Rozdział 9
-Niech wszystkie koty dość duże, by samodzielnie polować zbiorą się pod Wysoki Głaz!- Różany Płatek usłyszała znajome słowa przyzywające klan. Wyszła na polanę z Słonecznym Blaskiem.
-Ciekawe o co chodzi, Różany Płatku- miauknął złotawy kocur, a szylkretka zauważyła kociaki Ostrokrzewiastego Kwiatu siedzące pod skałą.
-Pewnie mianowanie na uczniów, Słoneczny Blasku.
-Ej.
Kocur naskoczył na nią i poturlali się po ziemi.
-Cisza- syknęła Piaskowa Burza stojąca nad nimi.- Super, że się kochacie, ale teraz się uspokujcie.
-Diamentko, Jałowcu, Nagietko, Mgiełku wystąpcie.
Czwórka kociąt wyszła na środek polany, a koniuszki ich ogonów drgnęło z podekscytowana.
-Dziś zbieramy się tu, by nadać imiona uczniów tym oto kociakom. Diamentko, od dzisiaj do dnia kiedy nie dostaniesz imienia wojowniczki będziesz znana jako Diamentowa Łapa. Piaskowa Burzo jesteś lojalną i cierpliwą wojowniczką, będziesz mentorką Diamentowej Łapy.
Kotki zetknęły się nosami. Jałowcowa Łapa został uczniem Cienistego Pazura. Błotnista Skóra, matka Słonecznego Blasku dostała jako ucznia Zamgloną Łapę, a Liliowy Połysk Nagietkową Łapę.
-Jeszcze chciałbym ogłosić kto idzie na zgromadzenie- kontynuował Sosnowa Gwiazda.- A więc pójdzie ze mną Iglasty Pazur, Szałwiowy Wąs, Piaskowa Burza, Liliowy Połysk, Różany Płatek, Słoneczny Blask, Lodowy Pazur, Wiewiórcze Futro, Paprotkowa Łapa, Nagietkowa Łapa, Diamentowa Łapa i oczywiście starszyzna. Koniec spotkania.
Przywódca zeskoczył z Wysokiego Głazu, a klan rozszedł się do swoich legowisk. Różany Płatek wzięła sobie mysz ze sterty zwierzyny i zjadła ją w kilku kęsach. Następnie poszła do legowiska wojowników i położyła się spać. Obudził kotkę atak kaszlu. Słoneczny Blask podniósł głowę i spytał:
-Co się stało?
-Ni...- przerwał kotce kolejny atak kaszlu. Złotawy kocur posmutniał.
-Chodź do Szałwiowego Wąsa.
Wojownik zaprowadził swoją partnerkę do legowiska medyczki. Opowiedział fioletowookiej kotce o tym co się szylkretce dzieje.
-Naprawdę, nic mi nie...- wojowniczkę znowu dostała ataku kaszlu.
-Połuż się tutaj- miauknęła medyczka i wskazała legowisko z mchu.- Powiedz Sosnowej Gwieździe, że Różany Płatek nie może iść na zgromadzenie.
Kocur wybiegł z legowiska, a do mentorki podeszła Paprotkowa Łapa i spytała:
-Co jej jest?
Różany Płatek nie miała już sił, by coś powiedzieć.
-Jeszcze nie wiem- odparła medyczka i podeszła do wojowniczki leżącej na mchu. Zbadała ją i oznajmiła- ma biały kaszel. Czy mogłabyś z nią zostać, zamiast iść na zgromadzenie?
-Oczywi...
Do legowiska wbiegł Słoneczny Blask i usiadł przy partnerce.
-Ja też nie idę- miauknął. Szałwiowy Wąs machneła ogonem i spytała:
-Czy mamy kocimiętkę?
-Nie- miauknęła Paprotkowa Łapa.
-To podaj jej podbiał i wrotycz.
-Dobrze.
-Ja muszę iść, bo już wychodzimy na zgromadzenie.
Uczennica medyczki weszła do magazynku i po chwili podeszła do chorej kotki. Dała jej jakieś liście, a wojowniczka po zjedzeniu ich zasnęła. Gdy się obudziła ledwo łapała oddech.
-Szałwiowy Wąsie- jęknęła. Medyczka odeszła od innego kota i usiadła przy wojowniczce.
-Co się sta... O nie! Masz zielony kaszel!- krzyknęła szara kotka.
-Szałwiowy Wąsie, proszę pozwól mi iść do Klanu Rzeki po kocimiętkę. Ja ją kocham, nie pozwolę jej umrzeć- błagał Słoneczny Blask.
-Czemu tu tak duszno?- spytała półszeptem Różany Płatek.
-Więcej kotów zachorowało- wyjaśniła Paprotkowa Łapa.
-Możecie mi coś dać, nie mogę oddychać- jęknęła wojowniczka i odkaszlnęła.
-To ci pomoże- Szałwiowy Wąs podstawiła pod pysk kotki miód, ona zaś zlizała go i położyła się, by odpocząć.
Paprotkowa Łapa dała Różanemu Płatkowi ostatnią dawkę kocimiętki, którą przyniósł Słoneczny Blask od Klanu Rzeki.
-Już ci lepiej?- spytał partner.
-
Tak, już mi dobrze.
-No to posłuchaj, Wiewiórcze Futro ma dla ciebie nowinę.
-O co chodzi?
-Ja- zaczęła siostra.- spodziewam się kociąt.
-Naprawdę? Z Lodowym Pazurem?
-Tak.
-To świetnie. Powiedziałaś rodzicom?
-Tak.
-Szałwiowy Wąsie, czy mogę wreszcie wyjść na świerze powietrze?
-Jasne- odpowiedziała medyczka. Różany Płatek wybiegła z legowiska jak mały kociak, który pierwszy raz wyszedł ze żłobka. Podszedł do niej Sosnowa Gwiazda i miauknął:
-Widzę, że już lepiej się czujesz. Ostatnio jak cię odwiedziłem ledwo oddychałaś. Myślałem, że cię stracę, a słyszałaś nowinę?
-O mojej siostrze i Lodowym Pazurze? Tak- mruknęła kotka i podbiegła do sterty zwierzyny. Wzięła sobie mysz i usiadła obok Słonecznego Blasku.
Wiewiórcze Futro księżyc temu przeniosła się do żłobka. Teraz jest naprawdę wielka. Patrol poranny właśnie wrócił do obozu. Różany Płatek z przerażniem zauważyła, że Słoneczny Blask niesie na barkach Lodowego Pazura. Jego oczy były przepełnione smutkiem. Szylkretowa wojowniczka podbiegła do patrolu.
-Co się stało?- spytała swojego partnera. On położył ciało brata na ziemi i odpowiedział:
-Klan Cienia nas zaatakował- kocur popatrzył na żłobek.- Trzeba jej powiedzieć.
-Ja jej powiem- miauknęła Różany Płatek i pobiegła do miejsca gdzie na posłaniu leżała Wiewiórcze Futro.
-Siostrzyczko, bo Lodowy Pazur on... on nie żyje.
Oczy kotki zaszły smutkiem, a po policzkach karmicielki spłyneły łzy. Wybiegła ze żłobka i położyła się przy partnerze. Wsadziła pysk w jego futro.
-Nie!- jęczała.- Dlaczego on?! Czemu mi to robicie?!
-Wiewiórcze Futro uspokuj się. Musisz być silna. Jak nie dla siebie to dla Lodowego Pazura i waszych kociaków- mówiła łagodnie Piaskowa Burza.
-Jak?! Lada dzień mam rodzić, a mój partner zginął! Moje kociaki nie będą wiedziały kim był ich ojciec!- krzyczała karmicielka przez łzy. Różanemu Płatkowi zrozrobiło się żal siostry. Podeszła do niej i ją przytuliła.
-Wszystko będzie dobrze. Będziemy czuwać- wyszeptała. Po skończonym czuwaniu o świcie przyszła starszyzna i zabrała ciało Lodowego Pazura. Nagle Różany Płatek poczuła, że przez ciało siostry przechodzi skurcz. Ruda kotka krzyknęła i osunęła się na ziemię.
-Co się dzieje?- spytała wystraszona szylkretka.
-Nic złego, musimy zabrać ją do żłobka- odparła spokojnie Piaskowa Burza i podparła córkę. Różany Płatek pomogła mamie- Szałwiowy Wąsie, musisz szybko przyjść do żłobka.
Gdy weszły do żłobka ułożyły karmicielkę na miękkim mchu.
-Powiecie mi co się dzieje? Czy ona, rodzi?
Matka pokiwała głową. Medyczka położyła łapę na brzuchu Wiewiórczego Futra i miauknęła:
-Będą dwa. Piaskowa Burzo, przynieś liść maliny.
-Boli- stęknęła karmicielka.
-Wiem, wiem, ale poboli i przestanie- odparła Szałwiowy Wąs.
-Ale nie przestaje- jęknęła Wiewiórcze Futro.
-Spokojnie, zaraz będzie lepiej- uspokajała medyczka.
-Nie jest lepiej.
Fioletowooka kotka westchnęła.
-Będzie dobrze, tylko tak nie jęcz. Zachowujesz się jak Piaskowa Burza przy porodzie.
-I co z tego. Wszystko mnie boli, jakbym całą noc biegała.
-To dobry znak.
-Nie!
-Musisz się uspokoić.
-Jak? Mówię, że boli, a ty nie zwracasz na to uwagi. Daj mi nasiona maku.
-Nie mogę.
-Dlaczego?
-Bo musisz przetrwać ten ból. Każda karmicielka tak miała.
-A co jak zginę?
-Nie zginiesz.
Po chwili wbiegła Piaskowa Burza.
-Nie ma- miauknęła.
-To przynieś owalny liść mięty wodnej.
Matka karmicielki spojrzała na rudą kotkę współczującym spojrzeniem i wybiegła ze żłobka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro