Rozdział 10: Dylemat i kolejna decyzja
Wracałem przygnębiony do obozu. W mojej głowie kłębiło się wiele myśli, ale nie każda była ważna. Nie zastanawiając się, kiedy dotarłem, od razu poszedłem do swojego posłania.
Położyłem się, a na łapach umieściłem głowę. Nie byłem głodny, chociaż od wczoraj nic nie jadłem.
Zupełnym przypadkiem, usłyszałem rozmowę Jasnego Pioruna z Mysim Futrem, które siedziały po drugiej stronie jaskini.
-A spodziewałaś się, że Srebrny Strumień wróci do Klanu Rzeki?- zapytała młodsza starszą kotkę.
-Ja to wiedziałam. Czułam całym ciałem, że nie wytrzyma i wróci do swojego dawnego klanu.- prychnęła ze wzgardą.
-A Liliowy Kwiat?- postawiłem uszy na sztorc, a łapa którą się myłem, zawisła w powietrzu.
Kotki tak jakby dopiero teraz zorientowały się o mojej obecności tutaj, zciszyły głosy do szeptu.
Mimo tego i tak je słyszałem.
-Wiesz, co do Liliowego Kwiatu pewna nie jestem, ale według mnie lepszą partnerką dla Sprytnej Wichury byłaby Piaskowa Burza.
Młodsza kotka pokiwała na potwierdzenie głową.
-Jest oddaną wojowniczką, dobrze poluje i walczy, a poza tym kocha go bardziej niż własny klan.
Jest słowa sprawiły, że zacząłem mieć jeszcze większy dylemat.
-A on też wydaje się być nią zainteresowany.- dodała.
-Wiesz za co, podziwiam Srebrny Strumień? - zapytała, ale nie dała możliwości odpowiedzi- Za to, że miała odwagę powiedzieć wprost, że wraca do Klanu Rzeki. A nie to co, Liliowy Kwiat.
Czułem, że w pewnym sensie, mają rację.
-Byli podobno dzisiaj razem szkolić Bursztynową Łapę i Muszlową Łapę- miauknęła Jasny Piorun.
-Tak między nami, kotkami, wiemy, że to był tylko pretekst, a tak naprawdę chodziło o randkę. Sprytna Wichura pewnie nie miał na tyle odwagi, by ją oficjalnie zaprosić.
,,Czy one mi specjalnie tu o tym gadają, abym teraz tak ni stąd ni zowąd podszedł i zagadał do Piaskowej Burzy?"- myślałem gorączkowo.
Ostatecznie kotki wyszły coś zjeść, a ja mogłem w końcu spokojnie pomyśleć.
,,A może mają rację? "
Postanowiłem dać szansę drugiej rudej kocicy. Nareszcie udało mi się zasnąć
***
Następnego dnia wiedziałem od czego zacząć. Kiedy już miałem obudzić Piaskową Burzę, zdałem sobie sprawę, że jestem strasznie głodny.
,,No tak. Przecież wczoraj nic nie jadłem".
Pierwsze co zrobiłem do podeszłem do sterty zwierzyny i zabrałem stamtąd kosa.
Poszedłem w pokrzywy i szybko pochłonąłem. Oblizałem pyszczek, a kości zakopałem.
Szybko się przeciągłem. Rozpocząłem pielęgnację i w ten sposób zleciało trochę czasu. Kiedy skoczyłem, zobaczyłem swojego ucznia, w towarzystwie siostry.
Zauważył mnie, pożegnał się z nią i poszedł. Zauważyłem, że Piaskowej Burzy jeszcze nie było.
-Idź po siostrę. Dzisiaj tak jak wczoraj zabierzemy ją na wspólny trening walki. -zwróciłem się do kremowego kocura.
Od razu poprawił mu się humor. W podskokach skierował się do białej w szare plamy kotki.
Jej mentorka wyszła z legowiska wojowników i przeciągła się. Jeszcze niewyraźnym wzrokiem szukała swojej uczennicy. Otworzyła szerzej oczy, widząc naszą trójkę.
-Witaj, Piaskowa Burzo! Może poszlibyśmy tak jak wczoraj na wspólny trening?
-Z przyjemnością- Zamruczała.
Podeszła i także zamruczałem. Kocica speszyła się i opuściła głowę.
- Bursztynowa Łapo i Muszlowa Łapo. Tak jak wczoraj, ścigacie się do Piaszczystej Rozpadliny. Start!- krzyknąłem.
Oboje wystartowali jak z procy. My szliśmy spokojnie za nimi.
- Piaskowa Burzo?
-Tak?
-Jaaa....- zacząłem się jąkać i dopiero po chwili wziąłem głęboki oddech i miauknąłem- Ja myślałem nad tym co mówiłaś i wydaje mi się....- tutaj przysiadłem i spuściłem wzrok.
-Że?- zapytała unosząc brew.
- Że możesz mieć rację.
Kotka spojrzała na mnie z czułością.
-Kocham cię, Sprytna Wichuro - Zamruczała łącząc swój ogon z moim.
Uczyniłem to samo. Wtedy zza rogu pojawiła się Nakrapiany Liść i Mała Łapa.
-Witaj Nakrapiany Liściu! Część Mała Łapo!- przywitaliśmy się równocześnie.
-Nie nazywam się Mała Łapa. Teraz moje imię to Mały Kwiat. Zostałam pełnoprawną medyczką Klanu Pioruna.
Skinęliśmy równocześnie głowami.
-Musimy już iść. Muszlowa Łapa i Bursztynowa Łapa pewnie na nas czekają.
Pobiegliśmy szybko w stronę Piaszczystej Rozpadliny.
Nasi uczniowie stali i ciężko dyszeli. Spojrzeli na nas podejrzanie, ale nic nie oznajmili.
-Jak wiecie, walka o dobro własnego klanu jest ważna, ale najlepiej korzystać z niej w ostateczności....- mówiłem. Poczułem ciepłe i zaintrygowane spojrzenie rudej kocicy.
-Sprytna Wichuro?- z zadumania wyrwali mnie uczniowie- to... Uczymy się tej walki?
-Tak, Tak! Oczywiście!- miauknąłem jakbym właśnie obudził się ze snu.
-Więc na początek, Bursztynowa Łapo, zaatakuj brata. Tylko schowaj pazury!- poinstruowałem ich i stanąłem z boku.
Uważnie obserwowałem ich mini - bitwę.
Biała w szare plamy kotka przyglądała się chwilę kremowemu kocurowi, aż w końcu skoczyła. Wymierzyła w jego kark, ale ten w ostatniej chwili uskoczył w prawo.
-Hej! To było oszustwo!- syknęła na niego.
-Nie, Bursztynowa Łapo. Kiedy zamierzasz atakować, nie wahaj się zbyt długo. Dobrze, a więc Muszlowa Łapo, teraz ty spróbuj. Pamiętaj, co zgubiło twoją siostrę.
Mój uczeń od razu przystąpił do działania. Wymierzył tak samo jak poprzednia.
Skoczył w jej kierunku i walnął w jej klatkę piersiową. Mimo to, ta przywaliła mu łapą prosto w pysk.
Pokręciłem głową, wysłuchując ich kłótni.
-Dobra inaczej. W ten sposób to wy się nawet za 10 pór roku nie nauczycie.- prychnałem.
Ci spojrzeli na mnie cicho i pokornie.
-Piaskowa Burzo- zwróciłem się teraz do zapatrzonej we mnie jak w obrazek kotki- weź swoją uczennicę i ćwiczcie obok.
Skierowałem zachęcające spojrzenie na kremowego kocura. Ten wymierzył w moje łapy. Skoczył. Podskoczyłem i wylądowałem na nim. Czułem, że stracił dech. Chwyciłem go za skórę karku i przerzuciłem przez siebie.
Ten wylądował na plecach, jednak nie podniósł się od razu. Dopiero po chwili.
-Jeszcze raz, ale szybciej i większe skupienie!- upomniałem go surowo.
Ten, wytężył wzrok i uruchomił wszystkie zmysły.
-Pamiętaj, wykorzystuj przyrodę dookoła ciebie. Może coś wymyślisz?
Teraz zaatakował mnie szybko i bez cienia wahania. Próbował mi podciąć łapy, ale ja przeskoczyłem na jego ciosem. W zamian tego, kopnąłem go w zadek. Wyleciał wysoko w powietrze. W locie do niego doskoczyłem i przygniotłem do gleby.
Ten już ciężko dyszał.
-Ale Sprytna Wichuro, ty mi nie dajesz żadnych szans!- wydyszał.
-Wróg w prawdziwej walce, jeszcze bardziej nie oszczędza!- syknąłem wkurzony.- Wracamy!- miauknąłem już spokojniej przez bark.
Piaskowa Burza szła obok mnie, a dwa lisie ogony za nami szli uczniowie. Ta, widząc moje zdenerwowanie, polizała mnie po głowie.
Skierowałem ciepłe spojrzenie w jej kierunku. Że przez tak długi czas, byłem taki ślepy?
Weszliśmy do obozu i pierwsze co zrobiłem, to pobiegłem do Ognistego Serca.
-Ogniste Serce! - krzyknąłem, a ten się odwrócił- musisz wysłać patrol łowiecki. Myśmy dzisiaj nic nie złowili.
-Jasne. Pójdzie Mysie Futro, Biała Burza i Krucza Blizna- wypowiedział to na tyle głośno, aby wybrani to usłyszeli.
Ci posłusznie skinęli głowami i wyruszyli bezzwłocznie.
-Wszystko w porządku?- zapytał nagle zastępca.
-Tak, a czemu miałoby nie być?- warknąłem ironicznie.
Ognisto-rudy kocur spojrzał na mnie zdziwiony.
-Przepraszam. Zdenerwował mnie dzisiejszy trening walki ze Muszlową Łapą. Totalnie tego nie łapie- miauknąłem, kręcąc głową.
-Daj mu czas. Nauczy się - pocieszył mnie przyjaciel.
-Miejmy nadzieję...- odrzekłem, ale nie dokończyłem, ponieważ podszedł do nas Lwia Gwiazda.
-Ogniste Serce- miauknął niskim głosem.- idę na samotny patrol na granicę z Klanem Rzeki.
-Jesteś pewny, że nie chcesz iść z wieczornym patrolem, Lwią Gwiazdo?
-Nie - pokręcił przecząco głową i wyszedł z obozu.
-Będą z tego kłopoty...- niechcący miauknąłem na głos.
Zastępca spojrzał na mnie niespokojnie, ale nic nie dodał. Skierowałem się w kierunku wylegującej się Piaskowej Burzy i umościłem obok niej...
Witajcie! Dawno rozdziału nie było, ale jak widzieliście, pisałam dla was nowego Oneshota: ,,Cierpienie Zachodzącej Gwiazdy " Kto jeszcze nie czytał, temu polecam przeczytać.
Postaram się, aby jutro wstawić kolejny, ale nie obiecuję kochani.
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro