Rozdział 17: ,, Wszystko w porządku, Mglista Stopo?"
Spałbym sobie na pewno dłużej, gdyby nie słońce, które raziło mnie w oczy. Zdenerwowany, uchyliłem na chwilę powieki. Usłyszałem ciche mruczenie. Przez chwilę myślałem, że to Liliowy Kwiat. Otworzyłem oczy ponownie.
Nie było jej. Popatrzyłem w bok. Ogniste Serce spał sobie z Piaskową Burzą.
,,Ta to się umie porządnie urządzić"- pomyślałem, patrząc na tą scenę.
W sumie? Zdałem siebie sprawę, że przecież Ogniste Serce będzie wspaniałym partnerem i ojcem! Do mojej głowy powróciły wczorajsze słowa rudej kotki:
~Sprytna Wichuro, ja... Spodziewam się twoich kociąt~
Słowa te utkwiły mi w pamięci. Ciekawy jestem, czy Piaskowa Burza powie prawdę o ojcostwie owych młodych.
,,Dobra, koniec tego rozmyślania. Trzeba wstać i wybrać się na poranny patrol z Promiennym Sercem. Później muszę jeszcze upolować coś dla Liliowego Kwiatu. Może uda mi się z nią pogodzić?"- chociaż miałem zakończyć, na nowo zacząłem rozmyślać.
Wstałem energicznie i przeciągłem się. Rozejrzałem się po legowisku. Pozostali patrolowicze także już się obudzili. Teraz, tak jak ja, zaczęli wylizywać futerko.
Kiedy skończyłem, powstałem. Pozostali zrobili to samo. Ruszyliśmy do wyjścia. Wychodząc, tuż przed łapami przeleciały mi kociaki. Ledwo utrzymałem równowagę. Tulipanka i Skałek skulili się na mój widok. Podniosłem brew.
-Przepraszamy- wyjąkały przestraszone maluchy. W sumie?
Nie dziwię im się, że trochę się bały. W końcu byłem wysokim, muskularnym kocurem z kilkoma porządnymi bliznami oraz bez kawałka ucha- pamiątka po Mglistej Stopie i walki o Słoneczne Skały.
-Ej, spokojnie kociaki. A gdzie wasza mama?- zapytałem spokojnie.
Kiedy to powiedziałem, ze żłobka wystrzeliła Rozżarzone Serce. Zdenerwowana, zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu dzieci. Pokręciłem głową niedowierzająco.
-Wracajcie do matki. Chyba się o was martwi- wskazałem ogonem na karmicielkę.
Maluchy równocześnie skinęły głowami i oddały się bardzo szybko. Zaśmiałem się pod nosem.
-Sprytna Wichuro, idziesz?- usłyszałem pomaglający głos Mysiego Futra.
-Tak, tak!- krzyknąłem i podbiegłem do nich.
Wyszliśmy z obozu. Poszliśmy tym razem w kierunku Drogi Grzmotu. Nic ciekawego się nie działo. Wiedziałem jednak, że będę musiał oddzielić się od patrolu, gdyż zamierzałem jeszcze popolować. Klanowi przyda się zwierzyna, a chciałem też dać Liliowemu Kwiatu.
-Wracajmy- zarządził Ciernisty Kieł.
-Ja zostanę- miauknąłem otwarcie. On spojrzał na mnie zdziwiony- Zapoluje.
-Dobrze - zgodził się. Poprowadził resztę patrolu z powrotem, a ja, zgodnie z tym co mówiłem, zająłem się łowami.
Postawiłem uszy na sztorc i zwęszyłem w powietrzu. Poza ciągłym odórem asfaltu, nie czułem nic innego.
Oddaliłem się z tamtego miejsca. Z tysiąca woni cudnie pachnącego lasu, wyłowiłem gołębia. Rozejrzałem się. Siedział na ściółce, dziobiąc w ziemi. Wykonałem odpowiednią pozycję łowiecką. Skoczyłem na niego. Zwierzę usiłowało uciec, ale złapałem je za ogon i ściągnąłem na ziemię. Zagryzłem go, gryząc jego gardło. Z zadowoleniem ukazanym na pyszczku, zakopałem go. Idąc dalej, udało mi się zlokalizować puchatą wiewiórkę i tłustą mysz. I miałem dylemat. Co złapać?
Chwilę myślałem, aż w końcu wykombinowałem. Zamierzałem zagonić oba zwierzęta w stronę ogromnego głazu i tam je zabić. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Najpierw zmusiłem do ruchu wiewiórkę. Niestety, spryciula uciekła mi na drzewo.
A mysz schowała się do dziury. Syknąłem sam na siebie za tak głupi pomysł. Wtedy nagle usłyszałem piski pod ziemią. Zacząłem delikatnie rozkopywać glebę. Po chwili, kiedy to ujrzałem, uśmiechnęłem się szyderczo. Otóż właśnie znalazłem gniazdo mysz. Powoli wyciągałem po jednej i od razu zabijałem.
Po kilku chwilach przede mną leżało 10. Jednak wśród nich nie było tej tłustej, którą zobaczyłem jako pierwszą. Wsadziłem głowę do szerokiej dziury i wciągnąłem powietrze. Dopiero teraz ją dojrzałem. Siedziała w samym rogu. Złapałem ją pazurem za ogon i wyciągnąłem. Ta, usiłowała mi uciec i piszczała przy tym przeraźliwie. Szybko ją wykończyłem.
Zadowolony wziąłem tyle ile mogłem i ruszyłem w kierunku obozu. Wszedłem do środka. Wewnątrz tętniło życiem. Małe kociaki ganiały się po polanie. Wojowniczki naprawiały dziury w obozie, a starsi czyścili tunel do wejścia i legowiska karmicielek.
Odłożyłem na stos to co przyniosłem.
-To wszystko?- spytał Jesionowa Łapa.
-Nie - miauknąłem.
Wyruszyłem z powrotem po pozostałą część. Zdecydowałem, gołąb będzie dla Liliowego Kwiatu. Przyniosłem pozostałą część mysz. Ostatni kurs był po ptaka. Odkopałem go.
Już miałem ruszyć w drogę powrotną, ale usłyszałem piski kociąt. Postawiłem uszy na sztorc, usiłując zlokalizować źródło. Po chwili do moich uszu dotarł dźwięk należący do lisa!
W mojej głowie pojawił się obraz kilku kociąt, otoczonych przez gromadę lisów. Potrząsnąłem głową, aby oddalić od siebie złe myśli.
Ruszyłem biegiem z miejsca. Zobaczyłem, jak maluchy się siedziały przyszpilone do jednego z kamieni w Słonecznych Skałach. Ich odgłosy odbijały się od innych głazów. Nad nimi stały dwa, wychudłe o matowej sierści i groźnie połyskującymi oczami. Wniosek: Lisy były tak głodne, że mogły pożreć kocięta, nie zostawiając po nich ani kosteczki.
Kiedy starsze ze zwierząt skoczyło na bezbronnych, ja także wyskoczyłem. Celowałem prosto w niego. Uderzyłem w niego w locie. Przez to przywalił głową w jedną ze skał. Nie miał szans to przeżyć.
Drugi za to uciekł w panice, widząc, że raczej nici z ich planu. Zaskowytał coś na koniec, co brzmiało niczym groźba. Zgromilem go spojrzeniem, a ten z podkulonym ogonem, zniknął w krzakach. Skierowałem wzrok na koty, które nadal kuliły się w cieniu. Patrzyły na mnie przerażonymi oczami.
-Z jakiego klanu jesteście?- zapytałem, a raczej wysapałem.
-Z... Z... Z. K-Klanu R-Rzeki - wyjęczała malutka kotka.
-Już spokojnie. Odprowadzę was do waszego obozu. Może spotkamy gdzieś po drodze waszą matkę.
Wziąłem jednego z nich, a pozostałe dwa dreptały koło moich łap. Spojrzałem na drugą stronę. Nurt rzeki był dzisiaj wyjątkowo spokojny, więc miałem szansę przepłynąć.
-Poczekajcie. Przeniosę was po kolej. - miauknąłem.
Tylko skinęły łebkami. Wskoczyłem do wody i machałem łapami. Było tutaj płydko, więc przeprawa nie była trudna. Położyłem kociaka po drugiej stronie i wróciłem po następnego. Zabrałem po kolej pozostałe dwa. Kiedy przenosiłem ostatniego, na szczycie wzgórza zobaczyłem patrol. W jego skład wchodzili: Czarny Pazur, Ciężki Krok, Mglista Stopa i Kamienne Futro.
Początkowo, widząc mnie zasyczeli i zjeżyli sierść, ale jak dostrzegli młode koło moich łap, od razu się uspokoili. Jedyna kocica wyszła przed szereg i podbiegła w moją stronę. Nie wyglądała najlepiej.
Na zgromadzeniu miała piękne, niebieskoszare futro, które wręcz błyszczało w świetle księżyca. Teraz wyglądala strasznie chudo. Jej pazury były tępe, tak jakby ciągle kopała jakieś doły. A sierść była zmatowiała.
-Dzień dobry, Mglista Stopo. Znalazłem te kociaki u nas na terytorium. Mówiły, że są z Klanu Rzeki. - miauknąłem, a potem spojrzałem na nią badawczym wzrokiem- Wszystko w porządku?
-Tak, a co? Nie podoba ci się?- syknęła, a ja zdziwiony, aż cofnąłem się o krok do tyłu.
-Nie... Tylko po prostu inaczej wyglądalaś na zgromadzeniu- powiedziałem i odsunąłem się, aby mogła spojrzeć w swoje odbicie w wodzie. Kotka wyglądała na wyjątkowo zaskoczoną- Nie dojadacie ostatnio w Klanie Rzeki?
Kocica spojrzała na mnie bojowo.
-To nie interes Klanu Pioruna!- warknęła, ale po chwili ktoś jej przerwał.
-Właśnie!- krzyknął Kamienne Futro.
Zgromiłem go spojrzeniem.
- Dziękuję za ratunek tych kociąt. Owszem, należą do naszego klanu.
Podniosłem brew, a ona mimo wolnie wzdrygnęła się. Coś ukrywała. Nie powiedziała mi prawdy.
Przejęła ode mnie maluchy. Wydawało mi się, że wypuściła powietrze, ale ono było bardziej przepełnione strachem niż pewnością. Coś było nie tak. Pozostała część patrolu także wyglądała jakby co najmniej od kilku wschodów słońca nieustannie walczyli.
,,Och, Klanie Gwiazdy, może mógłbyś mi na chwilę przywrócić jedną z mocy? "- bez słowa prosiłem Klan Gwiazdy.
Oni jednak chyba stwierdzili, iż nie ma sensu, abym mieszał się w nie swoje sprawy. Coś mi tu widocznie nie grało.
,,Zapytam Szarą Pręgę w czasie następnego spotkania"- postanowiłem i wyruszyłem w drogę powrotną.
Wziąłem gołębia przeznaczonego dla Liliowego Kwiatu i ruszyłem w drogę powrotną.
Nie spodziewałem się, jednak, że zobaczę bardzo ,,ciekawą" rzecz...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro