Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16: Działania czas zacząć!

W końcu dotarliśmy do obozu. Rozejrzałem się wokoło. Teraz, kiedy Klan Pioruna ochłonął, można było spokojnie powiedzieć, że polanka tętniła życiem. Widząc nas, Biała Burza podbiegł do nas skonfundowany. Patrzył na nas z lekkim politowaniem.

-Gdzie byliście? Cały klan się o was martwił!- miauknął biały wojownik.

-Musieliśmy pomyśleć. - powiedzieliśmy równocześnie.

-Obaj? - podniósł brew nasz rozmówca.

-Tak wyszło- wzruszył barkami ognisty kocur.

Ten, tylko pokręcił głową niedowierzająco. Po chwili skierował się do stosu zwierzyny, który swoją drogą, był bardzo malutki.

-Uwaga! Organizuję patrole- krzyknął głośno zastępca, aby wszyscy mogli ich usłyszeć.

-Nareszcze...

-W końcu...

-Co tak długo?...

Można było usłyszeć cichutkie narzekania kotów, które po chwili zamilkły.

-A więc tak. Na graniczny idzie: Zakurzonym Promień, Mysie Futro, Płomienne Serce i Obłoczny Ogon, a na łowiecki Jasny Piorun, Ciernisty Kieł, Biała Burza i Oszronione Futro.

Wskazane koty od razu z entuzjazmem wyleciały z obozu.  Patrzyłem jak wychodzi druga grupa. Sam także chciałem wybrać się na polowanie. Klanowi przyda się zwierzyna. Kątem oka zobaczyłem przenikliwe spojrzenie Liliowego Kwiatu.  Ona jednak po chwili znowu weszła do legowiska medyka. Usłyszałem jej szloch.

Chciałem ją przeprosić, ale nie sądziłem iż byłaby mi gotowa wybaczyć zdradę. Musiałem wymyślić coś dużo lepszego.

Poczułem na sobie jeszcze jedno spojrzenie. Należało ono do Piaskowej Burzy, która siedziała w cieniu drzewa i czekała na mnie.  Przygryzłem wargi i rozejrzałem się nerwowo. Zmierzając w jej kierunku, dostrzegłem jak Ogniste Serce o czymś rozmawia z Wierzbową Skórą i Rozżarzonym Sercem. Najpewniej chodziło o jego kocięta.

Nieco dalej Krucza Blizna bawił się ze swoimi maluchami. Nocka leżała na jego barkach. Ziarenek i Drozdka atakowali jego łapy. Owinięty ogonem swojego taty drzemał sobie Skałek. Końcówką ogona za to, bawiła się Tulipanka.

-Poddaj się, wojowniku Klanu Cienia! Nie masz szans z Klanem Pioruna i jego przywódczynią Nocną Gwiazdą!

-O nie!- krzyknął teatralnie kruczoczarny kocur.

Zaśmiałem się pod nosem. On jest wspaniałym ojcem. W końcu doszedłem do Piaskowej Burzy.

-O co chodzi? - zapytałem z oporem. Nie chciałem powtórki z wcześniejszego zdarzenia.

Ona spojrzała na mnie. Patrząc w moje oczy, zaczęła mówić.

-Sprytna Wichuro. Ja...- tutaj na chwilę przerwała. Po chwili wzięła głęboki wdech i kontynuowała. - Spodziewam się twoich kociąt. - skończyła mówić i czekała na moją reakcję.

Powiem wprost. Zdębiały mnie jej słowa. Co? Przepraszam bardzo, ale co tu się stało?

-Więc?

Spojrzałem na nią zdziwiony.

,,No tak. Przecież czeka jak łaskawie coś powiem." - pomyślałem.

-Wiesz, Piaskowa Burzo ja... Długo myślałem o nas. - kotka uniosła brew. Machnęła ogonem, abym kontynuował.- wydaje mi się, że...

,,Jak ja jej mam powiedzieć, iż stałem sobie sprawę, że kocham ją bardziej jak przyjaciółkę, niż jak partnerkę?"- w mojej głowie kotłowało się miliony myśli.

-Wydaje mi się, że moja miłość względem ciebie była bardziej przyjacielska. Wybacz mi, Piaskowa Burzo... ale to koniec. - miauknął uważnie wypatrując u niej smutku i bólu. Nie chciałem, aby ona także przeze mnie cierpiała. 

Ta, popatrzyła na mnie troskliwie.  Nie wydawała się być ani zła, ani zasmucona. Na jej twarz wkradł się delikatny uśmieszek.

-Rozumiem, Sprytna Wichuro. Też nad tym myślałam i zdałam sobie sprawę z podobnych wniosków.

Przytuliliśmy się do siebie głowami.  Po chwili odsunęliśmy się od siebie.

-Jesteś wspaniałym wojownikiem, Sprytna Wichuro.

-Dziękuję- wymruczałem, lecz po chwili spojrzałem na jej brzuch.

-A co z kociakami?

-Będzie dobrze. Poza tym znalazłam sobie kocura, który na pewno wychowa je wspaniale. Żegnaj, Sprytna Wichuro - miauknęła na pożegnanie i po chwili skierowała się w przeciwną stronę. Odwróciłem się i zobaczyłem jak podchodzi do Ognistego Serca i szepcze mu coś na ucho.

Ten, spojrzał na mnie i zarumienił się. Podniosłem brew, a on odwrócił wzrok zażenowany.

Zgodnie z moją decyzją ruszyłem na polowanie. Kiedy wyszedłem z obozu, od razu do mojego nosa dotarł świeży zapach lasu i trawy.  Wciągnąłem powietrze, aby móc nacieszyć się ową wspaniałą wonią.

Ruszyłem dalej. Liczyłem na to, iż polowanie mi się wyjątkowo uda.

***

Miałem dużo szczęścia. Szczęście mi dzisiaj wyjątkowo dopisywało. Złapałem nornice, dwie sroki i trzy małe myszy polne. Niosłem to do obozu. Kiedy dotarłem, poczułem zapach świeżego mięsa. Wychodzi na to, że patrol przybył jakiś czas przede mną. Położyłem pożywienie na stosie. Wśród zdobyczy, zobaczyłem niewielkiego królika. Wziąłem go ostrożnie i podążyłem w kierunku legowiska uzdrowiciela. Wkroczyłem do środka.

Małego Kwiatu nie było.

,,Pewnie poszła po zioła"- pomyślałem.

W zamian tego, na legowisku obok leżał... Muszlowa Łapa. Miał okropną ranę na łapie, podbrzuszu i nosie. Najpewniej zostaną mu po tym blizny. Leżał, wgapiony w swoje łapy. Z jego oczu ciekły łzy. Po chwili wbiegła uzdrowicielka z pajęczynami w łapie, nagietkiem na znieczulenie oraz ziarenkami maku. Kompletnie nie zwróciła na mnie uwagi.

Popatrzyłem w kierunku Liliowego Kwiatu. Leżała, zwinęła w kłębek. Widocznie drzemała, zmęczona bezustannym płaczem. Księżyc powoli pojawiał się na niebie, świecąc coraz mocniejszym blaskiem.

-Liliowy Kwiat śpi. Dałam jej ziarenka maku na uspokojenie- mruknęła medyczka, jakby czytając mi w myślach.

Skinąłem głową.

-Przekażesz jej, jak się obudzi, że to dla niej ?- oderwała się na chwilę od opatrywania ucznia i popatrzyła na zdobycz trzymaną przeze mnie.

-Oczywiście- mruknęła, wracając do swojego zajęcia.

Młody kremowy kocur syknął z bólu, kiedy Mały Kwiat przyłożyła jakąś maść do rany.

-Nie wierć się tak, bo nie dam rady cię opatrzyć!- fuknęła na rannego.

Ten, ułożył się i nie ruszał. Ze smutkiem patrzył jak wychodzę, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Nie jestem przecież już jego mentorem. Tylko Paprociowe Futro.

-Uwaga! - krzyknął Ogniste Serce.

Wszyscy zgromadzili się na polanie, chcąc wysłuchać co do powiedzenia ma zastępca.

-Wysyłam dodatkowy patrol w kierunku Słonecznych Skał- każdy doskonale wiedział, iż chodzi o Lwią Gwiazdę i Bursztynową Łapę. Nie wiadomo również czy Lamparcia Gwiazda znowu nie spróbuje ich przejąć i dołączyć do Klanu Rzeki. - Czy są jacyś chętni?

-Pójdę ja, Krucza Blizna, Piaskowa Burza, Brązowy Pysk i Jesionowa Łapa- miauknął spokojnie Biała Burza.

Podziwiałem tego wojownika. Chociaż powinien już przejść do starszyzny, to nadal jednak był pełen sił i chęci do dalszego działania.

-Sprytna Wichuro? - usłyszałem głos.

Odwróciłem się, a za  mną stał Płomienne Serce.  Widać bylo, że stres go nie opuszcza ani na krok.

-Sprytna Wichuro, ja... Przepraszam. Poniosło mnie. Ja nie miałem tego na myśli, ja..-zaczął się jąkać.  Oparłem ogon na jego barku.

-Już w porządku, Płomienne Serce. Miałeś prawo się  zdenerwować. 

Wtuliliśmy się w siebie. Staliśmy tak trochę, aż w końcu miauknąłem:

-Idź już spać. Jutro masz patrol poranny.

On uśmiechnął się i skinął głową. Uczyniłem to samo. Wszedłem do legowiska wojowników i ułożyłem się do spania. Zwinąłem się w kłębek i po chwili sen także pochłonął mnie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro