⌠Rozdział 8⌡
Czerwona ciecz wnikała pomiędzy czarne włoski na łapie. Ciche prychnięcie opuściło pysk kotki, po czym pokręciła do siebie głową i machnęła przednią kończyną.
Z poduszki odczepiła się rozgnieciona jagoda jałowca, upadając na małą kałuże swojego soku. Ciemna skórka rośliny była pomarszczona i całkowicie zniszczona, a zapach świeżości niósł na myśl długie dni pory zielonych liści. Kotka odsunęła od siebie zgniecioną kulkę, po czym potarła o ziemię łapę. Czuła, jak od soku do poduszki przykleja się piasek, ale nie miała czasu się tym przejmować.
Przekręciła głowę w bok i nachyliła się nad niewielką stertą jagód jałowca w dobrym stanie. Odnotowała szybko w głowie, że wraz z następnym wschodem słońca musi udać się na zwiększenie zapasów. Pora opadających liści trwała już w najlepsze, a koty zaczynały chorować. Potrzebowała dużych zapasów na zbliżające się księżyce. Gdyby nie to, że lada moment miała z częścią pobratymców udać się na zgromadzenie, wyruszyłaby na zbiory niemal od razu.
Musiałam jednak skupić się jeszcze na dwójce pacjentów, z którymi miała zostawić samą Słoną Bryzę. Starsza medyczka upierała się, żeby to ona, Nocna Iskra szła jako reprezentacja medyków Klanu Lasu. Pokładała w niej całe zaufanie, które przytłaczało młodą kotkę.
Parsknęła z irytacją pod nosem i odgoniła z głowy nieistotne myśli. Przesunęła trzy czarne kulki na liść, który następnie ostrożnie wzięła w zęby. Przeszła przez swoje legowisku, gdzie w jego przeciwległym kącie pokaszliwał cicho Lwi Mróz.
Starszy kocur trzymał się całkiem dobrze, ale objawy nie ustępowały. Słabnął z dnia na dzień, a suchy kaszel nie dawał spokoju jego zmęczonym płucom. Na tym kończyły się niepokojące objawy u starszego i Nocna Iskra miała nadzieję, że tak pozostanie. Ostatnie czego im było potrzeba to epidemii białego i zielonego kaszlu.
To nie był dobry moment na żegnanie któregokolwiek z pobratymców - w szczególności w tak nierównej walce, jaką toczyli wszyscy chorzy z chorobą.
Idąc w kierunku Lwiego Mroza, minęła niewielkie posłanie, na którym leżała skulona drobniutka kotka. Bok pokryty szylkretową sierścią unosił się w równym oddechu i jedyne co niepokoiło medyczkę w stanie zdrowotnym dwu-księżycowego kociaka to ciągle cieknąca wydzielina z nosa. Wiedziała jednak, że silny organizm Bratki zaraz dojdzie do siebie i malutka kotka wróci do żłobka.
Tego samego nie mogła powiedzieć o Lwim Mrozie. Dostał kolejnego ataku kaszlu, kiedy położyła tuż przed nim zawiniątko z jagodami jałowca. Kocur miał przymknięte oczy i rzęsisty oddech. Nocną Iskrę ścisnęło w klatce piersiowej, kiedy widziała, jak starszy opada z sił, mimo, że jeszcze trochę dzieliło go od białego kaszlu.
– Przyniosę ci wody – miauknęła cicho i podsunęła trzy jagody pod oparty na łapach pysk złocistego kocura. – Proszę, zjedz je. Dodadzą ci sił.
– Na co mi siły kiedy jestem już starym kotem, który nie pomoże przy obronie klanu – wymamrotał i ponownie zaniósł się kaszlem.
– Oszczędzaj swoje płuca – wymamrotała, siląc się na spokojny ton, choć miała ochotę zacząć zawodzić, jak mały kociak.
Lwi Mróz zawsze był dla niej przykładem idealnego wojownika. Silnym, zdecydowanym, zawsze kierującym się swoim umysłem. Przez tyle księżycy oddanie służył klanowi, a jego cechy odziedziczyli po nim jego synowie - Łani Skok i Słoneczne Serce. Bardzo długo zwlekał z odejściem do starszyzny, a nawet gdy to się stało, zmiana rangi nie spowodowała, że przestał dokładać swoje trzy myszy do dobra klanu.
Nie mogła znieść tego, jak ulegał być może wcale nie tak groźnej chorobie. Może kocura przewiało i potrzebował wypoczynku w cieple. Chciała się łudzić i zapewnić starszego, że lada dzień wróci do siebie, ale znała złośliwość chorób atakujących koty. Nic nie było pewne.
– I tak na niewiele zdadzą się te płuca, kiedy dojdzie do walki – wymamrotał, po czym pochylił się i zjadł przyniesione jagody przez medyczkę.
Nocna Iskra zacisnęła zęby, żeby nie zacząć krzyczeć płaczliwie na starszego. Zamiast tego podeszła w ciszy po mech, który zamoczyła w niewielkim wgłębieniu z wodą, jakie mieściło się w legowisku medyczek. Podsunęła zielony kłębek Lwiemu Mrozowi, a ten zaczął powoli zlizywać chłodne krople z zielonych kiełków.
W tej samej chwili liście przy wejściu zaszeleściły. Legowisko pogrążyło się w jeszcze większym półmroku od długiego cienia rzucanego przez przybyłego kota. Nocna Iskra była niemal pewna, że jest to Słona Bryza albo Łani Skok. Szansa, że był to ktoś inny była znikoma - ale jednak była.
– Nocna Iskro? – Na dźwięk tego głębokiego, niskiego głosu cała zesztywniała.
Odwróciła się gwałtownie, a jej oczom ukazała się muskularna sylwetka o długiej, roztrzepanej sierści. Widziała, jak przybyły przekręca głowę, szukając jej wewnątrz legowiska. Wzdłuż kręgosłupa kotki przeszedł dreszcz i zmusiła się by podejść do wołającego.
– Tu jestem. – Zdołała z siebie wykrztusić i stanęła naprzeciw kocura, który przechylił lekko głowę na jej widok.
– Chciałbym z tobą porozmawiać – miauknął, a sierść Nocnej Iskry uniosła się do góry. – Masz chwilę? Za pewne masz łapy pełne roboty, ale to nie zajmie dużo czasu.
Kotka zaczerpnęła krótki oddech i przymknęła na moment oczy, nim skinęła twierdząco oczy.
– W porządku – odparła, spoglądając przez ramię na Lwiego Mroza i Bratkę. – Znajdzie się chwilka na ciebie – dodała, a wąsy kocura drgnęła w rozbawieniu. – Wyjdziemy?
– Pewnie – przytaknął i liście zaszeleściły, kiedy ponownie poruszył się, opuszczając legowisko medyczek.
Nocna Iskra podążyła jego śladem, aż do drugiego końca obozu, niedaleko wyjścia. Było to dość ustronne miejsce obok powyginanych korzeni ogromnego dębu, co umożliwiało w miarę prywatną rozmowę. Barczysty kocur przysiadł przy jednym z tak powyginanych odnóg drzewa, a czarna kotka nerwowo usiadła naprzeciw niego. Głębia jego bursztynowo-zielonych oczu nie została przyćmiona przez mrok chmur na niebie - dalej skrzyły się, jak dwa kryształy, wpatrując się w nią.
– O co chodzi, Zmierzchu? – Pytanie opuściło jej pysk, jakby parzyło ją w język.
Kocur nieznacznie przekrzywił głowę, usłyszawszy niechęć w głosie medyczki, ale nic nie powiedział. Zamiast tego strzepnął ogonem i westchnął przeciągle.
– Chodzi o Lamparcią Cętkę – zaczął, a rytm serca Nocnej Iskry od razu przyśpieszył. – Jest bardzo przybita...
– Ciężko żeby nie była kiedy dzieje się, co się dzieje – przerwała mu warknięciem, a oczy Zmierzchu przybrały większe rozmiary z zaskoczenia.
– Wiem, że powrót Wilczej Gwiazdy też na nią wpływa. I napięcie w klanie nie pomaga, ale to nie o to chodzi – mruknął trochę z niechęcią i irytacją, którą medyczka zignorowała.
– A skąd wiesz o Wilczej Gwieździe? – fuknęła, a końcówka jej ogona zaczęła opadać z jednej strony na drugą. Nocna Iskra nie była w stanie zapanować nad tym nerwowym odruchem.
– Nie kryli się ze słowami Pełni przede mną i Miętą, kiedy razem szliśmy do klanów – odparł dość zdawkowo, a jego głos nabrał chłodniejszego tonu. – Dasz mi może skończyć? To jest dla mnie ważne.
– A to niby czemu? Przecież to dotyczy Lamparciej Cętki – powiedziała, niewzruszona tym, że kocur zaczyna być zirytowany. Nie lubiła go i miała swoje powody.
– A ona jest mi najbliższym tutaj kotem. To chyba logiczne, że się o nią martwię – parsknął z irytacją, którą Nocna Iskra również odczuwała.
– To może przestań widywać się z naszym ojcem, co?! To by odjęło jej trochę zmartwień! – wybuchła, w ostatniej chwili nie podnosząc swojego głosu. Słowa wypowiedziała wściekłym syknięciem, zawierając w nich całą swoją niechęć do niego.
– Tak samo by było, jakbyś zaczęła z nią rozmawiać! Jesteście siostrami, na Koty Nocy! – odparował jej, z początku nie zrozumiawszy w pełni jej słów. – Chwila...
– Wiem, że trenujesz w Mrocznej Kotlinie – powiedziała ze złośliwą dumą, choć słyszała, jak jej serce zaczyna wybijać nierówny, szybki rytm.
W środku bała się, że kocur zaraz na nią wyskoczy z pazurami, jak pozostali uczniowie jej ojca. Musiała na okrągło powtarzać, że nie są w krainie snów, a w prawdziwym życiu. Nie mógł jej zaatakować - prawda?
– Jak? – wykrztusił głupio, otwierając szerzej oczy, a Nocna Iskra zacisnęła zęby.
– A czy to ma dla ciebie znaczenie? – spytała z przekąsem, przekrzywiając głowę.
– Oczywiście, że ma – warknął, obnażając zęby, na co kotka cofnęła się dwa kroki do tyłu. – Lisie łajno, nie chciałem cię przestraszyć. Po prostu... jak to jest możliwe? – Ostatnie słowa wymamrotał o wiele ciszej.
– Tak po prostu. Widziałam cię może raz lub dwa, kiedy tam byłam – wymamrotała niechętnie i wzdrygnęła się na ostatnie wspomnienie pazurów przecinających jej skórę.
– Trenujesz tam? – spytał z wahaniem, na co Nocna Iskra wytrzeszczyła oczy.
– Pewnie, że nie! – zaperzyła się. – Choć ojciec bardzo by chciał... – dodała ciszej i przeskoczyła z łapy na łapę.
Nastała chwila drętwej ciszy pomiędzy nimi, podczas której wpatrywali się w siebie z mieszanką wielu emocji. Nocnej Iskrze przelatywało tysiące myśli na uderzenie serca i nie wiedziała, jak się z nimi uporać.
W początkach rozmowy wyczuła szczerość u Zmierzcha - martwił się o jej siostrę, której ona nie umiała spojrzeć w oczy właśnie przez niego. Nie potrafiła patrzeć w pysk Lamparciej Cętki, przepełniony desperacją i nadzieją i nie powiedzieć jej o tym kim jest były samotnik. Co tak naprawdę robił i co spowodowało jego przybycie do klanu.
Wilcza Gwiazda był winny wszystkiemu - i ona nie mogła nic z tym zrobić.
– Powiedziałaś komuś, że... – zaczął, a ona pokręciła przecząco głową.
– Jeszcze nie – mruknęła, a kocura machnął nerwowo ogonem.
– Jeszcze?
– Powinnam od razu ostrzec Rdzawą Gwiazdę, ale Lamparcia Cętka ma w tobie wsparcie, którego potrzebuje – zaczęła ostrożnie Nocna Iskra. – Nie umiem jej go dać. Nie kiedy wiem, że trenujesz z moim ojcem i kłamiesz jej w żywe oczy.
– Przecież nie mogę jej powiedzieć.
– To już twoje sumienie nie moje – parsknęła i machnęła ogonem. – Na moim leży to, że nikomu nie mówię o tobie i co robisz. I nie powiem, bo jeszcze nie znam twoich powodów. A każdy ma jakieś - pytanie dobre czy złe – kontynuowała i przekrzywiła głowę. Zmrużyła oczy, a Zmierzch odpowiedział jej tym samym.
– Na to ci nie odpowiem – miauknął i wyprostował się nieznacznie. – Dziękuję, że na razie będziesz milczeć.
– Tylko ze względu na Lamparcią Cętkę.
– Wiem. – Niemrawy uśmiech przebiegł po pysku Zmierzcha. – I ze względu na nią, proszę, porozmawiaj z nią. Lamparcia Cętka potrzebuje cię bardziej niż ci się wydaje.
Po tych słowach Nocna Iskra pochyliła głowę. Czuła, jak policzki palą ją z zażenowania, którego nie umiała wyjaśnić. Wiedziała, że kocur ma rację, ale nie umiała się przemóc. To było coś więcej niż po prostu rozmowa z siostrą.
To było wszystko - a wszystko się zmieniło.
– Postaram się – mruknęła z niechęcią, a kocur trącił ją lekko.
– W takim razie jeszcze raz dziękuję – odparł miękko i machnął ogonem. – Do zobaczenia niedługo w takim razie. W końcu oboje idziemy na zgromadzenie.
– Do zobaczenia – miauknęła niemrawo i odprowadziła dumnie wyprostowanego kocura wzrokiem.
Coś podpowiadało jej w duchu, że zawarta umowa o milczeniu nie powinna zaistnieć. Instynkt mówił jej, że kocur zmydlił jej oczy swoją troską o Lamparcią Cętkę, chcąc zapewnić sobie bezpieczeństwo w klanie.
Jednak ten jeden raz pozwoliła sobie zignorować instynkt. Dla dobra siostry.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro