Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❄️Rozdział 07❄️

- Mroźna Mżawko!

Usłyszała krzyki... Jej imię. A może jednak nie? Może mówili coś zupełnie innego, a jej się to tylko wydawało? Wszystko było zamglone, jakby dochodziło z oddali.

Była na patrolu na granicy z Klanem Cienia. Był z nią Ognisty Błysk, Motyle Skrzydło (która zgodziła się pójść na kolejny patrol tego dnia), Szary Liść i Brązowa Łapa.

Wszystko było normalnie i patrol ten nie różnił się niczym od poprzednich... No, do jakiegoś czasu oczywiście.

Gdy szli przed siebie, zostawiając znaki zapachowe, Mroźna Mżawka poczuła w łapie ból. Pisnęła i spojrzala na opuszek, poszukując jakiegokolwiek zadrapania. Ale wszystko było w porządku.

Po chwili ból przeniósł się już na całą kończynę, a potem nie mogła z siebie wykrztusić najmniejszego dźwięku. Czuła, jak wszystko w jej ciele się zamraża, poczuła, jak ból ogarnia cały jej organizm.

Ktoś ją zauważył. Wypowiedział jej imię. Zauważyła przed sobą zamgloną postać zaniepokojonego Brązowej Łapy, który zaczął przywoływać resztę.

Wkrotce ból stał się tak nie do zniesienia, że zaparło jej dech w piersiach. Nie mogła zrobić najmniejszego ruchu, wszystko było jak z lodu.

Ujrzała przed swoją twarzą przerażone pyski współklanowiczy. Ognisty Błysk stał sparaliżowany ze strachem w oczach, Brązowa Łapa krzyczał, że ma się ocknąć, Szary Liść wszystkich uspokajała a Motyle Skrzydło stała przed nią... Płacząc.

Mroźna Mżawka nie wiedziała skąd, ale była pewna, że ona wie coś dotyczącego jej dziwnej, mroźnej przypadłości.

Szary Liść krzyknęła coś do Brązowej Łapy i po chwili ucznia już z nimi nie było; jak podejrzewała Mroźna Mżawka, pobiegł do obozu po pomoc.

Ale czy ta pomoc cokolwiek by dała? Zanim medyczka i jej uczeń by tu dotarli, ona już dawno stałaby się soplem lodu. To już nie miało znaczenia.

Poczuła, jak oczy mimowolnie w jakiś sposób się jej zamykają. Po raz ostatni miała przed oczami widok płaczącej Motylego Skrzydła i krzyczącego na niego Ognisty Błysk, po czym ujrzała ciemność.

Ból powoli ją opuszczał, jednak nie była już na terenie klanów. A przynajmniej nie tam, gdzie powinna się znaleźć po otworzeniu oczu.

Połknęła łapczywie powietrze gdy poczuła, że płuca już się rozluźniają. Położyła się na ziemi, a dokładniej - na trawie. Na całe szczęście ciepłej dzięki jasnym promieniom słońca. Pragnęła, by ten moment trwał wiecznie.

Mróz ją opuścił. To było najważniejsze.

Gdy już się ocknęła, rozejrzała się wokoło. Była na terytorium Klanu Pioruna, ale było tu jakoś... Inaczej.

Poza tym zapachu także się nie zgadzały. Nie poczuła żadnego znanego jej zapachu kota poza ogólną wonią Klanu Pioruna.

Poczuła kolejną falę strachu. Czyżby Klan Pioruna został napadnięty?

Już miała zacząć krzyczeć o pomoc, kiedy w jej widnokrąg wszedł jakiś kot. Miał on brązową, długą sierść oraz pędzelki na uszach. Szedł w towarzystwie innego kocura, brązowo-kremowego...

Dziwne, pomyślała, wygląda dość podobnie do mnie.

Kucnęła, by nie zwracać na siebie uwagi, jednak żaden z kocurów nawet na nią nie spojrzał. Zmarszczyła czoło i ostrożnie podeszła do obu kocurów, oczywiście na bezpieczną odległość.

Miauknęła w miarę donośnie. Nadal nie zwrocili na nią uwagi. Przycupnęli i zaczęli coś między sobą mówić.

- Więc jaki jest twój plan, Migoczący Płatku?

Okej, a więc ten podobny do mnie to Migoczący Płatek.

Kocur wyszczerzył zęby w budzącym grozę uśmiechu.

- Musisz pomóc mi zwabić nad jezioro Pokrzywową Nadzieję. Jak obmyślisz jak to zrobić to spotkamy się na miejscu.

- Ale... Teraz? - spytał jego zdekoncentrowany rozmówca.

Migoczący Płatek przewrócił ze zniecierpliwieniem oczami.

- A kiedy indziej, Brzozowy Puchu? Im szybciej coś wymyślisz tym szybciej zostaniesz zastępcą - przypomniał mu.

Mroźna Mżawka zesztywniała. Już zdążyła się domyślić, że jest w jakieś wizji... Że obserwuje wydarzenia z przeszłości.

Nie znała tych kocurów nawet z widzenia, ale była pewna, że ten plan wymyślony przez Migoczącego Płatka ewidentnie nie mógł nieść za sobą niczego dobrego.

Migoczący Płatek się oddalił, zostawiając Brzozowy Puch samego. Wyglądał na rozkojarzonego.

- No dobra... Co by tu powiedzieć Pokrzywowej Nadziei, by poszedł że mną nad jezioro? - mruknął do siebie.

Wstał po chwili rozmyślań i udał się w stronę siedzącej Mroznej Mżawki. Kotka szybko uskoczyła w bok, pozwalając mu przejść.

Najwyraźniej szedł do legowiska Pokrzywowej Nadziei.

Głośno przełknęła ślinę i poszła za wojownikiem.

____________________________________

- Pokrzywowa Nadziejo! - zawołał.

Łaciaty zastępca obrócił się ku niemu na wzmiankę swojego imienia.

- Brzozowy Puchu, o co chodzi? - zapytał, uśmiechając się ciepło.

Wojownik odwzajemnił uśmiech - różnił się on jednak tym, że w porównaniu do tego Pokrzywowej Nadziei był pozbawiony jakichkolwiek emocji. Był raczej wymuszony i sztuczny.

Pokrzywowa Nadzieja zdawał się tego nie zauważać.

- Pomyślałem sobie, że może poszlibyśmy razem na polowanie? Słyszałem, że masz teraz trochę wolnego czasu.

Zanim Brzozowy Puch udał się do zastępcy, zjadł nornicę że sterty zwierzyny. Zapytał tam napotkanych wojowników gdzie jest Pokrzywowa Nadzieja i dowiedział się co nieco o tym, co teraz łaciaty kucur robi.

Wzruszył ramionami.

- Właściwie i tak miałem to zrobić.

Mroźna Mżawka obserwowała to wszystko z przerażeniem. Domyślała się już, co miał zamiar zrobić przy jeziorze Migoczący Płatek. Brzozowy Puch najwyraźniej jeszcze się tego nie domyślił.

Ale najbardziej dziwiło kotkę, czemu znalazła się w tej scenie z przeszłości. Czy Klan Gwiazdy chcial jej to pokazać, czy może jest to zbieg okoliczności?

Brzozowy Puch starał się podtrzymywać jakoś rozmowę. Była dość sztywna, ale Pokrzywowa Nadzieja jakoś się tym nie przejął. Złapali łącznie dwie myszy i jaskółkę.

Przez całą ich drogę Mroźna Mżawka, która dreptała za nimi bez słowa, modliła się, by Pokrzywowa Nadzieja nie dał się zaprowadzić do miejsca przy jeziorze.

Inaczej skończy się to po prostu źle.

- Może pójdziemy nad jezioro? - zaproponował niewinnie Brzozowy Puch.

Pokrzywowa Nadzieja zmarszczył czoło. Tak, nie idź tam! Nie zgadzaj się!

- Okej.

Mroźna Mżawka zaklęła pod nosem.

Dalszą drogą dłużyła się kotce niemiłosiernie. Co prawda doskonale znała teren swojego Klanu, ale teraz po prostu nogi jej się plątały i skręcała w złą stronę.

- Jesteśmy - powiedział w końcu Brzozowy Puch. W jego głosie dało się dosłyszeć satysfakcję.

Pokrzywowa Nadzieja rozglądnął się niepewnie.

- Po co tutaj przyszliśmy, Brzozowy Puchu? - zapytał.

- Migoczący Płatku! - zamiast odpowiedzieć zastępcy, zawołał wojownika. Przez niepokojącą chwilę nikt się nie odzywał. - Migoczący Płatku? - ponowił, tym razem jednak z nieco mniejszą pewnością siebie.

Czyżby go wystawił? Pomyślała Mroźna Mżawka z nadzieją.

Kolejne wydarzenia... Stały się naprawdę bardzo szybko.

Mroźna Mżawka pamiętała jedynie krzyk Pokrzywowej Nadziei, gdy coś - a raczej ktoś - ciężkiego spadło mu na kark, i zdezorientowane spojrzenie Brzozowego Puchu.

Mroźna Mżawka nie potrafiła patrzeć na to bezczynnie. Skoczyła pomiędzy koty, ale oczywiście noc to nie dało - przeskoczyła przez nie, jakby byli mdłymi obłokami pary.

Nim się obejrzała, w rzece leżało już martwe ciało zastępcy przywódcy.

- Teraz masz już swoją posadę jak z kamienia - rzucił lekko Migoczący Płatek.

Brzozowy Puch patrzył z przerażeniem to na martwego kocura, to na Migoczacego Płatka. Ten Wojownik ani trochę nie przejął się tym, co właśnie zrobił... A Brzozowy Puch zaczął żałować, że wszedł w jakikolwiek plan przez niego organizowany.

- Coś ty zrobił? - szepnął ze zgrozą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro