「Rozdział 13」
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że nie muszę już ciągle zajmować się kleszczami Lwiego Mrozu - miauknęła Nocna Łapa, zwracając się do Sowiej Łapy, która stała koło niej i z zaciekawieniem obserwowała co robi starsza uczennica.
- Mnie za to nie zachęca zapach mysiej żółci do pomocy ci w tym - mruknęła srebrzysta kotka, marszcząc nos z niesmakiem, kiedy Nocna Łapa nabierała na mech trochę zielono-żółtego płynu. - To chyba najgorsza część w byciu uczniem - dodała z niezadowoleniem, a starsza z nich stłumiła po tych słowach śmiech.
- Jestem pewna, że Lwi Mróz z Zamglonym Wspomnieniem też mówili tak w twoim wieku, a teraz zdani są na twoją łaskę. Pamiętaj, że dzięki starszyźnie przechodzą wszystkie tradycje, więc szacunek się im należy - odparła jej uczennica medyczki, po czym ostrożnie przekazała patyk z mysią żółcią Sowiej Łapie. - Uważaj i nie zalej po drodze całego obozu tym, bo nie sądzę by ktokolwiek był z tego zadowolony - dodała, trąciwszy przy tym przyjaźnie kotkę.
- Dobrze - wymamrotała niewyraźnie srebrzysta uczennica, po czym wyprostowała swój ogon i wybiegłą truchtem z legowiska medyczek, uważając z trzymanym przez siebie patykiem.
Nocna Łapa odprowadziła wzrokiem młodą kotkę, po czym jej spojrzenie spoczęło na ziołach. Zmarszczyła z niezadowoleniem nos, widząc, że mają mniej szczawiu niż mogłaby się tego spodziewać, a był on dość potrzebny, jako zioło podróżne.
- Słona Bryzo, przydałoby się pójść w najbliższych dniach po szczaw - miauknęła, zwracając się do swojej mentorki, która kucała w drugiej części legowiska i sortowała zioła na świeże oraz nieświeże.
- Ale starczy go nam na dzisiejszą podróż do Gwieździstego Wodospadu, prawda? - odparła jej ciemnoszara kotka, na chwilę odrywając się od swojej pracy.
- Tak - miauknęła Nocna Łapa, wybierając na dwie kupki po trochu zielonych liści. - Zaraz nam przygotuje zioła i będziemy mogły ruszać. Głupio byłoby się spóźnić, skoro teraz taki strach zaczyna panować - dodała ciszej i kątem oka spojrzała na pokrytą cieniem chmur polanę.
- Wszystko się ułoży. Skoro Jasny Obłok do ciebie przemówiła, to znaczy, że Klan Gwiazdy nas nie porzucił, czego byłam rzecz jasna pewna - odparła jej z pewną nutą w głosie Słona Bryza, a ciche westchnienie opuściło w tym momencie usta jej uczennicy.
- Pewnie tak - wymamrotała niewyraźnie Nocna Łapa, biorąc przy tym krwiściąg oraz rumianek. - Podasz stokrotkę? - spytała, odwracając się przodem do medyczki.
- Już podaję - odparła jej od razu, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, uczennica od razu zdała sobie sprawę, że nie powinna była się odwracać. - Nocna Łapo, co cię tak strasznie gnębi? Wyglądasz na bardzo zmartwioną - miauknęła z wyczuwalną troską Słona Bryza.
- Martwię się przez to wszystko co się dzieję. To chyba oczywiste - warknęła opryskliwie, po czym wzięła pośpiesznie stokrotki od mentorki i zaczęła przeżuwać swoje zioła.
Do uszu uczennicy dotarło ciche westchnienie medyczki, jednak ta na szczęście nic więcej nie powiedziała - zamiast tego zaczęła spożywać swoją porcję ziół, a między kotkami zapanowała cisza.
Nocna Łapa przełknęła gorzkie zioła z lekkim grymasem, bo mimo, że już nie raz je spożywała, smak krwiściągu nigdy nie przypadł jej do gustu.
- Lepiej chodźmy - miauknęła krótko Słona Bryza, kiedy skończyła przeżuwać swoją porcję, ruszając przy tym do wyjścia z ich legowiska. - Przez te chmury ciężko stwierdzić, gdzie teraz jest słońce na niebie - wymamrotała z niezadowoleniem, a jej uczennica przełknęła nerwowo ślinę na te słowa.
- Teraz cień jest najmniejszy, więc chyba o dobrej porze wychodzimy - wymamrotała, spoglądając na prawie jasną plamę w środku obozu, gdzie to chmur było trochę mniej i jasność próbowała przebić się do obozu.
- Możliwe, że masz rację - odparła jej Słona Bryza, ruszając do wyjścia z obozu. - Jednak powinnyśmy iść szybszym krokiem, w razie czego - dodała ciszej, z wyczuwalnym napięciem w głosie, a jej uczennica jedynie skinęła głową, zgadzając się z jej słowami.
Nie wiedziała, jak zachowają się inni medycy, ani jakie mieli poczucie czasu w swoich klanach ze względu na panujący mrok. Miała jednak nadzieję, że wszyscy w miarę się zgrają, a ona będzie mogła porozmawiać z Motylą Łapą, której od zgromadzenie nie widziała nawet na granicy, dzielonej przez ich klany.
Szła tuż za mentorką szybkim krokiem, przedzierając się przez gęstą roślinność, znajdującą się w samym centrum terytorium Klanu Lasu. Nocnej Łapie nie umykał jednak fakt, że drzewa powoli zaczynały gubić liście ze względu na porę spadających liści, która już się rozpoczęła.
Jedyne co martwiło kotkę, to że takie listki, które już spadły, niemal od razu zaczynały gnić i śmierdzieć, jak maź z kotliny.
Co ty planujesz? - zadała w myślach pytanie swojemu ojcu, na krótką chwilę unosząc głowę, przez co prawie wywróciła się o leżącą kłodę na jej drodze.
- Wszystko w porządku, Nocna Łapo? - rozległo się miauknięcie Słonej Bryzy, która spojrzała z lekkim niepokojem na swoją uczennicę.
- Tak, wszystko okej - mruknęła cicho czarna uczennica, westchnąwszy przy tym cicho. - Chyba ktoś już jest przy Ostrym Głazie - dodała, wskazawszy przy tym na ciemny punkt już nie daleko nich.
- Czyli dobrze wyszłyśmy - westchnęła z wyraźną ulgą medyczka, po czym przyśpieszyła kroku. - Zdaje mi się, że tylko nas tam brakuje - dodała, mrużąc swoje zielone oczy.
- Chyba tak - zgodziła się z nią młodsza kotka, przyglądając się ilością sylwetek, które były zebrane pod głazem. - Ale zdaje mi się, że jednego kota brakuje - dodała z namysłem, mimo, że zapachy wszystkich klanów docierały do niej i nie wiedziała kogo jej brakuje.
- Rzeczywiście - przyznała jej z namysłem Słona Bryza. - Chyba dzisiaj nie ma z nami Kreciej Skóry - miauknęła, kiedy były tuż koło Ostrego Głazu.
Nocna Łapa skinęła krótko głową, zgadzając się ze słowami mentorki, ponieważ nigdzie nie widziała nieco zgarbionej postaci medyka z Klanu Chmur, koło którego zawsze była Motyla Łapa.
- Jesteście! Zaczynałam się martwić czy wszyscy przyjdziemy - rozległ się uradowany głos Szmaragdowego Serca, która wyszła im na spotkanie najszybciej.
- I tak nie wszyscy przyszli - zauważyła Słona Bryza, po czym zwróciła się bezpośrednio do Motylej Łapy. - Czy z Krecią Skórą wszystko w porządku?
Nocna Łapa widziała nawet w półmroku zawahanie na pysku czarno-rudej kotki, co mogło jedynie oznaczać coś okropnego.
- Krecia Skóra musiał zostać w obozie i pomóc Liliowemu Podmuchowi, która po stracie Kremówki nie czuje się najlepiej - wymamrotała cicho uczennica z Klanu Chmur.
Na wiadomość, że w sąsiadującym klanie również umarł kot, Nocna Łapa była pewna, że nie był to zbieg okoliczności - widziała też, że jej mentorka myśli bardzo podobnie.
- Co się stało Kremówce? Chyba zielony kaszel już u was się nie zaczął - spytała z nutą ostrożności Słona Bryza, ruszając wolniejszym krokiem za Jaszczurzym Kłem, który w ciszy zaczął zmierzać do Gwieździstego Wodospadu.
- O zgrozo to nie zielony kaszel - miauknęła Motyla Łapa, skrzywiwszy się. - Krecia Skóra wysuwa same mroczne teorie, bo Kremówka była cała w czarnej mazi. Nie wiemy skąd się wzięła ta ciecz, ale musiała przez nią umrzeć, bo nie byliśmy w stanie zlokalizować żadnej ranny czy czegoś innego - kontynuowała, a czarna uczennica wstrzymała oddech, słysząc tak podobną diagnozę, którą w jej klanie otrzymał Osetek.
Zastanawiała się, czy Krecia Skóra domyślał się, że chmury wzięły się od Wilczej Gwiazdy czy tylko Klan Lasu zdawał sobie z tego sprawę - a raczej niektórzy z pobratymców Nocnej Łapy.
- Miałam właśnie zapytać czy coś podobnego u was się zdarzyło - miauknęła Szmaragdowe Serce smutnym głosem. - U nas przytrafiło się to biednej Jagodowej Łapie. Myślę, że to wszystko związane z tymi chmurami i niech Klan Gwiazdy da nam jakieś wyjaśnienia dzisiaj - wymruczała ciszej, a Słona Bryza schyliła delikatnie głowa.
- U nas taki los spotkał Osetka - westchnęła cicho ciemnoszara medyczka.
A to wszystko wina mojego ojca - przeleciało przez myśl Nocnej Łapie, która skrzywiwszy się lekko, spojrzała z wyczekiwaniem na medyka z Klanu Mroku, który do tej pory nie zabrał jeszcze głosu.
- W moim klanie nikomu się jeszcze nic nie stało - mruknął Jaszczurzy Kieł. - Ale widziałem na granicy naszego terytorium z gniazdami dwunożnych jakiegoś włóczęgę w takim samym stanie - dodał po krótkiej chwili ciszy.
Nocna Łapa otworzyła z zaskoczenia usta na te słowa, po czym spojrzała na swoją mentorkę, która wyglądała na tak samo zaskoczoną.
Uczennica spodziewała się, że w innych klanach mogły przydarzyć się podobne sytuację, jak u nich z Osetkiem, ale koty spoza klanów? - Tu kryło się coś więcej, a czarna kotka wyjątkowo nie czuła potrzeby zagłębiać się w to wszystko.
Słowa Jaszczurzego Kła rozpoczęły ciszę pomiędzy medykami do momentu, aż znaleźli się koło małej sadzawki pod Gwieździstym Wodospadem.
Nocna Łapa spojrzała na resztę kotów, wyczekując, aż po kolei będą pili krystaliczną wodę, jednak nic takiego się nie stało - zamiast tego, Słona Bryza wystąpiła do przodu i stanęła naprzeciw zebranych.
- Nie tylko wojownicy pracują ciężko na swoje imiona, szacunek i rangę - medycy w tym nie różnią się od nich w niczym. Każdy z nas również musiał posiąść odpowiednią wiedzę, aby potem prowadzić z wiarą i leczyć swój klan w trudnych chwilach - zaczęła ciemnoszara medyczka, podczas gdy lodowe oczy jej uczennicy przybrały dwa razy większe rozmiary. - Nocna Łapa równie ciężko pracowała, a jej więź z Klanem Gwiazdy pokazuje, że zasłużyła na swoje imię medyczki - kontynuowała, po czym skinieniem głowy zachęciła czarną kotkę do wystąpienia na przód.
Nocna Łapa wlepiała w medyczkę zaskoczone spojrzenie i pewnie gdyby nie podekscytowana Motyla Łapa, nie poruszyłaby się z miejsca, zbyt oniemiała.
Wiedziała, że kiedyś otrzyma swoje imię medyczki - szczególnie po tym, jak jej rodzeństwo zostało wojownikami - jednak nie spodziewała się, że ta chwila wypadnie właśnie w takim momencie.
Powoli stanęła przed swoją mentorką, której zielone oczy błyszczały dumą.
- Ja, Słona Bryza, medyczka Klanu Lasu, wzywam moich przodków by wejrzeli na tę uczennicę. Ciężko pracowała, by nauczyć się zasad postępowania obowiązujących medyków, a z waszą pomocą przez wiele księżyców będzie służyć klanowi. Nocna Łapo, czy przyrzekasz przestrzegać zasad postępowania obowiązujących medyka, nie mieszać się w rywalizację między klanami, i troszczyć się jednakowo o wszystkie koty, nawet za cenę życia? - miauknęła spokojnym głosem medyczka, spoglądając na czarną kotkę.
- Przyrzekam.
- Zatem mocą Klanu Gwiazdy, nadaję ci imię medyczki. Nocna Łapo, od tej chwili będziesz nazywana Nocną Iskrą. Klan Gwiazdy ceni twoją uczciwość i siłę.
Po tych słowach Słona Bryza podeszła do czarnej kotki i położyła swoją głowę na jej pysku, a ta polizała ją po barku. Ledwie się odsunęła, a reszta medyków zaczęła skandować jej imię.
- Nocna Iskra! Nocna Iskra!
Młoda medyczka uśmiechnęła się do siebie, czując ciepło zalewające ją od środka, po czym spojrzała na Słoną Bryzę, a ta skinęła jej lekką głową.
- Teraz podejdź i podziel się swoimi snami z przodkami, już jako medyczka - wymruczała ciemnoszara kotka, polizawszy w ucho Nocną Iskrę.
- Dziękuję - wyszeptała cicho w odpowiedzi czarna medyczka, po czym podeszła do sadzawki pod Gwieździstym Wodospadem i napiła się krystalicznej wody.
Sen musiał już na nią czekać, bo od razu zabrał ją do swojej krainy.
Kiedy otworzyła oczy, już w swoim śnie, znalazła się w jaskrawej, błyszczącej przestrzeni, a jasność tego miejsca oślepiała ją w oczy.
Zmrużyła je z niezadowoleniem, po czym zaczęła rozglądać się dookoła, szukając jakiś przodków, choć najbardziej pragnęła spotkać się z Jasnym Obłokiem.
- Mamo? - miauknęła niepewnie, kiedy już przyzwyczaiła się do jasności miejsca, jednak podskoczyła na głośne brzmienie własnego głosu. - Mamo, jestem już medyczką! - krzyknęła, ciągle mając nadzieję, że jej rodzicielka się pojawi.
I rzeczywiście tak się stało - czarna, gwieździsta wojowniczka stała przed nią, jednak nic więcej.
- Mamo! - pisnęła uradowana, jednak kiedy spróbowała podbiec do Jasnego Obłoku, jakaś niewidzialna ściana ją przed tym powstrzymała. - Nie! - zaprotestowała rozżalona i uderzyła łapami o niewidoczną ścianę.
Jednak przejść dalej nie mogła - zostało jej jedynie wpatrywać się w ciepłe oczy matki, która ciągle była w tej samej pozycji.
- Nie podoba mi się to - wymamrotała, pokręciwszy do siebie głową, po czym obróciła się dookoła. - O co chodzi!? Powiedzcie mi coś więcej! - zażądała, mając nadzieję, że jakikolwiek gwiezdny przodek jej odpowie.
Odpowiedzią było echo jej słów oraz piszczenie szklistej powierzchni, kiedy przejechała po niej pazurami.
- Jak mogę służyć swojemu klanu z waszą pomocą, kiedy jedyne co od was dostaje to widok matki i nic więcej!? - krzyknęła, ze złością jeżąc sierść, po czym spojrzała przez ramię po raz ostatni na Jasny Obłok.
Ledwie odwróciła głowę, a nagła jasność zmieniła się w całkowitą ciemność i Nocna Iskra przewróciła się, nie wiedząc gdzie stawia łapy.
Nastroszyła ze zdenerwowaniem futro, po czym przełknęła ślinę i zaczęła rozglądać się po mroku, w którym się znajdowała.
Nie widziała teraz już nikogo, nawet własnej rodzicielki i usta zaczęły ją piec od dopiero co powiedzianych słów w przypływie złości.
Pochyliła głowę, zaciskając zęby, a pazurami przejechała po tej samej, szklistej powierzchni, której teraz nie była w stanie dostrzec. Skupiła się na swoim oddechu, aby go uspokoić i to wtedy w tej nicości rozbrzmiały dwa śmiech - jej ojca oraz kogoś jeszcze.
Zjeżyła sierść ze złości, gwałtownie unosząc głowę, a wtedy ujrzała parę bursztynowych oczu, które patrzyły prosto na nią.
Jasne ślepia z nieodgadnionym wyrazem zaczęły się coraz bardziej zbliżać, a miętowy zapach pomieszany z okropną wonią szczurów, który zaczął młodą medyczkę otaczać, sprawił, że zaczęło kręcić się jej głowie.
Ostatnie co zdołała ujrzeć to pysk swojej siostry, splamiony krwią, a w jej uszach rozbrzmiało głośne wycie wilka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro