Rozdział 6
Lotosowa Bryza czekała przed legowiskiem medyka razem z Myszą który wydawał się jakby zaraz miał opuścić swoje ciało. W końcu wyszedł z niego Jabłkowa Skóra. Było to zaledwie kilkanaście minut ale dla czekających było to jak kilkanaście godzin. Zanim medyk zdążył coś powiedzieć oboje wbiegli do legowiska. Pistacjowe Niebo leżała na posłaniu z mchu z okładami z ziół i innymi opatrunkami na kremowo pręgowanej sierści. Mysz wetknął nos w jej futro na szyi i wyszeptał coś tak cicho że tylko jego partnerski go usłyszała. Pistacjowe Niebo powiedziała tylko ciche ,,nie". Mysz spojrzał na Jabłkową Skórę.
- Ona nie umrze, prawda. Nie może umrzeć
- Nie jestem w stanie ci teraz powiedzieć...- medyk nie zdążył dokończyć
Mysz wysunął pazury i warknął ma niego.
- Nie możesz doprowadzić do jej śmierci. Ja umrę wtedy razem z nią. Masz ja wyleczyć rozumiesz
- Zrobię co w mojej mocy
- Mam taką nadzieję. Spokojnie słodka nie umrzesz
Lotosowa Bryza nie wiedziała co powiedzieć. Rozumiała Myszę i jego zachowanie. Sama w takim momencie mogła by zwyzywać medyka jak największego wroga.
- Pa pa Pistacjowe Niebo. Ty też nie długo do niej dołączysz- odezwała się Jeżynowy Kieł
Karmicielki a zignorowała ją i wyszła z legowiska aby dać Myszy pobyć z partnerką. W tym czasie do obozu wróciła reszta kotów. Ptasia Gwiazda- wskoczył na biały kamień. Wydawał się wycieńczony ale nie było się czemu dziwić w końcu właśnie skończył walczyć.
- Koty Klanu Zielonych Liści. Nie udało nam się odzyskać terytoriów ale się nie poddamy. Klan Brzozowych Pni nie może nam odebrać ziemi tak łatwo.
- Okropne. Jakbym był uczniem to pokanałbym ich- powiedział Lodek do matki.
Lotosowa Bryza nie słuchała ci mówił Ptasia Gwiazda. Myslała tylko o swojej przybranej siostrze.
- Przestań udawać że mnie nie ma- powiedziała Jeżynowy Kieł
- Cicho bądź. Sny to za mało?
- Dla mnie tak. Budzisz się i koniec. I nie nie będe cicho mogę sobie mówić co chcę. Mówić co wiem.
Kotka poczuła na sobie wzrok innych.
- Lotosowa Bryzo do kogo mówisz?- zapytała się Charlotte
- Do nikogo
Charlotte nie pytała dalej. Wróciła do słuchania klanu. Lotosowa Bryza zamknęła na chwilę oczy. ,,Ignoruj" powiedziała do siebie. Lodek bawił się jej przekrzywionym ogonem z nudów. Nie był fanem zebrań klanów na których przywódca nigdy nie mówi nic co jest dla niego ciekawe. Jedyne zebranie które go zaciekawi będzie z jego ceremonii ucznia.
***
Minęły dwa dni od bitwy. Pistacjowe Niebo wróciła do siebie ale jeszcze jeden dzień miała siedzieć w legowisku medyka. Sny Lotosowej Bryza były spokojne. Tak jak myslała podczas bitwy Ptasia Gwiazda stracił życie. W klanie wszystko wróciło tak jak dawniej. Wszystko oprócz kawałka terytorium. Lotosowa Bryza siedziała przed żłobkiem patrząc na bawiące się kociaki. Strasznie jej się nudziło. Podszedł do niej Szary Ogon.
- Chciałabyś może pójść na spacer tam gdzie zawsze?- zapytał
- Oczywiście
Razem wyszli z obozu i poszli dobrze znana im ścieżką. Cieszyła się że w końcu wychodzi z obozu. Wydawało jej się że minęły wieki odkąd wychodziła. Słychać było cichy szelest liści, piski małych myszy i warknęcia potworów na pobliskiej drodze Grzmotu. Lotosowa Bryza usłyszała szelest. Przysunęła brzuch do ziemi i czekała na moment by skoczyć. Zamiast myszy usłyszała syknecie kota i uciekające ziwerzątko. Zza krzaków wyszedł rudo brązowy kot z czerwoną obrożą na szyi.
- Aaa!- krzyknął
- Co ty robisz na naszym terytorium?- zapytał spokojnie Szary Ogon
- Terytorium? To zwykły las który należy do wszystkich
- Nie ta część należy do klanu Zielonych Liści
- Klan? Nie słyszałam i tak przy okazji mam na imię Rosół a wy? Też sobie łapiecie myszy. Gdzie wasze obroże?
- Jestem Szary Ogon a to moja partnerka Lotosowa Bryza. Jesteśmy kotami z klanów a ty płoszysz nam zwierzynę. Wynoś się i tu nie przychodź- Szaremu Ogonowi kończyła się cierpliwość
- No dobrze pójdę sobie klanowe koty. Mogę tylko zapytać czy widzieliście może dwójkę kotów? Nazywają się Charlotte i Arnold
- Arnold nie żyje a Charlotte i jest bezpieczna. A teraz idź
Rosół kiwnęła głowa i poszła w stronę drogi Grzmotu. Szary Ogon wymruczał coś pod nosem.
- Chodźmy już do lasu nikogo. Zapoluje na miejscu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro