Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

「Rozdział 30」

  Sen sam zamykał oczy czarnemu kocurowi, ogarniając go pod koniec męczącej wędrówki z powrotem do klanów. Ostatnie wschody słońca były cięższe, ponieważ wędrujące koty narzuciły sobie jeszcze szybsze tempo, a dodatkowo pogoda zaczęła się pogarszać przez pojawienie się pory opadających liści. 

  Lodowe Spojrzenie stłumił ziewnięcie, stojąc koło pozostałych, którzy dyskutowali o tym, gdzie lepiej się zatrzymać - w opuszczonym legowisku dwunożnych czy w jamie, która miała w sobie zwietrzały zapach lisa. 

- Nie zamierzam wchodzić do czegokolwiek co śmierdzi dwunożnymi - warknął Leszczynowy Cień, strosząc swoje futro ze złości, kiedy padł kolejny argument Mięty, która upierała się przy nocowaniu w opuszczonej budowli, która bardzo przypominała wojownikowi z Klanu Mroku jej były dom. 

- Już raz wszedłeś. Nic ci się nie stanie, jak wejdziesz raz jeszcze. Będzie dzisiaj padać, a to da nam schronienie przed deszczem - odpowiedziała szylkretka, a jej ogon zadrgał nieco mocniej niż wcześniej, pokazując jej zirytowanie. 

- Jama też nas osłoni - zaprotestował jasnobrązowy kocur, obnażając zęby w grymasie. - Jeśli tak tęsknisz za dwunożnymi, to proszę bardzo, droga wolna, wracaj skąd przybyłaś - dodał ze złością. 

  Lodowe Spojrzenie widział, jak słowa Leszczynowego Cienia powodują na twarzach pozostałych lekkie zmieszanie czy oburzenie - jasnobłękitne oczy Lamparciej Cętki ciskały w tym momencie pioruny w stronę pyskowatego wojownika z Klanu Rzeki. 

- Wolisz dusić się w smrodzie lisa przez swoją dumę? To proszę bardzo. Ja idę spać do legowiska dwunożnych, bo jest bezpieczniejsze - odparowała Mięta, a sierść na jej karku delikatnie się uniosła. 

- Hej! Nie powinniśmy się rozdzielać! - zaprotestowała Lamparcia Cętka, wtrącając się w rozmowę, z zaciętym wyrazem pyska. - Może zagłosujmy? - dodała łagodniejszym tonem, skacząc wzrokiem pomiędzy dwójką zjeżonych kotów. 

- A po co? On i tak nie wejdzie do legowiska, więc po co sobie języki strzępić. Zresztą - nie mam ochoty dzielić z nim posłania dzisiejszej nocy - warknęła Mięta z grymasem na twarzy. - Myślę, że wyjątkowo możemy się rozdzielić. Nic się nie stanie - dodała, trzepnąwszy lekko ogonem i nie czekając na odpowiedź, ruszyła do wysokiej konstrukcji. 

  Lodowe Spojrzenie widział brak przekonania na pysku swojej siostry, która skakała spojrzeniem pomiędzy dwoma kotami, które chwilę wcześniej dość mocno się spierały. 

- Pozwolisz jej się tak rządzić? Nie jest nawet z klanów - syknął prowokacyjnie Leszczynowy Cień, mrużąc swoje bursztynowe ślepia, że były małymi szparkami. 

- A przepraszam bardzo, co ci przeszkadza, że ktoś nie jest z klanu - warknął Zmierzch, łypiąc bykiem na wojownika z Klanu Wody. - Mięta czy ja mamy prawdopodobnie większą wiedzę, jak przetrwać, bo nie żyliśmy odseparowani od świata w klanach przez całe życie - dodał z wyczuwalną irytacją w głosie, po czym z wysoko uniesioną głową ruszył za szylkretką. 

  A Lodowe Spojrzenie pierwszy raz zgodził się w myślach z brązowo-rudym kocurem. 

  Nie umiał zrozumieć powodu całego tego sporu, bo lepszym wyjściem z dwojga złego wydawało się opuszczone legowisko dwunożnych, bo nie miało na sobie żadnych podejrzanych zapachów. Miał nadzieję, że jego siostra przystanie na rozdzielenie się, jeśli wojownik z Klanu Wody uprze się przy swoim - czarnemu kocurowi jakoś nie uśmiechało się spanie w jamie z odorem lisa. 

- Od kiedy nasze pochodzenie z klanów definiuje nas jako kogoś lepszego, Leszczynowy Cieniu? - miauknęła z irytacją Łaciate Futro, stając dokładnie naprzeciw kocura, który wrogim spojrzeniem odprowadzał Zmierzcha.

- Te koty nie mają żadnego kręgosłupa moralnego. Pewnie ledwie dawali radę nim nas poznali - odparował z frustracją jasnobrązowy kocur, po czym został zgromiony wzrokiem przez łaciatą wojowniczkę. 

- Ty za to jesteś pozbawiony taktu. Nie wierzę, że jakikolwiek kot mógł mianować kogoś takiego na wojownika - warknęła wojowniczka, po czym machnęła ogonem. - Możesz sobie sam spać w jamie - dodała i ruszyła równym krokiem w stronę opuszczonego legowiska dwunożnych.

- Muszę przyznać, że lepszym wyborem jest ta opuszczona budowla - wymamrotała Lamparcia Cętka, a jej brat widział, jak walczy sama ze sobą - za pewnie chciała pójść tam gdzie będzie czuła się bezpieczniej, ale jednocześnie nie chciała zostawiać kogokolwiek samego. 

- Ja mogę pójść spać w jamie z Leszczynowym Cieniem - miauknął nim zdołał przemyśleć te słowa, bo widział, jak zaczyna to wszystko dręczyć kremowo-brązową kotkę. 

- Nie potrzebuję żadnego towarzystwa. Zwłaszcza twojego - warknął ze złością jasnobrązowy kocur, wysoko unosząc głowę. - Poradzę sobie. Przyjdę do was o świcie - dodał, po czym odwrócił się i w paru susach zniknął w wybranym przez siebie legowisku. 

  Lamparcia Cętka westchnęła cicho i odwróciła się w stronę brata ze zmartwieniem w swoich jasnych oczach. Kocur czując, że ta będzie chciała przeprowadzić jakąś - za pewnie poważną - rozmowę, spiął mięśnie i szybko rzucił:

- Nie przejmuj się nim. Chodźmy do pozostałych. Padam na pysk. 

  Nie czekając na odpowiedź siostry, ruszył szybkim krokiem do opuszczonego legowiska dwunożnych, które już przywłaszczyło sobie delikatną woń przybyłych kotów. Słyszał za sobą lekkie kroki Lamparciej Cętki, które z każdym uderzeniem serca stawały się wolniejsze - Lodowe Spojrzenie uznał to za mały sukces, bo ta za pewnie odpuściła sobie z nim gadania. 

  Nie wiedział czemu tak unikał rozmów z siostrą.

  Coś sprawiało, że nie chciał zostawać z nią sam na sam, jakby ta miała się dowiedzieć o jego treningach z ojcem niczym Nocna Iskra. 

  A myśl, że znów miałby ujrzeć pełne zawodu spojrzenie gryzła go niemiłosiernie. Zamierzał zrobić wszystko, by nie czuć się ponownie, jak głupie kociątko ganione przez matkę samym wzrokiem. 

- Stanę na pierwszej warcie - miauknęła wojowniczka z Klanu Chmur, kiedy rodzeństwo znalazło się w środku. 

- Nie, niech miła kotka pozwoli, że ja obejmę pierwszą. Ewidentnie padasz z łap, Łaciate Futro - powiedział Zmierzch, materializując się nagle przy wyjściu, tuż koło przechodzącej w ciszy Lamparciej Cętki. 

- Ale zwykle ty bierzesz pierwsze. Nie musisz mieć ich zawsze - zaprotestowała z konsternacją kotka o biało-czarnym futrze, a jej słowa samotnik zbył niedbałym machnięciem ogona. 

- Dokonuje wielkiego poświęcenia, abyście mogli położyć się spać jako pierwsi - odparł jej z błyskiem w zielono-bursztynowych oczach, których spojrzenie było skupione na kładącej się w rogu budowli Lamparciej Cętki. 

- Jakież to szlachetne z twojej strony - prychnęła Mięta, kręcąc się w stogu siana, które było rozrzucone po prawie całej powierzchni. 

- No tyle mogę zrobić po tym, jak zgodziliście się wziąć mnie ze sobą - miauknął przymilnie Zmierzch, a prychnięcie opuściło pysk Lodowego Spojrzenia. 

- Technicznie rzecz biorąc, nie mieliśmy wyboru, bo była to zapłata za pomoc - odparł mu czarny kocur, znajdując grubszą warstwę siana, na której mógłby się położyć. 

- Ty też jak zawsze bardzo taktowny - fuknęła na niego Łaciate Futro, moszcząc się blisko Mięty, na co szylkretka posłała krótki uśmiech w jej stronę. 

  Lodowe Spojrzenie jedynie wzruszył barkami, układając się na miękkim sianie, zakładając, że może już się położyć. Senność kleiła mu oczy, ale widział, jak skulone ciało jego siostry znajduje się w samym rogu ogromnej budowli, z dala od wszystkich. 

  Na chwilę ogarnął go niepokój o kremowo-brązową kotkę, ale nim zdołał się podnieść, by do niej podejść, to uczucie przeminęło. 

  Nic jej nie jest - stwierdził w myślach, chcąc przekonać samego siebie, po czym nakrył nos swoim ogonem. 

  Ostatnie co widział, nim rzeczywistość zlała mu się w czarną plamę, to Zmierzcha podchodzącego do Lamparciej Cętki i nachylającego się, jakby chciał coś powiedzieć. 

  Sen pochłonął go, jakby tylko na to czekał, wrzucając czarnego kocura do swojej pustki. 

  Wszystko wirowało mu w głowie, nie pozwalając wojownikowi przez dłuższą chwilę zorientować, gdzie tak naprawdę się znajduję. 

  Gdy nagle jego ciało uderzyło o twardą, chłodną powierzchnie, a jego nos zalał siarczysty zapach, wiedział, gdzie dotarł - jak zawsze Mroczna Kotlina zapraszała go do swoich objęć. 

  Jęknął cicho, czując, jak od uderzenia zaczynają pulsować mu zmęczone mięśnie, po czym powoli się podniósł, rozglądając dookoła. Wzrok wolno przyzwyczajał się do otaczającej go ciemności w kamiennym korytarzu, a słuch dopiero po chwili zaczął wyłapywać rozmowę z niedaleka. 

  Lodowe Spojrzenie zmarszczył lekko nos, po czym nastawił uszy, chcąc zorientować się kto rozmawia i czy daleko ma od swojego ojca, by stawić się na treningu. 

- Nie podoba mi się to czekanie, Wilcza Gwiazdo. Czekam już na to tak wiele księżycy - rozległ się czyjś głos z wyczuwalną frustracją, który czarny kocur kojarzył, nie wiedział jednak skąd. 

- I poczekasz jeszcze trochę, Wiśniowa Skóro. Najpierw dotrą do klanów, a potem wszystko zacznie się w przeciągu dwóch księżyc. Wszystko zostało już dawno dokładnie zaplanowane - odparł inny kot, a Lodowe Spojrzenie od razu rozpoznał głos ojca. 

- A w twoich planach została rozważona też możliwość zawahanie się twojego syna? Widzisz, że ta Pełnia wpłynęła na niego. Nawet jak ten głupi sierściuch to wypiera, to i tak widać, że dręczą go jej słowa. Nie może ich zrozumieć, dobrze o tym wiesz - warknęła Wiśniowa Skóra, a jej słowa na chwilę zmroziły czarnego kocura, który zamierzał podkraść się nieco bliżej. 

  Mówiła o nim, jakby był swego rodzaju przeszkodzą. 

  Ale on nią nie był. 

  Zamierzał wykonać to o co poprosi go ojciec. Prawda? 

  W jego głowie zamigotał wyblakły pysk starej kocicy, którą spotkał dwa księżyce wcześniej i mimo wszystko, przeszedł go dreszcz. 

- Nie pozwalam ci mówić tak o moim synu. Zrobi to co mu powiem. Ja to po prostu wiem - rozległo się syknięcie Wilczej Gwiazdy, a niebezpieczna nuta w jego głosie spowodowała szybsze bicie serca u omawianego. 

  Cokolwiek powie... Zrobię to? Mój ojciec mnie potrzebuje - powiedział do siebie w myslach, ale sam siebie nie umiał przekonać, bo zwątpienie nagle zaczęło w nim rosnąć. 

  Myśli w jego głowie krążyły jak zwariowane, powtarzając mu, że Wilcza Gwiazda na pewno nie chce zniszczyć ponownie klanów - w końcu po co miałby szkolić koty na ziemi, skoro później musiałby je zniszczyć. 

  Nie.

  Cokolwiek planował jego ojciec, nie mogło być okrutne i Lodowe Spojrzenie zamierzał mu pomóc, na ile będzie mógł. 

- Koniec dyskusji, Wiśniowa Skóro. Czuję świeży zapach mojego syna, co znaczy, że niedługo tu się pojawi - rozległy się kolejne słowa Wilczej Gwiazdy, a do czarnego kocura dotarło, że nie usłyszał odpowiedzi widmowej kocicy. 

- Niech będzie. Ale musisz pamiętać, że słowa tej przeklętej Pełni mają wielką moc - prychnęła z irytacją Wiśniowa Skóra, po czym do uszu podsłuchującego wojownika dotarło odległe dudnienie, gdy kocica odchodziła jednym z korytarzy. 

  Przełknął nerwowo ślinę, nie wiedząc co ma tak właściwie zrobić. 

  Czuł się dziwnie z faktem, że sojusznicy jego ojca mu nie ufają, a dodatkowo po podsłuchaniu już nie pierwszej takiej rozmowy, nie umiał się zmusić do stanięcia przed swoim rodzicielem. 

  Łapy za pewnie zamierzały wrosnąć mu w ziemię, ale miał świadomość, że nie może wystawiać cierpliwości ojca na próbę. Zmusił się do zrobienia jednego kroku, a potem kolejnego, by wreszcie wyjść z korytarzem do tej samej co zwykle jaskini. 

  Wilcza Gwiazda siedział do niego tyłem, a jego muskularna sylwetka rzucała cień na ścianę przed nim. 

- Mam nadzieję, że gotowy na trening - powiedział leniwym głosem ojciec Lodowego Spojrzenia, odwracając się do niego przodem. 

  Czarny wojownik zdołal wymusić na pysk blady uśmiech, po czym skinął głową i powiedział:

- Jak zawsze. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro