Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Zacienione Serce już od rana czekała aż jej adoptowana córka otworzy oczy. W końcu to się stało.

- Witaj Lilio. - szepnęła zadowolona
- Mamo ? - powiedziała śłodkim głosem

Karmicielka uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać o klanie. Niedługo po tym do żłobka wbiegła czwórka kociaków. Listek i Iskierka, którzy mieli po dwa księżyce oraz Brzózka i Winogrono, którzy mieli ich po jednym. Wszyscy byli rodzonymy dziećmi szaro fioletowej kotki i jej partnera, Polnej Gwiazdy.

- Mamo, czy możemy oprowadzić Lilię ? - zapytała beżowa kociczka
- No nie wiem, dopiero co otworzyła oczy.
- Spokojnie mamo, przecież są wojownicy, więc wszystko będzie dobrze. - wtrącił się młodszy z kocurków 
- No dobrze, ale uważajcie.
- Dobrze !! - krzyknęła cała czwórka wybiegając z żłobka

Przez to, że kociaki rozpierała radość nie wiedziały, że na kogoś wpadną.

- Przepraszamy Czarny Szponie. - powiedział szybko Listek - My tylko oprowadzaliśmy Lilię.

Na to zastępca tylko prychnął i poszedł dalej.

- To jest Czarny Szpon, zastępca. Na niego trzeba uważać, bo często ma zły humor. - szepnęła Brzózka
- Słyszałem to !! - warknął kocur
- Ej bracie, spokojnie. - miałknęła Sowie Oko, która akurat przechodziła
- Musisz go aż tak przypominać ?!
- O co Ci chodzi ?! Po prostu nie chcę żebyś zaatakował kociaki !!
- Dobrze wiesz o co mi chodzi !! I kogo przypominasz !!

Już miał zaatakować swoją młodszą siostrę, ale między nimi stanęła ich matka, Krucza Perła.
- Hej !! - miałknęła - Co to ma znaczyć ? Chyba wam coś mówiłam, co ?!
- Przepraszam mamo, ale ja tylko chciałam uspokoić Czarnego Szpona, bo chciał zaatakować kociaki Polnej Gwiazdy i Zacienionego Serca.
- Rozumiem... - przerwała na chwilę - Synu, zapraszam do mnie. Muszę z tobą porozmawiać.
- Co ?! Czemu ja !! - zaczął się wykłucać
- Bo cię o to proszę.
- Ale...
- Już !! - krzyknęła
- Dobra !! - zgodził się

Następnie zastępca poszedł za starszą, a wojowniczka potrząsnęła głową i powiedziała:
- Naprawdę przepraszam za mojego brata. Czasami nad sobą nie panuje.
- Nic się nie stało. - pocieszyła ją Iskierka
- No dobrze... Pewnie chcieliście pójść do starszyzny, ale na razie lepiej nie ryzykować... Może pójdziecie do Azaliowego Serca ?
- Tak chodźmy !! - wykrzyknął szaro fioletowy kocurek

Pobiegli do legowiska medyczki, ale zamiast zobaczyć czarno białą kotkę, zobaczyli jej uczenia.
- Śnieżna Łapo, gdzie jest Azaliowe Serce ? - zapytał starszy z kocurków
- Poszła po zioła, a co ?
- Chcielibyśmy spędzić z nią trochę czasu,  bo podobno medycy mają ciekawe historie.
- Mają, ale teraz jesteśmy bardzo zajęci. Podczas pory Wielkiego Słońca często występują susze, szczególnie w sam jej środek. Dlatego nie zdziwcie się jeżeli zobaczycie puste legowisko. Co chwila wychodzimy po zioła. - zakończył swój monolog i wrócił do segregowania ziół

Po wyjściu na polanę, Lilia zapytała:
- Może poszukamy Azaliowego Serca ?
- Zwariowałaś ?! Po za obozem jest niebezpieczne !! Bez wiedzy Zacienionego Serca nie wyjdziemy. Chociaż i tak byśmy nie wysz... - zaczęła Iskierka, ale nie dokończyła, bo Listek położył jej ogon na pysku
- Och nie przesadzaj... To fajny pomysł. - powiedział trzymając ogon w tym samym miejscu

Jednak to nie przekonało czarnej kotki. Liliowo futra znów się odezwała:
- Może zagłosujmy. Kto głosuję na znalezienie Azaliowego Serca, ten podnosi ogon.

Tylko Iskierka nie podniosła, ale i tak została przegłosowana.
  
Gdy upewnili się, że nikt ich nie widzi, wymknęli się.

Po około godzinie najstarsza z kotek mruknęła:
- Świetnie teraz jeszcze się zgubiliśmy.
- Nie przesadzaj, na pewno zaraz wrócimy. - powiedział zdeterminowany, pręgowany kocurek

Tak mijały kolejne godziny. W okolicach południa Lilia upadła i powiedziała bliska płaczu:
- Strasznie bolą mnie łapy.

Na to najstarszy z rodzeństwa wziął ją na plecy. Dalej szli trochę wolniej.

Było po zachodzie słońca gdy usłyszeli coś w krzakach.
- Co to było. - spytała Brzózka

Nikt nie odpowiedział. Gdy liście znowu zaszeleściły, wszyscy, oprócz Lilii, się zjeżyli.

Na ich nie szczęście, z krzaków wyszedł niedźwiedź...
 
Skulili się, a ich oddechy przyspieszyły. Niedźwiedź zaczął się zbliżać, a liliowo futra nie wytrzymała i krzyknęła:
- Aaa...

∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

Przepraszam, naprawdę przepraszam, że przerwałam w takim momencie, ale chciałam dać wam trochę niepewności...
A tak na serio to wiem.
Czysty Polsat :)

Jednak mam nadzieję, że po mimo tego i tak się podobało.

Następny opublikuję dzisiaj wieczorem. 

Rozdział 2 - 636 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro