⌠Rozdział 27⌡
– Mam wrażenie, że wciąż mścisz się za moją udawaną śmierć – mruknął przez zaciśnięte zęby Łani Skok, kiedy Nocna Iskra nałożyła papkę z nagietka na jedną z wielu ran kocura.
Medyczka w odpowiedzi przewróciła oczami i sięgnęła po pajęczynę, aby zabezpieczyć cięcia na skórze wojownika. Cieszyła się, że Łani Skok wracał do formy po połowie księżyca od ataku, jak reszta kotów, jednak dalej martwiły ją wszystkie jego ran. Tuż po ucieczce przed Wilczą Gwiazdą, ledwie doniosła go do obozu Klanu Lasu z pomocą Zroszonego Serca, nie wspominając o utrzymaniu go przytomnego. Łani Skok był jednym z najbardziej poważnie rannych po ataku na Klan Wilka i tylko dzięki ogromnej wiedzy medyków zdołał wyjść na prostą.
Nocna Iskra nie mogła powiedzieć tego samego o sobie. Minęło już pół księżyca, kiedy przeciwstawiła się ojcu, jednak dalej czuła się, jakby znajdowała się w swoim więzieniu na wrzosowisku. Podskakiwała na każdy trzask gałęzi i szelest liści. Każdy niepokojący dźwięk brzmiał, jak okrzyk walki, a wszystkie plamy wyglądały, jak zaschnięta krew. Obrazy z wrzosowiska żył drugim życiem w wyobraźni kotki. Nie potrafiła ich odgonić. Nie potrafiła skupić się z powrotem na roli medyczki.
Nie czuła się medyczką.
Smak krwi pojawiał się na języku za każdym razem, kiedy pochylała się nad ziołami. Zwiotczałe ciało Rybiej Łapy nawiedzało ją w pamięci za każdym razem, kiedy opatrywała rannych po walce. O morderstwie ucznia z Klanu Wody wiedziały tylko koty z Klanu Wilka, ale wystarczało, że ona pamiętała, by wątpić we własne możliwości. Dalej słyszała głos ojca, mówiącego, że jest wojowniczką.
Była wojowniczką czy medyczką? - nie była pewna czy zna jeszcze odpowiedź.
– Nocna Iskro? – Ciche miauknięcie Łaniego Skoku przywróciło kotkę do rzeczywistości. Zamrugała oczami i spojrzała na wykrzywiony w bólu pysk kocura. Dopiero wtedy zorientowała się, że przyciskała łapę do jednej z jego głębszych ran.
– Przepraszam, zamyśliłam się – wymamrotała pośpiesznie i delikatnie poklepała nałożoną pajęczynę nim zabrała łapę z boku wojownika. – Już, skończone. Zajrzyj rano na kolejną zmianę opatrunków – dodała z wymuszonym uśmiechem, przejeżdżając wzrokiem po zalepionym pajęczyną ciele przyjaciela.
– Dziękuję – zamruczał i rozejrzał się po legowisku, które opustoszało z reszty rannych kotów. – Szybko się uwinęliście ze wszystkimi.
– Kiedy w jednym obozie jest czwórka medyków, ciężko o dużą ilość pracy. – Wzruszyła barkami i podeszła do składziku na zioła, aby odłożyć resztki pajęczyny, którą zaczepiła o ogon.
Ciche westchnienie opuściło pysk kotki, a w tej samej chwili usłyszała kroki za plecami, kiedy Łani Skok ruszył w jej ślady.
– Wszystko w porządku? – spytał z ostrożnością w głosie, zatrzymując się tuż obok medyczki. – Nie chcę naciskać na opowieści z wrzosowiska, ale pamiętaj, że moje ucho jest zawsze gotowe do wysłuchania.
Nocna Iskra zmusiła się, aby odwrócić głowę w stronę przyjaciela i posłała mu blady uśmiech. Była wdzięczna za jego wsparcie, jednak na samą myśl o przyznaniu się do zbrodni, czuła, jak żołądek zwija się na drugą stronę. Nie chciała stracić w oczach Łaniego Skoku. Nawet, gdy sytuacja przemawiała na jej korzyść - miała krew na łapach. Tego nikt nie mógł zmienić.
– Wiem i na pewno kiedyś z niego skorzystam – zaczęła z wdzięcznością, czując na sobie intensywne spojrzenie zielonych oczu wojownika. – Na razie jednak muszę sama to wszystko przemyśleć. Muszę pogodzić się z tym, co się stało – kontynuowała cicho i dostrzegła pytanie w ślepiach przyjaciela. – Słoneczne Serce coś opowiadał?
– Tylko trochę. Powiedział o treningach i jak wygląda tam życie, ale unika tematu ciebie – przyznał niechętnie Łani Skok i uciekł wzrokiem przy ostatnich słowach. Urwany śmiech opuścił pysk kotki.
– Pytałeś o mnie? – spytała z rozbawieniem Nocna Iskra i szturchnęła go w bok. – Kiedyś opowiem – dodała, widząc, że ten zbiera się do zadania pytania.
Przeciągłe westchnienie opuściło pysk Łaniego Skoku i pokiwał z rezygnacją głową.
– W porządku. Obiecujesz?
– Obiecuję – odparła, skinąwszy głową i spojrzała na wyjście z legowiska medyczek, do którego właśnie weszła drobna, smukła sylwetka. – Wracaj do siebie. Na pewno masz jeszcze wiele do zrobienia. Pamiętaj tylko...
– Będę oszczędzał sił. Nie martw się – przerwał jej z uśmiechem i dotknął nosem policzka medyczki. – Cieszę się, że wróciłaś – wymruczał cicho te same słowa, które wypowiadał od połowy księżyca.
– Ja też – odparła zgodnie z prawdą, tak, jak mówiła od połowy księżyca i uśmiechnęła się delikatnie.
Łani Skok machnął ogonem i ruszył do wyjścia, wymijając czarno-rudą kotkę. Skinął głową do Motylego Lotu, a ona odpowiedziała mu tym samym, nim przeszła przez całe legowisko. Zatrzymała się przy zbiorach ziół i sięgnęła po ogórecznik.
– Dla Orzechowej Bryzy? – spytała Nocna Iskra, przerywając ciszę po wyjściu bladobrązowego wojownika.
– Tak – westchnęła w odpowiedzi medyczka Klanu Chmur, wyciągając kolejne listki. – Orzełek i Pyłka potrzebują więcej mleka, szczególnie w ich pierwszych dniach, a Orzechowa Bryza przez stres nie jest w stanie im tego zapewnić. Brak mleka jedynie potęguje jej niepokój.
– I kółko problemów nieprzerwanie się toczy – mruknęła Nocna Iskra, po czym sięgnęła po parę jagód jałowca. – Mogę zanieść je za ciebie do Łaciatego Futra, jeśli chcesz – dodała, znając już doskonale rytuał przyjaciółki od ćwierci księżyca. Powrót biało-czarnej wojowniczki i poród karmicielki Klanu Chmur przyniósł dodatkowe obowiązki medykom, którymi Motyli Lot uparcie zajmowała się sama.
– Jeśli nie masz innych pacjentów – wymamrotała rudo-czarna kotka, a jej zielone oczy zatliły się z wdzięczności.
– A widzisz tu kogoś? – odparła jej pytaniem Nocna Iskra i omiotła wzrokiem wnętrze starego dębu. Wszyscy ranni opuścili legowisko medyczek już parę wschodów temu, a zielony kaszel na razie nie zaglądał do przeludnionego obozu. To była kwestia czasu, aż choroba rozprzestrzeni się pomiędzy dwoma klanami.
– Nie, chyba, że gdzieś schowałaś jakiegoś wojownika – przyznała z niemrawym śmiechem Motyli Lot, jednak jej rozbawieniem szybko wyparowało. Zatrzymała łapę w połowie ruchu i wbiła wzrok w wybrane liście ogórecznika.
Nocna Iskra spojrzała na przyjaciółkę, czując rosnący dyskomfort. Już parę razy rozmawiała z medyczką od kiedy odbito ją z wrzosowiska - jednak dopiero teraz odczuła, jak dawno szczerze porozmawiała z młodą kotką z Klanu Chmur. Zacisnęła zęby i pochyliła głowę. Ostatnie księżyce testowały ją w każdy możliwy sposób. Na myśl, że do długiej listy tego co straciła, mogłaby dojść Motyli Lot, czuła nieprzyjemny uścisk w sercu.
– Jak się czujesz? – spytała niepewnie, nie wiedząc co innego powiedzieć do rudo-czarnej kotki. W odpowiedzi otrzymała krótki, suchy śmiech.
– Jak na kogoś, kto przez księżyc przeszedł piekło, jesteś wyjątkowo uparta, aby udawać, że nic się nie stało – odparła z nutą zgryźliwości Motyli Lot. Czarna kotka czuła spojrzenie medyczki na sobie, jednak nie była w stanie unieść głowy. – Nocna Iskro, nie będę tak delikatna, jak Łani Skok czy Słona Bryza, bo lisie łajno, więdniesz na naszych oczach. Wyrzuć to z siebie dla własnego dobra!
– Motyli Locie...
– Nie wmawiaj mi, że nic się nie stało, bo twoje oczy mówią co innego. Po Słonecznym Sercu też widać, że opowieść o trudnych warunkach to zaledwie wierzchnia warstwa zła z wrzosowiska. Jaskrowa Łapa nie jest w stanie wykrztusić z siebie słowa! – przerwała jej Motyli Lot i machnęła z irytacją ogonem. – Jako medyczka i przyjaciółka zalecam ci wydusić z siebie to co powoduje twoje koszmary.
Nocna Iskra chciała spierać się z czarno-rudą kotką. Czuła napięcie w mięśniach i suchość w gardle na myśl o przyznaniu się do zbrodni. Dopiero co zbyła Łani Skok, mówiąc, że musi zmierzyć się z tym samodzielnie. Chciała sama wszystko przepracować.
Wiedziała, jednak, że medyczka Klanu Chmur miała rację. Powiedzenie komuś o piekle, które przeżyła na wrzosowisku mogło przynieść ulgę. Fakt, że Motyli Lot zauważyła, jak niespokojnie spała, budzona przez koszmary utwierdził ją w tym, że było gorzej niż chciała przyznać - i zrozumiała dlaczego oczy Słonej Bryzy były zawsze ogromne z niepokoju, kiedy ciemnoszara kotka na nią patrzyła.
Przeciągłe westchnienie opuściło pysk Nocnej Iskry. Rozluźniła mięśnie i zgarbiła barki. Wlepiła tępy wzrok w jagody jałowca, nie będąc w stanie spojrzeć na przyjaciółkę.
– Zabiłam Rybią Łapę.
Słowa ledwie przeszły przez gardło, wypowiedziane cichym szeptem. Słyszała, jak Motyli Lot gwałtownie wciąga powietrze na jej wyznanie. Nocna Iskra zadrżała od emocji, jakie przepłynęły przez jej ciało, a przed oczami ujrzała martwe ciało ucznia. Niemal słyszała oskarżycielskie słowa uczniaka z koszmarów, które nasiliły się od ucieczki z Klanu Wilka. Póki przebywała na wrzosowisku, skupiona na zadowoleniu ojca, była w stanie odgonić poczucie winy. Była w stanie przyjąć przeznaczenie wojowniczki, które wyznaczyły jej Wilcza Gwiazda.
W lesie było inaczej. Nic nie wiedziała. Jedyne czego była pewna to zabójstwa i smaku krwi, który już na zawsze miał pozostać w pysku medyczki.
Cisza dźwięczała w uszach, niczym irytujące bzyczenie muchy. Nocna Iskra czekała, aż Motyli lot ucieknie od niej z krzykiem i wyjawi wszystkim, że nie powinni ufać córce Wilczej Gwiazdy.
Jednak zamiast tego, czarno-ruda kotka nagle przywarła do jej boku z westchnieniem.
– Oh Nocna Iskro, co takiego tam się działo? – spytała z niepokojem medyczka, a urwany oddech opuścił pysk czarnej kotki.
– Jakie to ma znaczenie? Zabiłam niewinnego kota, który chciał wrócić do swojego klanu – odparła z goryczą i odsunęła się od przyjaciółki. Spojrzała w zielone oczy kotki, która spoglądała na nią z troską, na jaką nie zasłużyła. – Nie znajdziesz żadnego wytłumaczenia, Motyli Locie.
– Zabiłaś go dla swojej przyjemności? – zadała w odpowiedzi kolejne pytanie czarno-ruda kotka, przypatrując się z uwagą Nocnej Iskrze.
– Nie...
– Zmusili cię?
– Tak, ale...
– Nocna Iskro, nim wyrwiesz mi wąsy za to co zaraz powiem, chcę tylko zaznaczyć, że nie szukam wytłumaczenia – miauknęła ostrożnie Motyli Lot i owinęła ogon wokół łap. – To nie była sytuacja, w której stałaś się swoim ojcem, wiesz? Nie jesteś nim. Nie jesteś potworem.
– Właśnie, że jestem! – zaprotestowała z goryczą Nocna Iskra i jej ciałem wstrząsnął dreszcz. – Nie powinnam być medyczką. Medycy nie zabijają.
– Wojownicy też nie powinni zabijać – zauważyła miękko Motyli Lot i machnęła ogonem, muskając nim przednie łapy przyjaciółko. – Nocna Iskro, obie wiemy, że Wilcza Gwiazda chciał cię złamać.
– I udało mu się! – jęknęła medyczka, patrząc z rozpaczą na przyjaciółkę.
– Nieprawda! Gdyby mu się udało, nie uciekłabyś mu sprzed nosa! Nie wróciłabyś do klanu! Stałabyś się jego kopią, a jednak stoisz tu przede mną, dzielnie lecząc pobratymców! – zaprotestowała, a Nocna Iskra pokręciła głową.
– Zniszczył mnie! Ciągle czuję smak krwi! Ciągle słyszę jej chlupot! Ciągle widzę Rybią Łapę! – zaprotestowała z bólem i zaczerpnęła urwany oddech. – Ja już nie mogę, Motyli Locie. Nie mam siły walczyć o własne dobro. Nawet teraz słyszę, jak mrok podszeptuje mi kuszące propozycje!
Oczy Motylego Lotu wyglądały, jak dwie ogromne zielone kule przepełnione troską. Zmniejszyła między nimi niewielki dystans, po czym przytuliła się do przyjaciółki i oparła pysk na jej barku, tam gdzie tworzyła się blizna po rytuale. Zduszony szloch opuścił pysk Nocnej Iskry nim zdążyła się pohamować.
– Nie jesteś potworem, Nocna Iskro. Nie jesteś zła. Cokolwiek złego sobie wmówiłaś albo oni ci wmówili, nie jest prawdą. Teraz możesz mi nie wierzyć, ale tak właśnie jest – wyszeptała Motyli Lot, kiedy czarna kotka zaczęła niekontrolowanie drżeć.
– Ale ten mrok był ze mną od zawsze – wychrypiała z rozpaczą. Pozwoliła sobie całkowicie rozkleić się przed przyjaciółką, której tak długo nie widziała. Czuła zarówno ulgę, jak i nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej, kiedy wyrzucała z siebie kolejne lęki.
– I zawsze z tobą będzie. A ty nauczysz się z nim na nowo żyć, tak jak zrobiłaś to wcześniej – odparła jej łagodnie Motyli Lot i przytuliła policzek do jej szyi nim cofnęła się o krok. – Ten mrok nie definiuje ciebie ani jako medyczki ani jako kota. Musisz o tym pamiętać. – Polizała ją po policzku, a urwany śmiech opuścił pysk czarnej kotki.
– Może kiedyś będę o tym pamiętać – wymamrotała ze zmęczeniem w głosie, siląc się na blady uśmiech. – Dziękuję – dodała, spoglądając na łagodny pysk przyjaciółki.
– Od tego jestem – zamruczała, dumnie wypinając pierś. – Czasami jako medycy zapominamy, że i my zasługujemy na pomoc.
– Zapominamy o tym cały czas – poprawiła ją Nocna Iskra, a krótki śmiech wyrwał się z pyska Motylego Lotu, kiedy kotki podeszły z powrotem do wybranych ziół. – Zmienić opatrunki Łaciatemu Futru? – dodała, płynnie zmieniając temat. Nie chciała wiecznie rozwodzić się nad lękami, którym sama musiała stawić czoła. Była jednak wdzięczna za wsparcie przyjaciółki.
– Nie, już jej zmieniłam. Jednak jeśli będzie coś jeszcze na tym znikomym stosie zwierzyn, daj je coś do jedzenia. Gdyby narzekała, że już jadła i są inni, przyślij do niej Jastrzębi Wzrok, żeby razem zjedli. Mój głupi brat dzisiaj nic nie jadł, a mnie nie słucha – odparła, chwytając ogórecznik w zęby.
– Typowe rodzeństwo, które woli ignorować mądre słowa siostry medyczki – skomentowała Nocna Iskra, jednak zamiast uśmiechnąć się, jej pysk wykrzywił grymas na samą myśl o Lamparciej Cętce.
Kremowo-brązowa kotka zniknęła pół księżyca temu. W dniu, w którym medyczka wróciła do obozu, jej siostra zniknęła z terytorium Klanu Lasu. Nikt nie wiedział co się stało z młodą wojowniczką, a wysłany przez Rdzawą Gwiazdę patrol zdołał złapać jej ulotny zapach przy granicy, którą musiała przekroczyć. W tym momencie tylko Klan Gwiazdy wiedział, gdzie zapodziała się Lamparcia Cętka - i czy jeszcze kiedykolwiek miała zawitać z powrotem w znajomym lesie.
Westchnęła przeciągle, podczas gdy Motyli Lot ruszyła do wyjścia z legowiska medyczek. Kiedy przechodziła przez zasłonę z liści, w ostatniej chwili zdążyła odskoczyć w bok, nim zderzyła się z nadbiegającym kotem.
– Potrzebujemy dużo nagietka i pajęczyn! – krzyknęła z roztargnieniem Słona Bryza, zatrzymując się gwałtownie pośrodku legowiska. Przeskoczyła spojrzeniem pomiędzy dwoma młodszymi kotkami, które spoglądały na nią z zaskoczeniem.
– Co się stało? – spytała cicho Nocna Iskra, mając wrażenie, że jej serca gwałtownie przestaje bić.
Czuła w kościach, że cokolwiek się stało, było związane ze wściekłością Wilczej Gwiazdy za atak na Klan Wilka.
– Wypędzili Klan Wody z ich terytorium – odpowiedziała ciemnoszara medyczka z niepokojem w zielonych oczach i podeszła do swojej uczennicy. – Przynajmniej na razie tyle dowiedział się Rdzawa Gwiazda od Cytrynowej Gwiazdy, która próbuje zapanować nad swoim klanem. Wiele kotów jest rannych.
Nocna Iskra przełknęła ślinę, czując, jak cały świat wiruje jej przed oczami. Atak na Klan Wody był odwetem za atak obozu Klanu Wilka. Wiedziała, że był zemstą za odbicie paru wojowników i córki. Niemal czuła na sobie palący wzrok Wilczej Gwiazdy, jakby chciał powiedzieć, że świeżo przelana krew była jej winą.
– Nie wiem czy starczy nam ziół – wymamrotała Motyli Lot, kładąc na ziemi ogórecznik.
– Musi wystarczyć – warknęła Słona Bryza i machnęła ze złością ogonem. – Krecia Skóra poszedł dziś po nową porcję ziół, powinien zaraz wrócić. Szmaragdowe Serce dołączy do opatrywania, jak pomoże zapanować nad paniką. My musimy zająć się najbardziej poważnie rannymi – kontynuowała, wygrzebując pozostałości nagietka, które skrzętnie zostały wyliczone na nadchodzące dni.
Motyli Lot pokiwała z powagą głową i odłożyła na bok ogórecznik dla Orzechowej Bryzy. Podbiegła do ciemnoszarej medyczki, chwyciła część ziół, zawinęła resztki pajęczyny wokół ogona i bez słowa wybiegła na polanę, z której dochodziło coraz więcej donośnych, spanikowanych i zdenerwowanych głosów. Nocna Iskra nie była jednak w stanie ruszyć z miejsca, dalej czując przed łapami malutkie jagody jałowca.
– Nocna Iskro? – miauknęła Słona Bryza, trącając głową czarną kotkę.
– Czy ktoś zginął? – spytała cicho i wbiła wzrok w łapy, zupełnie, jakby miała na nich zobaczyć krew.
Ciche westchnienie opuściło pysk medyczki, po czym ta oparła ogon na barku młodszej kotki. Czuła na sobie łagodne spojrzenie mentorki, jednak nie była w stanie spojrzeć jej w oczy.
– Jeszcze nie wiem. Prawdopodobnie tak, patrząc na stan niektórych kotów – wymamrotała z niechęcią Słona Bryza i musnęła ogonem policzek czarnej kotki. – Wiesz, że to nie twoja wina, prawda?
– Uciekłam mu – warknęła z boleścią w głosie i pokręciła głową. – Może gdybym została, naprawdę zatrzymałby się tylko na wrzosowisku...
– Obie wiemy, że to jest kłamstwo. Wilcza Gwiazda od dawna marzy o władzy nad całym lasem – miauknęła łagodnie ciemnoszara medyczka. – Taka sytuacja była do przewidzenia prędzej czy później. Nadeszła teraz, ale to nie zrzuca na ciebie winy. Nie odpowiadasz za to nieszczęście.
– Ale...
– Nocna Iskro, później z chęcią utulę cię do snu niczym małego kociaka, jednak teraz pokaż wszystkim, jak wspaniałą jesteś medyczką, dobrze? – zamruczała czule Słona Bryza i dotknęła ogonem w nos czarną kotkę, kiedy ta uniosła głowę.
– Dobrze – wymamrotała bez przekonania Nocna Iskra, po czym przytuliła pysk do klatki piersiowej medyczki. – Dziękuję. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej mentorki.
– A ja lepszej następczyni – zamruczała w odpowiedzi Słona Bryza i oparła na chwilę pysk na czole czarnej kotki.
Nocna Iskra odetchnęła głęboko, po czym cofnęła się od mentorki i chwyciła część wygrzebanego nagietka. Owinęła pajęczynę wokół ogona i przeszła obok ciemnoszarej kotki, która musnęła ogonem jej bark w geście otuchy. W odpowiedzi wysiliła się na blady uśmiech i wyszła na zatłoczoną polanę.
W pierwszej chwili ilość zapachów i kotów przytłoczyła medyczkę. Musiała zamrugać oczami i nabrać głębsze oddechy nim zrobiła pierwsze kroki w stronę ogromnego skupiska wojowników. Szybko odróżniła zdenerwowane koty Klanu Wody od pozostałych - wojownicy Cytrynowej Gwiazdy byli zjeżeni i poranieni.
Przecisnęła się pomiędzy Porannym Życzeniem i Makowym Kwiatem, które wspólnymi siłami odciągały czwórkę kociaków szylkretowej karmicielki od zbiorowiska. Minęła Sowią Łapę, która prowadziła w stronę żłobka najeżoną Pawie Oko, niosąc brązową koteczkę w swoim pysku.
– Kałużko, nie wyrywaj się – ofuknęła córkę srebrzysta karmicielka, na co w odpowiedzi kociak zawył żałośnie i zamachał łapami. Kotka westchnęła przeciągle i popchnęła ciemnobrązowego, najeżonego kocurka do przodu, niosąc na plecach skuloną srebrzystą koteczkę w białe plamy. Dopiero, kiedy karmicielka mijała czarną medyczkę, ta dostrzegła parę niepokojący zadrapań na jej ciele.
– Pawie Oko, poczekaj – zaczęła, jednak kotka z Klanu Wody od razu pokręciła przecząco głową.
– Nie umieram, Nocna Iskro. Mam troje kociaków do uspokojenia, a ty bardziej rannych wojowników do opatrzenia – zamruczała łagodnie Pawie Oko, jednak jej spokój był tylko pozorem. Medyczka widziała w oczach karmicielki zmęczenie i lęk, którego ta nie chciała okazać przy trójce kociaków.
– W porządku – przystała z niechęcią i spojrzała przelotnie na uczennicę swojego klanu. – Sowia Łapo, jak pomożesz Pawiemu Oku, zajrzyj do legowiska medyczek. Motyli Lot zostawiła tam ogórecznik dla Orzechowej Bryzy. Możesz jej go zanieść?
W odpowiedzi otrzymała energiczne kiwanie głowy srebrzystej kotki, co poskutkowało kolejnymi cichymi protestami Kałużki.
Nocna Iskra ruszyła dalej i przecisnęła się obok Imbirowego Nosa, który przypatrywał się z niepokojem przybyłej grupie kotów. Medyczka dostrzegła w samym centrum Cytrynową Gwiazdę, która rozmawiała z Rdzawą Gwiazdą i Obłoczną Gwiazdą. Zastępca przywódczyni, Goździkowy Pazur ledwie stał na łapach, jednak wytrwale przechodził pomiędzy swoimi pobratymcami, mamrocząc uspokajające słowa.
Pokręciła z niezadowoleniem głową, jednak nim zrobiła krok w stronę burego kocura, podeszła do niego Szmaragdowe Serce. Nie usłyszała co powiedziała do niego medyczka, jednak zastępca po chwili z grymasem usiadł na ziemi. Biało-szara kotka pokręciła do siebie głową i spojrzała na Nocną Iskrę, która podeszła do niej.
– Słona Bryza przyniesie zaraz skrzyp i aksamitki – miauknęła na powitanie i położyła część ziół przed medyczką Klanu Wody. – Czy wszyscy zdołali uciec?
Przeciągłe westchnienie opuściło pysk Szmaragdowego Serca, po czym ta pokręciła głową z bólem w zielonych oczach.
– Nie. Jeden z kotów Wilczej Gwiazdy zabił Skowronie Pióro, kiedy chciała uciec z legowiska starszyzny – wymamrotała cicho medyczka.
Nocna Iskra poczuła nieprzyjemny uścisk w sercu na wspomnienie pogodnej starszej, która uwielbiała plotkować na zgromadzeniach. Gdyby nie trudne czas, tego wieczoru prawdopodobnie maszerowałaby na kolejny rozejm w blasku pełni. Zamiast tego leżała martwa w samotności we własnym obozie z dala od pobratymców.
– Przykro mi. – Zdołała z siebie wydusić w odpowiedzi i omiotła wzrokiem poranione koty. – Kto najbardziej potrzebuje pomocy?
– Goździkowy Pazur, ale ja się nim zajmę. Widziałam, że Motyli Lot opatrzyła już Pstrągowy Plusk i Brunatne Serce, więc pójdź do Jemiołowej Gałązki – miauknęła po chwili namysłu Szmaragdowe Serce, zawieszając wzrok na brązowej kotce niedaleko Cytrynowej Gwiazdy. – Ledwie stoi na własnych łapach. Obok niej siedzi Leszczynowy Cień. Jemu też przyda się szybka pomoc.
– Leszczynowy Cień? – powtórzyła niepewnie Nocna Iskra, dostrzegając obok półprzytomnej wojowniczki zgarbionego kocura, którego futro zniknęło pod ciemnoczerwonym kolorem krwi.
– Zapewniam cię, że pod tym szkarłatem kryje się jego zrzędliwy pysk – wymamrotała z bladym uśmiechem Szmaragdowe Serce, po czym chwyciła w zęby podany nagietek i podeszła do Goździkowego Pazura.
Nocna Iskra bez słowa ruszyła w stronę rodzeństwa, które ledwie stało na własnych łapach. Cytrynowa Gwiazda znajdowała się niedaleko nich, bez przerwy rozmawiając z dwójką przywódców. Medyczka dostrzegła u przywódczynią sporą ilość zadrapań, jednak większość z nich była płytka. Wiedziała, że jeśli podejdzie z pomocą do rudej kotki, ta odprawi ją od razu do kogoś innego, dlatego przystanęła przy Jemiołowej Gałązce i Leszczynowym Cieniu.
– Najpierw ona – mruknął niewyraźnie jasnobrązowy wojownik, krzywiąc się od bólu. Przykucnął, podczas gdy Jemiołowa Gałązka obdarzyła go niezadowolonym spojrzeniem.
– Jesteś w tak samo złym stanie, jak ja – zaprotestowała wojowniczka, jednak w jej głosie brakowało ognia zawziętości. Przymknęła oczy, kiedy Nocna Iskra przykucnęła przy niej.
– Spróbuj wylizać swoje rany, Leszczynowy Cieniu – wymamrotała cicho medyczka, pochylając się nad rannym karkiem brązowej kotki, której białe łaty zniknęły pod strumieniami krwi.
W odpowiedzi uzyskała niewyraźne mamrotanie kocura. Widziała, że nie był w najlepszym stanie, jednak to jego siostra miała mniej przytomne spojrzenie. Skupiła się na ranach Jemiołowej Gałązki, która mamrotała ciche przekleństwa na Wilczą Gwiazdę. Medyczka nie musiała jej odpowiadać, aby utrzymać ją przytomną - wyręczał ją w tym warczący Leszczynowy Cień. Podziwiała jasnobrązowego kocura za jego zawziętość i złośliwość nawet w takim kryzysie.
Z ogromną uwagę opatrzyła całe ciało Jemiołowej Gałązki nim przywołała do siebie Okopcony Grzbiet. Młody wojownik bez słowa pomógł swojej pobratymce przejść na bok, a po chwili Postrzępiona Łapa podsunął dwójce kotów z Klanu Wody wychudzoną nornicę.
– Obłoczna Gwiazda zwariował. – Usłyszała zirytowane mamrotanie Leszczynowego Cienia, kiedy kucnęła przy nim. Jasnobrązowy kocur zdołał zmyć z siebie część zaschniętej krwi, odsłaniając parę głębszy, ale nie zagrażających życiu ran.
Nocna Iskra przeżuła nagietek na papkę nim odpowiedziała wojownikowi. Z uwagą wklepała zioło w oczyszczoną ranę na plecach kocura nim uniosła wzrok i spojrzała w kierunku trójki przywódców.
– Jest zestresowany. Wilcza Gwiazda pozbawił jego klan terytorium już półtora księżyca temu – zauważyła cicho, a w odpowiedzi uzyskała parsknięcie wojownika.
– My też właśnie straciliśmy terytorium, jednak Cytrynowa Gwiazda jakoś nie wyskakuje z futra, jak on – burknął z rozdrażnieniem. Spojrzała na niego bez przekonania, na co on przewrócił oczami. – Na ostatnim zebraniu z przywódcami chciał wszystko oddać bez walki. Teraz kłóci się, że nie ma dla nas miejsca. Znów chce się poddać. Mówił jeszcze o jakimś nieudanym ataku na Klan Wilka – kontynuował z niezadowoleniem.
Ciche westchnienie opuściło pysk Nocnej Iskry i przejechała parę razy językiem po jednej z ran na ciele wojownika.
– Nie nazwałabym tego nieudanym atakiem. Dzięki niemu tutaj jestem – wymamrotała cicho, a Leszczynowy Cień ponownie przeskoczył spojrzeniem z przywódców na nią. Spojrzenie bursztynowych oczu kocura paliło ją w futro.
– Myślisz, że Lodowe Spojrzenie wrócił do Klanu Mroku i przyjdzie dziś na spotkanie przywódców z Czarną Gwiazdą? – spytał po chwili cicho i skrzywił się, kiedy położyła opatrunek na głębszą ranę przy karku.
– Nie wiem – przyznała niechętnie i pokręciła do siebie głową. – I tak będzie wam brakować Lamparciej Cętki, jeśli chodzi o koty wysłane w podróż.
Leszczynowy Cień zamrugał oczami zaskoczony. Sierść na karku nieznacznie uniosła się na uderzenie serce, kiedy machnął z irytacją ogonem.
– A ona gdzie? – parsknął z rozdrażnieniem.
– Nikt nie wie.
– Fantastycznie. Czyli co, wszyscy tacy chętni byli na tą misję, a kiedy mamy spełnić wolę przodków, nikogo nie ma?! – prychnął ze złością i skrzywił się z bólu, kiedy papka z nagietka znalazła się na ranie z boku szyi kocura.
– To nie jest takie proste... – zaczęła cicho, chcąc obronić rodzeństwo przed drażliwym wojownikiem Klanu Wody, jednak ten nie dał jej dokończyć.
– Pewnie, że nie jest proste – warknął, mrużąc oczy nie tylko z bólu, ale i ze złości. – Jednak nikt nie powiedział, że te czasy będą łatwe. Nigdy nie chciałem zaufać komuś z rodziny Wilczej Gwiazdy, wiesz? Zabił moich rodziców, jak wielu innym kotom.
Nocna Iskra poczuła szczypanie w oczach, kiedy przed nią zamigał obraz Rybiej Łapy. Otworzyła pysk, aby coś odpowiedzieć jasnobrązowemu wojownikowi, jednak ten nie dał jej takiej możliwości.
– Jednak przystałem na wolę przodków. Poszedłem do tej Pełni. Zaufałem im. I lisie łajno, niech cały Klan Gwiazdy mi świadkiem, wyrwę im wszystkie wąsy, jeśli zniszczą to zaufanie – kontynuował i poderwał się z pozycji leżącej. Zachwiał się, jednak uparcie nie usiadł z powrotem na ziemi. – Nie pozwolę, aby to piekło trwało równie długo, jak ostatnio. Wilcza Gwiazda to demon przeszłości i dopilnuję, aby do niej wrócił.
Nocna Iskra mogła tylko odprowadzić smętnym wzrokiem Leszczynowy Cień, kiedy ten ruszył chwiejnym krokiem w stronę Łaciatego Futra po skończeniu swojej wypowiedzi. Biało-czarna kotka spojrzała na niego zaskoczona i miauknęła coś do niego. Ogon wojownika, którego jasnobrązowe futro dalej lepiło się od krwi, podrygiwał nerwowo.
Ciche westchnienie opuściło pysk czarnej medyczki i uniosła głowę do góry. Spojrzała w ciemne chmury, które wytrwale unosiły się nad lasem, chowając przed klanami nocne niebo. Chciała podzielić wolę walki Leszczynowego Cienia. Stanąć do boju z ojcem i przeciwstawić się jego rządom.
Jednak Wilcza Gwiazda nie był tylko demonem przeszłości. Był mrokiem, który śmiał się niczym cichy chochlik we wnętrzu Nocnej Iskry. Był wszystkim czego się bała.
Był przykrą teraźniejszą i przerażającą przyszłością.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro