Rozdział 2
Węgielka obudził odgłos otwierającego się potwora. Wstał i bez przeciągania, przeskoczył przez jego dziwnie wyglądające wnętrzności i wyjrzał na zewnątrz. Jego oczy rozszerzyły się gdy na przeciwko jego znajdował się wielki i piękny las, a przynajmniej dla dzikich kotów piękny, ponieważ czarny kocurek słyszał wiele historii o lesie i dzikich kotach które są niesprawiedliwe, potężne i przerażające "To w tym lesie te potwory zabiły mojego tatę" przebiegła mu nie miła myśl przez głowę. Kociak przyglądając się lasu nie zauważył dwunożnego który spostrzegawczy go zakrzyczał coś do niego i wygonił go z potwora. Węgielek przestraszony wyskoczył z jego brzucha i pobiegł jak najdalej mógł na końcu chowając się w krzakach i widząc jak jedyny środek transportu do jego domu właśnie uciekł, kotek oddychnął nerwowo i poszedł szukać noclegu, a może i nawet nowego schronienia na kolejne lata jego życia. Czarny kociak szedł wzdłuż domów dwunożnych szukając jakiegoś miejsca do schowania się lub kota który mógłby udzielić mu pomocy i schronienia, Węgielek zaczynając wątpić w pomoc na terenie dwunożnych nagle zobaczył jasnobrązową kotkę spacerującą na tej samej dróżce o 2 długości lisa dalej od niego, kociak ucieszył się w duchu i miauknął głośno jednocześnie zaczynając biec w jej stronę
- Ej poczekaj ! Jak się nazywasz ?! Możesz mi powiedzieć jak można wrócić do miasta ?! Próby porozumienia się z kocicą jednak poszły na marne ponieważ im zaczynał szybciej biec tym ona zaczęła szybciej uciekać, zaledwie trzy długości lisa dalej wskoczyła na płot sycząc
- Bicz ! Pomocy !
- Bicz ?! Nie jestem Biczem, jestem jego synem.... - skończył wskakując na płot, jednak kotka nie usłyszała jego ostatecznej odpowiedzi i za nim wskoczył na płot zdążyła już dawno schować się w domu, Węgielek zrezygnowany zeskoczył z płotu i poszedł szukać innego kota który mógłby mu pomóc. Powoli zbliżał się zmrok, czarny kociak skończył już przeszukiwać ostatnie podwórko, żaden kot nie chciał mu udzielić pomocy, niektóre z nich były po prostu egoistyczne, ale większość raczej się go bała"Dlaczego koty domowe myląc mnie z moim tatą uciekają odemnie ze strachem ?" zastanawiał się w myślach idąc przez ciemną w wieczór ścieżkę "Przecież mama i jej przyjaciółki mówiły mi że mój ojciec był dobrym kotem i przywódcą miejskiego klanu". Myśli kotka dawały mu coraz więcej niepokoju w sprawie taty, może się mylił ? Może jego tata nie był takim dobrym kotem na jakiego wyglądał dzięki opowieścią jego matki ? Węgielek nie dowierzając otrząsnął się z zamyśleń i skoncentrował się na szukaniu bezpiecznego schronienia w którym mógłby spędzić spokojnie noc aby zregenerować siły na następny dzień, więc zboczył z prostej dróżki prowadzącej do drogi grzmotu i skierował się w stronę domów dwunożnych. Idąc tak przez chwilę zauważył małą dziurę w ziemi ukrytą w krzakach, podszedł do niej ostrożnie i sprawdził czy nie ma tam innego zwierzęcia które mogło ową dziurę stworzyć, ku szczęściu czarnego kociaka nora była pusta, więc wszedł do niej i po wejściu już trochę głębiej wyklepał sobie łapami miejsce do spania, przeciągnął się po czym zwinął w kulkę owijając swój ogon na łapy tak aby kończył się koło głowy ziewnął ostatni raz i zasnął myśląc dalej o tym wszystkim co go spotkało. Węgielek obudził się w nocy przed lasem, czuł wiatr na swoim futrze i przerozmaite leśne zapachy, czuł wiele kocich zapachów chociaż nie widział ani jednego kota. Nagle jego oczom ukazało się wiele błyszczących dzikich kotów jak gwiazdy, ich blask rozjaśnił cały las, czarny kotek zaniemówił ze strachu oraz podziwu jednocześnie, w jednym momencie kociak poczuł się niski i nieważny w porównaniu do wielkich, błyszczących i pięknych stworzeń stojących przed nim. Wszystkie oczy patrzyły się na kociaka stojąc na tle gwieździstego nieba, kotkowi wydawało się że to najpiękniejszy widok jaki widzi, nagle jednak Węgielek usłyszał odgłosy wielu kocich głosów, niektóre z nich były głosami rozpaczy i strachu, drugie zaś były waleczne i ostre,a gwiazdy będące na niebie zostały zakryte czarnymi chmurami. W jednej chwili czarny kociak przeniósł się do środka lasu panowała potężna wojna, wiele kotów walczyło i ginęło w tym samym czasie, Węgielek widział jak wiele psich szczęk rozszarpuje już niewładne kocie ciała a ogniste języki palą ich cierpiące, niewinne dusze, mały zaczął się wycofywać niedowierzając w to co widzi, słyszy i czuje. kocurek zaczął uciekać nie chciał być w tym miejscu ani chwili dłużej, gdy wybiegł z lasu jego obraz przed oczami zmienił się gwałtownie. Panował ranek, a szara mgła i zbliżająca się pora nagich drzew biły lodem wszystkie jego zmysły, Węgielek spojrzał w bok, zobaczył płaczące i niedowierzające kotki, niektóre trzymały dzieci, a inne pilnowały swoje żeby szły koło nich bo były już na tyle duże aby dać radę wędrować samodzielnie, ujrzał waleczne koty pilnujących płaczące matki aby któraś z nich nie wpadła pod wielkie czarne łapy potwora gdy przechodziły z lasu przez drogę grzmotu żeby szukać nowego domu. Czarny kotek podbiegł do jednego z kocurów i miauknął
- Dlaczego nie walczycie o wasz dom ?! Przecież to wasz dom ! Owy wyglądał jakby go nie słyszał i nie widział, kotek zdenerwował się, pobiegł do lasu i wskoczył na kamień znajdujący się tuż przy wejściu do niego i zamiauczał głośno
- Widzicie jestem i nic mi nie jest ! Rozglądnął się desperacko z góry kamienia na tłum zdepresjowanych kotów opuszczający las spuszczając jednocześnie uszy z niedowierzaniem
- Nie to nie, ale ja bym przynajmniej spróbował walczyć o swój własny dom ! Syknął z przekonaniem podnosząc uszy, odwrócił się i skierował w głąb lasu o dziwo nie czując strachu "Dlaczego nie chcą wrócić ?" myślał z głową skierowaną do ziemi, podniósł ją na powrót do góry szukając czegoś lub kogoś co wypędziło dzikie koty z ich domu, nagle Węgielek usłyszał szepty i ściszone syki, po chwili jego oczom ukazało się wiele czarnych i mrocznych sylwetek, niektóre były wygłodzone, a inne z wystawionymi kłami i pazurami, wszystkie patrzyły się na niego. Węgielek patrząc się na nie pierwszy raz tak bardzo się przestraszył, jeden z nich podszedł do niego od tyłu i wbił mu swoje potężne pazury w kark przez co kociak natychmiast upadł na ziemie z bólem, ostatnie słowa które usłyszał to "Jesteś nasz" wyszeptane prosto do ucha charczącym głosem oraz kawałek miejsca w którym brak gwiazd.
Węgielek wstał gwałtownie uderzając się w głowę o górę nory w której spał, oddychał ciężko, a jego oczy drgały ze strachu, w końcu uspokoił się
- To tylko sen, uspokój się... - mówił do siebie wciąż dysząc, młody kot otrząsnął się i odkaszlał. Wyszedł na zewnątrz strzepując z siebie resztki ziemi po jego nocy w opuszczonej norze, czarny kot nie mógł się skupić na niczym innym, wciąż czuł w ustach i nozdrzach odór krwi z okropnego koszmaru, a w jego głowie dalej powtarzała się scena cierpiących kotów i jego śmierci, Węgielek usiadł na wydreptanej przez dwunożnych ścieżce, mógłby myśleć o tym co mu się przytrafiło we śnie nawet cały dzień, ale nagłe przypomnienie że nie jadł nic od wczorajszego ranka uświadomiło mu jak jest głodny, chęć jedzenia była naprawdę silna, a bez jedzenia nie da rady przeżyć samotnie, wstał i przegonił zmęczenie, spojrzał przed siebie i przełknął ślinę. Dziś będzie musiał wejść do lasu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro