⌠Rozdział 22⌡
Ogromne niebieskie oczy zaszły czerwienią, która spłynęła na nie gęstymi strugami. Zapach zgnilizny wypłynął z zakażonych ran, przecinających nieruchome ciało. Przeraźliwy wrzask zmieszał się ze śmiechem, dobiegając ze wszystkich stron. Tysiące głosów powtarzających te same słowa niczym mantrę.
Nie jesteś medyczką.
Kolejny przeraźliwy wrzask wybrzmiał dookoła, a ciemność zdawała się zwężać. Na środku pustki upadło drobne ciało tuż przed biegnącą, przerażoną kotką. Zdołała zatrzymać się w ostatniej chwili, by spojrzeć prosto w puste, niebieskie oczy. W następnej chwili gałki oczne wypłynęły z oczodołów, pozostawiając za sobą czerwony ślad. Medyczka kwiknęła ze strachu i cofnęła się dwa kroki do tyłu nim uderzyła w niewidzialną barierę. Wpatrywała się w ciało przed sobą ze strachem, a w ustach poczuła smak świeżej krwi.
Czuła, jak szkarłatna ciecz zbiera się w jej buzi. Spróbowała ją wypluć, jednak było jej coraz więcej i więcej. Zaczęła zanosić się kaszlem, czując palenie w gardle, kiedy krew zaczęła powoli po nim spływać. Rozejrzała się dookoła w panice, licząc, że zdoła uciec od powolnie toczących się gałek ocznych. Jednak ciemna przestrzeń przybrała wymiary wąskiego tunelu, prowadzącego jedynie w stronę martwego ciała.
Załkała, jednak przez krew w ustach zabrzmiało to, jak niewyraźny bulgot. Odskoczyła, kiedy jedno z niebieskich oczu dotknęło jej łapę i w tej samej chwili głowa martwego kota odpadła od przegryzionej szyi. Wlepiła w nią przerażone spojrzenie, kiedy powoli sunęła w jej kierunku. Z każdym obrotem traciła coraz więcej skóry i futra, jednak nawet ogołocona, oderwana czaszka nieprzerwanie poruszała szczękami w bezgłośnym szepcie.
Czarna kotka pokręciła do siebie głową i spróbowała się wycofać. Nic to nie dało, tak samo, jak pójście w lewo czy w prawo. Była skazana na rozkładające się zwłoki, których biało-rude futro powoli znikało pod krwią lejącą się od szyi. Od karku, który przegryzła.
Czaszka uderzyła o przednie łapy medyczki i puste oczodoły wpatrywały się w nią od dołu. Gałki oczne znajdowały się za nią i jedyne co mogła zrobić, to wypluwać krew. Szczęka martwego kota poruszyła się.
– Zabiłaś mnie. Medyczki nie zabijają.
Szloch zmieszany z bulgotem wybrzmiał w pustce. Kotka zacisnęła oczy i zadrżała. Piekło, które przeżywała we śnie zaczynało robić się gorsze niż to na jawie pośród śniegu na wrzosowisku.
– Nie.. chciałam.. – zdołała wyszeptać i wzdrygnęła się, kiedy czaszka poruszyła się niespokojnie.
W następnej chwili głośny wrzask zmieszał się z chrapliwym śmiechem. Kotka zadrżała i położyła uszy po sobie, podczas gdy pozbawione głowy ciało poruszyło się. Medyczka wlepiła w bezgłowy tułów przerażone spojrzenie i jej lodowe oczy zamigotały ze zgrozy.
– Rybia Łapo, j-ja nie chciałam.. – wychrypiała, dławiąc się krwią. Zapach czerwonej cieczy mieszał w głowie kotki. Świat zaczynał wirować od intensywnej woni, a smak krwi z każdą chwilą przestawał być tak obrzydliwy - i to jeszcze bardziej przerażało medyczkę.
– Za-abiłaś! Zabi-iłaś! Zabiłaś, mnie!
Krzyk dotarł do niej ze wszystkich stron, podczas gdy biało-rude ciało postawiło pierwsze chwiejne kroki w jej kierunku. Płat skóry przy szyi odpadł, kiedy korpus zachwiał się przy kolejnym kroku. Krew spływała strugami po jego łapach, tak samo, jak po pysku czarnej kotki. Wpatrywała się ze zgrozą w idące ciało, podczas gdy ogołocona czaszka drżała coraz mocniej pod łapami.
– Przepraszam! – załkała i przetarła pysk łapą, w nadziei, że zetrze z niego czerwoną ciecz.
Krwi było jednak coraz więcej. Przestrzeń stawała się węższa. Powietrze uciekało z płuc. Krzyk zmienił się w przeraźliwe piszczenie w uszach. Zapachy mąciły w głowie. Smak metalu rozlewał się na języku. Coś migało przed oczami. Cichy chrupot łamanego karku wybrzmiał gdzieś z oddali. Oczy ucznia zamrugały ze strachem.
Czarna kotka pokręciła do siebie głową i zacisnęła zęby. Musiała odgonić ten paraliżujący strach, jeśli chciała mieć kontrolę chociaż nad własnymi koszmarami. Wzdrygnęła się, spoglądając prosto na idące zwłoki i spięła mięśnie. Bezgłowe ciało było coraz bliżej, przygniatając ją do niewidzialnej bariery. Zmusiła zmęczone łapy, aby odbić się od ziemi i niezgranie przeleciała nad zakrwawionym tułowiem.
Obróciła się, by spojrzeć, jak zwłoki upadają. Widziała, jak krew spływa z miejsca, gdzie przegryzła kark i wzdrygnęła się ponownie. Ciało obróciło się niezgrabnie, po czym zaczęło czołgać się w jej stronę wraz z toczącą się za nim czaszką. Na ten widok medyczka spięła się i ruszyła biegiem przez wąski tunel prowadzący donikąd.
Słyszała stukot łap, które stawiała w rozpędzie na chłodnej ziemi. Jej oddech stał się nierówny i niezwykle szybki od narzuconego tempa. Krew huczała w uszach wraz z głośnym krzykiem. Gdzieś z oddali rozbrzmiewał śmiech, kiedy mknęła przez niekończącą się pustkę. Krew z ust spływała strużkami, a jej ilość nie pozwalała na nabieranie głębokich oddechów. Kotka walczyła całą sobą, aby nie wybuchnąć płaczem. Wiedziała, że rozpacz w niczym nie pomoże.
Już zbyt długo przebywała w piekle. Tu słabości nie istniały, a kto je pielęgnował, ginął.
Kiedy zapach krwi pozostał tylko na jej futrze, zastąpiony przez siarczystą woń, a echo stało się dalekie i głuche, zwolniła odrobinę. Nie słyszała już przeraźliwego krzyku, a zniszczone ciało Rybiej Łapy pozostało daleko w tyle. Wypluła resztkę krwi na chłodną skałę pod łapami i dopiero wtedy zorientowała się, że czarna pustka również zniknęła.
Rozejrzała się dookoła, dalej truchtając i w tej samej chwili poczuła, jak kamienne podłoże znika spod łap. Nim zdążyła zahamować, straciła grunt pod łapami i z wrzaskiem runęła w dół. Widziała otaczające ją skalne ściany, które wyglądały, jakby kpiły z jej niezdarności, kiedy leciała w dół, niczym kamień w wodę. Nieprzerwanie krzycząc, spojrzała pod siebie - tylko by dostrzec czarną sadzawkę, którą już znała.
Koszmar się nie skończył. Zamiast pustki znalazła się w Mrocznej Kotlinie, która opustoszała z większości mrocznych wojowników. Mknęła na spotkanie z lepką mazią, jednak wolała to niż oskarżycielski wzrok Rybiej Łapy. Zacisnęła oczy i w momencie, kiedy uderzyła o czarną powierzchnie, wszystko rozpłynęło się dookoła.
– Nocna Iskro, wstawaj! – Zirytowane parsknięcie i czyjaś łapa z wysuniętymi pazurami obudziła medyczkę.
Czarna kotka zamrugała oczami i rozejrzała się po swoim więzieniu. Czuła, jak jej futro jest zmierzwione i lepkie od potu, a cienkie posłanie z wrzosów było poszarpane. Westchnęła cicho i w tej samej chwili poczuła na sobie palący wzrok. Odwróciła głowę w bok, tylko by ujrzeć niebieskie oczy Szyszki.
– Wstawaj – powtórzyła z irytacją brązowa kotką i uderzyła raz jeszcze w bok medyczki. – Masz trening.
Nocna Iskra wykrzywiła pysk w grymasie, jednak powstrzymała się przed wzdrygnięciem. Zamiast tego poruszyła się nad posłaniu, aby rozciągnąć spięte mięśnie. Głowa Szyszki zniknęła w wyjściu i czarna kotka bez słowa wysunęła się ze swojego więzienia za włóczęgą.
Śnieg sypał dużymi płatami, wpadając prosto w oczy medyczki. Nocna Iskra zamrugała powiekami, podczas gdy śnieżynki wirowały na silnym wietrze, nieco zmniejszając pole widzenia. Medyczka rozejrzała się dookoła i zacisnęła zęby, dostrzegając naprzeciwko siebie ojca w towarzystwie Wiśniowej Skóry.
Wilcza Gwiazda przyglądał jej się zmrużonymi oczami, jednak widziała w nich cień satysfakcji. Uśmiech zadowolenia błąkał się po kremowym pysku, a jego uszy podrygiwały od opadających na nie śnieżynek. Nawet w tej niepogodzie stał dumnie wyprostowany, zaznaczając swoją wyższość, podczas gdy resztki jedzenia przekręcały się w żołądku kotki.
– Z kim się biłaś w tej norze, że jesteś taka poczochrana? Mogłaś powiedzieć, miałabyś szybciej pojedynek – rzucił wyjątkowo wesoło Wilcza Gwiazda, kiedy Nocna Iskra stanęła przed nim.
W następnej chwili nachylił się w jej stronę i polizał ją po czole, zupełnie jakby chciał okazać czułość. Kotka wiedziała jednak, że do takich zachowań było mu daleko i wzdrygnęła się od dotyku jego szorstkiego języka. Zacisnęła zęby i machnęła ogonem, powstrzymując się przed jakąkolwiek odpowiedzią.
– Jako, że ostatnio zrobiłaś niewiarygodne postępy, dzisiaj zmierzysz się z Wiśniową Skórą – kontynuował niezrażony niechęcią medyczki, która na te słowa wykrzywiła pysk. – Mówiłem, że staniesz się najlepsza. Zawsze dotrzymuję słowa.
Nocna Iskra w ostatniej chwili powstrzymała się przed głośnym zawodzeniem. Jej łapy zadrżały, ale zachowała równowagę i spojrzała kątem oka na Wiśniową Skórę. Mroczna wojowniczka szczerzyła się z uciechy, a w kącikach jej ust widniała zaschła krew. Medyczka zacisnęła mocniej zęby, czując ból w szczęce i w sercu, które krwawiło od dawna.
Śmierć Rybiej Łapy zachwiała jej cały świat. Do tej pory kotka była przekonana, że zna samą siebie i granice, których nie powinno się przekraczać. Jednak brak rozpaczy tuż po przegryzieniu karku ucznia z Klanu Wody spowodowało, że zwątpiła w samą siebie. Miała ogromne wyrzuty sumienia, jednak to nie wystarczało - już nie bała się krwi. Nie bała się ranić. Nie bała się tego, czego od niej wymagał Wilcza Gwiazda.
Przestała wypierać się ciemności, którą od zawsze w sobie miała. Zamiast poddawać się w walce, wyciągała wnioski z gwałtownych ruchów przeciwników. Odpowiadała im kontratakiem. Nawet wygrywała niektóre pojedynki. Zdobywała respekt. Już się nie wzdrygała - zamiast tego stała, tępo wpatrując się w przestrzeń, podczas gdy Wilcza Gwiazda tryumfował. Wiedziała, że nie powinna tak postępować. Powinna bronić się przed złem i walczyć o siebie.
Jednak Nocna Iskra nie była już niczego pewna.
Ostatnie noce tonęła w koszmarach i wyrzutach sumienia. W dzień walczyła o krew i życie, gotowa zranić przeciwnika do śmierci. Już nie brzydziła ją szkarłatna ciecz. Nie bała się złamanych karków - wystarczył jeden zabity kot, by przekroczyła granicę. Ciemność, która brała nad nią górę, była zadowolona z uczucia pustki, jakie kotka czuła w sercu.
Nie była medyczką. Nigdy nie powinna nią zostać.
– Zaczynamy? – odezwała się cichym głosem, którego sama nie rozpoznawała, a ogon Wiśniowej Skóry wystrzelił do góry.
– Kiedy tylko zechcesz – zamruczała w odpowiedzi mroczna wojowniczka, a jej różnokolorowe oczy błysnęły z zadowolenia.
Nocna iskra spięła mięśnie i przypadła bliżej ziemi. W głowie rozbrzmiały jej słowa Aroniowego Cienia, który przez parę wschodów po zabójstwie Rybiej Łapy, dawał jej intensywne treningi - i niechętnie musiała przyznać, że wiele jej dały. Nienawidziła go równie mocno, jak wszystkich z Mrocznej Kotliny, ale przynajmniej dzięki niemu potrafiła zaskoczyć przeciwnika.
Krew powoli wsiąkała w jej pazury, a zapach szkarłatnej cieczy wyparł woń ziół z futra medyczki.
Teraz była wojowniczką.
Wiśniowa Skóra rozpoczęła krążenie wokół niej, jednak czarna kotka nie zamierzała budować napięcia w sztywnym tańcu z przeciwniczką - zamiast tego odbiła się od ziemi i wczepiła się w barki kocicy. Mroczna wojowniczka syknęła, po czym przewaliła się na bok i przeturlała na plecy. Przygniotła medyczkę do ziemi, co spowodowało, że powietrze z jej płuc uciekło gwałtownie. Nocna Iskra sapnęła, po czym zamłóciła tylnymi łapami. Zadrapała zad Wiśniowej Skóry, która z sarknięciem odturlała się na bok.
Czarna kotka miała jedno uderzenie serca, by samej przeturlać się w bok, nim przeciwniczka rzuciła się na jej brzuch z pazurami. Zmrużyła oczy, kucając i kopnęła tylną łapą w pysk Wiśniowej Skóry, aby ją ogłuszyć. Ciemnoszara kocica otworzyła szerzej różnokolorowe oczy z zaskoczenia i zachwiała się, podczas gdy medyczka miała czas na odwrócenie się do niej przodem.
Nocna Iskra zamachnęła się na nią łapami z wysuniętymi pazurami, jednak mroczna wojowniczka zdążyła zrobić uniki. Kontratak przyszedł niebywale szybko, kiedy Wiśniowa Skóra gwałtownie uderzyła w jej klatkę piersiową. Medyczka zachwiała się, a przeciwniczka wskoczyła na jej plecy. Pazury wbiły się w skórę i zduszony okrzyk opuścił pysk Nocnej Iskry.
Zacisnęła zęby, czując, jak z oranej skóry powoli zaczyna wypływać krew. Wspomnienia z Mrocznej Kotliny przedarły się do niej, kiedy wielokrotnie była w takiej sytuacji. Wtedy wychodziła cało z takich momentów tylko dzięki pobudce - teraz była zdana na siebie i swoje umiejętności.
Wiśniowa Skóra była znacznie cięższa i od jej ciężaru pod Nocną Iskrą uginały się łapy. Odległy głos Aroniowego Cienia zadźwięczał w uszach, przypominając, że powinna swoje mniejsze rozmiary traktować jako zaletę, a nie wadę. Zgrzytnąwszy zębami, odepchnęła od siebie ból w barkach i zmusiła ciało do przewrotu w bok. Przeciwniczka zachwiała się i Nocna Iskra skoczyła na nią z zamiarem przygniecenia od ziemi - nie przewidziała jednak, że Wiśniowa Skóra kopnie ją tylnymi łapami w brzuch.
Powietrze uciekło z płuc medyczki, kiedy z głuchym odgłosem uderzyła o ziemię. Cały świat zatańczył pod jej powiekami, a tuż po tym poczuła przygniatający do śniegu ciężar. Mroczna wojowniczka zarechotała cicho, a po chwili jej zgniły oddech otoczył pysk czarnej kotki, kiedy kocica nachyliła się nad nią.
– Krew powinna płynąć ze mnie strugami, maluchu, ale już jest lepiej. Pamiętaj tylko, że brutalność to klucz – zamruczała w jej ucho Wiśniowa Skóra, po czym niedbale zeszła z medyczki. – Zrobiła postęp – zwróciła się do Wilczej Gwiazdy, machnąwszy chudym ogonem.
Kremowo-brązowy przywódca w tej samej chwili stanął tuż przed Nocną Iskrą. Kotka otworzyła lekko oczy, tylko by ujrzeć ogromne łapy ojca, na których widniała czyjaś zaschnięta krew. Poczuła dreszcz przechodzący wzdłuż jej kręgosłupa i położyła uszy po sobie. Mrok na chwilę ustąpił, zastąpiony przez ból, wstyd i poczucie winy.
Nie mogła znieść tego, że była gotowa zranić. Potrafiła stanąć do walki z pustką w środku, którą widywała tylko w oczach Lodowego Spojrzenia. Na myśl, że świeże rany Wiśniowej Skóry były jej sprawką, miała ochotę zawyć z poczucia klęski.
Nie powstrzymała własnej ciemności. Nie była dobra. Nie powinna być medyczką.
– Wiem – mruknął Wilcza Gwiazda, wpatrując się w Nocna Iskrę tuż przed nim. – Odejdź, Wiśniowa Skóro. Ktoś musi patrolować twoim uczniom.
Ciemnoszara kocica wykrzywiła pysk, niezadowolona z uciętej rozmowy, jednak nic nie powiedziała. Zamiast tego skinęła sztywnie głową i odeszła, zmierzając w stronę Mroźnego Spojrzenia, który jadł mysz na pół razem z Jaskrową Łapą.
– Wstawaj. – Rozległo się warknięcie Wilczej Gwiazdy i Nocna Iskra drgnęła niespokojnie, słysząc jego chłodny ton.
Nim jednak zdołała się poruszyć, ten chwycił ją za kark i uniósł do góry, jakby była niesfornym kociakiem. Ten gest był dla kotki równie nieznany, jak jakiekolwiek czułości ze strony ojca i jej sierść uniosła się do góry z niepokoju. Choć Wilcza Gwiazda był zadowolony z jej ogólnych postępów, coś w tym pojedynku go zirytowało.
– Przepraszam – wychrypiała pośpiesznie i wbiła wzrok w swoje łapy. Kremowo-brązowy przywódca prychnął z irytacją.
– Przestań używać tego słowa, tylko postaraj się bardziej – parsknął z rozdrażnieniem Wilcza Gwiazda i machnął ogonem pod brodą kotki. – Masz być silną wojowniczką, która powinna być przygotowana na każdy ruch przeciwnika.
Zacisnęła zęby, czując pieczenie świeżych ran na plecach. Nie chciała być wojowniczką - jednak powoli zaczynała wierzyć, że to nią powinna być.
– Staram się – wymamrotała bez przekonania i dostrzegła, jak ojciec wysuwa nerwowo pazury. Zaostrzone końce wbiły się w śnieg, pozostawiając po sobie ciemne, cienkie dziury, odsłaniające piaskową ziemię wrzosowiska.
– To nie wystarcza – warknął i smagnął ogonem łapy medyczki. – Patrz na mnie, jak do ciebie mówię.
Kolejny dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa Nocnej Iskry, jednak zmusiła się, by spojrzeć na Wilczą Gwiazdę. Dostrzegła jarzące się lodowe oczy, które miało każde z jego dzieci. Pysk kocura zdobił grymas niezadowolenia, a poszarpane ucho drgało od silnego wiatru.
– Oboje wiemy, że masz siłę – zaczął i westchnął przeciągle. – Brakuje ci umiejętności, ale już nad tym pracuję. Potrzeba ci jeszcze motywacji – kontynuował i odsłonił zęby w niebezpiecznym uśmiechu.
Nocna Iskra wiedziała, że do czegokolwiek zmierzał Wilcza Gwiazda, nie było niczym dobrym. Cofnęła się o krok do tyłu, a to wywołało błysk rozbawienia w jasnych ślepiach kocura.
– Jeśli pozwolisz swojemu prawdziwemu ja w pełni przejąć dowodzenie i staniesz się taka, jak chcę, nie zaatakuję reszty klanów. Zostaniemy tutaj, na wrzosowisku. – Spokojny głos Wilczej Gwiazdy podczas wypowiadania tej propozycji wytrącił z równowagi czarną medyczkę.
– Kłamiesz – warknęła od razu i położyła uszy po sobie, słysząc jego śmiech, który nawiedzał ją w koszmarach.
– Nie kłamię. Zostaniemy tutaj, jeśli podążysz wyznaczą ścieżką. Jesteś moją córką, ciebie bym nie okłamał – kontynuował z tym irracjonalnym spokojem, który unosił sierść kotki do góry.
– Zależy ci tylko na władzy! – odparowała ze wściekłością, której nigdy wcześniej nie okazałaby przed ojcem. To siedząca w niej ciemność sama podszeptywała kolejne słowa, które niekontrolowanie opuszczały jej usta.
– Mam władze, nie widzisz? – odparł jej z dziwnym rozbawieniem Wilcza Gwiazda i machnął niedbale ogonem. – Wrzosowisko jest nasze. Nie odbiorą go nam. Klan Wilka jest potężny, jednak ja potrzebuję następcy. Ty nim zostaniesz.
Nerwowy chichot opuścił pysk Nocnej Iskry nim zdołała się powstrzymać. Otworzyła szerzej oczy, niepewna czy na pewno rozmawia z Wilczą Gwiazdą.
– Ja? Dlaczego ja?! – powtórzyła głupio i pokręciła do siebie głową. – Masz Lodowe Spojrzenie. On jest do tego idealny.
– Lodowe Spojrzenie jest dobry, jednak on będzie pełnił rolę zabójcy. To ty masz potrzebną siłę przywódcy – kontynuował niezrażony i smagnął ogonem brodę córki.
– Nie mam! – zaprotestowała, czując, jak uginają się pod nią łapy. – Lamparcia Cętka ma, Lodowe Spojrzenie też, ale ja nie – kontynuowała nerwowo, nie wiedząc nawet czemu tyle mówi. Powinna zacisnąć usta i udawać, że na wszystko się zgadza.
Wszystko byle przetrwać.
– Lamparcia Cętka jest zbyt buntownicza i uległa – westchnął z niezadowoleniem Wilcza Gwiazda, spoglądając z uwagą na medyczkę. – Nie doceniasz siebie, córeczko. Masz i siłę, i bezwzględność.
Łapy ugięły się pod Nocną Iskrą i zachwiała się, prawie tracąc równowagę. Słowa ojca trafiały we wszystkie wątpliwości kotki, powodując, że miała ochotę się rozpłakać. Nie chciała by to co mówił Wilcza Gwiazda było prawdą, ale czuła konsumujący ją mrok - ta cicha uciecha z władzy w pazurach była silniejsza.
Szczęka czarnej kotki zadrżała, kiedy zbierała się do odpowiedzi. Szukała słów, by jakkolwiek wybrnąć z tej dużo bardziej niebezpiecznej sytuacji niż jakikolwiek przeżyty pojedynek. Tu była walka o nią. O jej ja. Miała wątpliwości do wszystkiego w co wierzyła, jednak nie mogła tak po prostu się poddać.
Nim jednak jakikolwiek dźwięk opuścił jej usta, rozległ się głośny tupot wraz z bojowymi okrzykami. Nocna Iskra zdążyła unieść głowę, by dostrzec, jak do kotliny z różny stron zeskakują żylaste koty ze zjeżoną sierścią. Zamrugała zaskoczona, rozpoznając w nich wojowników z Klanu Chmur, którzy z głośnymi sykami atakowali włóczęgów i koty z Mrocznej Kotliny.
– Nie doceniłem ich. Są jeszcze głupsi. – Usłyszała poirytowane warknięcie Wilczej Gwiazdy, po czym kocur popchnął gwałtownie medyczkę do jej więzienia. – Masz się schować.
Nocna Iskra nie drgnęła. Jej łapy wrosły w ziemię, kiedy Wilcza Gwiazda ponownie popchnął ją w stronę nory ze zirytowanym parsknięciem. Jej usta otwierały się i zamykały, kiedy wpatrywała się w smukłe sylwetki znajomych kotów. Wojownicy zażarcie walczyli z kotami Klanu Wilka, jednak umiejętnie unikali tych należących do klanów.
Nie rozumiała co się działo i rozglądała się w roztargnieniu, kiedy ojciec wciskał ją do więzienia. Tuż przed wejściem do jamy dostrzegła dobrze znany jej pysk, na którego widok całe powietrze uciekło z jej płuc.
Smukłym wojownikiem uczepionym Jeżynowego Ogona był Łani Skok. Jej przyjaciel.
Poczuła nieprzyjemne pieczenie w oczach, kiedy napłynęły do nich łzy. Otworzyła pysk, by zawołać do bladobrązowego kocura - jednak żaden dźwięk nie opuścił jej gardła. Zamiast tego znalazła się w znajomej norze, w której unosił się nieprzyjemny zapach brudu, a półmrok zatapiał ją w sobie.
Ciało kotki zadrżało, po czym ta opadła na poszarpane legowisko. Wstrząsnęło kotką i jej usta opuściło ciche zawodzenie.
Jedyne co widziała przed oczami, to śmierć. Śmierć, która zawsze była na wyciągnięcie łapy. Śmierć, która zawsze przyglądała jej się z boku.
Śmierć, która teraz szyderczo śmiała się z medyczki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro