Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⌠Rozdział 12⌡

– Niech wszystkie koty na tyle dorosłe, by samodzielnie polować, zbiorą się pod Wysokim Kamieniem na zebranie Klanu!

  Lamparcia Cętka, słysząc wezwanie przywódcy, przecisnęła się pomiędzy gałęziami jeżyny, która osłaniała legowisko wojowników. Czuła, jak krótkie kolce zaczepiają o jej kremowo-brązowe futro i wyrywają małe kępki sierści, ale była zbyt niewyspana by zwrócić na to uwagę. Przeciągnęła się obok wyjścia z legowiska, po czym uniosła głowę, by ocenić, jaka jest pora dnia. Jej oczom ukazały się ciemne kłęby, przez które ledwie przedzierały się jakiekolwiek promienie słońca. Strzepnęła ogonem z frustracją, szacując w głowie, że jest późne popołudnie, a ona została wybudzona z nerwowej drzemki.

  Nie była w stanie dobrze spać od kiedy pomówiła z siostrą w cztery oczy. Minęło prawie pół księżyca, a jedyne co widziała, gdy zamykała oczy, to obrazy z przeszłości. Wykrwawiająca się Jasny Obłok. Ostatnie spotkanie z Wilczą Gwiazdą, nad którym chora ambicja wzięła górę. To wszystko zlewało się w notoryczne koszmary, których nie potrafiła przerwać. Była wdzięczna, że przy swoim boku miała siostrę, od której czasami dostawała ziarno maku - nie, że to w czymś pomagało. No i był Słoneczne Serce, z którym zgodnie odepchnęli dyskomfort w zapomnienie. 

  Tego samego nie mogła powiedzieć o Zmierzchu. Nie była w stanie patrzeć w bursztynowo-zielone oczy kocura bez chęci poharatania jego uszu. Nie miała wystarczające satysfakcji z tego, że jedno z nich już było naderwane - drażniło ją falowane futro po bokach wysoko postawionych uszu. Nie raz gryzła się w język przy nim, by nie odpysknąć zbyt mocno albo nie zdradzić się ze swoją wiedzą na temat jego treningów w Mrocznej Kotlinie. Nie mogła jednak unikać go całkowicie - miała obowiązek nauczyć go tradycji klanów. Z tego powodu starała się ograniczyć interakcje z nim do minimum. 

  Idąc do Wysokiego Kamienia, od razu dostrzegła sylwetkę o dłuższym futrze i dumnie wyprostowanej głowie. Zmierzch sprawiał wrażenie, jakby ignorował wszelkie nieufności ze strony Klanu Lasu. Obserwował ich z lekką wyższością, powoli skanując wzrokiem wszystkich. Kiedy jego spojrzenie spadło na Lamparcią Cętkę, kotka poczuła, jak pali ją skóra. Jego oczy rozbłysły, ale gdy wojowniczka gwałtownie skręciła w bok, zmrużył je do rozmiarów małych szparek. 

  Czuła jego palący wzrok na sobie, kiedy powoli przeciskała się pomiędzy zbierającymi się pobratymcami w stronę Słonecznego Serca. Złocisty wojownik dostrzegł ją w ostatniej chwili i bursztynowe ślepia rozbłysły na jej widok. 

– Udało ci się trochę przespać? – spytał na powitanie z troską, przyglądając się jej uważnie. Lamparcia Cętka była pewna, że ma wymalowane zmęczenie na pysku i nawet nie miała siły kryć się z tym. 

– Nie bardzo. Chyba, że tym razem śmierć mamy okazała się czymś przyjemnym – rzuciła kwaśno, a oczy wojownika pociemniały. 

  Widziała, jak otwiera pysk, by coś odpowiedzieć, ale powstrzymał się, kiedy Lamparcia Cętka pokręciła głową. Zamiast tego, pozwolił by usiadła obok niego i oparła ze zmęczeniem głowę na jego barku. Słoneczne Serce owinął ją od tyłu ogonem i przymknęła lekko oczy, obserwując, jak Rdzawa Gwiazda spogląda z góry na zbierający się klan. 

  Dalej pamiętała, jak przywódca z napięciem zareagował na niespodziewaną ciąże własnej, jedynej córki - i od razu odesłał ją do żłobka pomimo protestów. Cynamonowy Płomień właśnie wyłoniła się ze żłobka w towarzystwie Makowego Kwiatu, wokół której wesoło skakała czwórka kociaków. Lamparcia Cętka obserwując dzieci szylkretowej karmicielki czuła nieprzyjemny uścisk w brzuchu. To  były takie pocieszne kociaki - a nadchodziły okrutne czasy. 

  Widziała, jak Cynamonowy Płomień z niepewnością najpierw spogląda na dzieci koleżanki, a potem na własny, już mocno zaokrąglony brzuch. Szczerze współczuła młodszej od siebie karmicielce i miała nadzieję, że nie dojdzie do żadnych komplikacji podczas ciąży. To były ciężkie czas na posiadanie młodych. Kremowo-brązowa wojowniczka zeszła spojrzeniem z przyszłej mamy i zaczęła szukać trzeciej karmicielki. Dopiero kiedy wypatrzyła Wrzosowe Spojrzenie nerwowo liżącą swoje dzieci, zrozumiała powody zebrania - mianowanie na uczniów. 

– Zebraliśmy się tutaj, ponieważ trójka z naszych kociaków jest już gotowa do rozpoczęcia szkolenia na dzielnych wojowników – zaczął Rdzawa Gwiazda, kiedy wszystkie koty zebrały się pod Wysokim Kamieniem. – Z wielką chęcią przytrzymałbym ich trochę dłużej w żłobku, ale czasy nastały ciężkie i razem z ich rodzicami jesteśmy zdania, że lepiej byłoby, jakby znali podstawowe ruchy obronne – kontynuował z napięciem, po czym jego wzrok spoczął na trzech podekscytowanych kulkach. – Lawendko, wystąp. 

  Błękitne oczy jasnej szylkretki rozbłysły pomimo półmroku, kiedy wystąpiła do przodu, z dumnie uniesioną główką.

– Lawendko! Od dzisiaj, aż do dnia, gdy otrzymasz imię wojowniczki, będziesz nazywana Lawendową Łapą. – Ogon kotki wystrzelił do góry z ekscytacji na dźwięk nowego imienia. – Łani Skoku, jesteś inteligentnym i wytrwałym wojownikiem, dlatego bez wahania oddaję pod twoją opiekę Lawendową Łapę. Wierzę, że wyszkolisz ją na dzielną wojowniczkę. 

  Lamparcia Cętka obserwowała, jak z tłumu wyłania się bladobrązowy kocur i podchodzi do kotki. Krok przyjaciela jej siostry był równy, jednak w jego zielonych oczach tliła się ta sama ekscytacja co u jego świeżo mianowanej uczennicy. Delikatnie dotknął się nosami z Lawendową Łapą, po czym uniósł głowę 

– Nie zawiodę, Rdzawa Gwiazdo. 

  Przywódca skinął głową zadowoleniem i mentor wraz z uczennicą odeszli na bok. Nim rudo-brązowy kocur zabrał głos, rozległ się podekscytowany szept Lawendowej Łapy, którą pośpiesznie uciszył rozbawiony Łani Skok.

– Miodku, wystąp. 

Jasnorudy kocurek w białe plamy wyskoczył do przodu, w ostatniej chwili ratując się przed gwałtownym upadkiem. Położył z zażenowaniem uszy po sobie i pośpiesznie stanął przed Wysokim Kamieniem.

– Miodku! Od teraz do momentu, aż otrzymasz imię wojownika, będziesz nazywany Miodową Łapą. – Oczy młodego uczniaka zatliły się z ekscytacji. – Słoneczne Serce, jesteś silnym i utalentowanym wojownikiem, dlatego pod twoją opiekę powierzam Miodową Łapę. Ufam, że wyszkolisz go tak, by był chlubą naszego klanu.

  Lamparcia Cętka otworzyła szerzej oczy, po czym spojrzała na siedzącego obok niej kocura. Złocisty wojownik uśmiechnął się nieznacznie i powoli odsunął się od niej. Jego wąsy drgnęły z rozbawienia, kiedy wojowniczka złapała z nim kontakt wzrokowy. Wiedziała, że rozbawiło go jej zaskoczenie, ale nic nie mogła na to poradzić - nie spodziewała się, że kocur otrzyma ucznia. 

  Wojownik podszedł do Miodowej Łapy, który wlepiał w niego szeroko otwarte oczy i tuż po tym, jak dotknęli się nosami, kichnął. Przez polanę przetoczył się cichy śmiech, na co kocurek położył uszy po sobie. Dopiero delikatnie trącony przez mentora, ruszył do Lawendowej Łapy i Łaniego Skoku. 

– Strzępku, wystąp.

  Ostatni z rodzeństwa kocurek wyrwał się pędem spod języka matki i gwałtownie zatrzymał się tuż przed Wysokim Kamieniem. Cofnął się parę kroków do tyłu i uniósł głowę, tak by patrzeć na Rdzawą Gwiazdę. 

– Strzępku! Od dziś do dnia, kiedy odbędzie się twoje mianowanie wojownika, będziesz znany jako Postrzępiona Łapa. – Potargane futro uczniaka uniosło się od silnych emocji, powodując, że wyglądał jeszcze bardziej niechlujnie. – Iskrzące Pióro, jesteś wojowniczką z wielką wiedzą i ogromem odwagi. Wierzę, że to wszystko przekażesz Postrzępionej Łapie, którego oddaje pod twoją opiekę. 

  Wywołana wojowniczka wyłoniła się z tłumu i nim podeszła do nowego ucznia, skinęła krótko głową. Następnie dotknęła się nosami z rudym kocurkiem i odprowadziła go do rodzeństwa. 

– Lawendowa Łapa! Miodowa Łapa! Postrzępiona Łapa!

  Lamparcia Cętka obserwowała z uśmiechem cisnącym się na pysk nowych uczniów i ich mentorów. Ten widok przywodził wspomnienia sprzed podróży, kiedy wschody słońca mijały spokojnie po tyrańskich walkach z Wilczą Gwiazdą. Teraz to wszystko miało powrócić - fakt, że w to wszystko zamieszano koty spoza klanów tylko pogarszał to wszystko. Nikt tak właściwie nie wiedział, jak wielką armię zebrał jej ojciec. I co z klanowymi kotami, które trenowały w Mrocznej Kotlinie? Czy naprawdę zamierzały walczyć z własnymi pobratymcami?

  Wzdrygnęła się na samą myśl, że miałaby stanąć przeciwko własnemu bratu. Nie umiała pojąć dlaczego Lodowe Spojrzenie trenował pod okiem ich ojca. Wiedziała, że kocur nigdy nie wypierał się powiązania z Wilczą Gwiazdą i jako mały kociak szukał uznania u morderczego kocura, ale jak mógł nie widzieć tego całego zła? Kotka nie potrafiła tego pojąć. 

  Ktoś uderzył ją w bok, przepychając się koło niej. Nie zwróciłaby na to uwagi, gdyby nie siła, jaką włożyła w ten ruchu Księżycowe Serce, idąca pogratulować swojej siostrze nowego ucznia. Lamparcia Cętka zmrużyła oczy, zaskoczona zachowaniem starszej wojowniczki. Ciągle nie umiała się przyzwyczaić do silnej wrogości niektórych pobratymców - przecież ona nic nie zrobiła. Nawet nie trenowała u ojca w kotlinie - a była traktowana, jakby razem z nim knuła mordercze plany. 

  Zacisnęła zęby, powstrzymując się przed kąśliwą uwagą w stronę wojowniczki. Musiała przymykać oczy na niektóre zachowania, jeśli dalej chciała należeć do Klanu Lasu. Poza tym, to przez jej ojca zginął jeden z kociaków Księżycowego Serca - wrogość kotki częściowo można było zrozumieć. Tylko częściowo. Odprowadziła wzrokiem srebrzystą wojowniczkę, po czym nabrała głębszy oddech. 

  Sama chciała podejść do nowych uczniów i ich mentorów. Zamierzała pogratulować Słonecznemu Sercu - była przekonana, że świetnie wyszkoli Miodową Łapę. Zdążyła jednak zrobić parę kroków w stronę złocistego wojownika, otoczonego przez część pobratymców, a przed nią praktycznie znikąd wyrósł ktoś inny. 

  Ledwie napotkała spojrzenie znajomych oczu, a jej uszy opadły na boki. 

– Coś nie tak? – spytał niby nonszalancko Zmierzch, przekrzywiając głowę, ale końcówka jego ogona podrygiwała nerwowo. 

– Nie, broń cię Klanie Gwiazdy. Skąd taki pomysł? – rzuciła o wiele kwaśniej niż początkowo zamierzała, a bursztynowo-zielone ślepia przybrały rozmiary szparek. 

– Unikasz mnie – stwierdził, a wojowniczka powstrzymała się w ostatniej chwili od wywrócenia oczami. 

– Nie jestem twoją niańką. Mam cię tylko nauczyć naszych tradycji – odparła krótko, a były samotnik machnął puszystym ogonem - kotka nabrała ochoty ugryźć go w niego.

– Przyprowadziłaś obcego do klanu i tak się nim zajmujesz? Lamparcia Cętko, nie spodziewałem się tego po tobie – prychnął z dziwnym napięciem w głosie kocur i jego warga drgnęła, na chwilę odsłaniając białe kły. – Jestem twoim problemem, zapominasz? 

  Kotka w ostatniej chwili powstrzymała się od wzdrygnięcia. Oczami wyobraźni zobaczyła, jak kocur, którego do tej pory widziała jako przyjaciela, rzuca się na nią z pazurami. Niemal widziała krew na jego łapach, którą przelewał co noc w Mrocznej Kotlinie. Nie mogła na niego patrzeć  bez poczucia zdrady. 

– A co ty tak chcesz być moim problemem, co? – warknęła i dopiero wtedy zorientowała się, że część kotów zaczyna wlepiać w nich zaciekawione spojrzenia. – Chciałam pomóc ci odnaleźć lepsze życie, ale nie musze cię niańczyć – powtórzyła uparcie, pilnując się, by nie wyrzucić mu zbyt dużo przy świadkach.

  Czy tego chciała czy nie, zależało jej jednak na Zmierzchu. Nie znała go długo, ale przywiązała się do niego. W pierwszych wschodach po powrocie z wyprawy był dla niej ogromnym wsparciem - i choć czuła się zdradzona, nie chciała by pobratymcy rzucili się na niego z pazurami i wygonili z lasu. Dalej trzymała się głupiej nadziei, że kocur nie rozumiał w pełni wszystkiego co się działo - i wiedziała, że z takimi złudzeniami była głupią kulą sierści. 

– Nie denerwuj mnie – warknął kocur i pochylił głowę tak blisko, że prawie stykali się nosami. – I lepiej powiedz mi czemu mnie unikasz. 

  Lamparcia Cętka drgnęła i cofnęła się o dwa kroki. Dystans narzucony przez Zmierzcha był w jej głowie skandaliczny i musiała go zwiększyć. Czuła na sobie coraz więcej spojrzeń, a do uszu docierały pierwsze szepty. To musiała być sensacja dla pobratymców - w końcu kłóciła się z tym, którego im przyprowadziła. Mogli zacząć coś podejrzewać, a to było ostatnie czego było im potrzeba. Rozsądek krzyczał, by to przerwała, ale osoba Zmierzcha była tak nieznośnie irytująca, że ignorowała rozum. 

– Nie unikam cię. – To nie było rozsądne posunięcie z jej strony, ale jej to nie interesowało. 

  Kocur obnażył zęby w grymasie, a w tej samej chwili Lamparcia Cętka poczuła czyjś delikatny dotyk na karku. Była przekonana, że to Słoneczne Serce i już była gotowa ofukać go, by się nie wtrącał, jednak wtedy napotkała pełne niepokoju spojrzenie lodowych oczu. 

– Chodźcie poza obóz – wymruczała cicho Nocna Iskra, przeskakując wzrokiem między dwójką kotów. 

– Tak. Chodźmy poza obóz – powtórzył z naciskiem Zmierzch i uniósł wysoko głowę. – Wrony jesteście, że podsłuchujecie rozmowy innych? – zwrócił się z irytacją do stojących w pewnym oddaleniu pobratymców. 

– Zmierzchu! – warknęła cicho Lamparcia Cętka, a Nocna Iskra popchnęła byłego samotnika w stronę wyjścia z obozu. Kremowo-brązowa wojowniczka popędziła za nimi, odprowadzona przez zirytowane prychnięcia kotów. 

  W oczach pozostałych musieli wyglądać, jak trójka wyklętych. Samo zło wcielone. Córki Wilczej Gwiazdy i jakiś samotnik, który nie wiadomo skąd przybył. Słyszała pośpieszne szepty kotów i cieszyła się, że nie umiała zrozumieć ich treści - za pewne część wypowiedzi była niezwykle niesprawiedliwa względem nich. 

  Przecisnęła się przez wyjście z obozu i szła za pozostałą dwójką. Momentami prowadziła Nocna Iskra, a momentami Zmierzch - nie miało to jednak znaczenia gdzie szli. Liczyło się, że oddalali się od wścibskich oczu pobratymców. 

  Kiedy znaleźli się w niewielkim oddaleniu od Ostrego Głazu, brązowo-rudy kocur gwałtownie się zatrzymał - Lamparcia Cętka uderzyła prosto w jego wypiętą pierś. Parsknęła z frustracją i cofnęła się o parę długich kroków. 

– Co was napadło?! – warknęła Nocna Iskra nim Zmierzch zdołał wydusić z siebie choćby jedno słowo. 

– Unika mnie! – odpowiedział od razu były samotnik i tym samym zabrzmiał, jak skarżący się do mamy kociak.

– Nieprawda! 

– Ah tak? Więc teraz po prostu wolisz robić maślane oczy do Słonecznego Serca? 

– Do nikogo nie robię maślanych oczu! – zaprotestowała oburzona kotka, a sierść na jej karku uniosła się do góry. Zmierzch machnął z irytacją ogonem i spojrzał na Nocną Iskrę, jakby ta podzielała jego zdaniem - w czymkolwiek miałaby je podzielać. 

– To niby co robisz? Kolega się odobraził, to już można mnie ignorować!? – prychnął i zmrużył oczy, w których błysnęła nieznana Lamparciej Cętce emocja. – Zaskoczę cię, ale mnie nie można tak po prostu zlewać! Nie po to tak nastawiam karku!

– Nastawiasz karku?! – powtórzyła oburzona. – Nie rozśmieszaj mnie, Zmierzchu. To my nastawiamy kark, chroniąc cię przed resztą pobratymców – urwała, czując, jak niespodziewanie zaciska się jej gardło. – Też cię zaskoczę - mnie też nie można tak po prostu zlewać. 

  Zapadła krótka cisza, podczas której oczy Zmierzcha przybrały dwa razy większe rozmiary - a potem gwałtownie odwrócił się do stojącej z boku Nocnej Iskry. 

– Powiedziałaś jej! – warknął ze wściekłością i wbił pazury przednich łap w ziemię. – Obiecałaś. 

– To moja siostra! Miałam kłamać jej w żywe oczy? – odparowała mu obruszona medyczka, a jej ogon ciął powietrze z irytacji. 

– Do tego zobowiązywała cię obietnica – parsknął kocur i pokręcił z irytacja głową. – Unikasz mnie z tego powodu? – mówiąc to, odwrócił się ponownie do Lamparciej Cętki. 

– Pewnie, że tak, ty mysi móżdżku! – Kotka czuła, że jest na skraju pomiędzy wpadnięciem w histerię przepełnioną krzykiem, a rozpłakaniem się. – Jak ty możesz z nim trenować? – dodała ciszej, a oczy kocura pociemniały. 

– Nie muszę się tobie z niczego tłumaczyć – uciął krótko, nagle nabierając dystansu i chowając w sobie większość silnych emocji. 

– A ona niby miała ci się ze wszystkiego tłumaczyć przed chwilą na oczach całego klanu, co? – rzuciła opryskliwie Nocna Iskra i futro na karku Zmierzch uniosło się do góry. 

– Skąd miałem wiedzieć, że o to chodzi – prychnął krótko były samotnik, a coś na jego pysku nagle się zmieniło. – Musimy iść.

– Co? – spytały w tym samym czasie, całkowicie zbite z tropu. 

  Właśnie wydzierali na siebie gardła, a ten tak po prostu nagle zmieniał temat - i nie podobało się to żadnej z nich. Skoro doszło już do konfrontacji, obie zamierzały docisnąć kocura. 

– Musimy iść – powtórzył z naciskiem Zmierzch, po czym nagle odwrócił się do nich tyłem i wbiegł w zaroślach. 

  Kotki wymieniły zdezorientowane spojrzenia między sobą. 

– Co on... – zaczęła Nocna Iskra, ale Lamparcia Cętka od razu wskoczyła za kocurem w krzaki. 

  Nie wiedziała czemu tak właściwie postąpiła. Mogła obrazić się na Zmierzcha i uznać dyskusję za skończoną, a jednak biegła za nim zbliżając się do miejsca, gdzie co księżyc zbierały się wszystkie klany. Słyszała za sobą szybkie kroki siostry, podczas gdy przed sobą tylko co jakiś czas dostrzegała puszysty ogon z białą końcówką. Podążała głównie za zapachem kocura, który w pewnym momencie zaczął się mieszać z innym, niezwykle silnym. 

  Początkowo nie umiała go rozpoznać. Drażnił jej nos i powodował, że ciało chciało odwrócić się napięcie i pobiec w przeciwną stronę. Nie rozumiała swojego instynktu, aż do momentu, gdy wbiegła na polanę pod Ostrym Głazem. 

  Krew. 

  To ten zapach zaczął drażnić zmysły kotki. Jej nos już zapomniał, jak to jest czuć te woń. Jej oczy już nie pamiętały, jak okropnie wygląda szkarłatna ciecz, która znajdowała się w różnych częściach polany. Jej uszy już zapomniały, jak brzmiał chlupot krwi. 

  Czuła, jak cierpnie jej skóra i usłyszała, jak stojąca obok Nocna Iskra wciąga gwałtownie powietrze. 

  Obraz przed nimi był makabryczny - pod Ostrym Głazem leżały cztery martwe koty, z których ciał ciągle leciała świeża krew. Lamparcia Cętka ze zgrozą rozpoznała w jednym z zamordowanych starszą z jej klanu - Zamglone Wspomnienie leżała na plecach, z szerokim rozcięciem od jej żuchwy, aż do początku brzucha. Wzdrygnęła się i spróbowała skupić wzrok na czymś innym - ale wszystko dookoła było równie przerażające. 

  Na całej polanie było pełno włóczęgów, kotów wyglądających, jakby były martwe, a jednak żyły oraz duchy, przypominające gwiezdnych przodków - różnił je czerwony blask w oczach i ciemna poświata. Na stosie z martwych ciał dostrzegła na wpół materialną kotkę o ciemnoszarym futrze, która z irracjonalnym spokojem wylizywała łapę z krwi. Lamparcia Cętka poczuła dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa i spojrzała ze strachem na Nocną Iskrę - jej siostra natomiast wlepiała wzrok w ich brata po przeciwnej stronie. 

  Lodowe Spojrzenie stał sztywno obok Mięty i jakiegoś jasnorudego kocura. Czarny wojownik wlepiał spojrzenie w stos martwych kotów - i dopiero po chwili kotka dostrzegła, że jej brata ogarnął paniczny strach. 

  W tej samej chwili poczuła palące spojrzenie pół materialnej kocicy na stosie, której jedno oko było nienaturalnie jasnozielone, a drugie bursztynowe. Wzdrygnęła się od jej spojrzenia i w tej samej chwili część kotów zaczęła otaczać ją, Nocna Iskrę i Zmierzcha. Tylko były samotnik stał spokojnie, pozbawiony emocji na pysku. 

  Lamparcia Cętka spojrzała na kocura z rozpaczą, czując, jak jej serce łamie się na pół. Nie mogła znieść myśli, że był tak obojętny w obliczu tak krwawej tragedii. Czuła, jak cisną się jej łzy do oczu, gdy dotarło do niej, że cała rozmowa mogła być tylko teatrzykiem ze strony byłego samotnika - tylko by zaciągnąć tu ją i jej siostrę. Na myśl, że podczas gdy ona szczerze okazywała emocje, on tylko grał, chciała skulić się i po prostu rozpłakać. 

  Zmierzch chyba poczuł, że wojowniczka wlepia w niego zrozpaczone spojrzenie, bo na chwilę przekręcił głowę w jej stronę. Jego wzrok spochmurniał, po czym nieznacznie schylił głowę. 

– Przepraszam, Lamparcia Cętko...

  Kotka w ostatniej chwili zapanowała nad żałosnym zawyciem z bólu. Wiedziała jednak - i Zmierzch za pewne też - że przepraszam nie mogło powstrzymać tego co właśnie miało nastać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro