Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

「Rozdział 10」

- Ruszaj się! - Rozległo się zirytowane warknięcie tuż koło ucha Lodowego Spojrzenia, a po chwili kocur poczuł, jak czyjeś pazury przejeżdżają po boku jego głowy. - A jeśli jesteś taki leniwy, to co ty tu jeszcze robisz?! - dodano jeszcze ciche syknięcie, a wąsy wojownika zadrgały nerwowo. 

  Podniósł się pośpiesznie z pozycji leżącej, czując nieprzyjemny ból, który rozbiegał się od ucha po samą brodę od lewej strony, w miejscu gdzie ostre pazury przejechały chwilę wcześniej. Stłumił syknięcie irytacji, pomieszanej z bólem i rozejrzał się zmrużonymi oczami po znajomym miejscu, pogrążonym w półmroku. 

  Ledwie zdołał się podnieść z pozycji leżącej, wybudzając się z krótkiej drzemki, którą miał pomiędzy światem gdzie podróżował, a kotliną, w której odbywał nocne szkolenia, a ktoś przyszpilił go do ziemi.

  Sapnął, wyraźnie zaskoczony, a jego wszystkie zmysły natychmiast się przebudziły dostatecznie, zdając sobie z sytuacji w jakiej Lodowe Spojrzenie się znalazł. Spróbował przekręcić się w bok, jednak z każdym momentem ostre pazury wbijały mu się w barki i czarny kocur wiedział, że lada chwila przebiją jego skórę tak mocno, że będzie miał duży problem z tłumaczeniem się z nowych ran przed resztą swoich zbyt ciekawskich towarzyszy. 

  Obrócił głowę do tyłu i widząc kremową, cętkowaną łapę, szybko zacisnął na niej swoje szczęki, mając nadzieję, że ucisk nieco zelży. 

  Zdawał sobie sprawę, że Wilcza Gwiazda tak po prostu nagle go nie puści, a powoli zaczynało go mdlić od bólu zadawanego przez kota. 

  Rozległ się cichy syk frustracji i uścisk odrobinę zależał. 

  Lodowe Spojrzenie natychmiast wykorzystał te sytuację, kopnął niezgrabnie kocura, po czym przeturlał się na bok, czując nieprzyjemny ból również na barkach. Prychnął i pokręcił parę razy szybko głową, aby pozbyć się spływających kropli krwi po policzku. 

  Czerwone krople upadły na kamienną podłogę, wysychając momentalnie, jednak czarny wojownik skupił swoją całą uwagę na górującym przed nim kocurem o brązowo-kremowej sierści. 

  Lodowe Spojrzenie zjeżył swoje futro, czując narastającą w nim złość, mieszaną z doskwierającym mu przemęczeniem w ostatnich dniach, po czym wyrzucił z pretensją:

- Mógłbyś dać mi choć chwilę spokoju? - rzucił z irytacją, a jego ucho drgnęło. - Próbuję wszystkiego co tylko mogę, ale jak ty oczekujesz ode mnie pomocy, gdy nawet spać nie mogę?! Lamparcia Cętka wręcz gna by wrócić do klanów - dodał, mrużąc ze złością lodowe oczy. 

  Jego wściekłe spojrzenie otrzymało odpowiedź w postaci beznamiętnego błysku w tęczówkach jego ojca, po czym brązowo-kremowy kocur strzepnął delikatnie ogonem, którego końcówka drgała cały czas. 

- Chcesz powiedzieć, że nie sprostasz zadaniom i zamierzasz mnie zawieść? - rzucił chłodno Wilcza Gwiazda, spoglądając na niego ze zbyt dużym spokojem według czarnego wojownika. 

- Nie to miałem na myśli. Po prostu - zaczął pośpiesznie Lodowe Spojrzenie, chcąc w jakiś sposób wytłumaczyć swój nagły wybuch, którego nie był w stanie powstrzymać po bolesnych ciosach, które zadał mu widmowy kocur. 

- Zamilcz - warknął z ostrzegawczą nutą Wilcza Gwiazda, podchodząc do niego odrobinę bliżej. - Albo zrozumiesz wagę tego, co przed nami, albo radziłbym ci zacząć uciekać. Nie zamierzam się użerać z rozwydrzonym kociakiem, którym najwyraźniej jesteś - prychnął ze złością, przejeżdżając ogonem po pysku syna. - A to co wymyśliła Lamparcia Cętka szczerze mnie nie interesuje. Bylebyś ty wykonał to co do ciebie należy - dodał, a przy ostatnich słowach w jego lodowych oczach błysnął niebezpieczny błysk. 

  Lodowe Spojrzenie powstrzymał się każdym członkiem swojego ciała przed wycofaniem się chociaż o dwa kroki, aby nie dać się swojemu ojcu. Czuł, jak jego ostre spojrzenie zaczyna ciążyć mu na już krwawiących barkach, ale zamiast tego, przymknął na chwilę oczy i szybko przybrał zobojętnienie. 

- Wybacz, ojcze. Źle się wyraziłem, ale nie musisz we mnie wątpić - mruknął krótko, utrzymując spojrzenie brązowo-kremowego kocura. 

- We mnie tym bardziej. Zjawiam się zawsze na czas - rozległo się nagle tuż za Lodowym Spojrzeniem zuchwałe miauknięcie, od którego sierść na karku czarnego kocura delikatnie się zjeżyła. 

  Odwrócił się powoli, ignorując piekące rany i spojrzał z frustracją na brązowo-rudego kota, którego kpiące spojrzenie bursztynowo-zielonych oczu było utkwione właśnie w nim. Warknął cicho ze złością, podczas gdy Wilcza Gwiazda łypnął niechętnie na Zmierzch. 

- Jeśli zaraz nie przestaniesz mielić tym jęzorem kiedy nie powinieneś, to polecę komuś wyrwanie ci go - syknął na samotnika, którego zuchwały uśmieszek natychmiast zniknął z twarzy, zastąpiony zakłopotaniem. 

- Nie zamierzałem - zaczął pośpiesznie swoje usprawiedliwienie kocur, ale przerwał, gdy z gardła Wilczej Gwiazdy rozległ się cichy, nieprzyjemny dla uszu warkot. 

- Jeszcze usłyszę jedno głupie tłumaczenie od któregoś z was, to możecie zapomnieć o jakimkolwiek treningu tutaj - prychnął, a Zmierzch natychmiast cofnął się od trzy kroki do tyłu. - Poleciłem ci poczekać w sąsiedniej kotlinie z Wiśniową Skórą do momentu, aż bym cię zawołał - kontynuował, a samotnik wymamrotał coś pod nosem tak cicho, że tylko on to usłyszał. 

-  Poszła sobie, bo powiedziała, że ma coś innego do zrobienia - rzucił jakby od niechcenia brązowo-rudy kocur, machnąwszy przy tym ogonem. 

  Lodowe Spojrzenie, dostrzegł, jak futro na karku jego ojca zaczyna unosić się delikatnie z frustracji na słowa Zmierzchu, jednak Wilcza Gwiazda szybko wygładził z powrotem swoją sierść. 

- Cudownie - mruknął krótko i zmierzył spojrzenie oba koty. - Mam nadzieję Lodowe Spojrzenie, że pomimo tych ran, zamierzasz zostać na treningu. Może byście się wreszcie czegoś od siebie nauczyli. Przydałoby się, abyście później widzieli w sobie bardziej druha niż wroga - kontynuował, a czarny kot przewrócił oczami na te słowa. 

  Nie umiał sobie wyobrazić, że kiedykolwiek byłby w stanie uważać samotnika za kogoś godnego zaufania czy widzieć w nim kogoś innego niż głupiego sierściucha, który nie wiadomo czemu przypałętał się do kotliny, w której ewidentnie zamieszkiwały nieżyjące koty z klanów. 

- Z chęcią skorzystam z każdego treningu - rzucił krótko, polizawszy przy tym swoje rany na barkach. Czuł na sobie uważne spojrzenie Zmierzchu, jakby ten oceniał go, jak łatwo będzie mu pokonać kota z klanu. 

  Zaraz mu pokaże, gdzie głupie kule futra mają swoje miejsce - przeleciało mu przez myśl, próbując przy tym ze wszelkich sił przygładzić swoją sierść, aby nie pokazać swojej złości, którą emanował już dłuższy czas. 

  Wilcza Gwiazda bez słowa kiwnął mu krótko głową, po czym zniknął, aby pojawić się na wyższej półce skalnej w jaskini i mieć dobry widok na walczących. 

  Skinął im krótko głową i zarówno Lodowe Spojrzenie, jak i Zmierzch przypadli do wygodnych dla siebie pozycji, stając naprzeciw siebie. Czarny kocur skupił całą swoją uwagę na kocie przed nim, jednak chwilę przed atakiem samotnika, coś innego rozproszyło jego uwagę. 

  W jednym z tunelów tuż za plecami Zmierzchu ujrzał w ciemności jasne, pomarańczowe oczy, które jarzyły się w półmroku. Czuł na sobie wzrok tego kota i z jakiegoś powodu, przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, którego już nie miewał zwykle nawet pod ostrym spojrzeniem własnego ojca. 

  Wciągnął nerwowo powietrze, a w tym samym momencie został zaatakowany od boku i opadł na kamienną ziemie, zaskoczony. 

  Zamrugał i pomarańczowe ślepia zniknęły, zastąpione kpiącymi bursztynowo-zielonymi oczami Zmierzchu, który z satysfakcją przyciskał go do ziemi. 

  Wściekłe parsknięcie opuściło pysk Lodowego Spojrzenia i ten szybko zamachnął się łapą z pazurami na brązowo-rudego kocura. Przejechał ledwie po jego policzku, jednak tyle wystarczyło i pierwsze krople krwi opryskały go. 

  Samotnik rozluźnił nieświadomie uścisk w momencie, gdy poczuł ból po zadanym ciosie, co dało czarnemu wojownikowi szansę na wyślizgnięcie się spod jego łap. Natychmiast wykorzystał szansę, zamachnąwszy się przy tym ponownie na pysk kocura. Zmierzch syknął ze złością, odskakując na chwilę i zmrużył swoje bursztynowo-zielone ślepia. 

  Lodowe Spojrzenie odwzajemnił jego spojrzenie, po czym rozpoczął swój atak na samotnika. Ten nie zdołał dostatecznie szybko zareagować i wojownik uczepił się jego barków, wbijając pazury w jego sierść. 

  Zmierzch zaczął się kręcić, próbując go zrzucić na różne sposoby, jednak miał duży problem, chociażby dlatego, że kot z klanów był od niego cięższy. 

  Samotnik sapnął ciężko, ponownie się obracając, a gdy to nie dało mu oczekiwanego rezultatu, po prostu przewrócił się na plecy. Lodowe Spojrzenie był świadomy, że kocur spróbuje wreszcie to zrobić, dlatego nim został zmiażdżony przez jego ciężar, odskoczył na bok. 

  Wykorzystał moment, w którym Zmierzch odsłonił swój w większości biały brzuch i naskoczył na niego, przyszpilając do ziemi. 

  Oczekiwał w tamtym momencie, że Wilcza Gwiazdy zakończy ich walkę, mówiąc, że świetnie mu poszło. 

  Nic takiego się nie stało, bo widmowy kot siedział dalej na półce skalnej, ze spokojem obserwując rozgrywającą się przed nim akcją. Lodowe Spojrzenie nerwowo przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że jego ojciec oczekuje od niego, aby zaczął atakować brzuch przeciwnika, jednak w jego mniemaniu byłoby to za brutalne, jak na zwykły trening. 

  Nie chciał jednak puścić samotnika i okazać, że nie umie walczyć, dlatego poczuł ogromną ulgę, gdy do jego uszu, jak przez mgłę, dotarł dobijający się, znajomy głos. 

  Westchnął ciężko i zaraz zamknął oczy, pozwalając sobie uciec z kotliny, jak najszybciej się dało. 

  Nie zamierzał w zwykłym treningu ranić aż tak bardzo samotnika, nawet jeśli nie cierpiałby go najbardziej na świecie. Zachowanie Wilczej Gwiazdy ewidentnie wskazywało, że ten oczekiwał czego innego i ledwie po przebudzeniu się z kotliny, już zaczął się oswajać z myślą o czekającej na niego rozmowie z widmowym ojcem. 

- Jesteś cały we krwi! - zaskowyczała przerażona Lamparcia Cętka, której słowa dopiero wtedy dotarły do czarnego kocura. 

  Brązowo-kremowa kotka obwąchiwała właśnie ze strachem jego ranę na policzku i ten zacisnął zęby, nie chcąc palnąć niczego opryskliwego. Było zrozumiałe, że jego siostra się martwiła, jednak nie zamierzał jej się z niczego tłumaczyć. 

  I tak byś nie zrozumiała - przeleciało mu przez myśl, gdy przelotnie spojrzał na kotkę z Klanu Lasu, po czym poderwał się całkowicie odrętwiały z pozycji leżącej. Czuł okropny ból w każdym swoim mięśniu i nie był w stanie powstrzymać się przed skrzywieniem. 

- Nic mi nie jest. To tylko parę zadrapań. Chyba między tą paprocią były jakieś jeżyny - rzucił niedbale, polizawszy jedną z piekących ran na barkach. 

  Lamparcia Cętka obdarzyła go zaniepokojonym spojrzeniem, a dziwny błysk, jaki ujrzał wtedy w jej jasnych oczach, wywołał w nim dziwny niepokój. Spiął się lekko pod wzrokiem siostry, podczas gdy nagle koło ich dwójki znalazł się jeszcze jeden kot. 

- Albo ty po prostu spać nie umiesz - rzucił kpiąco Leszczynowy Cień, mierząc go uważniejszym spojrzeniem bursztynowych oczu. - Wyglądasz jakbyś walczył ze stadem wielkich borsuków - dodał dość niechętnie, marszcząc przy tym nos. 

- Cudownie - prychnął ironicznie Lodowe Spojrzenie, wychodząc spod paproci, pod którą miał tej nocy prowizoryczne legowisko. 

  Ich podróż powrotna zaczęła się jakiś czas temu i z każdą nocą dało się zauważyć coraz częstsze, chłodniejsze podmuchy, świadczące o zbliżającej się porze spadających liści. Na całe szczęście, zwierzyna nie chowała się jeszcze po swoich norkach, więc nie chodzili głodni i jedyne co było ciągle niewygodne, to gderający Leszczynowy Cień. 

- Żebyś tylko nas nie spowalniał - burknął w odpowiedzi brązowy kocur. - Nie zamierzam wlec się z wami dłużej, bo ty nie umiesz się nie zranić, śpiąc koło jeżyny. Zamierzam jak najszybciej tą głupią podróż zakończyć. Wiele z niej nie wynieśliśmy - kontynuował, odsłaniając zęby w grymasie, po czym odmaszerował z wysoko uniesioną głową, mijając Łaciate Futro, która w pysku trzymała dopiero co złapanego królika. 

- Wynieśliśmy więcej niż ci się wydaje, króliczy móżdżku! - krzyknęła za nim łaciata kotka, gdy odłożyła upolowana zwierzynę na ziemie, po czym westchnęła przeciągle, spoglądając na Lodowe Spojrzenie. - Wszystko w porządku? - spytała z lekkim niepokojem, marszcząc przy tym nos. 

  Czarny kocur przewrócił jedynie oczami na te słowa, po czym spojrzał z ukosa na Lamparcią Cętkę, która już zdołała znaleźć gdzieś trochę nagietka i zaczęła okładać nim jego oczyszczone rany. 

- Nic mi nie jest - rzucił uparcie, mrużąc z frustracją oczy. - Możemy ruszać nawet teraz, jeśli wszyscy są gotowi - dodał, chcąc zaznaczyć to, że nic mu nie jest. 

  Lamparcia Cętka jedynie prychnęła cicho pod nosem, po czym zmierzyła go dłuższym spojrzeniem lodowych oczu. Nic nie powiedziała, jednak wzrok kotki z jakiegoś powodu wzbudził niepokój w Lodowym Spojrzeniu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro