Rozdział 27: W tarapatach
POV Sprytna Wichura
Odkaszlnąłem i próbowałem wstać. Nic z tego. Wszystko mnie bolało. Zmęczonym wzrokiem szukałem jakiegokolwiek żywego kota. Nic. Tylko dziura, do której mnie wrzucono.
Nie wiele pamiętałem. Można powiedzieć, że praktycznie nic jeżeli chodzi o tą walkę. Moja decyzja nie była mądra, ale miałem nadzieję, że chociaż ocaliłem pozostałych. Dużo było tych kotów. Zadawali mi takie drastyczne obrażenia, że nie miałem szansy im uciec, ani nawet się bronić. Porządnie mnie zranili i wrzucili tu, aby najpewniej sprawić, że zginę. Jednak się pomylili. Przeżyłem. Najpewniej dlatego, że przeturlałem się po tej ziemi.
Próbowałem już uciec. Próbowałem doskoczyć, wspiąć się. Nic.
Ziemia od strony rzeki była wilgotna, więc ilekroć udalo mi się wejść spory kawał, to albo pazury przyklejały mi się do gleby lub się zsuwałem i na nowo ładowałem na samym dole. Rany mi krwawiły, do nich najprawdopodobniej wdało się zakażenie, a dodatkowo od tej ziemi, były bardzo brudne.
Z drugiej strony dołu, ziemia była zbyt sucha i zawalała się na mnie.
Wtedy już nie miałem siły i po prostu leżałem. Całe ciało, a zwłaszcza w miejscach, w których powyrywano mi futro piekło jak nie wiem. Ogólnie czułem się jak starszy kot, a nie wojownik. Postanowiłem, że spróbuje nabrać siły i próbować zrobić coś na wzór tunelu. Jednak nie zdążyłem, gdyż usłyszałem jakieś głosy. Dobiegały z góry. Postanowiłem udawać, że śpię.
-Może powinniśmy pomóc mu uciec? On poświęcił siebie, aby ocalić swoich pobratymców oraz koty z naszego klanu...- usłyszałem głos Małej Chmury.
-Wiesz o tym, że to praktycznie nie możliwe- odezwała się Rdzawe Futro, jak się nie mylę. - Chciałabym, aby zakończyły się rządy Tygrysiej Gwiazdy.
Byłem zaskoczony jej wyznaniem. Myślałem, że ona popierała własnego przywódcę. Jak widzę, trochę się pomyliłem.
-A myślisz, że my chcemy, aby Lamparcia Gwiazda nami rządziła? - odezwał się Czarny Pazur.
Zapadła cisza. Taka dziwna.
-Myślisz, że Klan Wiatru i Pioruna go odbiją?- miauknął niespodziewanie Ciężki Krok.
Co tu się dzieje? Oni się wszyscy jakoś zgadali czy coś? Nie mogłem w to uwierzyć. Oczywiście tą miłą atmosferę przerwał...
-Odejdźcie stąd! Nawet nie próbujcie kombinować jak mu pomóc. Należało mu się za morderstwo Wyszczerbionego Zęba!- warknął Czarna Stopa.
Zdziwiło mnie to. Jakie morderstwo? Przecież ja nikogo nie zabiłem. Dopiero teraz mi się przypomniało, że przecież odepchnąłem go od uciekającej Mglistej Stopy z kociakiem. Wpadł o ile pamiętam do dziury z której już nigdy nie wrócił.
Usłyszałem jeszcze jak odchodzą, a zastępca Klanu Cienia mi złożyczył:
-Obyś zdechł w największych męczarniach, Sprytna Wichuro...
Nie powiem. Lekko przelękły mnie jego słowa. Miałem ochotę wstać i mu coś odpyskować, ale z góry wiedziałem, że to się źle skończy. Pozostało mi czekać i liczyć na cud...
Sam nie wiem ile czasu już minęło, ale kiedy się obudziłem, zaskoczył mnie widok tunelu. Zdołałem dźwignąć się na łapy i powąchać powietrze. Dookoła pachniało Klanem Tygrysa.
,,To oni wykopali to wyjście. Ale po co?" - zacząłem się zastanawiać.
Nie było mi to jednak dane, gdyż dosłownie po chwili wyłoniło się pełno kotów wroga. Zjeżyłem futro i pokazałem pazury.
-Odpuść sobie Sprytna Wichuro- powiedział wyniośle obcy kot.
Nie znałem go, gdyż najpewniej to byli ci, którzy mnie porwali. Miałem ochotę normalnie im coś zrobić, ale było ich więcej. Mogliby mnie nawet zabić, chociaż doskonale wiedziałem po co do mnie tutaj przyszli.
-Idziemy. I radzę ci się przygotować- miauknął tajemniczo kolejny nieznany kocur.
Szedłem w samym środku tego korowodu, jednak nie mogłem chodzić zbyt szybko. Kiedy tylko wyszliśmy z tunelu, od razu skierowaliśmy się w stronę góry z kości. Na jej szczycie siedział nie kto inny jak Tygrysia Gwiazda, a obok niego Lamparcia Gwiazda.
Przywódca Klanu Cienia siedział spokojnie, ale widząc idących, uśmiechnął się złośliwie. Kiedy szedłem, widziałem koty ustawione w równe rzędy. Klan Rzeki, a raczej jego wojownicy, stali z pochylonymi głowami. Wpatrywali się w ziemię, tak jakby czegoś tam szukali.
-I co Sprytna Wichuro? Twój plan się nie powiódł- zakpił pręgowany przywódca.
Tylko prychnąłem. Nawet jeżeli nie udał się tak, jak tego chciałem, to przynajmniej inni byli bezpieczni.
-Za to wszystko...- zaczął bursztynooki- włącznie ze zdradą Klanu Tygrysia, zamordowanie Wyszczerbionego Zęba...- w tym momencie już nie wytrzymałem.
-JA NIKOGO NIE ZABIŁEM! POZA TYM NIGDY, PRZENIGDY NIE DOŁĄCZYŁBYM DO KLANU TYGRYSA! ZA ŻADNE SKARBY LASU!- wrzasnąłem i zjeżyłem bojowo futro.
Przywódcy byli bardzo zaskoczeni. Zapanowała taka cisza, jednak czułem, że to cisza przed burzą. I miałem rację...
-Kara śmierci to będzie za mało...- miauknął Tygrysia Gwiazda - dlatego nie zginiesz z naszych łap, tylko ...
W tym momencie usłyszałem psie szczekanie. Serce podeszło mi do gardła i prawdopodobnie przez chwilę przestało bić. Oni chcieli, aby to stworzenie mnie zabiło.
-Wypuścić naszego potwora!- krzyknął Tygrysia Gwiazda. Polana w mig zrobiła się pusta, a ja zauważyłem to zwierze. Obnażone w kły, już mnie zauważyło. Teraz widziałem jak leci w moją stronę.
Szykowałem się, że to już koniec. Nie miałem szansy nawet się obronić, gdyż rany spowalniały moje ruchy. W mojej głowie pojawiły się wszystkie wspomnienia. Każdego kota, który sprawił, że miałem w życiu dobrze.
Wtedy właśnie usłyszałem skowyt. Otworzyłem oczy i zaniemówiłem. Przede mną stała Rdzawe Futro. A raczej leżała. Cała we krwii. Bestia się przestraszyła i uciekła daleko w stronę rzeki.
Nie mogłem w to uwierzyć. Kotka z Klanu Cienia mnie ocaliła. Podbiegłem do niej, jednak było za późno. Ona... Już nie żyła...
Czarna Stopa zeskoczył na ziemię i obwąchał kotkę. Spojrzał na mnie, jednak w jego spojrzeniu nie było niczego złego. Odwrócił głowę i patrzył teraz na równie zdezorientowanego Tygrysią Gwiazdę.
-To twoja wina! To przez Ciebie Rdzawe Futro nie żyje!- krzyczał na swojego przywódcę .
Czyżby biały wojownik w końcu zrozumiał w co wpakował własnych pobratymców, godząc się, aby został przywódcą?
-Zabić ich! Obu!- wrzasnął pręgowany kot.
Teraz zaatakowali nas wrodzy z nijakiego klanu. Po naszej stronie stanęły wszystkie koty Klanu Rzeki i część Klanu Cienia.
-Będziemy bronić tego co uważamy za słuszne!
-Więc zginiecie wszyscy!- w tym momencie usłyszałem kroki.
-Do ataku! - krzyknął Lwia Gwiazda i zaatakował Tygrysią Gwiazdę.
Rozpoczęła się wojna, która mogła ocalić lub zniszczyć wszystko co znałem i co kochałem....
Witajcie kochani!
Dopadła mnie wena i proszę o to rozdział. Musicie wiedzieć, że piszę jeszcze kilka innch książek ( nie było ich w głosowaniu). Ale się zobaczy czy je opublikuje.
Do zobaczenia kochani i miłego weekendu! ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro