⌠Rozdział 20⌡
Krew od dawna otaczała Lodowe Spojrzenie. Krwisty odcień ciągnął się za nim wąskim, nierównym strumieniem, gdy powoli podążał przez życie. Wiedział, jak krew pachnie i z jaką chęcią wchłania się w miękkie futra kotów. Znał jej chlupoczący odgłos i szkarłatny kolor. Poznał nawet jej smak. Zapoznał się z nią każdym zmysłem. Krew była niczym złośliwa przyjaciółka, która nie chciała odstąpić go na krok. W pewnym momencie tak bardzo się do niej przyzwyczaił, że przestała robić wrażenie.
Stała się normą okrytą szkarłatnymi płatkami.
Księżyce treningów w Mrocznej Kotlinie pozbawiły go dreszczy obrzydzenia, kiedy krew chlupała pod jego łapami. W tych ciężkich warunkach jego umysł przyzwyczaił się do ciągłej obrony i automatycznego wysuwania pazurów. Umiała zadawać ból. Wiedział gdzie zranić, by jak najszybciej zdobyć przewagę nad przeciwnikiem. Wygrywał bez wysiłku. Ranił bez pohamowania. Zabicie też nie było mu obce. Stał się tym, kim jego ojciec pragnął - najlepszym z najlepszych.
Zabójcą.
Kocur już dawno wszedł na tą krwawą ścieżkę. Powoli stawiał łapy na szkarłatnym szlaku, podążając po wytyczonej drodze. Nie widział dla siebie innego wyjścia, dlatego zdążył pogodzić się z tym losem i zwyczajnie pochylił głowę, by przyjąć go z pokorą.
Jednak tego samego nie mógł powiedzieć o Nocnej Iskrze.
Dookoła rozbrzmiewały odgłosy pełne zdumienia lub ekscytacji, jednak dla Lodowego Spojrzenia cały świat ucichł, kiedy patrzył na siostrę naprzeciwko siebie. Jedyne co słyszał, to irytujący szum w uszach. Wpatrywał się w kotkę szeroko otwartymi oczami, niepewny, czy jego klatka piersiowa w ogóle się porusza. Dla niego świat zatrzymał się, kiedy Nocna Iskra uniosła pysk znad ciała Rybiej Łapy.
Medyczka stała nieruchomo, wpatrując się gdzieś w przestrzeń obok niego. Jej lodowe oczy wydawały się pozbawione wszelkich emocji, a wąsy drgały wraz z ustami, które walczyły z ułożeniem się w odpowiednią minę. Barki kotki były zgarbione, a głowa pochylona, jakby ciężar jej czynu okazał się zbyt trudny do udźwignięcia. Jej czarne futro było zmierzwione, a dwie białe plamki na pysku zniknęły ukryte pod szkarłatną cieczą.
Kap. Kap.
Lodowe Spojrzenie mógł przysiąc, że słyszy, jak krew powoli, kropla po kropli, spływa z twarzy medyczki i spada prosto na zwiotczałe ciało ucznia tuż pod łapami Nocnej Iskry. Szkarłatny kolor nie pasował do łagodnego pysku kotki. W jej oczach powinno błyszczeć przerażenie, a nie pustka. Ona nie powinna stać bez emocji w kałuży krwi obcego kota, jako jego morderczyni.
To nie było przeznaczenie Nocnej Iskry. To było jego przeznaczenie. To on był zabójcą - ona nie musiała.
To on powinien zabić Rybią Łapę. To on dawno temu wszedł na ścieżkę krwi - początkowo tylko by uzyskać uznanie ojca. Kocur był pewien, że to właśnie to pragnienie nim kierowało, kiedy przez księżyce zjawiał się w Mrocznej Kotlinie noc w noc. Kiedy uparcie zamykał oczy na całe zło wyrządzone przez Wilczą Gwiazdę. Tak długo powtarzał przekonanie, że robi to, bo więź z ojcem jest najważniejsza, że sam w to wszystko uwierzył. Wierzył w to tak, że wolał odrzucać słowa Pełni i tkwić w swoim błędzie - aż do teraz.
Kiedy tak wpatrywał się w wychudzoną, brudną i skąpaną w czerwieni siostrę, dotarło do niego, że tak naprawdę kierował się czymś zupełnie innym. Nie liczyło się uznanie ojca. Nie liczyła się siła, którą zdobył dzięki niemu. Nie - od zawsze liczyło się tylko bezpieczeństwo sióstr.
Wspomnienie ze żłobka przedarło się do niego z odmętów umysłu i na chwilę Nocna Iskra zlała się w jedną czarną plamę przed oczami Lodowego Spojrzenia. Znów był tylko jednoksiężycowym kociakiem, który by ochronić siostry, odszedł z ojcem do Klanu Mroku - wszystko tylko, by były bezpieczne. By ojciec ich nie dręczył i nie zmienił. Nie pamiętał tego długo - wmówił sobie na przestrzeni sezonów, że sam pragnął odejść. Że jedyne czego pragnął to uwagi ojca. Jednak to było kłamstwo. Mógł się wypierać ile chciał, ale od zawsze zależało mu jedynie na bezpieczeństwie sióstr.
I choć tak wiele poświęcił i tak zawiódł.
Już wcześniej wiedział, że zawiódł siostry na wiele sposób, jednak dopiero teraz to do niego dotarło - kiedy ostatnia granica została przekroczona. Świadomość, że nie uchronił siostry przed najgorszym niemal zwaliła z łap Lodowe Spojrzenie. Stał w podobnym bezruchu, jak Nocna Iskra, czując coraz większy ból w klatce piersiowej.
Nie podołał. Nie ocalił sióstr. Jedna ledwie przeżyła rytuał, druga przekroczyła ostateczną granicę moralności. A on dalej był zabójcą z krwią na łapach. Nie dość dobrym synem. Nie dość dobrym bratem.
Poczuł, jak jego ciałem wstrząsnął silnym dreszcz, ale zdołał utrzymać się na łapach. Powstrzymał cisnące się na usta żałosne zawodzenie i w duchu podziękował za Sójcze Serce, która stała tuż obok niego. Jego przyjaciółka, choć była roztrzęsiona, podpierała go, gdy ledwie stał o własnych siłach.
Nie był w stanie oderwać wzroku od twarzy siostry pokrytej krwią. Uparcie doszukiwał się w jej oczach jakichkolwiek emocji. Szukał tego przerażenia, które widywał w nich od początku terroru - wolał jednak widzieć ten strach niż pustkę i cień niebezpiecznej satysfakcji w ślepiach kotki. Przerażenie było lepsze - wtedy przynajmniej wiedział, że siostra czuła i żyła. To on był martwy, nie ona.
Widział, jak Wilcza Gwiazda nachyla się obok Nocnej Iskry i mówi coś przeznaczone tylko dla jej uszu. Kotka nawet nie drgnęła, a na pysku kremowo-brązowego kocura zawitał dziki uśmiech satysfakcji.
– Doskonale. Teraz jesteś wojowniczką. – Dosłyszał wypowiedź ojca, od której sierść na karku Lodowego Spojrzenia uniosła się delikatnie.
Miał ochotę unieść głos i zaprotestować. To było kłamstwo. Przeznaczeniem Nocnej Iskry była droga medyka. Ta rola była pisana jej od zawsze i kotka spełniała się w niej doskonale - nie musiał należeć do Klanu Lasu, by o tym wiedzieć. Zdawał sobie sprawę, że Wilcza Gwiazda powiedział to celowo. Wszystkie kroki jego ojca były przemyślane. Lodowe Spojrzenie jedyne co mógł zrobić, to wbić pazury w śnieg od frustracji i bólu. Nie mógł ochronić siostry. Na to było za późno. W świecie ojca nikt nie mógł pozwolić sobie na słabość.
– Miodowe Ucho, Buku, zabierzcie ciało tego zdrajcy poza nasz obóz – odezwał się Wilcza Gwiazda, unosząc głowę znad Nocnej Iskry, a jego oczy błysnęły z rozdrażnienia. – Koniec widowiska. Wracajcie do treningów.
Lodowe Spojrzenie nie był w stanie poruszyć się z miejsca, kiedy dookoła niego niektóre z kotów zaczęły odchodzić przepełnione otępieniem. Widział, jak Zaranna Bryza ucieka wzrokiem od martwego ciała, pośpiesznie odciągając na bok Ropuszy Wąs. Oczy młodszego wojownika były szeroko otwarte, a jego usta poruszały się, choć nie wypowiadał żadnych słów. W podobnym szoku znajdowała się Nakrapiane Ucho, którą Śnieżny Wąs popychał głową w stronę prowizorycznych legowisk z pomocą Bazaltowej Stopy. Starsi wojownicy próbowali jakkolwiek zadbać o młodszych pobratymców, nawet jeśli niewiele mogli wskórać - w końcu wszyscy tkwili w samym centrum terroru.
– Lodowe Spojrzenie... – Ledwie usłyszał szept Sójczego Serca, która poruszyła się przy jego boku. Już po chwili jej ogromne, błękitne oczy wpatrywały się w niego. – Proszę, popatrz na mnie.
Przełknął ślinę i zmusił się, by uciec wzrokiem od ciągle stojącej w bezruchu Nocnej Iskry. Krew nieprzerwanie spływała z pyska czarnej kotki, kiedy koło niej pojawiła się Wiśniowa Skóra z dzikim uśmiechem. Kocica powiedziała coś do Wilczej Gwiazdy, po czym chwyciła za kark czarną kotkę. Medyczka nawet nie drgnęła, kiedy mroczna wojowniczka zaczęła ciągnąć ją do jej więzienia.
– Lodowe Spojrzenie. – Łagodny głos Sójczego Serca kupił jego uwagę. Zamrugał oczami, po czym spojrzał na nią. – Jak się czujesz? – To pytanie zadała z taką bezbronnością w głosie, że kocur stłumił w sobie chęć skulenia się na środku obozu.
Ponownie przełknął ślinę i machnął lekko ogonem. Czuł, jak tysiące emocji przepływa przez jego ciało, ale nie mógł się na nich skupić. Walczył z silnym pragnieniem by pobiec do siostry i przeprosić za wszystko co ją spotkało. Za to, że nie ocalił jej przed upadkiem.
– Ja.. – zaczął i pokręcił do siebie głową. – Jak ty się czujesz, Sójcze Serce? – Odbił pytanie do wojowniczki i ta zmarszczyła nos z niezadowoleniem.
– Nie odwracaj myszy ogonem, tylko odpowiedz mi na pytanie – miauknęła z niezadowoleniem, wpatrując się w niego z takim zatroskaniem, od którego kręciło się w głowie.
– Nie odwracam myszy... – urwał, widząc zbliżający się do nich cień za plecami srebrzystej kotki. – Ojcze. – Zdołał z siebie wykrztusić równym głosem i pochylił lekko głowę na powitanie przywódcy.
Sójcze Serce podskoczyła na dźwięk tego słowa i pośpiesznie odwróciła się przodem do kremowo-brązowego kocura. Pochyliła głowę, wbijając wzrok w łapy, a jej ogon opadł bezwiednie na ziemię.
– Odejdź, Sójcze Serce. Wydaje mi się, że Osmolone Oko wzywa cię do patrolu na polowanie. – Rozległ się cichy pomruk Wilczej Gwiazdy. Kocur uniósł wysoko głowę, spoglądając z góry na poddenerwowaną wojowniczkę.
– Oczywiście – odpowiedziała niemal od razu, nawet nie unosząc głowy. Nic więcej nie mówiąc po prostu odeszła od dwójki kocurów, podchodząc do jasnobrązowej kocicy przy wyjściu z zagłębienia.
Lodowe Spojrzenie odprowadził wzrokiem srebrzystą kotkę, kiedy powoli przechodziła przez namoknięty, lekko rozpuszczony śnieg. W pewnym momencie podszedł do niej Dymny Podmuch i dwójka włóczęgów. Kiedy grupa zebrała się przed Osmolonym Okiem, kocica od razu wyprowadziła patrol z obozowiska. Czarny kocur nie odrywał od nich wzroku, póki z oczu nie zniknął mu jasnoszary ogon przyjaciółki.
– Jest ktoś, kto bardzo chciałby z tobą stoczyć pojedynek. – Chłodny głos Wilczej Gwiazdy kupił uwagę wojownika, który od razu odwrócił głowę w stronę ojca.
– Kto? – odpowiedział, starając się, by jego głos zabrzmiał na znudzony. Nie chciał, by kremowo-brązowy kocur dostrzegł jego roztrzęsienie po zabiciu Rybiej Łapy. Nie mógł pokazać tego, jak bardzo bolał go widok Nocnej Iskry na skraju wytrzymałości.
– Ja. – Obcy głos rozbrzmiał za plecami wojownika, którego sierść już z tego faktu uniosła się odrobinę do góry. Nie lubił, gdy ktoś zachodził go do tyłu - i wiedział, że kimkolwiek był ten kot, zrobił to celowo.
Odwrócił się powoli, z rozwagą stawiając każdą z łap. Kiedy napotkał spojrzenie ciemnozielonych oczu błyszczących, jak obietnica wyzwania, powstrzymał się przed skrzywieniem. Wcześniej nie widział tego kocura, jednak czerwony blask dookoła niego podpowiadał mu, że przybył z Mrocznej Kotliny. Po schwytaniu Rybiej Łapy dostrzegł go w tłumie tuż obok Nocnej Iskry, jak uśmiechał się z dziką satysfakcją.
Nie musiał go znać, by wiedzieć, że jest wysoko w hierarchii Klanu Wilka.
– W porządku. – Skinął głową, nawet nie siląc się na pytanie kim jest. Nie musiał tego wiedzieć. Nawet wolał pozostać w tej niewiedzy. Wtedy walka była mniej osobista. Zachowywał się większy dystans.
Oczy ciemnoszarego kocura błysnęły.
– Aż zawiało chłodem – zażartował i wykrzywił pysk w szyderczym uśmiechu. – Nazywam się Aroniowy Cień – kontynuował, a Lodowe Spojrzenie powstrzymał się przed zmrużeniem oczu z irytacją.
– Zgaduję, że ja nie muszę się przedstawiać – rzucił jakby od niechcenia, w duchu dziękując za resztki swojego opanowania. Czuł, jak zapach śmierci powoli otula go dookoła, nawet po zabraniu ciała Rybiej Łapy.
– Nie, ale ranisz moja uczucia nie pamiętając mnie – westchnął przesadnie Aroniowy Cień i machnął ogonem.
– Tym łatwiej będzie mi ciebie pokonać – mruknął Lodowe Spojrzenie, czując, jak ból powoli zmienia się w irytację - a irytacje dzieliła cienka linia od złości. Nie podobała mu się słowna prowokacja, w jaką próbował wciągnąć go ciemnoszary kocur.
Śmiech Aroniowego Cienia był drażniący, wysoki i szybko zmienił się w kaszel. Mroczny wojownik oblizał niedbale swój pysk, jakby coś na nim miał.
– Chyba muszę dokładnie osłaniać gardło, bo widzę jaki skory jesteś do skoczenia na nie – miauknął zbyt wesoło i odsłonił żółtawe zęby z zadowoleniem. – Jaki ojciec, taki syn. Jednak z wyglądu jesteś prawie, jak moja siostra.
Lodowe Spojrzenie miał wrażenie, jakby ziemia rozpadła się pod jego łapami, kiedy słowa ciemnoszarego kocura dotarły do niego. Otworzył pysk, by coś odpowiedzieć, ale żaden dźwięk nie opuścił jego gardła. Poruszył bezdźwięcznie ustami, patrząc na wojownika, którego oczy błyszczały z zadowolenia.
Aroniowy Cień był bratem Jasnego Obłoku. Byli rodziną.
Nie pamiętał go sprzed ostatniej walki z Klanem Wilka, ale zgadywał, że jego wujek musiał wtedy zginąć. Jednak przed tym mogli spędzić ze sobą wiele czasu. Prawdopodobnie Aroniowy Cień zaglądał do niego w żłobku tuż po tym, jak czarny kocur dołączył do Klanu Mroku. Może nawet bawił się z nim z tym samym nienaturalnie szerokim uśmiechem. Nie miał wielu wspomnień sprzed śmierci ojca i matki, ale zapach Aroniowego Cienia rzeczywiście wydawał się znajomy.
Czuł, jak coraz więcej pytań kiełkuje się w jego głowie, jednak dostał tylko parę uderzeń serca na przetrawienie wiadomości nim ciemnoszary kocur rzucił się na niego. Lodowe Spojrzenie zdążył niezgrabnie odskoczyć w bok, jednak nie na tyle szybko, by uniknąć pazurów - poczuł na prawym boku, jak delikatna skóra zostaje przecięta na pół. Ciche warknięcie frustracji opuściło jego pysk i położył uszy po sobie.
Odwrócił się przodem do Aroniowego Cienia i uprzedził przeciwnika z kolejnym atakiem - wykonał serię szybkich uderzeń przednimi łapami, parę razy raniąc pysk kocura. Wściekły okrzyk opuścił gardło wojownika i obnażył zęby. Lodowe Spojrzenie nie zamierzał czekać, aż ten skoczy w jego stronę i sam to wykonał - automatycznie celując w gardło wojownika. Nieco przeliczył się ze swoją siłą i ledwie wczepił się w skórę przeciwnika. Jego koncentracja została zachwiana, jednak w jego naturze nie leżało odpuszczanie. Trzymając za barki Aroniowy Cień, przekoziołkował z nim po rozmiękłym śniegu, słysząc zirytowane parsknięcia kocura.
Wzmocnił uścisk, czując, jak dziwna maź zaczyna wypływać z ciała ducha. To nie była krew, a jej siarkowy zapach był o wiele silniejszy. Zacisnął zęby, czując, jak jego oczy zaczynają łzawić, gdy z Aroniowym Cieniem szarpali się w uścisku. Pazury przeciwnika cięły jego bok, kiedy próbował się wyrwać, jednak Lodowe Spojrzenie był przyzwyczajony do takich draśnięć.
– Jak myślisz, jak czuje się Jasny Obłok, kiedy teraz na ciebie patrzy? – Usłyszał prowokacyjne syknięcie Aroniowego Cienia tuż przy swoim uchu.
Obraz matki natychmiast zmaterializował się przed oczami Lodowego Spojrzenia. Wojownik otworzył szerzej oczy, przekonany, że przed oczami nie widzi drwiącego uśmiechu przeciwnika, a ogromne ślepia matki. Poczuł nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej, jednak odgonił to uczucie. Nie mógł stracić koncentracji.
Jednak wystarczyło, by stracił uwagę na uderzenie serca, by przeciwnik to wykorzystał - poczuł silne kopnięcie w brzuch i usłyszał szum powietrza. Upadł z głuchym odgłosem na cienką warstwę śniegu. Poczuł, jak powietrze ucieka z płuc od siły uderzenia, podczas gdy Aroniowy Cień już ruszał w jego stronę. Lodowe Spojrzenie ledwie zdołał unieść się na łapach, a przeciwnik przeleciał nad nim i przejechał przednimi łapami po jego plecach. W następnej chwili zęby ciemnoszarego kocura wbiły się w jego łapę.
Lodowe Spojrzenie wrzasnął, po czym zamachnął się wolną, tylną kończyną. Poczuł, jak zahacza pazurami o policzek Aroniowego Cienia i ten odskoczył z sykiem frustracji. Czarny kocur bez zastanowienia odwrócił się i uderzył głową w klatkę piersiową mrocznego wojownika. Aroniowy Cień stracił równowagę i Lodowe Spojrzenie przyszpilił go do ziemi.
– Na pewno lepiej niż twoja matka – warknął w nawiązaniu do prowokacji, spoglądając w zmrużone ślepia przeciwnika.
Oczy Aroniowego Cienia błysnęły i gwałtownie zaczął kopać łapami z wysuniętymi pazurami w brzuch Lodowego Spojrzenia. Kocur momentalnie odskoczył i zachwiał się, czując, jak ilość straconej krwi robi się niebezpiecznie duża.
– Opinia mojej matki nigdy nie miała dla mnie znaczenia. – Usłyszał przymilne mruknięcie Aroniowego Cienia, kiedy ten wskoczył mu na grzbiet.
Nim Lodowe Spojrzenie zdołał go zrzucić, ten uniósł tylne łapy, powodując, że czarny kocur stracił równowagę. Gruchnął o ziemię i jęknął, kiedy świeże rany na brzuchu dały o sobie znać. Przymknął oczy, podczas gdy Aroniowy Cień na chwilę wbił pazury w jego skórę.
– Jesteś dobry, to muszę przyznać – zamruczał ciemnoszary kocur, zeskakując z wojownika. – Jednak nie dość dobry.
Uścisk w klatce powrócił - i to nie od uderzenia. Wszystkie nieprzyjemne uczucia sprzed walki wrócił, zalewając Lodowe Spojrzenie. Wypuścił urwany oddech, a pod powiekami zatańczyły gwiazdy. Dawno nie czuł się tak samo beznadziejnie, jak w tej chwili - osłabiony i całkowicie pokonany. Świat kocura rozpadał się na jego oczach i nie mógł zatrzymać tego procesu.
Uniósł ciężkie ze zmęczenia powieki w momencie, kiedy Aroniowy Cień powoli od niego odchodził. Głowę miał wysoko uniesioną, a ogon niedbale podrygiwał w powietrzu, rozmazując świat przed oczami Lodowego Spojrzenia. Widział, jak mroczny wojownik mija jego ojca i coś mówi do niego przyciszonym głosem. Lodowe oczy Wilczej Gwiazdy błysnęły niezadowoleniem i przybrały rozmiary szparek.
Lodowe Spojrzenie niezgrabnie podniósł się z ziemi, czując pieczenie na całym ciele. Położył uszy po sobie, widząc, jak kremowo-brązowy kocur zmierza w jego stronę. Każdy krok wybrzmiewał w chlupocie śniegu, który zabarwił się na różowo od ilości przelanej, świeżej krwi. Wojownik wiedział, że zawiódł ojca. Nie musiał szukać potwierdzenia w jego oczach, jednak ono tam błyszczało. Ślepia Wilczej Gwiazdy jarzyły się niezadowoleniem.
Nawet ojca zawiódł.
– Ojcze.. – wychrypiał i wypluł strużkę świeżej krwi. Czuł, jak łapy zaczynają mu drżeć z wycieńczenia.
– Zamilcz. – Warknięcie Wilczej Gwiazdy było, niczym pazury przejeżdżające po pysku czarnego kocura. Lodowe Spojrzenie cofnął się o krok, zaskoczony słyszanym gniewem ojca. – Zawiodłeś mnie. Trenuję cię już tyle księżycy osobiście, a ty mnie ośmieszasz.
– Ojcze..
– Milcz. – Wilcza Gwiazda zbliżył tak blisko pysk do pysku syna, że Lodowe Spojrzenie widział tylko rozjarzone ze wściekłości lodowe oczy. – Nocna Iskra prawie mnie ośmieszyła, ale ona się jeszcze uczy. Ale ty?
– Zaskoczył mnie. – Lodowe Spojrzenie wiedział, że była to beznadziejna wymówka i nie powinien odpowiadać. To tylko zirytowało przywódcę, przed którym po raz pierwszy od dawna szczerze odczuwał strach.
– Masz być na wszystko przygotowany! – wysyczał Wilcza Gwiazda i zamachnął się łapą na czarnego kocura.
Lodowe Spojrzenie nie miał czasu na reakcje - pazury ojca przejechały po prawej stronie pyska i ledwie zdążył zamknąć oko, nim ostre końce przejechały po powiece. Powstrzymał się przed gwałtownym odskoczeniem, jednak wykrzywił pysk w grymasie. Stłumił jęk od bólu, który okazał się o wiele gorszy niż ten na reszcie ciała.
– Zejdź mi z oczu – syknął Wilcza Gwiazda, a jego oczy zamigotały zirytowaniem. – Opatrz rany po Aroniowym Cieniu. Muszę ci zwiększyć ilość treningów od jutra.
– Dobrze, ojcze – zdołał wychrypieć i wyminął posłusznie Wilczą Gwiazdę.
Łapy zdawały się dziwnie miękkie, a jednocześnie o wiele cięższe, kiedy stawiał kolejne kroki. Czuł, jak zapadają się w brei, kiedy dystans do prowizorycznego legowiska medyka zamiast się zmniejszać, zwiększał się. Świat kręcił się dookoła, a każdy kot zdawał się go obserwować. Prawe oko zaciskał z całej siły i czuł, jak przecięta na powiece skóra piecze. Krew spływała na jego łapy, barwiąc je na mocniejszy szkarłat.
Zamrugał lewym okiem ze zdumieniem i zatrzymał się w pół kroku. Dotarło do niego, że to była jego krew. Wiedział, że jest ranny. Jego całe ciało go paliło. Był jednak tak przyzwyczajony do krwi przeciwnika na swoim futrze, że to zjawisko wydało mu się obce. Już dawno przestał krwawić po walkach w Mrocznej Kotlinie. Nie pamiętał kiedy Wilcza Gwiazda uniósł na niego łapę - aż do teraz.
Zawiódł.
Nie dość dobry.
– Chodź, pomogę ci. – Ledwie rozpoznał głos Zmierzcha, który nagle zjawił się koło niego. Uniósł ociężałą głowę, by spojrzeć na byłego samotnika.
– Dam... radę... – Jego głos zabrzmiał, jak szelest liści. Spiął mięśnie, kiedy brązowo-rudy kocur zmniejszył między nimi odległość i przewrócił niedbale oczami.
– Nie doczołgasz się do Sokolego Ciernia – stwierdził beznamiętnie i podparł go z boku, przenosząc na siebie część ciężaru wojownika. – Lamparcia Cętka wydłubie mi oczy, jeśli dowie się, że ci nie pomogłem.
– Ona wydrapie ci je za sam fakt, że jesteś z Wilczą Gwiazdą – wycharczał w odpowiedzi, a Zmierzch machnął niedbale ogonem. Lodowe Spojrzenie czuł jednak, że były samotnik spina lekko mięśnie.
– Fakt – przyznał jakby od niechcenia i spojrzał kątem oka na czarnego kocura. – W takim razie przestań się spinać dla Sójczego Serca. Przerazi się, jeśli zobaczy cię ledwie żywego i całego krwi.
Lodowe Spojrzenie otworzył pysk, ale nic nie odpowiedział. Uniósł usta w bladym uśmiechu i pozwolił by Zmierzch mu pomógł. Powłóczył łapami do legowiska Sokolego Ciernia, ledwie widząc otaczający go świat. Czuł tylko pieczenie i okropny ból. Był na krańcu świadomości, kiedy wchodził do groty, a przed oczami widział tylko srebrzystą kotkę.
Sójcze Serce uśmiechała się do niego łagodnie, gdy świat dookoła zatańczył i zlał się w jedną, czarną plamę. Jej uśmiech lśnił w ciemnościach niczym najjaśniejsza gwiazda na niebie. Lodowe Spojrzenie chciał podbiec do niej. Zniwelować dzielącą ich odległość i wtulić pysk w jej miękkie futro. Uchronić chociaż ją.
Jednak kiedy próbował zbliżyć się do kotki, jej uśmiech znikał. Błękitne oczy stawały się coraz większe, aż zaczęło błyszczeć w nich przerażenie. Pysk wykrzywiała w coraz większy grymas. W pewnym momencie Lodowe Spojrzenie poczuł pod łapami lepką ciecz. Krew. Jej zapach zalał nozdrza kocura i wojownik przyśpieszył kroku.
– Sójcze Serce! – zawołał, jednak w odpowiedzi nie otrzymał uspokajającego mruczenia.
Srebrzysta kotka wykrzywiła pysk i zaczęła krzyczeć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro