⌠Rozdział 16⌡
Trawa delikatnie łaskotała wrażliwy nos kotki. Nocna Iskra kichnęła cicho, po czym uniosła ciężkie od zmęczenia powieki. Spodziewała się widoku wielu obcych kotów w dolinie wrzosowiska, co widywała od ćwierć księżyca po przebudzenia się z nerwowych, pełnych ciemności snów. Jednak tuż przed sobą zamiast ujrzeć wykrzywiony pysk jakiegoś samotnika, ujrzała delikatnie kołyszące się źdźbła trawy, w których tliły się malutkie gwiazdki.
Otworzyła szerzej oczy i zaczerpnęła urwany oddech z zaskoczenia. Zamrugała parę razy, by upewnić się, że nie ma żadnych zwidów, po czym zerwała się z ziemi - i tym samym prawie wpadła na ognistorudego kocura, stojącego dokładnie naprzeciw niej.
– Przepraszam! – pisnęła zlękniona i cofnęła się z automatu do tyłu. Wiedziała, że znajduje się w Klanie Gwiazdy, jednak to nie budowało w niej poczucia bezpieczeństwa. Była gotowa, że kocur o jasnoniebieskich oczach zaraz się na nią rzuci i ze śmiechem oświadczy, że jest jednym z wojowników Mrocznej Kotliny, która zawładnęła całkowicie Srebrną Skórą.
– Nocna Iskro, spokojnie – miauknął nieco zaskoczony kocur i spojrzał na nią łagodnie. – Tutaj jesteś bezpieczna.
– Jestem? Jestem?! – powtórzyła z rozpaczą i jej ciałem wstrząsnął dreszcz, kiedy usta medyczki opuścił nerwowy, suchy śmiech. Jej oczy zaszły łzami i ognistorudy kocur zmienił się w jedną, rozmazaną plamę.
– Nocna Iskro...
– Nie mów mi, że mam być spokojna! – krzyknęła z rozpaczą i ponownie zadrżała. – Jak mogliście mówić do mnie zagadkami, kiedy wiedzieliście jakie piekło nastanie! Jak mogliście na to patrzeć!? – załkała z rozpaczą i pozwoliła pierwszym łzom spłynąć po jej policzkach.
Nie obchodziło jej kim jest ten kocur. Mógł być samym założycielem jej klanu, ale ona miała to w nosie. Od dawna jej życie było piekłem, jednak ostatnie ćwierć księżyca smażyło ją żywym ogniem. Była więźniem własnego ojca. Nie wiedziała co stało się z jej siostrą. Jej brat był obecny tylko ciałem w nowym obozie, a duchem gdzieś co chwilę odlatywał. Obce koty traktowały ją, jakby była warta mniej niż wronia karma. Ojciec za to siał swój terror bez zahamowania.
Próbowała dusić w sobie emocje, kiedy nie spała, ale nie zawsze jej to wychodziło. Nie potrafiła w pełni zatrzymać tej rozpaczy i strachu, które zalewały ją od środka. Nawet w śnie nie mogła pozwolić sobie na płacz - aż do teraz, kiedy znalazła się na miękkiej trawie Klanu Gwiazdy. Dlatego nie miało to dla niej znaczenia, jak z tym wszystkim czuł się kocur - ona potrzebowała zaczerpnąć chociaż jeden głęboki oddech.
Jeden oddech nim przodkowie zrzucą na nią nową stertę wroniej karmy, z którą będzie zmuszona sobie poradzić sama.
– Nocna Iskro, weź głębokie wdechy – miauknął kocur, przebijając się do jej świadomości i poczuła, jak kładzie końcówkę ogona na jej barku.
Wzdrygnęła się i zacisnęła oczy, pozwalając spłynąć ostatnim łzą po policzkach. Słyszała swój nierówny oddech i nie umiała go uspokoić. Wszystko co się działo, już ją przerosło.
– Mam dość – wyszeptała i zamrugała oczami, próbując ujrzeć przez łzy kota, z którym rozmawiała.
– Naprawdę mi przykro, Nocna Iskro – zamruczał z żalem kocur. – Rozpoczęła się bitwa, jakiej nigdy wcześniej nie było w lesie. Nie dość mocno doceniliśmy przeciwnika.
– Myślisz, że tego nie zauważyłam!? – krzyknęła z frustracją. – Myślisz, że ja z czystej przyjemności pozwoliłam ojcu powrócić, a potem stać się jego więźniem?! Każdy o tym marzy, prawda?
– Nocna Iskro...
– Kim ty w ogóle jesteś?! – przerwała mu ze złością i machnęła ogonem. – Myślałam, że Klan Gwiazdy nas zostawił. Podobno nie macie możliwości dotrzeć do medyków, więc czemu teraz tu stoimy!?
Łagodność zniknęła z jasnoniebieskich oczu kocura. Zmrużył odrobine swoje ślepia, po czym machnął ogonem, a na jego pysku pojawił się swego rodzaju chłód.
– Byłem pierwszym medykiem Klanu Lasu. Nazywam się Barwny Ogon – zaczął, a kotka zamrugała oczami z zaskoczenia. Nie spodziewała się, że koty z początków klanów jeszcze chodziły po Srebrnej Skórze. – Po zejściu Wilczej Gwiazdy na ziemię odzyskaliśmy po części kontrolę. Poza tym nauczyliśmy się działać w takich warunkach.
Nocna Iskra przez chwilę milczała, wpatrując się w ognistego kocura. Choć malował się na spokojnego, była w stanie dostrzec na jego pysku ten sam wyraz, który widziała u każdego medyka - to pełne oddanie do swojego klanu. Ta chęć niesienia pomocy i ból, gdy nic nie dało się zrobić. Wszyscy medycy cierpieli w ten sam sposób.
I zarówno ona, jak i on wiedzieli, że czekał ich ogromny rozlew krwi. Kotka wzdrygnęła się na myśl ile jeszcze kotów powędruje na Srebrną Skórę w najbliższych wschodach.
– Po co tu jestem? – spytała po chwili cicho i wyprostowała swoje zgarbione plecy. – Kolejne poplątane ostrzeżenie? – dodała zgryźliwie, a po pysku kocura przebiegł niemrawy uśmiech.
– Nie tym razem – odpowiedział z błyskiem rozbawienia w oczach, który zaraz wygasł. – Wiem, że na razie te słowa zostaną tylko w twojej głowie, ale potrzebujesz tego by przetrwać. Osobiście chciałem ci przekazać, że Klan Gwiazdy szykuje się do walki.
Oczy Nocnej Iskry przybrały dwa razy większe rozmiary.
– To znaczy, że...
– To znaczy, że zbieramy siły. Na granicy z Mroczną Kotliną jest spokojniej, od kiedy część mrocznych wojowników zeszła na ziemię – kontynuował Barwny Ogon, wpatrując się gdzieś przed siebie. Nocna Iskra podążyła wzrokiem i daleko, na horyzoncie ujrzała praktycznie czarne skały, które za pewne wyznaczały granicę. – Kiedy nadejdzie moment, gwiezdni wojownicy nie zostawią was samych. To walka nas wszystkich.
Nocna Iskra poczuła, jak ponownie zbierają jej się łzy w oczach. Już otwierała pysk, by coś odpowiedzieć, kiedy poczuła, jak cały świat zaczął wirować. Wlepiła przestraszone spojrzenie w Barwny Ogon i dostrzegła, że i on jest zdezorientowany.
– Nocna Iskro, pamiętaj...
Usłyszała początek wypowiedzi zaniepokojonego kocura, jednak potem słowa medyka zlały się w jeden szum, a obraz przed oczami medyczki zmienił się w czarną plamę. Barwny Ogon zniknął, zostawiając ją samą. Nabrała urwany oddech, czując, jak chwilowy spokój opuszcza jej ciało. Niemal czuła, jak grunt umyka spod jej nóg, zrzucając w ciemną przepaść. Chciała wrzasnąć ze strachu, ale jej głos utknął gdzieś po drodze dróg oddechowych. Tuż po tym poczuła nieprzyjemny, rwący ból na ogonie.
Otworzyła szeroko z przerażenia oczy i wyrwała pulsującą od bólu końcówkę kity z pyska Asterii. Włóczęga spoglądała na nią ze złośliwą satysfakcją w żółtych oczach, podczas gdy ból z ogona przeszedł przez cały kręgosłup medyczki. Przełknęła ślinę, a Asteria wycofała się z niewielkiej wnęki, w której Nocna Iskra spędzała większość czasu. Jasnoruda kotka zasłaniała większość wejścia swoimi wychudzonymi łapami, powodują, że medyczka znajdowała się w praktycznie całkowitych ciemnościach.
– Obudziła się – miauknęła Asteria irytująco wysokim głosem, po czym skłoniła pysk i odeszła od jamki.
Nocna Iskra odprowadziła jej jasnorude łapy wzrokiem do momentu, aż wejście ponownie zostało zasłonięte - tym razem przez znajomy już pysk. Medyczka w ostatniej chwili stłumiła panikę w piersi, kiedy poczuła na sobie palące spojrzenie różnokolorowych oczu Wiśniowej Skóry.
– Rusz się – warknęła zniecierpliwiona kocica, a Nocna Iskra zmusiła wszystkie swoje mięśnie do ruchu pomimo protestów.
Wiedziała, że jeśli zrobi coś niezgodnie z kaprysem kotów ojca, może słono za to zapłacić - dalej pamiętała, jak potraktowano Lamparcią Cętkę. Nie wiedziała co się stało z siostrą po rytuale, ale miała nadzieję, że Słona Bryza zdążyła ją opatrzeć. Modliła się dzień i noc od ćwierci księżyca o życie siostry, nawet jeśli jej przodkowie niewiele mogli zrobić.
Powoli gramoląc się z jamy, przywołała obraz Barwnego Ogona ze snu. Wydawał się gotowy do walki, ale nie umiała uwierzyć we wszystko co powiedział. Dawno nie widziała żadnego gwiezdnego przodka i mogła tylko próbować uwierzyć, że odzyskują siły. Jednak wątpliwości już dawno w niej tkwiły - Klan Gwiazdy był praktycznie nieobecny przy trwającym piekle.
– Szybciej – warknęła Wiśniowa Skóra, kiedy Nocna Iskra postawiła pierwszą z łap poza bezpiecznymi ścianami swojego więzienia.
Medyczka wzdrygnęła się i pośpiesznie wyszła na zewnątrz. Jej uszy zderzyły się z głośnym szumem odgłosów walki, rozmów czy okrzyków, kiedy niektóre koty obserwowały toczone pojedynki. Nocna Iskra poczuła mdlący uścisk w żołądku, widząc świeże plamy krwi na cienkiej warstwie śniegu, który spadł w ostatnich wschodach. Tutaj treningi nie polegały na doskonaleniu umiejętności - tu koty były spragnione krwi.
Obserwowała dzień w dzień, jak na ciałach wojowników jej ojca pojawiają się kolejne zadrapania i ustala się wymowna hierarchia w tym prowizorycznym klanie. Najwyżej koty z Mrocznej Kotliny, po nich włóczędzy, a na samym końcu koty z klanów. Widziała niechęć znajomych wojowników, kiedy mieli co chwile wyciągać pazury, by walczyć o życie. Dalej pamiętała, jak poprzedniego wschodu słońca jeden z włóczęgów zbyt słabo walczył - zginął w męczarniach, pozostawiony sam sobie na środku obozu.
Nocna Iskra nie umiała wymazać z głowy poszarpanego ciała drobnego, białego kocura, który zawinił tylko poprzez zły wybór. Jej serce krwawiło na myśl, że nie mogła nawet uśmierzyć jego bólu w ostatnich uderzeniach serca. Sokoli Cierń był wobec niego bezlitosny i pozwolił by wszyscy widzieli jego śmierć. Medyczka wiedziała, że to było kolejne ostrzeżenie - tylko spróbujcie, a nadejdzie wasz koniec.
Kiedy maszerowała tuż za Wiśniową Skórą, dostrzegła w jednej z trenujących par brata. Miała wrażenie, jakby całe powietrze uciekło jej z płuc, a łapy zapadły się w cienkiej warstwie śniegu. Przez chwilę nie była w stanie poruszyć się z miejsca, obserwując, jak jej brat bez problemu pokonuje w boju Bratkową Łodygę. Mroczna wojowniczka charczała z frustracją, podczas gdy Lodowe Spojrzenie z pustym wzrokiem ranił ją w bok.
Nocna Iskra odwróciła wzrok z bólem. Jej brat udowadniał, że jest doskonałym wojownikiem - jednocześnie pokazując czyim naprawdę jest synem. Nie wiedziała co chodziło po głowie Lodowego Spojrzenia, ale nie umiała dopuścić do siebie myśli, że mu to wszystko odpowiada. W tym miejscu nic nie było w porządku. Nie mogła znieść tego co Wilcza Gwiazda z nimi robił.
– Córeczko, wyspałaś się? – Usłyszała przymilny, znajomy głos, od którego drgnęła niespokojnie. Zatrzymała się w pół kroku, prawie wpadając w niezadowoloną Wiśniową Skórę. Kocica odsłoniła zęby w grymasie, ale nic nie powiedziała, uciszona przez wzrok przywódcy.
– Nawet – zdołała z siebie wykrztusić półprawdę, po czym spojrzała w pysk ojca, kiedy ciemnoszara kocica odeszła od nich, zabierając ze sobą Nakrapiane Ucho z Klanu Wody. Ciemne szylkretka ruszyła niepewnym krokiem za mroczną wojowniczką, a Nocna Iskra dostrzegła świeżą ranę tuż za uchem młodej kotki.
– Wyśmienicie – miauknął z zadowoleniem Wilcza Gwiazda, po czym machnął na kogoś ogonem. – W takim razie jesteś gotowa na swój trening. Ostatnio ci nieco odpuściłem, ale musisz wrócić do formy.
Nocna Iskra nie była w stanie powstrzymać dreszczu, który przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. Wlepiła spojrzenie szeroko otwartych oczu w ojca, nie umiejąc ukryć swojego strachu. Dalej pamiętała tnące pazury jej ciało w Mrocznej Kotlinie nim Wilcza Gwiazda zstąpił na ziemię. Miała głupią nadzieję, że to wszystko minie, kiedy będzie potulnie trwać w roli więźnia.
Przeliczyła się. Jej ojciec miał plan i zamierzał go zrealizować. Wiedział, że powoli ją łamie i medyczka nie umiała już tym walczyć. Traciła siły, a to był dopiero początek.
– Ojcze... – zaczęła nerwowo, a Wilcza Gwiazda machnął ogonem, uciszając ją.
– Moja córka nie będzie boi-myszką. Masz potencjał, którego nie zamierzam zmarnować – warknął ze wściekłością kremowo-brązowy kocur i wskazał ogonem w kierunku Lodowego Spojrzenia, który właśnie kończył pojedynek. – Widzisz swojego brata? Jeden z najlepszych wojowników. Ty będziesz lepsza.
– Ale.. – załkała żałośnie, kładąc uszy po sobie. Widziała zaledwie urywki pojedynków Lodowego Spojrzenia, ale wiedziała, że większość jej pobratymców nie dorównywała jego umiejętnością. Był piekielnie dobrym wojownikiem i na myśl, że miała być od niego lepsza, czuła żółć podjeżdżającą do gardła.
– Przestań jazgotać, jak kocie. Jesteś moją córką – warknął Wilcza Gwiazda, zbliżając swój pysk do pyska kotki. – Twoja matka może próbować, ale nigdy nie zabierze z was mojej cząstki. Szczególnie mroku, który siedzi w tobie.
Nocna Iskra zadrżała i odwróciła wzrok, nie będąc w stanie dłużej patrzeć w lodowe oczy ojca. Tym samym natrafiła spojrzeniem na kota, którego Wilcza Gwiazda przywołał. Medyczka miała wrażenie, że jej cały świat zniszczono na nowo, kiedy ujrzała znajomy pysk Zmierzcha. Widziała jego beznamiętny wzrok, spoczywający gdzieś na czubku jej głowy. Jej serce zabiło gwałtownie, kiedy przez ciało medyczki przetoczyła się złość.
To samotnik przytrzymywał jej siostrę, kiedy wrzeszczała z bólu pod Ostrym Głazem. To on zostawił ją samą sobie na granicy, zupełnie jakby nic nie znaczyła Oszukał nie tylko Lamparcią Cętkę, ale i ją. Drgnęła ze złością, a jej sierść uniosła się nieco do góry.
– No popatrz jaka jesteś gotowa – westchnął z zadowoleniem Wilcza Gwiazda, po czym przejechał ogonem pod brodą córki.
Ten dotyk spowodował, że Nocna Iskra wzdrygnęła się. Jej złość na byłego samotnika wyparowała, zastąpiona obrzydzeniem samą sobą.
– Nie będę z nim walczyć – zaprotestowała, zbierając resztki siły w sobie. Ledwie powstrzymała głos od drżenia i zmusiła plecy, by pozostały wyprostowane. Udało jej się nawet nieco położyć zjeżone futro.
– Nie? – powtórzył niby niewzruszony Wilcza Gwiazda, ale jego oczy błysnęły niebezpiecznym blaskiem. – Cóż, chciałem cię nauczyć paru przydatnych ruchów w tym pojedynku, ale chyba tylko popatrzę – westchnął, a zimny pot oblał medyczkę, kiedy ten odwrócił się w stronę byłego samotnika. – Zmierzchu.
Nocna Iskra wlepiła przerażony wzrok w kocura i ich spojrzenia się spotkały. Na chwilę coś mignęło w jego oczach i kotka chciała sobie wmówić, że zamiast znużenia, dostrzegła niechęć i skruchę. To jednak trwało uderzenie serca, a potem świat zawirował po raz kolejny, kiedy Zmierzch przewrócił ją na ziemię.
Zaczęła się szamotać pod jego pazurami, wbijającymi się lekko w jej barki. Niemal czuła, jak powoli gojąca się rana z rytuału na nowo się rozrywa. Powstrzymała wrzask bólu i machnęła na oślep tylnymi łapami. Trafiła obiema w brzuch kocura i kopnęła, niezgrabnie odrzucając go na długość wąsa od siebie. Ledwie zdołała podnieść się z ziemi, a ten zaatakował ją ponownie. Zdołała przetoczyć się w bok i były samotnik uderzył brzuchem o śnieg. Usłyszała jego zduszony, chrapliwy oddech i zawahała się przed zaatakowaniem kocura - widziała, że od siły uderzenia przytkało go.
– Skocz na mnie. – Ledwie słyszalny syk dotarł do uszu medyczki, przedzierając się przez szum walk dookoła. Zamrugała oczami, spoglądając na Zmierzcha walczącego z własnym oddechem. – Skocz na mnie, lisie łajno – powtórzył z irytacją i spojrzał kątem oka na Wilczą Gwiazdę, który obserwował ich z uwagą.
Nocna Iskra przełknęła ślinę, ale usłuchała byłego samotnika. Spięła mięśnie i po chwili znalazła się na plecach Zmierzcha, przygniatając go do ziemi. Kocur sapnął i czuła, jak powoli spina mięśnie, by podnieść się do góry.
– Wysuń pazury. To nie jest trening. To walka o przetrwanie. – Kolejne ciche syknięcie Zmierzcha dotarło do uszu kotki, kiedy ten upewnił się, że w kotlinie było na tyle głośno by Wilcza Gwiazda nie usłyszał jego rad.
Medyczka wiedziała, że miał rację, ale chwilę zajęło jej, by usłuchać jego słów. Usłyszała, jak ten jęknął z bólu, kiedy zatopiła pazury w jego ciele. Spróbował ją zrzucić i dopiero gdy opadł na plecy, Nocna Iskra go puściła, przygnieciona do ziemi. Od razu odskoczył, ale nim zdążył przygnieść ją na nowo, przeturlała się.
– Zaatakuj – ponaglił ją niemal od razu i tym razem usłuchała go bez zawahania. Nie wiedziała co nim kierowało, ale była wdzięczna, że nie pragnął tak jej krwi, jak inne koty Wilczej Gwiazdy. Skoczyła na niego i przygniotła kocura, wbijając mocniej pazury. – Zrań mnie. Podrap. Za Lamparcią Cętkę – dorzucił zduszonym głosem, a jego słowa podziałały, jak magia.
Złość sprzed pojedynku przedarła się na zewnątrz i Nocna Iskra zaczęła drapać pazurami ciało Zmierzcha. Czuła, jak przecina miękką skórę kocura i poczuła ciepłą ciecz pomiędzy opuszkami. Zaskoczyła ją łatwość z jaką można było zranić innego kota. Od zawsze wiedziała, że pazury i zęby miały ogromną moc, ale dopiero teraz ją poczuła.
Zmierzch po chwili zdołał odrzucić ją od siebie, tylko po to by zderzyli się w kolejnej rundzie, pełnej śniegu, krwi i wyrwanego futra. Kontrolowana przez złość i instruowana przez podszepty kocura, szybko zdobywała nad nim przewagę prawie cały czas. Kiedy były samotnik wylądował po raz szósty pyskiem w śniegu, między nich wszedł Wilcza Gwiazda z jaśniejącymi od satysfakcji oczami.
– Tego od ciebie oczekuję, Nocna Iskro. Trzymaj się tej złości – zamruczał z zadowoleniem i adrenalina gwałtownie opuściła ciało medyczki.
Wzdrygnęła się i spojrzała na ledwie zipiącego Zmierzcha. Widziała jego poranione ciało i czerwone plamy na coraz większej warstwie śniegu. Przełknęła ślinę i opuściła wzrok na swoje łapy, szkarłatne od krwi przeciwnika. Nie potrafiła uwierzyć, że to ona doprowadziła go do takiego stanu. Czuła ból w mięśniach i na skórze, gdzie brązowo-rudy kocur zadał jej parę ran, ale wiedziała, że to ona wyszła zwycięsko z tego pojedynku.
Miała wrażenie, że powietrze ucieka jej z płuc, kiedy dotarło do niej, jak wielką kontrolę miała nad nią złość. Nie panowała nad sobą od momentu, gdy Zmierzch wspomniał Lamparcią Cętkę. Spojrzała niemrawo na ojca i dotarło do niej, że zło, które w sobie zdusiła, powoli budziło się na nowo.
Ledwie powstrzymała się od zawycia z żalu i skinęła sztywno głową Wilczej Gwieździe.
– Dobrze – miauknęła, słysząc, jak drży jej głos.
Jej ojciec na szczęście nie zwrócił uwagi na jej roztrzęsienie - zamiast tego odszedł parę kroków, wołając Sokoli Cierń i Orła. Nocna Iskra niemal od razu skorzystała z tych paru uderzeń serca i podeszła do Zmierzcha.
– Przepraszam – wyszeptała, kiedy kocur otworzył lekko jedno z oczu. Dostrzegając pełne skruchy spojrzenie kotki, wygiął usta w rozbawionym uśmiechu i zaraz po tym jęknął z bólu.
– Odpowiednim słowem powinno być dziękuję, ale nie ma sprawy – wycharczał i położył ostrzegawczo uszy po sobie.
Nocna Iskra cofnęła się parę kroków do tyłu, wymijając tym samym Sokoli Cierń. Obserwowała, jak biały kocur pomaga Zmierzchowi podnieść się z ziemi, po czym zaprowadził rannego do uproszczonego legowiska medyka.
Odprowadziła wzrokiem brązowo-rudego kocura do momentu, aż jego ogon zniknął w jamie. Czuła, jak ból przeszywa jej całe ciało, a w głowie kłębiło się wiele pytań - kim była i kim tak właściwie był Zmierzch?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro