Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⌠Rozdział 6⌡

  Wrogie syknięcie rozbrzmiało w uszach wojownika, a w tej samej chwili sprzed jego nosa zniknęła soczysta ryjówka. Zamrugał oczami i stłumił pełne frustracji westchnienie, kiedy przekręcił głowę w bok i skrzyżował spojrzenia z Jesionowym Podmuchem. 

  Szylkretowa kotka zmrużyła powieki i zacisnęła mocniej szczękę na pochwyconej zwierzynie. Uniosła wyniośle głowę i po prostu bez słowa odmaszerowała od marniejącej sterty pożywienia, zostawiając kocura samego. 

  Lodowe Spojrzenie odprowadził ją wzrokiem aż przysiadła przy swoim partnerze, czując, jak targają nim przeróżne emocje. Widział, jak wraz z Płomienistym Ogonem łypią na niego wrogo, po czym pochylają głowy. Odwrócił spojrzenie, kiedy zaczęli cicho szeptać i położył uszy po sobie. 

  Czuł wykluczenie na każdym kroku jaki stawiał w obozie. Większość pobratymców zrzuciła na niego winę wszystkiego co wydarzyło się w ostatnich księżycach czy też miało nadejść w następnych. Nie próbowali nawet się z tym kryć, a Czarna Gwiazda nie wchodził w środek nabuzowanej atmosfery - Lodowe Spojrzenie wcale mu się nie dziwił. Póki nie było awantury, przywódca dawał możliwość swoim pobratymcom samemu rozwiązać problemy.

  To jednak nie zmieniało tego, że czarnego wojownika drażniła ta niesprawiedliwość. Wyruszył w podróż, bo takie dostał polecenie od przodków - przecież nie mógł ich zignorować, prawda? Wrócił i przyniósł złe wieści, ale nie miał na to wpływu. 

  W takich momentach, jak ta, z  całych sił starał się hamować swoją frustrację. Nie było to proste, ale nie miał innego wyjścia. Wiedział, że gdyby tylko rozpoczął awanturę o wszystkie złośliwości, koty obdarłyby go żywcem ze skóry. 

  W końcu był synem Wilczej Gwiazdy. To on zawinił tym przekleństwem jakie spadło na klany. 

  Nawet nie mógł się kłócić z tym, mówiąc, że nic nie zrobił. W końcu szkolił się u ojca już od wielu księżyców, udając, że w tym wszystkim nie ma nic złego. Robił każdą rzecz, o którą prosił go Wilcza Gwiazda bez mrugnięcia okiem.

  Nawet przez myśl mu nie przeszło, że robił coś złego, zdobywając przydatne umiejętności od widmowego kocura - aż powrócił na znajome tereny. 

  Wymizernieli pobratymcy. Drobna, umierająca zwierzyna. Czerniejące liście, kruszące się pod dotykiem łapy. Ciemne chmury. Las zamiast tonąć w burzy ciepłych kolorów pory spadających liści, ginął w mroku obłoków. 

  To wszystko wstrząsnęło wojownikiem, kiedy obserwował znajome tereny w tej przerażające odsłonie.  

  Nagle słowa Pełni nabrały innego sensu. Ostrzeżenie starej kocicy dźwięczało w uszach Lodowego Spojrzenia przy każdym kroku - nawet nie próbował ich wyprzeć z głowy. 

  Wilcza Gwiazda przestał istnieć w jego wyobraźni tylko, jako uzdolniony wojownik. Kocur nie chciał tego przyjąć do siebie, ale widział pełne rządzy władzy i krwi spojrzenie ojca. 

  Miał coraz większe wątpliwości. Zaczynały zżerać go coraz bardziej po kolejnych wizytach w Mrocznej Kotlinie i gdy unosił głowę, by spojrzeć na ciemne obłoki. Nie wiedział co tak naprawdę miało nadejść. 

  Jaki był plan? - tylko Wilcza Gwiazda wiedział. 

  Obserwując ciemny las, wiedział tylko, że ojciec to wszystko przygotowuje na swój wielki powrót. Budował napięcie i zwątpienie w kotach. Sabotował ich w okrutny sposób, niszcząc ich jeszcze przed nadchodzącą wojną. 

  Na myśl o ponownej krwawej bitwie, skóra cierpła kocurowi. Robiło mu się niedobrze na myśl, że wszystkie umiejętności, które zdobył od ojca były tylko po to, by w nadchodzących dniach stanął u jego boku przeciwko klanom. 

  Tylko Lodowe Spojrzenie nie był pewny czy będzie w stanie stanąć przeciwko pobratymcom. 

  Przeciągłe westchnienie opuściło pysk czarnego kocura. Potrząsnął głową i machnął ogonem, odpychając przygnębiające myśli. Musiał skupić się na czymś innym - inaczej wiedział, że straci zdrowe zmysły. Minęły zaledwie trzy wschody od jego powrotu, a ciężar przemyśleń stawał się nie do zniesienia. 

  Przebiegł ponownie wzrokiem po stercie zwierzyny, czując, jak żołądek zwija mu się w supeł. Patrol łowiecki jeszcze nie wrócił z polowania, więc nie było zbyt dużego wyboru. Wykrzywił pysk w grymasie, gdy dotarło do niego, że jedyne co zostało to dwie niewielkie żaby. 

  Żółć podeszła mu do gardła i wycofał się od stosu jedzenia bez żadnego pożywienia dla siebie. Nie byłby w stanie przełknąć martwego płaza, choćby groziła mu śmierć z głodu. To było jedyne czego nie polubił od momentu dołączenia do Klanu Mroku - żab i ropuch, jako posiłku. Nie był w stanie przełknąć ich gumowatej skóry i udawać, że mu smakuje. 

  Nie tylko on nie przepadał za płazami jako posiłkiem, ale tylko jemu wytykały to złośliwe koty - w końcu w jego żyłach płynęła leśna krew. Już dawno nauczył się puszczać mimo uszu te uwagi - tym razem jednak czuł, jak jego odejście od stosu bez żaby w pysku, znaczyło coś więcej niż tylko posiadanie rodziny z innego klanu. 

  Zaznaczyło jego inność. Widzieli w nim obcego, choć parę księżycy temu bez problemu dzielili się zwierzyną i różnymi opowieściami z czarnym wojownikiem. 

  Lodowe Spojrzenie wiedział, że to strach budził te najgorsze części pobratymców, które mieli wcześniej głęboko ukryte. Kierowała nimi nieufność, przeradzająca się w wrogość. To jednak nie sprawiało, że był wszystkiemu winny - nie miał przecież żadnego wpływu na to co robił jego ojciec. 

  Wykrzywił pysk w grymasie, czując, jak spojrzenia Jesionowego Podmuchu i Płonącego Ogona palą go w skórę, kiedy włóczył nogami do wyjścia z obozu. 

  Nie był w stanie znieść tej wrogości. Nie chciał wyjść na tchórza, uciekając od złośliwości do sosnowego lasu, ale zwyczajnie nie miał siły na konfrontację. Potrzebował chwili spokoju od tego wszystkiego. Wrócił z podróży, ale zamiast się regenerować, to tracił coraz więcej energii. 

- Lodowe Spojrzenie! - nagle po jego lewej stronie rozbrzmiał znajomy głos, który zatrzymał go w pół kroku.

  Powoli wypuścił nabrane powietrze nim odwrócił się przodem do podchodzącej kotki. Dostrzegł wesołe iskierki w jej jasnych oczach i powstrzymał się przed zirytowanym parsknięciem. Zgadywał, że jasnoszara wojowniczka chciała jedynie porozmawiać, ale trafiła na zły moment. 

  Był zirytowany i przygnieciony swoimi myślami. Nie miał ochoty na rozmowę z kimkolwiek, nawet z najbliższą przyjaciółką, którą cenił ponad wszystko.

- Coś się stało? - spytał wyjątkowo zdawkowo, kiedy Sójcze Serce stanęła tuż koło niego. 

  Wyczuł we własnym głosie nutę chłodu, co spowodowało, że kotka położyła uszy po sobie. Już otwierał pysk by pośpiesznie przeprosić, jednak jedyne co go opuściło to przeciągłe westchnienie. 

- Nie, po prostu - urwała, spoglądając na niego z niepewnością, która zastąpiła beztroskie iskierki w jasnoniebieskich tęczówkach. - Nie będę pytać czy wszystko jest w porządku, bo oboje znamy na to odpowiedź, ale wiesz, że to minie. Nie przejmuj się nimi - oparła końcówkę ogona na jego barku, a on od razu odsunął się w bok. Ogon kotki opadł bezwładnie w dół.

- Nie przejmuję się - burknął, zirytowany coraz bardziej ze względu na fakt, że nie był w stanie skontrolować swojej frustracji przy jasnoszarej wojowniczce. 

  Oczy Sójczego Serca przybrały dwa razy większe rozmiary, po czym ta uciekła wzrokiem w bok. Widział, jak spina mięsnie, a jej ogon zaczyna drgać z niepokoju. W jednej chwili zniszczył dobry humor kotki i choć źle się z tym czuł, nie miał na to siły w tym momencie. 

- Chciałam zaproponować wspólne polowanie - zaczęła już trochę zbita z tropu wojowniczka, ale Lodowe Spojrzenie jej przerwał. 

- Potrzebuję pobyć sam - mruknął, wiedząc, że krzywdzi kotkę chłodem, którego nie potrafił skontrolować. 

  Po prostu czuł, że musi odsapnąć od wszystkiego co było w obozie. Od przesadnej nadziei Sójczego Serca, że wszystko lada chwila się ułoży, do wrogości większości pobratymców, którzy szukali wroga nie tam gdzie powinni. 

- Oh - ciche westchnienie rozczarowania wojowniczki na chwilę wyłowiło go z na nowo zatapiających go myśli. 

- Przepraszam - wymamrotał i położył przelotnie czubek ogona na barku kotki. - Później możemy razem pójść albo podzielić się posiłkiem. 

  Wiedział, że to nie było to samo. Był winny jej o wiele więcej i zamierzał kiedyś odkupić czas, który stracili pod jego nieobecność - ale nie w tym momencie. 

  Teraz musiał uciec - od myśli, wrogości, wszystkiego co nie dawało mu spokoju. Ponownie czuł się, jak niewyrośnięty uczeń, który po śmierci ojca zdał sobie sprawę, że w nowym klanie jest, jak obcy. Miał wrażenie, jakby cofnął się te parę księżycy temu, kiedy jeszcze nie był jednym z kotów Klanu Mroku. 

  Był, jak obcy. 

  Ściskało go w klatce piersiowej na tą myśl. Chciał wyć głośno albo zwinąć się w kulkę i mieć nadzieję, że to wszystko samo się rozwiąże. Nie mógł jednak tak zrobić. Jedyną opcją było zaszycie się na mulistym terenie, pomiędzy iglastymi gałęziami. 

  Nawet gdy grunt pod łapami rozpadał się na pół, ściągając kocura w ciemną otchłań.

  Dlatego ostatkiem sił ciągle stał naprzeciw jedynej bliskiej mu osobie w całym klanie. Przez długie uderzenia serca po jego wypowiedzi panowało okropne milczenie. Lodowe Spojrzenie czuł, jak jego ogon podryguje z napięcia, czekając na odpowiedź Sójczego Serca. Obserwował wojowniczkę na przeciw siebie, dostrzegając wszystkie mikro ruchy, tak charakterystyczne dla niej, które już dawno poznał.

  Umiał wyczytać z niej wszystko jeszcze nim otworzyła pysk. 

  Lewe ucho kotki podrygiwało nerwowo, podczas gdy drugie z całej siły utrzymywała pionowo - hamowała swój żal do niego. Niebieskie oczy, szeroko otwarte, wpatrywały się w niego, a on widział w nich, jak próbuje znaleźć odpowiednią odpowiedź, w której kocur nie usłyszy zbyt wiele zawodu. Przednią lewą łapą grzebała w ziemi, próbując rozładować własne spięcie. 

  Napięła mięśnie, widoczne pod futrem. Kocur widział, jak sili się by nie okazać swojego zawodu całą sytuacją. Był zły na siebie za sprawienie jej przykrości, ale potrzebował chwili dla siebie. Wiedział, że ona to uszanuje i zaraz skinie głową na zgodę. 

- Jasne - zdołała z siebie wykrztusić z wymuszoną radością, po czym posłała mu niemrawy uśmiech. - Jesteś mi winny jeszcze wiele opowieści z podróży.

- Wiem - przyznał jej z przeciągłym westchnięcie. - Opowiem je, obiecuję. 

  Sójcze Serce skinęła głową, nic więcej nie mówiąc, po czym  uciekła wzrokiem w bok. Następnie odwróciła się napięcie i ruszyła w kierunku żłobka, przed którym wylegiwała się Jaśminowy Kwiat z dwójką malutkich kociaków. 

  Lodowe Spojrzenie odprowadził ją spojrzeniem do momentu, aż usiadła przy młodej karmicielce i zgarbiła głowę, nachylając się w jej kierunku. Wykonując ten ruch, na karku kotki czarny wojownik dostrzegł niewielką, świeżą bliznę. Nie pamiętał by przed odejściem ją miała - zaraz poczuł nieprzyjemny chłód w całym ciele, gdy dotarło do niego skąd się wzięła. 

  Chciałby wmówić sobie, że wzięło się to od ataku jakiejś walecznej zwierzyny, której nie udało się zabić jednym szybkim ruchem. Wiedział jednak dobrze, że ta cienka rysa powstała od pazurów kota - jednego z wielu, które szkoliły się w Mrocznej Kotlinie. 

  Choć jego żołądek już od dawna nie miał żadnej zawartości, czuł, jak zwija się w supeł, a kwas podchodzi do gardła. Cudem zdołał przełknąć ślinę i odwrócić wzrok od kremowej rysy na jasnoszarym futrze przyjaciółki. 

  Zmusił swoje łapy do ruchu i ruszył powolnym krokiem do wyjścia z obozu. Wiedział, że niektórzy z pobratymców - jak Jesionowy Podmuch i Płomienisty Ogon - przez cały czas go obserwują. Stojąc głupio w miejscu po odejściu Sójczego Serca, musiał wyglądać dziwacznie i podsuwać pod nos kotom dziwne przypuszczenia. 

  Musiał uciec z tego zagłębienia otoczonego przez krzewiastą zasłonę, jak najszybciej. Od przeszywających spojrzeń i złośliwych szeptów. 

  Nim się zorientował, jego łapy zapadały się z cichym chlupotem w mulistej ziemi. Bagniste tereny zaczynały się tuż za obozem, aż do granicy z łąką, na której nie raz pasły się krowy dwunożnych. Szedł żwawym krokiem, pozwalając by futro przesiąkło wilgocią tego miejsca. Poczerniałe igły leżące na ziemi łaskotały go w poduszki, delikatnie się w niej wbijająco. Rozchylił pysk, pozwalając intensywnej woni mułu zalać jego kubki smakowe. 

  Odepchnął od siebie wszelkie myśli, wyciszając się wśród znajomego terenu. Niewiele ptaków przyśpiewywało w sosnowym lesie Klanu Mroku - zupełnie inaczej niż w tym na terenie Klanu Lasu - ale słyszał parę cichych treli. Maszerując w stronę coraz bardziej bagiennej części, tuż koło niego przeleciał skrzeczący kos. 

  W ostatniej chwili wojownik zdołał zareagować - i tym samym zdobył pożywienie, o które żołądek zaczął się domagać. 

  Przysiadł przy jednej z sosen, znajdując trochę suchy fragment ziemi, po czym zaczął powoli przeżuwać ptaka. Choć starał się ze wszystkich sił zresetować, czuł cień chmur padający na niego. Odnosił irracjonalne wrażenie, jakby ciągle był pod nadzorem - i nie byłby zdziwiony, gdyby w rzeczy samej tak było. 

  Smak kosa przyjemnie pobudził kubki smakowe kocura. Rozkoszował się każdym kęsem, dokładnie oskubując mięso z ciemnych piór. 

  Nagły trzask gałązki kiedy zaczął myć swój pysk postawił go na równe łapy. 

  Rozejrzał się z roztargnieniem dookoła siebie i w ostatniej chwili udało mu się stłumić okrzyk zaskoczenia, gdy nagle z sosny zeskoczyła smukła kotka. Zamrugał oczami, rozpoznając w szylkretce Miętę i ciche warknięcie opuściło jego pysk. 

- Co ty robisz? - rzucił zgryźliwie, próbując schować głęboko w sobie szok, jak i niechciany podziw, które spowodowało niespodziewane pojawienie się byłej samotniczki. 

- Testuje wasze drzewa. Są inne niż te, które były przy szopie. Trudniejsze jest skradanie się po nich, ale nie do zrobienia, jak sam mi pokazałeś - miauknęła z błyskiem w bursztynowych oczach, którego znaczenie Lodowe Spojrzenie nie potrafił rozszyfrować. 

- Śledzisz mnie - bardziej stwierdził niż spytał, a te słowa wywołały pomruk rozbawienia u kotki naprzeciw. 

- Może - wzruszyła barkami i machnęła ogonem, zupełnie, jakby jej zachowanie było całkowicie normalne. - A może po prostu poznawałam terytorium na własną łapę, skoro mój mentor nie zamierza tego ze mną robić - dodała po chwili zawieszenia z zaczepną nutą. 

- Nie jestem twoim mentorem - wyrzucił z siebie ze złością, od której futro na karku wojownika delikatnie się uniosło. 

- Oh doprawdy? - rzuciła przekornie, podchodząc bliżej niego. - To kim jesteś?

- Mam ci pomóc poznać nasze tradycje, a nie wszystko tłumaczyć, jak uczniakowi. To znacząca różnica - parsknął, a jego słowa wywołały śmiech Mięty. 

- Skoro tak się upierasz, niech ci będzie - stwierdziła, po czym nachyliła się w stronę Lodowego Spojrzenia, tak że ich nos dzieliła ledwie widoczna przestrzeń. - Ale co tu robi taki wielki wojownik, jak ty, hm? Ucieka przed nienawiścią klanowych kotków, niczym słabeusz? Aż tak łatwo cię złamać? - kontynuowała z prowokacyjnym tonem, od którego ciśnienie kocura znacznie podskoczyło. 

- Nic ci do tego co robię. Nic o mnie nie wiesz! - warknął, kładąc uszy po sobie. 

- Może wiem o tobie niewiele - zaczęła, po czym rozciągnęła pysk w leniwym uśmiechu. - Ale wiem, że jesteś bezwzględnym wojownikiem. Zupełnie, jak Wilcza Gwiazda. Jaki ojciec, taki syn. 

  Otworzył pysk by ściąć ją jakąś ripostą, ale nie wydobył z siebie żadnego dźwięku. Nie wiedział co ma jej tak właściwie odpowiedzieć - szczególnie, gdy nie był pewny do której z sytuacji mogła nawiązywać. Wiedział jednak, że czerwone plamy na zawsze pozostaną na jego łapach - a na ich wspomnienie przechodził go zimny dreszcz. 

- Może klan ma rację żeby się ciebie bać - kontynuowała z zadowoleniem w bursztynowych oczach. 

- Jeśli mnie to i ciebie - wyrzucił z siebie ze wściekłością. 

- Oh, ale ja przecież jestem tylko biedną, pokrzywdzoną przez los samotniczką, która straciła przyjaciela - wyszeptała z udawanym smutkiem, po czym trzepnęła ogonem jakby od niechcenia. - Nie martw się, Lodowe Spojrzenie. Wiem, że gramy o to samo - pytanie tylko, czy ty jeszcze o tym pamiętasz? 

  Ponownie chciał coś wyrzucić z siebie i ściąć ją ripostą, ale nie miał nic na kontrę. Czuł się jak bezbronne kociątko pod przenikliwym spojrzeniem byłej samotniczki, która z każdym uderzeniem serca coraz bardziej przerażała kocura. 

- Co ty tak właściwie masz z tego, że trzymasz z moim ojcem? Czemu do niego dołączyłaś?! - powiedział po dłuższej chwili milczenia, ignorując pytanie, które skierowała do niego. 

  Uśmiech, który wykwitł na pysku szylkretki po jego słowach, spowodował dreszcz u wojownika. Przełknął ślinę, powstrzymując dalsze podrygiwanie ogona, podczas gdy ona zmniejszyła do rozmiarów szparek swoje bursztynowe ślepia, lśniące niepokojąco w mroku chmur.

- Każdy z trenujących ma jakieś pragnienie - a Wilcza Gwiazda po prostu umie je spełnić. Oferuje tak wiele dobrego, nawet gdy łączy się to ze zdradą bliskich. - Spokój z jakim mówiła kotka wytrącał wojownika z równowagi. - Zastanów się dlaczego ty do niego dołączyłeś. Pomyśl o tym cichym pragnieniu, które miałeś jako niewielki kociak, Lodowe Spojrzenie. 

  Mówiąc to, poklepała go ogonem po barku i po prostu ruszyła przez siebie, pomiędzy gęsto rosnące sosny. 

  Lodowe Spojrzenie odprowadził ją wzrokiem, czując, że kos niedługo opuści jego żołądek. Przerażało go, jak dobrze Wilcza Gwiazda musiał znać te wszystkie koty, które wciągnął do Mrocznej Kotliny - i co im naobiecywał. 

  On nigdy nie miał złożonej obietnicy przez ojca - ale wiedział co ten mu dał. 

  Przerażony uczniak całym sercem pragnął uwagi swojego rodziciela. Dostał ją, a teraz wszystko sypało się na oczach już dorośniętego kocura. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro