Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23: Ostrzeżenie i atak

Oczywiście jakżeby inaczej, polowanie wyszło nam świetnie. Chociaż pora Suchych Liści zbliżała się z każdym wschodem słońca, nadal zwierzyny było niesamowicie dużo. Ja i mój uczeń skierowaliśmy się w kierunku Słonecznych Skał. Złowiliśmy chyba połowę zwierząt z tamtej okolicy. Jednak nadal moją głowę zaprzątały myśli o Klanie Mroku, tajemniczym ataku i najważniejsze, o dziwnych zdolnościach Muszlowej Łapy.

-Muszlowa Łapo, weź naszą zdobycz i wracaj do obozu. - powiedziałem poważnie.

Kremowy kocur spojrzał na mnie zdziwiony, ale posłuchał się. Szybkim krokiem zniknął z mojego pola widzenia.
Pewnie każdy z was teraz mnie zapyta, czemu to zrobiłem. Już wam tłumaczę dlaczego.
Wydawało mi się, że szare futro mignęło w krzakach po drugiej stronie rzeki. Ponadto wyczułem czyjś zapach. Nie byłem wstanie stwierdzić do kogo należał, gdyż kot sprytnie się zamaskował.

Rozejrzałem się ostrożnie, czy na pewno nikogo nie ma. Nic. Tylko jakiś ptak śpiewał co jakiś czas, ale nie było nic podejrzanego.
Przeszedłem po kamieniach przez rzekę i przywarłem do pozycji tropiącej. Już słyszałem swój okrzyk bojowy. Wysunąłem pazury, a mój ogon niespokojnie się poruszał.  Odsłoniłem zęby i wybiłem się z tylnych kończyn. Leciałem prosto w krzaki z których było słychać podejrzane dźwięki. Wylądowałem prosto na grzbiecie kota. Wbiłem mu pazury w grzbiet. On zaczął się szarpać, próbując zrzucić mnie ze siebie.
Ja jednak zdołałem swoją masą ciała wywalić go na bok. Szybko puściłem jego plecy, ale w zamian tego jedną łapę postawiłem na jego gardle.

Kiedy zobaczyłem jego pysk, wygładziłem futro i schowałem pazury.

- Szara Pręgo? Co ty do Jasnego Klanu Gwiazdy odwalasz? - fuknąłem na niego.

-Cicho- wysyczał i rozejrzał się dookoła nerwowo- nie czujesz mojego zapachu, bo się musiałem zabezpieczyć.

-Przed kim?- zapytałem cicho.

-Przed Lamparcią Gwiazdą i Tygrysią Gwiazdą.

-A co do rzeczy ma przywódca Klanu Cienia?

Szary kot obejrzał się wokoło.

-Nie mam dużo czasu, więc opowiem ci wszystko w skrócie. Otóż, po naszej rozmowie, kiedy powiedziałeś, że Lwia Gwiazda zaginął, zacząłem prowadzić małe śledztwo. Nie chciałem uwierzyć, że wasz przywódca tak po prostu zniknął, porwany przez obcych. Przełom w zagadce, zaczął pojawiać się wtedy, kiedy Tygrysia Gwiazda zaczął do nas przychodzić. Pewnego razu przypadkowo usłyszałem zdanie to tym, że ,,: jeżeli ten złoty mysi móżdżek będzie się rzucał, to podajcie mu jakieś zioła na uspokojenie czy coś"- zacytował mój przyjaciel.

-Domyśliłem się, że to Klan Cienia odpowiada za porwanie. Ale później zrozumiałem, że Klan Rzeki również w tym uczestniczył. Oba klany się połączyły, myśląc, że w ten sposób się nie zorientujecie.

- A atak na Burszynową Łapę i mnie?- zapytałem zdezorientowany.

-Porwanie Bursztynowej Łapy było najpewniej przypadkiem. Możliwe, że natrafiła na coś, co nie powinna, albo coś usłyszała. Mogli stwierdzić, iż jest to zbyt wielkie ryzyko, aby puścić ją wolno. Teraz nasze tereny są pełnie Klanu Cienia i każdy nasz ruch jest kontrolowany. Gdzie są przetrzymywani, tego nie wiem, ale na pewno gdzieś na naszym terenie, gdyż co jakiś czas ich wyczuwam.

Byłem tak zdziwiony, że nie mogłem uwierzyć, w to co słyszę. Jednak wszystko kleiło się w całość.

-Powodu ataku na ciebie mogę się jedynie domyślać, ale sądzę, że Lamparcia Gwiazda chcę pozyskać cię, jako broń przeciwko Klanowi Pioruna i Wiatru. Wszyscy wiedzą, że masz umiejętności pochodzące od Klanu Gwiazdy.

-Szara Pręgo, możliwe, że nie jestem jedyny. Muszlowa Łapa...- zacząłem, ale przerwał mi głos.

-Ooo kogo my tu mamy? - rozejrzałem się wokoło.

Kilku- co ja mówię, kilkunastu wojowników z dwóch klanów nas otoczyło. No po prostu super. 

-A co, ślepy jesteś?- prychnąłem i zjeżyłem futro.

Kot zignorował moje pytanie i fuknął na mojego przyjaciela, który również był w nieciekawym położeniu.

-Miałeś się nie oddalać od obozu. Znikaj stąd!- krzyknął jeden z nich.

-Nie- chciał się kłócić, ale mu przerwałem.

-Słuchaj ich. Poradzę sobie -miauknąłem.

-Słyszysz? Masz iść!

Szary kot przeszedł przez blokadę i zniknął w krzakach, ostatni raz przepraszająco spojrzał na mnie. Wysłałem mu stwierdzenie: Wyślij jedno ze swoich dzieci, na nasze terytorium.
Kot skinął łbem i zniknął. Ja za to musiałem zająć się bałaganem, który tu powstał.

-I co teraz, Sprytna Wichuro? Bo nie wydaje mi się, że pójdziesz sobie jak gdyby nigdy nic do obozu? - zakpił kocur.

-Hmmm- udawałem, że się zamyśliłem- w sumie to czemu nie? Przecież tak czy inaczej nie należycie do żadnego z klanów.

Przywódca owej grupy zagotował się od środka. Tylko się uśmiechnąłem parszywie.

-Radzę ci uważać co mówisz. Idziesz z nami- syknął mój przeciwnik.

Zanim ugryzłem się w język, powiedziałem:

-Ojej, ale się boję. Jakiś włóczęgi mi grozi i myśli, że się przestraszę. Chyba pomyliłeś adresy, a poza tym nigdzie się nie wybieram- teraz to już nie wytrzymał.

Wszyscy odsłonili zęby, zjeżyli sierść i mnie zaatakowali. Oj, nie. Nie dam się tak łatwo zaciagnąć do tego bagna, a przede wszystkim nigdy, przenigdy nie użyję umiejętności pochodzące od Klanu Gwiazdy w czynieniu zła. 

-Pokażmy naszej broni, z kim zadarła.- kiedy to powiedział, to normalnie coś we mnie pękło. Skoczyłem na jednego z nich i podciąłem kończyny. Drapnąłem go po oku. On zawył niczym pies dwunożnych. Złapałem go za skórę karku. Nagle moje łatki zaczęły lekko świecić. O tak! Moc od Klanu Gwiazdy! Przerzuciłem go przez siebie tak, że grzmotnął w kamień.
Przymrużyłem oczy.

-Auć- skomentowałem- to musiało boleć...- w ostatniej chwili, schyliłem głowę. Tuż nade mną przeleciał brązowy kot. Kiedy ponowił atak, w locie odbiłem go i wyleciał w powietrze niczym ptak. Pofrunął na tereny Klanu Rzeki.

Następny kot zaatakował mnie tak nagle, że nie byłem na to gotowy. Poczułem ból w okolicach szyi, ale był on do przeżycia. Wskoczyłem na drzewo i zacząłem się wspinać. Dwóch wrogów podążyło za mną, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego w co się pakują. Wszedłem na cienką gałąź. Równowaga stanowiła dla mnie taką łatwość, że idąc nawet tyłem nie spadłem.

Po chwili zacząłem skakać, a obydwaj spadli i uderzyli głucho w ziemię.

-I to mają być wojownicy!?- prychnąłem niezadowolony.

Prosto z drzewa, zeskoczyłem na kolejnego wroga. Uderzyłem go wtedy, kiedy akurat się odwrócił. Łapami uderzyłem go w pysk,powodując, że nie dość, że się przewrócił, to z jego głowy sączyła się krew.
Drapnąłem go z całej siły  po boku i to tak mocno, że zapiszczał niczym kociak. Wypuściłem go. Ruszyłem w kierunku przywódcy owej grupy. Liczyłem na to, że jak go pokonam, to pozostali uciekną. Kot stanął na tylnych łapach. Byłem jednak sprytniejszy. Kiedy to tak popisywał się, to ja odwróciłem się i kopnąłem go tylnymi łapami. Kocur stęknął z bólu. Pazurami oderwałem mu kawałek ucha. Teraz to dopiero się rozwścieczył. Skoczył w moim kierunku. Ja się tylko przesunąłem, a on w miejscu, gdzie wcześniej stałem, zaorał pyskiem w ziemię. Wykorzystałem to i wybiłem swoje zęby w jego tylną łapę.

Kot zawarczał. Pozostali zaczęli uciekać. Dopiero teraz zorientowałem się, jak bardzo boli mnie całe ciało. Miałem pełno zadrapań na całym grzebiecie. Już miałem uciec, kiedy poczułem okropny ból, który z każdym biciem serca się nasilał. Przed moim oczami zrobiła się ciemność. Zdołałem jeszcze usłyszeć parszywy śmiech wrogów. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę.

To oni sprawili, że straciłem kontakt z rzeczywistością...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro