Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

「Rozdział 32」

  Nocnej Iskrze huczało w uszach, kiedy ponownie gruchnęła z pustym odgłosem na kamienną posadzkę. Czuła się, jak kawał wroniej karmy, rzucana raz w jedną, raz w drugą stronę, podczas "walki" z Orłem - tak naprawdę samotnik zwyczajnie wyżywał się na jej ciele nieprzystosowanym do walki. 

  Jęknęła cicho, widząc przed oczami kręcące się gwiazdy i spróbowała podnieść się na cztery łapy po raz kolejny. Czuła okropne pulsowanie w jednej z nich i obawiała się, że od tej ilości niebezpiecznych upadków, ta została zwyczajnie złamana, a co najmniej skręcona czy zwichnięta. 

  Spojrzała spod zmrużonych oczu na muskularnego kocura o czarnej sierści, którego uszy były w strzępkach. Jego jasne, zielone oczy śmiały jej się prosto w twarz, kiedy przystanął przed nią, z chorą satysfakcją obserwując jej próby podniesienia się. 

  Czuła na plecach jeszcze dwa spojrzenia - jedno należało do jej ojca, a drugie do jego oddanego wojowniko-medyka. 

- Dlaczego nie mogę zwyczajnie zabić tej kotki? To zniewaga dla moich umiejętności, gdy każecie mi z nią walczyć - powiedział Orzeł, na chwilę odwracając głowę w kierunku dwóch widmowych kotów. 

  W następnej chwili grotę przeszył jego krzyk przerażenia, gdy Wilcza Gwiazda skoczył na niego i przyszpili do ziemi, wbijając w jego skórę swoje pazury. 

- Ponieważ takie dostałeś polecenie. Raz powiedziałem i nie czuję potrzeby się przypominać, ale wyjątkowo ci powtórzę - jest to moja córka i nie ważne jak, ma żyć - wysyczał kremowo-brązowy kocur, niemal dotykając swoim nosem nosa samotnika. 

- Jakim cud - zaczął Orzeł, ale wtedy kolejny krzyk bólu opuścił jego usta, gdy Wilcza Gwiazda wzmocnił uścisk. 

- Dotarło czy to ciebie mam dzisiaj zabić? - warknął widmowy kocur, przyglądając się zmrużonymi ślepiami w kolorze lodu czarnemu samotnikowi. 

- D-dotarło - zdołał wykrztusić z siebie Orzeł, próbując wyszarpać się z uścisku w którym się znalazł. 

  Nocna Iskra, która zdołała na chwilę stanąć, by potem upaść z sykiem bólu, widziała w jasnozielonych ślepiach samotnika przerażenie. Miałam ochotę krzyknąć do ojca, aby ten puścił kocura, ale wycofała się z tego pomysłu - i tak nic by to nie dało, a jedynie otrzymałaby chłodną reprymendę od niego. 

  Musisz przyzwyczaić się do widoku krwi. Jesteś moją córką, masz umieć zadawać ból i znać jego smak - rozbrzmiały w jej głowie słowa kremowo-brązowa kocura, które usłyszała noc po zgromadzeniu. 

  To wtedy jej ojciec postanowił, że co drugą noc będzie ściągał ją do Mrocznej Kotliny na swego rodzaju treningi. 

  Nie wiedziała po co to wszystko było, ale cieszyła się, że Słona Bryza nie zadawała pytań, gdy budziła się o porankach pełna ran - jej mentorka po prostu wiedziała co się działo. Razem próbowały wymyślić, jak może unikać tych spotkań z Wilczą Gwiazdą, ale nic nie działało. 

  Czarna medyczka odpuściła sobie tych prób i próbowała wyzbyć się strachu, gdy stawała w śnie przed kolejnym samotnikiem, zmuszana do walki. Nie umiała chociaż w połowie tak dobrze walczyć jak jej przeciwnicy, a najgorsze było w tym to, że od razu była rzucana w paszczę lwa - ojciec nie pokazywał jej żadnych nowych ruchów, które mogłyby ją uchronić. 

  To wyglądało, jakby chciał widzieć cierpienie własnej córki. 

  W sumie czemu miałby nie chcieć tego widzieć? - przeleciało jej przez myśl i skrzywiła się, czując, że pulsowanie w łapie jedynie się powiększa. 

  Spojrzała zamroczonym wzrokiem na sylwetkę Wilczej Gwiazdy, który dopiero wtedy puścił Orła. Krwawiący z licznych ran samotnik zdołał się dźwignąć na wszystkie łapy i powiedział coś krótko nim zniknął. 

  Kremowo-brązowy kocur prychnął z wyczuwalnym niezadowoleniem, po czym odwrócił się w stronę swojej córki. 

- Nie możesz jedynie znać smak bólu. Musisz umieć go zadawać - warknął z dezaprobatą, podchodząc do niej. - Sokoli Cierniu, spójrz na jej rany. Musi za dwa dni być gotowa na kolejne starcie. 

  Smukły kocur o białej sierści od razu zeskoczył z półki skalnej, zgrabnie lądując przed medyczką, której futro uniosło się na jego widok. 

- Nie musisz mnie opatrywać. Poradzę sobie sama - warknęła z irytacją, kładąc uszy po sobie. 

- Nie stawiaj mi się, Nocna Iskro. A przynajmniej dopóki nie wygrasz z jednym ze swoich przeciwników - odezwał się Wilcza Gwiazda, mierząc córkę chłodnym spojrzeniem, nad którą górował. 

  Czarną kotkę przeszedł dreszcz strachu wzdłuż kręgosłupa i przełknęła ślinę, nie wiedząc co ma dalej zrobić. Chciała się stąd ulotnić, ale czy mogłaby tego dokonać bez wcześniejszej "zgody" swojego ojca? 

- Nie stawiam się. Po prostu już na mnie czas - wymamrotała, starając się nie skulić pod wzrokiem swojego ojca. Mówiąc te słowa, miała nadzieję, że jej sylwetka zaraz zacznie migotać i będzie mogła wybudzić się ze snu. 

  Wilcza Gwiazda zmrużył lekko swoje lodowe oczy na jej słowa, po czym strzepnął ogonem z irytacją. 

- A gdzie ci śpieszno? Z własnym tatą nie chcesz czasu spędzić? - spytał, odwracając się do niej tyłem, jednocześnie odsyłając jednym machnięciem ogona Sokoli Cierń. 

- Dzisiaj jest spotkanie medyków - mruknęła cicho, starając się ignorować ból w łapie i strach w każdej części swojego ciała. 

- Bezsensowna tradycja - prychnął na jej słowa Wilcza Gwiazda, a kotka zamrugała zaskoczona i cofnęła się parę kroków do tyłu - tylko na tyle pozwolił jej ból w łapie. 

  Nie sądziła, że ktokolwiek mógł pogardzać spotkaniami medyków przy Gwieździstym Wodospadzie, ale w sumie czemu miałaby się dziwić, że mówi to jej ojciec - był kim był i dodatkowo nie znalazł się w Klanie Gwiazdy. 

  W pierwszej chwili już otwierała pysk, by zaprotestować, ale zdołała ugryźć się w język - obawiała się, że być może wkurzy swoimi słowami Wilczą Gwiazdę. 

  Całe szczęście tuż po wypowiedzi jej ojca wszystko przed jej oczami zaczęło zlewać się w czarną plamę i czarna medyczka wybudził się ze snu. 

  Gdy znalazła się w swoim posłaniu, stłumiła okrzyk bólu, przyciskając pysk do mchu, gdy jej prawa, przednia łapa zaczęła okropnie pulsować i zacisnęła zęby. 

- Nocna Iskro, wszystko dobrze? - usłyszała szept Słonej Bryzy z jej legowiska, po czym rozległy się lekkie kroki, gdy starsza z medyczek przekroczyła między nimi odległość, będąc niezwykle cicho ze względu na śpiącego Lwiego Mroza. - Czekałam aż wstaniesz. Lepiej żebyśmy wcześniej ruszyły na spotkanie z pozostałymi i... oh, co on ci zrobił?! - kontynuowała i przystanęła tuż przy swojej uczennicy ze zgrozą wymalowaną na pysku. 

  Czarna kotka wygięła kąciki ust w skrzywionym uśmiechu, po czym stęknęła cicho, odwracając się przodem do swojej mentorki. 

- Prawdopodobnie mam zwichniętą lub złamaną łapę - wymamrotała Nocna Iskra, po czym podniosła się do pozycji siedzącej. - Poza tym wszystko jest okej - dodała, widząc w szeroko otwartych oczach starszej kotki przerażenie. 

- Nie dobrze... Oj, nie dobrze. Nie sądzę byś mogła iść dziś do Gwieździstego Wodospadu w tym stanie - mruknęła z niezadowoleniem Słona Bryza, podchodząc do ich półki z ziołami. 

- Pójdę - miauknęła od razu młodsza medyczka z chłodną determinacją, zaciskając przy tym zęby, by nie syknąć z bólu. - Nie mogę nie iść, nie kiedy mój ojciec staje się tak potężny - dodała. 

  Słona Bryza spojrzała na nią bez przekonania, przekręcając głowę, po czym westchnęła cicho. Podeszła z powrotem do swojej uczennicy wylizującej swoje rany ze zwitkiem różnych ziół, które położyła koło nich. 

- Jeśli jest złamana, to nigdzie nie idziesz, rozumiemy się? - odezwała się po chwili ciemnoszara medyczka ostrym tonem, a jej uczennica skinęła niechętnie głową. 

- Niech będzie - burknęła z niezadowoleniem, podczas gdy jej mentorka zaczęła ostrożnie dotykać jej nieco spuchniętej łapy, sprawdzając jej stan. 

  Nie było to najprzyjemniejsze, ale im dłużej to trwało, tym Nocna Iskra coraz bardziej była przekonana, że jest to jedynie zwichnięcie - fala bólu zaczynała ustępować, zmieniając się jedynie w natrętne pulsowanie. 

  Nic się jednak nie odzywała i czekała na werdykt starszej od siebie pobratymki, której poddała się badaniom.

- Masz szczęście - westchnęła po chwili Słona Bryza. - Ale nie wiele brakowało, by złamała ci się ta kość. Nałożę na łapę liście czarnego bzu, usztywnię ją i jeśli się uprzesz, to możesz iść. Ale wolałabym żebyś została. To musi się goić - kontynuowała, zaczynając opatrywać pulsującą kończynę, a jej uczennica wzruszyła ramionami. 

- Może się goić od jutra. Chcę pójść i wziąć udział w mianowaniu na ucznia medyka Jałowcowej Łapy oraz muszę podzielić się językami z Klanem Gwiazdy - odparła, a jej mentorka posłała jej spojrzenie pełne dezaprobaty. 

- Tylko dlatego, że jesteś medyczką pozwalam ci samej oszacować swój stan. Ale jak zobaczę, że coś się dzieje podczas podróży do Gwieździstego Wodospadu, to odeślę cię do obozu - miauknęła szorstko Słona Bryza, a czarna kotka przekrzywiła głowę na te słowa. 

- Nie miałoby to sensu - stwierdziła i zaraz została spiorunowana spojrzeniem przez swoją mentorkę. 

  Po jej słowach zapanowało milczenie, którego żadna z nich nie zamierzała przerywać - jedna była zajęta przygotowywaniem dwóch kubek ziół podróżnych, a druga opatrywała młodszej jej skaleczenia po wizycie w Mrocznej Kotlinie. 

  Gdy rany czarnej kotki zostały opatrzone i obie medyczki spożyły zioła podróżne, razem opuściły obóz swojego klanu. 

  Nocna Iskra robiła wszystko by nie utykać, a podejrzliwe spojrzenie jej mentorki powodowało, że tym bardziej nie chciała okazać, że coś jest nie tak. 

  Musiała dzisiaj podzielić się językami z gwiezdnymi przodkami. 

  Przez pół księżyca trzymała ją myśl, że ich zobaczy i poprosi o pomoc z ojcem albo o jakąś wskazówkę, jak zmniejszyć jego potęgę. 

  Bała się, że niedługo kolejny kot padnie jego ofiarą, krztusząc się mazią, jak Biała Stopa w dniu ostatniego zgromadzenia. Na wspomnienie śmierci poprzedniego zastępcy, przeszył kotkę dreszcz i szybko pokręciła do siebie głową, by odepchnąć to zdarzenie na bok. 

  Nikt więcej tak nie umrze - obiecała sobie, kiedy dochodziły z mentorką do reszty medyków. 

  Ich grupa mocno się powiększyła, skoro każdy z medyków poza Szmaragdowym Sercem miał teraz własnego ucznia - najmłodszy, Jałowcowa Łapa patrzył z ekscytacją na każdego i czarna kotka zazdrościła kocurkowi jego wesołego ducha. 

- Oh, Nocna Iskro, co ci się stało?! - miauknęła z zaniepokojeniem Motyli Lot, gdy znalazła się koło przyjaciółki na końcu grupy wędrującej na spotkanie z przodkami. 

  Nocna Iskra spojrzała z ukosa na swoją mentorkę, która kątem oka je obserwowała, po czym westchnęła cicho. 

- Zawaliła się pode mną jakaś stara nora królika, gdy po niej przechodziłam i ziemia przygniotła mi łapę - odparła po chwili, znajdując jakieś sensowne wyjaśnienie stanu swojej łapy. 

- Okropne. Nawet ziemia potrafi  być złośliwa - westchnęła rudo-czarna kotka, kręcąc do siebie głową. 

- Jak widać, wszystko może okazać się pułapką - mruknęła trochę zmęczonym głosem Nocna Iskra, wzruszając ramionami i powstrzymała się od ziewnięcia. 

  Nieprzespana noc w Mrocznej Kotlinie, chora łapa i całodniowa wędrówka powodowały, że czarna kotka tuż przed Gwieździstym Wodospadem zaczynała padać na pysk ze zmęczenia, co chwile ziewając. 

- Niestety - przyznała jej cicho Motyli Lot, kładąc przelotnie ogon na barku przyjaciółki. - Przynajmniej dzisiaj mamy szansę otrzymać jakąś radę od naszych przodków. Mam nadzieję, że wiedzą co zrobić, żeby te biedne koty tak nie umierały - kontynuowała po chwili, a Nocna Iskra pokiwała głowa, krzywiąc się. 

- Mam ogromną nadzieję, że cokolwiek powiedzą - wymamrotała cicho i zignorowała zdezorientowane spojrzenie swojej przyjaciółki. 

  Nie miała siły jej wyjaśniać sensu swoich słów i nieco wrogiego nastawienia na spotkanie z przodkami, których jednocześnie chciała ujrzeć. Była zła, że gdy już ich spotykała, mówili nieskładnie i lakonicznie, więc jedyne czego się dowiadywała to podczas okropnych treningów z Wilczą Gwiazdą - a jej ojciec bardzo dobrze dobierał swoje słowa, że właściwie nic nie wiedziała.

  Na myśl, że miałaby powiedzieć Motylemu Lotowi o Mrocznej Kotlinie i rosnącemu w siłę kocurowi, przeszedł ją lekki dreszcz. Wiedziała, że taka informacja przebiegłaby szybciej przez klany niż królik przed nosem polującego. Nie zamierzała siać paniki i czekała, aż to przywódcy, którym odebrał po jednym życiu Wilcza Gwiazda postanowią poinformować o wszystkim swoich pobratymców. 

  Ona mogła jedynie informować o wszystkim co wiedziała Rdzawą Gwiazdę i liczyć, że to piekło wreszcie się zakończy. 

- Jałowcowa Łapo, czy życzysz sobie dostąpić udziału w tajemnicach Klanu Gwiazdy jako medyk? - odezwał się Jaszczurzy Kieł, gdy medycy dotarli do niewielkiej sadzawki pod niskim wodospadem. 

  Nocna Iskra spojrzała na jasnorudego ucznia i uśmiechnęła się na chwilę, widząc ekscytację, którą kocurek emanował całym sobą. 

- Tak - miauknął prędko Jałowcowa Łapa, prostując przy tym swój ogon. 

- Zatem podejdź - polecił mu spokojnym głosem medyk Klanu Mroku, a uczeń od razu wykonał usłyszane polecenie. - Wojownicy Klanu Gwiazdy, przedstawiam wam tego ucznia, który wybrał ścieżkę medyka. Obdarzcie go mądrością i wiedzą, żeby rozumiał wasze znaki i uzdrawiał swój klan zgodnie z wasza wolą. Połóż się tutaj i napij się wody Gwieździstego Wodospadu. 

  Czarna kotka widziała, jak drobne ciało jasnorudego kocurka drży od tysiąca targających nim emocji, gdy powoli napił się wody z sadzawki, by po tym położyć się tuż przy niej. Jego mentor wykonał tuż po nim to samo, a Nocna Iskra w tym czasie obserwowała jedynie, jak oddech Jałowcowej Łapy się uspokaja, gdy zapadał w sen. 

- Chodź - odezwała się cicho tuż przy niej Słona Bryza i czarna medyczka ruszyła za swoją mentorką w ciszy. 

  Ledwie Nocna Iskra zdołała położyć się na ziemi w cieniu Gwieździstego Wodospadu, a sen sam ją pochłonął. 

  Krzyk samoistnie opuścił jej usta, gdy zorientowała się, że spada w dół poprzez głęboki tunel wypełniony nieskończoną ilością krzewów jeżyn i maliny. Czuła, jak ostre gałęzie i kolce tych roślin ranią jej skórę i wyszarpują futro, ale nie mogła nic z tym zrobić - spadała tunelem, w którym nie było możliwości na zatrzymanie się. 

  Kotka była niemal pewna, że to spadanie nigdy się nie skończy i po prostu utonie w tej monotonności, ale wtedy upadła na miękki grunt całym swoim ciałem. 

  Jęknęła cicho i zamrugała parę razy, po czym uniosła głowę, by rozejrzeć się po miejscu, w którym się znalazła - była to ogromna polana, porośnięta tysiącem kwiatów. 

  Westchnęła cicho, czując miękką trawę pod sobą, która była niczym puch po ostrych krzewach leśnych roślin, pachnąc przy tym porą zielonych liści - Nocna Iskra pozwoliła tej przyjemnej woni ją otoczyć i wetknęła w zielone źdźbła swój nos. 

- Nie wezwałam cię tu po to, byś się wylegiwała. Wstawaj - usłyszała za swoimi plecami czyjeś miauknięcie, a po chwili poczuła, jak w tył jej głowy uderza ją niewielki patyk. 

  Westchnęła cicho i pośpiesznie podniosła się z pozycji leżącej - gdy zorientowała się, że jej zwichnięta łapa nie pulsuje, z ekscytacją godną kociaka, odwróciła się przodem do przemawiającego do niej kota. 

  Jej oczom ukazała się biała kocica o kremowej plamie na nosie i bursztynowych oczach, których spojrzenie było utkwione w jej osobie. 

- Kim jesteś? - spytała czarna kotka, marszcząc lekko nos, ponieważ nie kojarzyła tej przodkini ze swoich wszystkich wizyt w Klanie Gwiazdy. 

- Od zawsze uważałam za głupotę fakt, że nigdy nie opowiadano wam na dobranoc o pierwszych przywódcach i medykach. Czysta zniewaga dla naszych osiągnięć - westchnęła z niezadowoleniem biała kocica, strzepnąwszy ogonem. - Jestem Ibisiowa Nadzieja, druga medyczka Klanu Lasu - dodała jakby od niechcenia, a Nocna Iskra zamrugała z zaskoczeniem na te słowa. 

- Oh, to dla mnie zaszczyt cię - zaczęła pośpiesznie, ale starsza medyczka weszła jej w słowo. 

- Super, przejdźmy od razu do rzeczy, co? Nie mamy całych księżycy na pogaduszki - miauknęła Ibisiowa Nadzieja z niecierpliwością w głosie. 

  Nocna Iskra już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale wtedy biała kocica po prostu odwróciła się do niej tyłem i ruszyła biegiem przez polanę, na której się znajdowały. Nie wiedząc co ma tak właściwie zrobić, ruszyła za gwiezdną przodkinią, której biały ogon prowadził ją między wyższymi źdźbłami trawy. 

- Gdzie idziemy? - zdołała z siebie wyrzucić, doganiając w pełnym biegu Ibisową Nadzieję. 

- Na granicę z Mroczną Kotliną - odparła jej ponurym głosem kocica. 

  Czarna kotka momentalnie się spięła, słysząc te słowa i zwolniła kroku, aż całkowicie się zatrzymała. Przodkini nie umknął ten fakt i sama przystanęła, mrużąc lekko swoje bursztynowe oczy. 

- Dlaczego? - spytała cicho Nocna Iskra, a jej towarzyszka westchnęła przeciągle. 

- Chciałam ci pokazać, jak niebezpieczne jest to miejsce nawet dla Klanu Gwiazdy - odparła jej Ibisiowa Nadzieja i uniosła na chwilę głowę do góry. - Niestety, ale nie jesteśmy w stanie wam pomóc. Wiem, jak często nas wzywacie, jak bardzo chcecie naszej pomocy. I nie wiesz, jak łamią się nam serca, że nic nie możemy zrobić, bo sami ledwo utrzymujemy granicę z tymi parszywymi sierściuchami.

  Nocna Iskra zamrugała z zaskoczeniem, słysząc te słowa kocicy i tuż po nich zarejestrowała odległy okrzyk bólu, jakby ktoś niedaleko naprawdę toczył jakąś walkę. 

  Dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa, gdy dotarło do niej, że potęga jej ojca wykraczała poza granice jej wyobraźni. 

  Jeśli był w stanie atakować Klan Gwiazdy na równi z odbieraniem żyć w klanach w lesie, to co tak naprawdę mogło go powstrzymać? 

- Atakują nas, naruszając dawno temu ustalony podział i przez to równowaga jest zachwiana. Wilcza Gwiazda korzysta z wytwarzanego przez siebie chaosu - kontynuowała swoją wypowiedź Ibisiowa Nadzieja, której ogon zaczął nerwowo drgać. - Nie wiem ile nam się uda toczenie bezowocnej walki z nimi, ale wiem, że póki krew bliźnich się nie poleje, jego duch zostanie tam gdzie być powinien. Musisz dopilnować, by krew się nie polała. Nie może nastąpić ofiara, która pomoże mu zdobyć wszystko - przy ostatnich słowach jej bursztynowe oczy zaszedł cień. 

  Nocna Iskra zrobiła jeden krok do tyłu, cofając się od przygniatającego spojrzenia dalekiej przodkini. 

- Jaka ofiara? Skąd mam wiedzieć czemu mam zapobiec, gdy mówicie tak ogólnikowo? - spytała, przełykając nerwowo ślinę. 

- Podzieliłam się z tobą i tak ogromną wiedzą, Nocna Iskro. Skorzystaj z niej i nie dopuść do tego, co musi być uniknione. Albo bliźni sprowadzą powódź krwi na las - wyszeptała Ibisiowa Nadzieja ledwie słyszalnie. 

  Czarna kotka chciała coś odpowiedzieć i zaprotestować - nie chciała po raz etny zostać z właściwie niczym. 

  Nie miała jednak takiej możliwości, bo ledwie Ibisowa Nadzieja zakończyła swoją wypowiedź, a wszystko zlało się w jedną, czarną plamę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro