🌌Prolog🌌
W ciemności lasu, spowitym tajemniczą mgłą stało dwoje kotów, których oczy lśniły w księżycowym swiete. Wokół zebrało się kilka pobratymców, z ciekawością wyczekujących rozwoju sytuacji. Ów jeden ze środka miał poraniony pysk, zaznaczony szeroki bliznami, drugiemu zaś z łapy leciała krew.
- To koniec - dało się słyszeć głos stłumiony jęknięciami, tego z poranioną głową.
Zawtórowało mu cichymi, pomrukami połowa zebranych. Ktoś gdzieś z tyłu zaszlochał. Kto inny miauknął zawodząco, jakby licząc że to coś da. Jednak niestety nic. Przodkowie pozostawili ich na zawsze. Pozostali sami sobie, polegając jedynie na pobratymcach w nadchodzącej bitwie. Gdyby nie zdrada wśród nich. Gdyby nie to, że tyłu zostało zabitych, a przodkowie zostali podbici... Gdyby zjawił się od dawna wyczekiwany wybraniec.
Kot z krwawiącą łapą spoglądnął z oszołomieniem na swych poddanych. To on - wódz, który przerowadził ich przez te wszytkie męki, miał orzecz następną decyzję. A jednak nie miał sił. Był zbyt stary, aby dalej kierować swym plemieniem. Sam był już ślepy, tak samo jak najstarsi z nich, chociaż jeszcze nie wykorzystał drugiego żywotu na zestarzenie się. Głuchota też mu doskwierała, ba prawie nic nie słyszał od jakiś trzech sezonów, jednak nawet po zapachu, który nigdy go nie zawiódł w trudnych chwilach, zawsze mógł się dowiedzieć co się wydarzyło. Następcy nie miał. Nie syna, a uczniem miał zostać wybrany, który nigdy się nie zjawił. Czas więc ogłosić to czego zawsze się bał. Nie chciał narażać już następnych młodych kotów, na kalectwo, jakie niektórzy zaznaczyli w niekończących się bitwach. Trzęsąc się niby to z zimna, ciężko otworzył swój stary niczym świat pysk i ledwo wykrztusił następujące słowa:
- Nadszedł kres Plemienia Świetlistego Księżyca.
Wypowiedziawszy to zachwiał się, z dwa czy trzy razy, po czym upadł, uderzając mocno głową o ziemię. Półświadomie poczuł jak przed nim kładzie się szaman. Wiedział że to także jego kres. Nie chciał pożuać bliskich w takim trudnym momencie, lecz to juz czas na niego. Gwiazdy czekają. Nie da się przed tym uciec.
Kocur dając za wygraną zamknął powoli oczy. A zwano go Strażnikiem Gwiazd.
Hej! To Prolog mojej trylogii. Tak wiem krótki, lecz wolę żeby było krótsze i ciekawe, niż długie i żmutne. Jak wam się na razie podobało? Następny rozdział w krótce 😺😁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro