Dochodzenie
"Hmmm..." - Pomyślała Lizzy
- Widzę, że o czymś rozmyślasz - zgadnął Karmel - na pewno o tym kocie - po chwili dodał
- Taaa... - ziewnęła Lizzy
- Spytamy naszego klanu! Jest tam! - wskazał na horyzont Karmel
- Okej, to idziemy? - zapytała go Lizzy
- Tak!!! - wykrzyknął Karmel
Szli do klanu od paru dobrych godzin.
Po chwili Lizzy zauważyła, że przed klanem nie ma Wielkięgo Wąwozu.
- Czy to na pewno nasz klan? - zapytała niepewna Lizzy
- Nie wiem, ale chodźmy! - powiedział kociak
Kiedy byli przed wejściem do klanu, przywódca ich zapytał:
- Kim jesteście? Z kąd pochodzicie? Czy należycie do klanu? -
- Jestem Lizzy, a to jest Karmel. Nie należymy do waszego klanu. - powiedziała Lizzy, a w myślach dodała:
"Uciekliśmy z klanu"
- A chcecie w nim być? - odparł lider
- Jasne!!! - powiedział bez namyślenia kotek
"O nie..." pomyślała Lizzy, gdy to wypowiedział
- A więc, jak się nazywacie? -
- Lizzy -
- Karmel -
- Zapraszam do klanu. Chodźcie za mną. -
Szli krętym korytarzem, aż dotarli do jakiegoś legowiska.
- Tu będziecie na mnie czekać. Dobrze? - powiedział przywódca
- Okej... - Powiedziała Lizzy
Po paru dobrych minutach, przywódca przyszedł po nich.
Zabrał ich za skałę i powiedział do uczestników klanu:
- Mamy nowych uczestników klanu. Lizzy i Karmela. Lizzy, zapraszam. Od dziś jesteś zwana Jasną Łapą. A Karmel, będzie... Po prostu Karmelem
Lizzy i Karmel cieszyli się. Mieli takie same imiona, jak w dawnym klanie.
Jasna Łapa widziała ślad obroży na szyi tamtego kota. Był to domowiec.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro