Rozdział 2
— POMOCY! — krzyk rozległ się po lesie.
Cicha Gwiazda od razu podniósł swoje uszy. Ktoś woła o pomoc? Ale kto? Oraz dlaczego? Nasłuchiwał jeszcze przez chwilę, ale ciekawość szarego kocura zbyt go przezwyciężyła.
Pobiegł w stronę głosu mimo wszystko, ile sił miał w łapach. Czuł, jak opuszki jego łap ocierają się o twardą ziemię z każdą sekundą. Wtedy, zauważył dziwne zwierzę i kota. Zwierzę przypomniało kota, jednak było zbyt duże by nim być. Jego łapy były ogromne, z znacznie większymi pazurami niż jakikolwiek kot mógłby sobie wymarzyć. Dodatkowo delikatnie dłuższy pysk i małe oczy, tak samo jak i lekko zaokrąglone uszy stworzenia nie pasowały do jego potężnej budowy.
Kot trząsł się przed stworem, łkając cicho. Miała wiele ran, to na pewno. I zapewne była o krok o swoją śmierć. Nie dużo myśląc, rzucił się na zwierzę, te zaczęło wściekle machać łapami, próbując dosięgnąć Cichą Gwiazdę swoimi wielkimi pazurami jak i kłapało szczęką, jakby gotów zmiażdżyć małe koty na kawałeczki. Sama myśl o tym przyprowadzała przywódcę Klanu Ciszy o dreszcze.
Wtedy przypomniał sobie, że uczepił się grzbietu zwierzęcia. Tylko aby uratować kota którego nawet nie zna. Ryzykuje swoje własne życie dla kogoś spoza jego Klanu. A to ich powinien chronić, czyż nie?
Z toku myśli wyrwało go uderzenie o drzewo, przez do parę igieł świerku wpadło wprost na jego futro, plącząc się w istocie.
— Uciekaj! — wykrzyczał do nieznajomego.
Jednak otrzymał przeczną odpowiedź, bo nieznajomy odwrócił uwagę zwierzęcia przed zadaniem śmiertelnego ciosu Cichej Gwieździe. Wtedy kocur miał czas na wyślizgnięcie się i wgryzienie się w łapę stworzenia. Mimo wszystko, dobrze, że nieznajomy nie pozostawił go na pastwę losu. Co by się stało gdyby Rosowy Kwiat znalazła ciało swojego ukochanego? Ta rozpacz w jej oczach, te łzy spływające z jej oczu... Nie chciał sobie już więcej tego wyobrażać.
Prędko otrząsnął głowę, omijając atak zwinnym ślizgiem między potężnymi łapami. Chciał się zorientować, gdzie nieznajomy był. Kiedy go napotkał wzrokiem wcale nie był to kocur, ale kotka. Jej brudno-złociste futro. A może tak się wydawało przez to, że była cała w błocie a jej futro było całe posklejane?
— Tak właściwie to nie wiem, czy uda nam się pokonać ducha gór. — wyjaśniła nieznajoma, wyraźnie zestresowana tym, że kotopodobne zwierzę się do nich zbliża.
— Ducha gór? — przekręcił delikatnie głową. Dziwne słowa. Tak samo, jak spotkał tą jedną kotkę, co gadała do niego o jakimś Klanie Gwiazdy.
— W skrócie, tak nazywamy te zwierzęta, a teraz szybko, lepiej uciekajmy! — Dreszcze przeleciały przez skórę kotki.
— Za mną! — poradził Cicha Gwiazda, od razu startując do biegu. Biegł w stronę gdzie aktualnie przesiadywał jego klan, ale taką trasą, aby możliwe było zgubić tego całego "Ducha Gór". Jego futro było cały czas nastroszone, słysząc ciężkie dyszenie i głośne kroki za nim. Były niemal szybkie jak jego.
— Tędy! — skoczył na półkę skalną, o mało co nie spadając. Następnie, upewniając się wcześniej, że duch gór nie zwróci na to uwagi a nieznajoma wręcz przeciwnie, przeskoczył na drzewo.
Zgubili go. A przynajmniej tak myślał Cicha Gwiazda. W końcu drogą drzewną doszli do polanki gdzie spoczywał jego klan. I zdał sobię sprawę z tego, że słońce jest już dawno na samej górze.
Czas na dalszą wyprawę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro