Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⌠Rozdział 14⌡

    Świat wirował przed oczami Lamparciej Cętki. Skóra na boku piekła, jakby płonął na niej ogień. Jak przez mgłę widziała swoją krew, spływającą z rany i brudzącą wszystko dookoła. Metaliczny zapach drażnił nos, a gardło zacisnęło się tak mocno, że ledwie łapała kolejne oddechy. Serce biło, jak oszalałe, za wszelką cenę utrzymującą ją w pełni świadomości. Dookoła rozlegały się przytłumione wiwaty, a w jej uszach piszczało cicho po huku grzmotu. Powoli przyzwyczajała wzrok do ciemności po jaskrawym błysku pioruna.

  Możliwe, że w tej półświadomości znajdowałaby się znacznie dłużej, gdyby nie woń jeżyn - teraz zmieszana z intensywnym zapachem krwi. Uniosła głowę do góry i przymrużyła oczy, dostrzegając nad sobą na Ostrym Głazie barczystą sylwetkę. Chciała wierzyć, że to wszystko było wymysłem umysłu - wiedziała jednak, że powoli podnoszący się kocur był prawdziwy. W tej jednej krótkiej chwili żałowała, że rana od pazura Sokolego Ciernia nie była na tyle głęboka, by zabić ją w kilka uderzeń serca. 

  Zamiast wędrować do Klanu Gwiazdy, była zmuszona obserwować, jak ojciec nieśpiesznie przeciąga się, po czym podchodzi do krańca Ostrego Głazu. Na polanie grzmiały podekscytowane wiwaty, które od razu uciszył machnięciem ogona.

– Ci co wiwatują, chyba zwątpili w moją potęgę. – Rozległ się jego ochrypnięty głos, który przetoczył się echem dookoła wysokiej skały. Każdy włosek na na ciele Lamparciej Cętki stanął na baczność od znajomego brzmienia, którego nie słyszała tyle księżycy. 

– Ależ skąd. Wilcza Gwiazdo, my świętujemy początek sukcesu – zapewniła go od razu Wiśniowa Skóra z błyskiem oczach, na co kremowo-brązowy kocur odsłonił zęby w grymasie

– Wiedzieliśmy, że rytuał się uda. Na razie nie ma co świętować – warknął i omiótł wzrokiem całą polanę. – A może zdobyliśmy jakąś ziemię? Nie wydaje mi się. Przed nami wiele żmudnej roboty, ale chyba podołacie, co?

  Gorliwe zapewnienia wybrzmiały ze wszystkich stron, piszcząc w uszach Lamparciej Cętki. Miała wrażenie, że śni. Nie docierało do niej co się tak właściwie działo. Dlaczego te koty wiwatowały? Dlaczego przelanie krwi zwróciło życie tyranowi? Dlaczego... - zakończeń tego pytania było wiele, a odpowiedzi brak. 

  Zdołała podeprzeć się na przednich łapach, po czym wlepiała wzrok w ojca. Nie dowierzała, że naprawdę stał na tej skale.  Nie był w formie martwej czy pół martwej. Nie, jego ciało było takie, jak każdego żywego kota - bez odczepiających się kończyn i czerwonej poświaty dookoła. Był kotem z krwi i kości.

  Wilcza Gwiazda ożył. Powrócił ze zmarłych i wyglądał dokładnie tak samo, jak przed śmiercią - niepokojąco i groźnie. 

  Kocur stał w ten charakterystyczny sposób, który kotka czasami widywała u Lodowego Spojrzenia - wysoko uniesiona głowa, lekko odsłonięte zęby w grymasie i przymrużone, uważnie skanujące otoczenie oczy. Ta sama postura i jedyne co różniło syna od ojca, to kolor futra. Widząc na nowo Wilczą Gwiazdę, w głowie Lamparciej Cętki Lodowe Spojrzenie był jego kopią - i nie pomagał w tym fakt, że od paru sezonów wojownik trenował pod okiem ojca w Mrocznej Kotlinie.

– Co tylko rozkażesz, zaraz zrobimy – odezwała się przymilnie Wiśniowa Skóra, a kremowo-brązowy kocur zmrużył lekko oczy.

– Tego od was oczekuję – parsknął i machnął ogonem. – Nie będziemy tu sterczeć całą noc, bo w końcu ktoś się zorientuje i zepsuje się niespodzianka. 

  Na parę uderzeń serca urwał wypowiedź. Omiótł wzrokiem całą polanę, aż jego spojrzenie spoczęło na rodzeństwie. Lamparcia Cętka widziała w pysku ojca odbicie własnej twarzy. Chciała zawyć z rozpaczy, ale nie miała dość siły. Ilość krwi, jaka wypłynęła z jej ciała sprawiła, że ledwie utrzymywała świadomość i resztki siły w mięśniach. Mogła jedynie bezradnie patrzeć, jak w oczach ojca pojawia się zadowolony błysk. 

– Przeprowadź atak na Klan Chmur, Wiśniowa Skóro – zarządził po chwili, a resztki powietrza uciekły z płuc Lamparciej Cętki. 

  Oczami wyobraźni od razu ujrzała poszarpane ciało Łaciatego Futra, kiedy przez obóz Klanu Chmur przetoczy się rzeka kotów jej ojca. Widziała, że wojownicy Wilczej Gwiazdy nie znali litości - dowodem była polana pod Ostrym Głazem. Przelali tego dnia wiele krwi, ale to nie wystarczało kremowo-brązowemu kocurowi. Nie znał umiaru - i wojowniczka z żalem wiedziała o tym zbyt dobrze. Tylko dlatego w ostatniej chwili powstrzymała się przed protestem i bez cienia satysfakcji obserwowała, jak po pysku ojca przemyka chwilowe niezadowolenie. 

– Potrzebujemy obozu, a ich przywódca dalej w pełni nie wierzy w mój powrót. Daj mu dostateczny dowód, by uciekał z podkulonym ogonem na złamanie karku – kontynuował i wygiął usta w leniwym uśmiechu, który zawitał również na pysku ciemnoszarej kocicy.

– Już się robi.

  Nad Klanem Chmur zawisła klęska w momencie, kiedy Wiśniowa Skóra z zadowoleniem skinęła głową i przecisnęła się pomiędzy rodzeństwem. Krew cicho chlupotała pod jej łapami, a od tego dźwięku żołądek Lamparciej Cętki wykręcił się w drugą stronę. Obserwowała, jak ciemna wojowniczka zatrzymuje się nagle przy Lodowym Spojrzeniu. 

– Mam go wziąć ze sobą? – spytała nieco wyzywająco i dźgnęła pazurem czarnego kocura tuż koło jego rany. Wojownik wzdrygnął się od tego dotyku, a Wilcza Gwiazda machnął z irytacją ogonem. 

– Nie. Dziś już zrobił wszystko czego od niego oczekiwałem – odparł krótko, po czym skinął głową do Sokolego Ciernia. – Opatrz Lodowe Spojrzenie, a ty Wiśniowa Skóro, upewnij się, że każdy kot z Klanu Chmur, którego trenowaliśmy, pozostanie w obozie albo zginie podczas ucieczki. 

  Te słowa musiały usatysfakcjonować złaknioną krwi kocicę, ponieważ oblizała się z zadowoleniem i bez słowa przecisnęła się między Zmierzchem, a Lodowym Spojrzeniem. Lamparcia Cętka odprowadziła ją wzrokiem, słysząc, jak ta po kolei wywołuje kolejne koty, tworząc coraz większą grupę. Miała wrażenie, że zaraz stanie jej serce od strachu, jaki w niej zagościł. Widziała, że patrol atakujący był ogromnych rozmiarów i Klan Chmur nie miał szans podczas obrony obozu. Zaczęła modlić się cicho pod nosem, prosząc przodków by mieli w opiece wszystkich sąsiadów jej klanu. 

  Poczuła, jak ktoś szturcha ją lekko i odwróciła głowę w drugą stronę w momencie, kiedy przechodził koło niej Lodowe Spojrzenie. Widziała w oczach brata niepokój i nieme pytanie czy wszystko dobrze. Jej pysk opuścił zduszony kaszel, który docelowo miał był suchym śmiechem - irracjonalną reakcją. 

  Bo wszystko było źle. Wszystkiemu było daleko do bycia dobrze albo w porządku. Jej cały świat rozsypał się na kawałki, a ona nie umiała tego powstrzymać. Jej ufność doprowadziła do zguby wszystkich - nie powinna była ufać Zmierzchowi. Choć część jej wiedziała, że znajomość z samotnikiem nc by nie zmieniła, stojąc w kałuży własnej krwi, z całych sił próbowała zrzucić całą winę na byłego samotnika. Nawet tego nie potrafiła zrobić. 

  Czułą cała sobą obecność kocura obok siebie. Ich futra nie stykały się już dłuższy czas, ale dalej czuła, jak powietrze jest delikatnie naelektryzowane między nimi. Część umysłu była dalej przekonana, że jego łapy przygniatają ją do ziemi, kiedy Sokoli Cierń z chorą precyzją ranił ją w bok. Widziała puste spojrzenie Zmierzcha, w którym nie widziała już tego samego kocura, z którym tyle razy miała wiele śmiechu. Dopiero na tle pełnym krwi docierało do niej, że tak naprawdę nigdy go nie znała. Nie wiedziała kim był ani jaki miał cel w tym wszystkim - i nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Już nie. 

– Zmierzchu, bądź tak dobry i dokończ swoje zadanie – odezwał się ponownie Wilcza Gwiazda, zeskakując z Ostrego Głazu, kiedy polana opustoszała do połowy - patrol Wiśniowej Skóry wyruszył na terytorium Klanu Chmur. 

– Kolejne zadanie?! Świetnie się bawisz Zmierzchu, kotku na posyłki?! – odezwała się Lamparcia Cętka nim zdołała się powstrzymać. Czuła, jak cierpnie jej skóra, kiedy polanie przetoczył się niski śmiech Wilczej Gwiazdy. Pomruk rozbawienia spowodował, że kotka położyła uszy po sobie. 

– Zmierzch to nie jakiś tam kotek na posyłki, droga córeczko – odpowiedział zamiast byłego samotnika, który wbił wzrok w krew pod swoim łapami. – Nie cieszysz się, że wybrałem ci takiego wspaniałego kolegę?

– Nienawidzę cię – warknęła w odpowiedzi. 

– Mnie czy jego? – Zaczepny głos i nonszalancja ojca irytowały kotkę. 

– I ciebie, i jego – odparowała i stęknęła, próbując podnieść się do pozycji siedzącej. Zachwiała się lekko i dostrzegła, jak Zmierzch napina mięśnie, zmuszając się do pozostania w tej samej pozycji. Zupełnie, jakby w ostatniej chwili powstrzymał się przed ruszeniem jej z pomocą - szybko wmówiła sobie, że tylko jej się wydawało. Zamiast niego, to Nocna Iskra podparła ją i pomogła utrzymać równowagę. 

– Oszczędzaj siły... – Usłyszała w lewym uchu szept siostry, podczas gdy pysk Wilczej Gwiazdy ponownie opuścił śmiech. 

– Ranisz mnie, córeczko – rzucił ironicznie kocur i westchnął przeciągle. – Cóż, nigdy nie spodziewałem się owocnej współpracy z tobą. Jesteś zbyt uparta. 

– Ja jestem zbyt uparta?! To ty niby jaki jesteś?! – parsknęła ze złością i od razu pożałowała swoich słów, kiedy dostrzegła niepokojący błysk w oczach ojca. Kocur podszedł do niej tak blisko, że jedyne co ich dzieliło to martwe ciało Zamglonego Wspomnienia. 

– Ja jestem konsekwentny w swoich działaniach – odparł pół warknięciem i zmrużył lodowe ślepia do rozmiarów szparek. – A ty już nie jesteś mi potrzebna. Zmierzchu, odprowadź ją do granicy z Klanem Lasu.

  Odwrócił się przy tych słowach do  byłego samotnika i szturchnął go łapą w bok. Kocur zachwiał się lekko, ale pośpiesznie uniósł głowę i pokiwał nią. Jego bursztynowo-zielone oczy były pozbawione typowej łobuzerskiej iskierki i ten widok bolał Lamparcią Cętkę.

– Już się ro... – zaczął bezbarwnym głosem Zmierzch, ale w słowo weszła mu kremowo-brązowa wojowniczka. 

– Miałeś na myśli mnie i Nocną Iskrę, prawda? Ona też już wykonała swoje zadanie – warknęła do ojca, kładąc uszy po sobie. Zignorowała ostrzegawczy dotyk ogona siostry na swoim barku. 

  Kolejny raz ten śmiech, który przyprawiał ją o mdłości. 

– Nie. Miałem na myśli tylko ciebie, Lamparcia Cętko – odparł jej dziwnie miękko Wilcza Gwiazda, a leniwy uśmiech rozlał się na jego pysku. – Nocna Iskra zostaje ze mną. 

– Ale po co?! – warknęła wojowniczka, jeżąc lekko sierść. Ledwie trzymała się na łapach, ale była gotowa do obrony siostry, której nie zamierzała zostawiać samej z ojcem. 

– Uznajmy, że jeszcze nie dokończyła swojego szkolenia. – Wilcza Gwiazda popchnął ją w bok, prosto na Zmierzcha. – Skończ jazgotanie, nie jesteś już kociakiem. Lepiej abyś wróciła szybko do obozu, jeśli chcesz by Słona Bryza w porę cię opatrzyła. 

– Nocna Iskra idzie ze mną! – zaprotestowała i w tej samej chwili Zmierzch podszedł do niej na tyle blisko, by mógł chwycić ją zębami za kark. – Puszczaj mnie, zapchlony sierściuchu!

– Nie wyrywaj się. – Usłyszała ciche warknięcie Zmierzcha, nieco przytłumione przez futro wojowniczki.  

– Oh Lamparcia Cętko, dlaczego ty nigdy nie możesz po dobroci? – westchnął Wilcza Gwiazda, podczas gdy Nocna Iskra drgnęła gwałtownie koło niego, jakby zbierała się do ucieczki. – Spróbuj zrobić jeszcze jeden krok, a upewnię się, że przez najbliższe wschody nie będziesz w stanie chodzić o własnych siłach. Mam wiele kotów spragnionych krwi. Nie testuj mojej cierpliwości. 

  Słowa skierowane do medyczki, nie zmroziły tylko jej. Lamparcia Cętka cała zesztywniała, słysząc je. Miała wrażenie, jakby jej ciało stało się sztywne niczym ciało martwego królika ciągniętego przez wojownika do obozu. Tym wojownikiem w tej sytuacji był Zmierzch, który na słowa Wilczej Gwiazdy zatrzymał się na uderzenie serca, tym samym prawie potykając się o lekko wysunięty z ziemi korzeń. 

– Nocna Iskro! – zawyła z bezsilności Lamparcia Cętka, z bólem serca wiedząc, że nie jest w stanie pomóc siostrze. Nie mogła nic zrobić jeśli nie chciała pogorszyć sytuacji. Razem z siostrą były na przegranej pozycji. 

  Jednak na myśl, że zostawia Nocną Iskrę samą wśród tych okrutnych kotów miała mdłości. Medyczka nie potrafiła walczyć - jak miała uchronić się przed tym co zaplanował dla niej ojciec?

– Pozdrów ode mnie, Rdzawą Gwiazdę! – zawołał z szyderstwem Wilcza Gwiazda, kiedy Zmierzch przeciągał Lamparcią Cętkę przez zarośla w kierunku terytorium Klanu Lasu. 

  Kotka odwróciła głowę do tyłu i wlepiła zrozpaczony wzrok w siostrę, przełykając ślinę. Nocna Iskra stała sztywno, a niewielka grupka kotów Wilczej Gwiazdy zaczęła ją okrążać. Medyczka została otoczona, niczym więzień i pozbawiona możliwości ucieczki. 

  Wojowniczka czuła, jak zaczynają szczypać ją oczy od zbierających się łez. Kiedy zarośla zasłonił medyczkę, załkała cicho. Przerażała ją myśl, że być może ostatni raz widziała Nocną Iskrę. Nie wiedziała czego ojciec od niej chciał - a mógł zażyć sobie wszystkiego. 

– Puść mnie... – wydusiła z siebie ledwie słyszalnie, kiedy Zmierzch wytrwale ciągnął ją, idąc przed siebie. Zaprzestała wyrywania się i po prostu wlepiła wzrok w zarośla, za którymi zostawiła siostrę. 

  Po Ostrym Głazie tylko woń krwi pozostała wraz z nią, otaczając kotkę dookoła. 

– Nie dotrzesz sama do obozu. Zaniosę cię tam – zaprotestował kocur po chwili, mamrocząc nieco niewyraźnie przez futro wojowniczki w pysku.  

  Kotka drgnęła niespokojnie na to oświadczenie i podjęła ponowną próbę wyrwania się - Zmierzch w odpowiedzi tylko wzmocnił uścisk. 

– Puszczaj mnie, zapchlony zdrajco – powtórzyła ze złością, wkładając w te słowa resztki siły. 

– Zwariowałaś? Nie puszczę cię, abyś dalej szła sama. Stracisz przytomność i nie wiadomo czy ktoś cię znajdzie na czas – odpowiedział, a ta machnęła z irytacją ogonem. 

– A co ci zależy? Jestem tylko córką Wilczej Gwiazdy w twoich oczach – warknęła w odpowiedzi, ale ją samą zaskoczyło ile bólu wybrzmiało w tych słowach. Tuż po tym poczuła pierwsze łzy spływające po pysku. 

  Kocur początkowo nie odpowiedział. Zatrzymał się tuż za granicą Klanu Lasu i przez uderzenie serca oboje trwali w bezruchu. Kotka czekała aż ten upuści ją, prychnie coś na do widzenia i zostawi ją pomimo ostatnich słów. Pokaże prawdziwego siebie, a nie Zmierzcha, którego udawał przez ostatnie księżyce. 

  Jednak on zamiast tego westchnął cicho i delikatnie odłożył wojowniczkę na ziemię. Obszedł ją dookoła i spojrzał prosto w jej oczy. Chciała uciec wzrokiem, ale intensywność jego spojrzenia nie pozwalała na to kotce. 

– Nie jesteś córką Wilczej Gwiazdy w moich oczach – zaprotestował łagodnie i na chwilę rozbłysły znajome iskierki w jego oczach. – Dla mnie jesteś tylko Lamparcią Cętką. 

  Zacisnęła zęby na te słowa. Walczyła z odruchem by rozpłakać się w głos z ulgi. Ciało pragnęło przytulić się do niego, ale umysł na to nie pozwalał. W pamięci tkwiły momenty, kiedy okazal się prawdziwym i okrutnym zdrajcą. Dalej czuła miejsca na boku, gdzie spoczywały jego łapy, kiedy Sokoli Cierń ranił ją. Zmierzch przyczynił się do ożywienia Wilczej Gwiazdy - i do powiększenia jej cierpienia. Te słowa to były za pewne kolejne słówka rzucane na wiatr - nie zamierzała pozwolić kocurowi na nowo zamącić jej w głowie. Już raz udało mu się tego dokonać - i miał to być ostatni raz. 

  Dlatego pomimo protestów części myśli, zmusiła się na zerwanie kontaktu wzrokowego. Chwiejnie podniosła się na łapach, a on odruchowo pomógł jej utrzymać równowagę. Zamiast skorzystać ze wsparcia, odsunęła się od kocura, jak oparzona i zachwiała się niebezpiecznie. Widziała, jak niezrażony zamierza ponownie pomóc i syknęła cicho. Zmrużyła oczy, a ten zatrzymał się w pół kroku z niechęcią. 

– Dla mnie jesteś tylko zdrajcą – odparła głucho i czuła, jak tymi słowami rani nie tylko kocura, ale i samą siebie. 

  Zmierzch wycofał się dwa kroki do tyłu i położył uszy po sobie. Blask zniknął z bursztynowo-zielonych ślepi, zastąpiony tym przerażającym, pustym wzrokiem. 

– Zostaw mnie. Dalej pójdę sama – dodała, widząc, że ten zbiera się na odpowiedź. 

  Przez chwilę między nimi trwało głuche milczenie. Kotka czuła, jak wraz z coraz większą utratą krwi, ledwie utrzymuje się na czterech łapach, ale nie chciała jego wsparcia. Widziała, jak ten walczy samą ze sobą - aż wreszcie wygrała ta chłodna powłoka, którą poznała dopiero w ostatnich trzech skokach królika. 

– Skoro tak, proszę bardzo – miauknął i uniósł wysoko głowę. – Szerokiej drogi, córko Wilczej Gwiazdy. 

  Kotka miała wrażenie, jakby pazury właśnie przejechały po jej wnętrznościach, przechodząc przez ranę od Sokolego Ciernia. Niespodziewany ból jaki ją zalał był przytłaczając. Otworzyła usta, których nie opuścił żaden dźwięk - ale kocura i tak już przed nią nie było. 

  Tuż po swoich słowach Zmierzch zniknął w zaroślach, zupełnie, jakby nie był w stanie patrzeć w pysk Lamparciej Cętce. Kotka czuła, jak jej serce łamie się na pół - i dopiero po chwili dotarło do niej, że zanosi się urwanym, głośnym płaczem. Utraciła kontrolę nad emocjami, pozostawiona sama sobie na skraju znajomego terytorium. Od dwóch sezonów wreszcie pozwoliła sobie na całkowity upust emocji - nie pomagała temu myśl, że to były jej ostatnie uderzenia serca. Wiedziała, że nie doczołga się o własnych siłach do obozu i prawdopodobnie poranny patrol znajdzie ją martwą. Zduszony chichot opuścił jej pysk i pokręciła do siebie głową. 

  Wszystko ją bolało. Bolał ją bok, pobrudzony szkarłatną cieczą. Bolało ją połamane serce. Bolała ją głową. Bolało gardło i każdy mięsień. Wszystko wołało o chwilę odpoczynku i ze łzami w oczach i wymuszonym uśmiechem, wreszcie zamierzała dać ciału upragniony spokój. Odpoczynek, którego łaknęła każda komórka wojowniczki.  

  Ledwo doczołgała się do jednego z młodych dębów i położyła się pod nim bez sił. Jej ciałem wstrząsnęły konwulsje zarówno od jej stanu fizycznego, jak i od emocji. Łzy wypływały z oczu, ryjąc dwa szlaki na pysku kotki. Zawodziła cicho, obserwując przymrużonymi oczami znajomy las. Ogołocone drzewa czekały na pierwszy śnieg i uśmiechnęła się niemrawo na myśl o białym puchu, który lata moment mógłby przykryć ją całą. Byłby taki przyjemny. Ochłodziłby jej rozpalone ciało. 

  Jednak na śnieg musiała jeszcze chwilę poczekać. Bolało ją serce na myśl, że już nie ujrzy tego zimnego puchu, który szczerze uwielbiała. Załkała cicho i przymknęła zmęczone oczy. 

  Była gotowa.

– Lamparcia Cętko!? – Czyjś głos przedarł się do jej ciężkiego od zmęczenia umysłu. – Klanie Gwiazdy, co się stało?! Lamparcia Cętko?!

– Tutaj jest! 

– A gdzie Nocna Iskra i Zmierzch?!

– Nie ma ich tu!

  Ledwie rejestrowała okrzyki znajomych kotów, będąc na skraju świadomości. Poczuła, jak czyjś nos delikatnie trąca ją w policzek. 

– Lamparcia Cętko, błagam, otwórz oczy. Proszę, otwórz je dla mnie. – Ponownie rozbrzmiał ten sam głos co na początku, a wtedy do jej nosa przedarł się znajomy zapach piachu i paproci. 

  Zmusiła się, by resztkami sił unieść lekko powieki i spojrzeć w przerażone, bursztynowe ślepia Słonecznego Serca. Uśmiechnęła się niemrawo na widok znajomego pyska i podziękowała przodkom, że przynajmniej umrze wśród najbliższych - nawet jeśli część pobratymców jej nienawidziła. 

– Wilcza Gwiazda żyje... – wyszeptała cicho nim cały świat ucichł i zlał się w jedną czarną plamę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro