Rozdział 10
-Ile jeszcze?- jęczała Wiewiórcze Futro.
-Długo- odpowiedziała Szałwiowy Wąs.
-Wszystko mnie boli. Nie rozumiesz tego?
-Rozumiem, ale wiedz, że każda karmicielka przez to przechodzi.
-Nie da się tego ominąć?
-Nie da.
-Czemu to kocury nie mogą rodzić?
-Bo nie mogą. Kotki są do tego stworzone, oni za pierwszym bulem, by padli na ziemię i nic nie robili, albo pobiegli do mojego legowiska i zjedli wszystki nasiona maku.
-A czemu mi ich nie dasz?
-Bo ci zaszkodzą. Jak je zjesz, zaśniesz i nie urodzisz kociaków.
-Nie mogę odpocząć?
-Cały czas odpoczywasz.
-Ty to nazywasz odpoczynkiem?
-Tak.
-Ja się tu męczę, nie odpoczywa... Au!- krzyknęła na cały żłobek.
-Spokojnie.
-Jak mam być spokojna? To bo... Aua! Daj mi te nasiona maku! Ja nie wytrzymam. To jest gorsze niż poprzednie!- syczała ruda kotka.
-To dobrze- miauknęła medyczka.
-Co?- oburzyła się Wiewiórcze Futro.
-Niedługo przyjdą na świat twoje kociaki.
-Nie mogę się rusza...- przerwał jej kolejny atak bólu.- Czuję się jakbym była rozszarpywana od środka.
-Oo... Pierwszy raz karmicielka opisała to uczucie.
-Przestań się ze mnie nabijać i mi pomóż!
-Pomagam ci od początku.
-Jak ni... Auu! To boli!
-Mówiłam już, poboli i przestanie.
-A ja mówiłam, że nie przestaje!
Do żłobka wbiegł przestraszony Sosnowa Gwiazda.
-Co tu się dzieje? W moim legowisku słychać Wiewiórcze Futro- miauknął.
-Szałwiowy Wąs nie chce mi pomóc!
-Pomagam ci przez cały czas.
-Nie pra... Boli!- syknęła karmicielka oddychając płytko.
-Oddychaj głebiej.
-Nie mogę! Wszystko mnie boli! Nie mogę się ruszać!- krzyczała Wiewiórcze Futro.
-Musisz się uspokoić.
-Nie da się! Jak zaraz nie opuści mnie ten ból to umrę.
-Nie prawda.
-Pra... Au!- jęczała ruda kotka.- Nie chcę już tych kociąt!
-Chcesz, chcesz.
Nagle do miejsca porodu weszła Paprotkowa Łapa.
-Szałwiowy Wąsie- zaczęła.- Dzisiaj jest połowa księżyca, powinnyśmy ruszać.
-Jak widzisz ja nie mogę iść. Pójdź sama i powiedz innym medykom, że musiałam zostać przy rodzącej karmicielce.
-Gdybyś mi pomogła, mogłabyś iść ze swoją uczennicą- jękneła Wiewiórcze Futro. Paprotkowa Łapa pędem wybiegła ze żłobka, a za nią Sosnowa Gwiazda.
-To pomożesz mi, czy nie?
-Robię wszystko co w mojej mocy, a ty mi tego nie ułatwiasz.
-To co mam zrobić, żeby ten ból min... Au!
-Po pierwsze, uspokuj się.
-Nie umiem! To za bardzo boli! Nie wytrzymam!
-Wytrzymasz.
-Nie!
Ruda karmicielka najpierw otworzyła szeroko oczy, a później je zacisnęła.
-Co się dzieje?- spytała wystraszona Różany Płatek.
-Wszystko w porządku. Jej ciało próbuje wypchnąć pierwszego kociaka.
Pięć uderzeń serca później Szałwiowy Wąs wylizywała małego szaroniebieskiego kociaka.
-Kocurek- miauknęła i położyła go przy brzuchu świeżo upieczonej matki.
-Jest bardzo podobny do ojca- miauknęła Wiewiórcze Futro.
-Jak się czujesz?- spytała medyczka.
-Bardzo, bardzo, bardzo źl... Boli!
-Spokojnie- Fioletowooka kotka pogłaskała łapą brzuch karmicielki. Ruda kotka szybko wciąnęła powietrze.
-Co się dzieje?- zapytała spokojnie medyczka.
-Nie wiem, boli mnie jak wtedy gdy wychodził pierwszy, ale nic się nie dzieje.
Szałwiowy Wąs zaczęła dotykać łapami jęczącej karmicielki. Nagle Wiewiórcze Futro krzyknęła tak głośno, że do żłobka przybiegła Piaskowa Burza.
-Co się stało?- spytała jasnoruda wojowniczka.
-Kociak jest odwrócony- westchnęła medyczka.- Piaskowa Burzo, musisz wyjść. Różany Płatku, ty podejdź i połóż łapę w tym miejscu.
Kotka pokazała gdzie wojowniczka ma położyć łapę, a sama zaczęła masować brzuch krzyczącej z bólu matki. Co jakiś czas mały kocurek, leżący na mchu piszczał, gdyż jego mama odpychała go mocnymi ruchami łap.
-Boli! Bardzo, bardzo boli!
-Wiewiórcze Futro, jeszcze chwila i zamiast odpychać swojego kociaka, rozszarpuj mech pazurami, to ci pomoże- miauknęła Szałwiowy Wąs, kotka wykonała polecenie, lecz nie przestała jęczeć. Po jakimś czasie mała, długowłosa, rudoszara kotka leżała na mchu obok brata ssąc mleko.
-Wszystko mnie boli!- jęczała Wiewiórcze Futro.- Musiałaś tak mocno przyciskać mój brzuch? Nie dość, że od środka to jeszcze od zewnątrz.
-Tak musiałam, inaczej twoja córeczka, by się nie odwróciła- odpowiedziała Szałwiowy Wąs.
-Ty nawet nie wiesz jak to bolało. To było straszne.
-Wiem, a teraz odpocznij.
-Nie dam rady, nadal mnie wszystko boli.
Medyczka westchnęła.
-No to przynajmniej nazwij kociaki.
-Dobrze, kocurek to Lodowatek, a kotka Bursztynka. Szałwiowy Wąsie, mogę teraz dostać mak?
-Nie jeszcze nie. Przyniosę ci liść mięty wodnej i ogórecznik- miauknęła medyczka i wyszła ze żłobka. Gdy klan zaczął się zbierać przy miejscu narodzin, Różany Płatek przepchnęła się przez tłum i poszła odpocząć w swoim legowisku.
Różany Płatek obudziła się gdy krople deszczu uderzały o dach legowiska wojowników. Wtem usłyszała krzyk przywódcy:
-Niech wszystkie koty zdolne łowić zwierzynę wychylą głowy z legowisk na spotkanie klanu!
Klan posłusznie wykonał polecenie.
-Jak zapewne zauważyliście, od dosyć długiego czasu leje deszcz. Ustaliłem, wraz z moim zastępcą, że nikt nie może w pojedynkę wychodzić z obozu i bez mojej lub Iglastego Pazura zgody. Przed przyjściem do jednego z nas Szałwiowy Wąs lub Paprotkowa Łapa muszą sprawdzić wasz stan zdrowia. Jeśli uznają, że nie możecie wyjść, bo jesteście za mało odporni musicie wysłuchać polecenia. Wiewiórcze Futro- przywódca zwrócił się do karmicielki.- Bursztynka i Lodowatek mają tylko dwa księżyce, więc dobrze, by było jakbyś nie pozwalała im wychodzić ze żłobka. Starszyzna niech też nie wychodzi ze swojego legowiska. Dopilnuję, byście dostawali jedzenie, lecz to nie będzie takie proste. Zwierzyna w czasie tego deszczu zapewne pochowa się do norek. Patrole graniczne zostaną połączone z patrolami łowieckimi. Tylko w pełni zdrowe koty mogą chodzić na patrole. Zabraniam przemęczania się. Sterta zwierzyny zostanie przeniesiona na polankę Szałwiowego Wąsa.
Sosnowa Gwiazda zeskoczył z Wysokiego Głazu oznajmiając tym koniec zebrania, a koty pochowały się do legowisk. Różany Płatek przeszła przez mokrą polanę i weszła do legowiska medyczki.
-Szałwiowy Wąskie, czy mogę iść na polowanie?- spytała. Medyczka obwąchała wojowniczkę i odsunęła się o krok.
-Czemu pachniesz mlekiem?- fioletowooka kotka zapytała obserwując uważnie szylkretkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro