie jest w towarzystwie jakiś niebezpiecznych kotów spod ciemnej gwiazdy, co jest przecież podkreślone w poprzednim rozdziale?

,,Jednak to niewiele zmieniało moje podejście. Ilość skaz budziła we mnie olbrzymi niepokój.

,,Czym oni muszą się zajmować, że aż tyle muszą ich posiadać?" - pomyślałem i głośno przełknąłem ślinę"

Przecież właśnie otacza go dwójka jakiś podejrzanych typów spod ciemnej gwiazdy! I to na dodatek w miejscu wręcz idealnym na jakąś zbrodnie np. morderstwo! Nie bez powodu pewne rzeczy zostały napisane przeze mnie czy to wspomniane. Sami widzicie, że jest to szemrane towarzystwo i nie chcecie posyłać w to naszego bohatera, ale za argument przeciw opcji 1 dajecie ,, bezpieczeństwo".

I owa bitwa.
Ludzie, jak sami widzicie, do bitwy tak czy inaczej dojść może, gdyż Ryś jak już wiecie, wyruszył po te jeb*** zioła. Co do stracenia ma nasz bohater?

Jak sam mówi, gówno. Zaufanie? Poza jego przyjaciółmi, nikt mu praktycznie nie ufa. Bezpieczeństwo? Tak czy inaczej, nie jest bezpieczny. Czy by się zgodził, czy nie, wychodzi na to samo. Czyste sumienie? No nie wiem. Właśnie jego najlepszy przyjaciel poszedł na cholernie niebezpieczną misję, która jest praktycznie podpisaniem swojego wyroku śmierci i jeżeli cokolwiek by mu się stało, to wątpię, że nasz bohater miałby ,,czyste sumienie". Może trochę, ale na pewno nie całkowicie. ,,Lepiej omijać kłopoty"?

...
Micaresi i Trinketsi, on już ma kłopoty. I obecnie kłopotu nie ominął, tylko się podłożył i dostał po łbie.

Padały jeszcze uzasadnienia, że ważniejsze jest bezpieczeństwo Zacienionego, niż relacje z Rysiem.

...
Tak tylko cichutko przypomnę, że ma on zaledwie 2 przyjaciół, z czego u jednego sobie właśnie przejeb****, a jego druga przyjaciółka aktualnie rozmawia z jego największymi wrogami. A bezpieczny chwilowo też nie jest. Ryś można powiedzieć, że był jego gwarancją bezpieczeństwa, a teraz no cóż.. kiedy sobie poszedł, to jest przypał. Wy aktualnie rzucacie mu więcej kłód pod nogi niż leżało na tej ścieżce.

Dziwnie jest mi to mówić, jednak taka jest prawda.

I od razu mówię. Ja nie pisze tego teraz, aby nwm obrazić was czy coś. Ale chcę zwrócić uwagę na pewne aspekty m.in dokładne czytanie opisów, gdyż pewne rzeczy nie zostały wspomniane bez powodu. Tak samo odnoście argumentacji. Zauważyłam, że wielu z was patrzy na dane decyzję pod pryzmat sytuacyjny, a nie całościowy. Od tego są wcześniejsze rozdziały, aby móc się odwoływać do tekstu. Tak jak już mówiłam, pewne rzeczy nie zostały bez powodu czy to powiedziane czy to wspomniane.
Ważne jest też to, że ja w wypowiedziach i przemyśleniach naszego bohatera, używam tego, co piszecie w argumentacji. Dziwnie jest mi użyć argumentu np. ,,Że będzie bezpieczniejszy" w momencie, kiedy stoi tuż obok dwóch typów, którzy właśnie zlecają mu zrobienie czegoś ekhem... Trochę nielegalnego.

Przyznaję, że było to decyzja z serii pytanie-pułapka, gdyż prawda jest taka, że co byście nie wybrali, naszego bohatera czekałby jakiś kłopot. Zostało ono specjalnie zrobione i już wcześniej planowane. W takich pytaniach liczy się przede wszystkim odpowiednia argumentacja, abym potem mogła jej użyć.

I jeszcze raz powtarzam!
Naprawdę nie chcę was nwm zniechęcić do tej historii, gdyż zależy mi na niej i naprawdę dobrze mi się ją pisze. Jednak proszę na przyszłość, abyście dokładnie przemyśleli konsekwencje danych decyzji i potencjalnie rozsądnie to rozważyli.

Jednak wróćmy teraz do historii. Zacieniony na farta i na jego szczęście, udaje mu się przeżyć.

Poczułem okropny ból na całym ciele. Wbrew pozorom, ale bardzo mnie to cieszyło. Świadczyło to o czymś ważnym. A mianowicie o tym, że jeszcze żyłem. Powoli otworzyłem powieki, jednak szybko je zamknąłem, oślepiony blaskiem słońca, które chyliło się ku zachodowi.

Powoli się podniosłem, czując okropne pieczenie na całym ciele, a zwłaszcza na grzbiecie i brzuchu, które chyba najbardziej krwawiły. Dziwiłem się w ogóle, jakim cudem jeszcze się nie wykrwawiłem. Chyba przodkowie nade mną czuwają...

Ostrożnie stanąłem na prostych łapach. Niewyobrażalny ból przyszedł przez cały mój kręgosłup, aż po sam ogon.

Dopiero wtedy też uświadomiłem sobie, że nie jestem w środku Olbrzymich Skał, a gdzieś w lesie. Nie byłem przekonany, gdzie konkretnie, ale miałem nadzieję, że przynajmniej na naszym terytorium. Jeszcze by tego brakowało, aby doszło do wojny z jakimś innym klanem. Leżałem przy wysokiej sośnie.

Wtedy też do mnie dotarło.

,,Gdzie jest Zwinny Ryś? Czy wszystko z nim w porządku? Zdołał sobie poradzić? A co jeżeli został złapany? Przecież to może wywołać wojnę! Muszę go znaleźć, albo przynajmniej dowiedzieć się, gdzie jest!" - pomyślałem i już chciałem ruszyć z miejsca, kiedy usłyszałem szorstki głos.

- Zacieniony Księżycu! Co ty wyprawiasz?! - ostry krzyk zastępcy mojego klanu, odbijał mi się w uszach - Znowu się lenisz?! Wiesz, ile przydatnych rzeczy mogłeś zrobić w tym czasie?! Widać, że jesteś tylko głupią przybłędą, która nie ceni sobie takiej wartości jak praca! - stał tyłem do mnie.

Z nim był patrol, w którego skład wchodziła m.in Łabędzi Śpiew czyli moja prześladowczyni. Ciekawiło mnie, gdzie ma swoją świtę.

- A tobie co znowu się stało? Skąd tyle ran?! - spojrzałem na wysoką, brązową, pręgowaną kotkę o bursztynowych oczach. Była to Wierzbowy Pazur, kotka o sercu z kamienia. Tak trochę się jej bałem, a być może dlatego, że uchodziła za nieuchwytną kotkę. Zwinny Ryś kiedyś mówił, że podobno jest szpiegiem. Szczerze, ale wierzyłem w to.

- J-ja... - nie widziałem, co mam powiedzieć. Prawdę czy kłamstwo?

- Gadaj! - warkot Szpiczastego Ucha dość szybko sprowadził mnie na ziemię. Musiałem podjąć natychmiastową decyzję.

DECYZJA III

1) ,,Powiem prawdę. I tak się jej dowiedzą"
2) ,,Skłamię ich. Nie chcę, abym miał dodatkowe problemy. Z resztą, tak jak Ryś"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro