✧ Rozdział VI ✧
Ciche warknięcie opuściło pysk Tulipanowej Łapy, gdy ta wojowała z mchem, który miała zebrać na świeże posłania starszyzny. Była uczennicą już od pół księżyca, ale miała wrażenie, że Jasna Iskra daje jej jedynie takie głupie oraz monotonne zadania, jak zbieranie mchu i trzciny na świeże legowiska dla starszych.
Była pewna, że Ostowe Futro pożyje jeszcze trochę w starym posłaniu i nic mu się nie stanie, a ona - Tulipanowa Łapa - w tym czasie będzie miała szansę nauczyć się nowej techniki walki. Dlaczego akurat to zawsze ona musiała sprzątać te głupie legowiska?
Mdliło ją już od tego, szczególnie gdy patrzyła, jak Makowa Łapa w tym samym czasie świetnie się bawi z resztą uczniów. Tulipanowa Łapa, gdy wracała po każdym takim "nudnym" obowiązku nie miała ochoty gadać z pozostałymi, przez co była dla nich opryskliwa. Dlatego też większość uczniów zdążyła się do niej zrazić.
No może trochę z tym przesadzała, ponieważ prawie cały czas na jej ogonie siedziała dwójka braci, starszych od niej o może trzy księżyce - Bryzowa Łapa i Zroszona Łapa. Ten pierwszy lubił się z nią droczyć i odcinać podobnymi pyskówkami co ona, a drugi próbował pocieszać ją w gorszych dniach oraz rozbawić.
I nie ważne co Tulipanowa Łapa robiła, by ich od siebie odpędzić, oni i tak skakali wokół niej, by ją rozchmurzyć i przyjacielsko podokuczać.
Szarpnęła mocniej jedną łapą mech, ciągle zła na Jasną Iskrę i burknęła pod nosem przekleństwo. Zaraz po tym została zdzielona małą kulką mchu w ucho i spojrzała z irytacją na kota znajdującego się tuż koło niej.
Był to Zroszona Łapa, który właśnie rzucił w nią owym pociskiem i gdy kotka spojrzała na niego zirytowana, jego wąsy zadrgały z rozbawienia. Jego jasnoszare futro było usłane w pełno białych plamek czy prążek, a zielonkawe, z odcieniem bursztynu, oczy śmiały się uczennicy prosto w pysk.
- Wyrwiesz sobie zaraz pazur z tego wszystkiego, a mi się nie chcę tego opatrywać - miauknął uczeń medyczki, posyłając jej karcące spojrzenie.
Był z nią od samego początku zbierania mchu. Gdy się dowiedział, że kotka idzie go nazbierać dla starszych, on zaproponował, że może zebrać trochę, gdyby był potrzebny medycznie. Jego mentorce - Lekkiemu Wiatru - i Jasnej Iskrze bardzo przypadło to do gustu i od razu się zgodziły.
Dlatego też Tulipanowa Łapa była zmuszona do przebywania w towarzystwie uśmiechniętego ucznia medyczki, gdy miała niezbyt fajny humor. Nie miała nic do Zroszonej Łapy - po prostu lubiła przebywać sama ze sobą w takich momentach.
- To trzeba było zostać zwykłym uczniem, a nie medykiem - prychnęła zirytowana i na chwilę przerwała zbieranie mchu, by strzepać jego resztki, które wylądowały na jej futrze przez szarego kocura.
- Wybacz, źle powiedziałem. Nie chce mi się TWOJEGO pazura opatrywać - odparł jej niewzruszony Zroszona Łapa, poprawiając się i podkreślając jedno słowo, by dać jej jasno do zrozumienia co ma na myśli. Tulipanowa Łapa przewróciła oczami na te słowa, zbijając przy tym mech w sporą kulkę.
- Zawsze może mi pomóc Lekki Wiatr, wielki mi problem. Możesz zostawić mnie w świętym spokoju, proszę? - burknęła pod nosem, wsadzając mech pod pysk.
Była pewna, że wystarczy jej zielonego puchu na wszystkie legowiska starszyzny oraz dla niej i Makowej Łapy. Musiała jeszcze pójść po trzcinę, którą da na brzegi i jako obwódkę legowisk, by unosiły się na wodzie w razie nagłego wypadku, jak wytłumaczyła jej Jasna Iskra.
- Nie mogę - odpowiedział jej od razu Zroszona Łapa, szczerząc się szerzej i również zbił swoje zbiory w ciasną kulkę.
- A dlaczego nie? Idź się zajmij swoimi obowiązkami i daj mi zrobić moje - sarknęła, mrużąc gniewnie swoje niebieskie oczy. Jasnoszary uczeń strzepnął ogonem i podskoczył do niej, by razem z nią iść w kierunku jeziora po trzcinę, trzymając pod brodą zbity mech.
- Ale to też są moje obowiązki. Mech jest potrzebny do przemycia rany, gdy ranny nie jest w stanie tego zrobić. A w towarzystwie jest przyjemniej, nie sądzisz? - miauknął wesołym tonem, drepcząc przez terytorium Klanu Rzeki razem z brązową, pręgowaną kotką.
- Zależy co kto lubi oraz kiedy. Mi przy mchu nie potrzeb niczyjego towarzystwa, bo jest to nudne i bezsensu zajęcie - burknęła pod nosem rozdrażniona Tulipanowa Łapa, czując, jak jej łapy stają się sztywniejsze od zdrętwiałych mięśni pod skórą. Miała tak za każdym razem, gdy zbyt je napinała ze złości, lub gdy na uderzenie serca traciła nad swoim ciałem kontrole.
Nie miała na szczęście jakiś większych ataków i nie słyszała tego głosu od kiedy została uczennicą. Wiedziała, że ten kot czekał, aż go po prosi o pomoc, ale ona wolała nie próbować. Nie czuła takiej potrzeby, a z każdym razem utraty kontroli czuła się coraz bardziej zmęczona.
- Dlaczego tak uważasz? - spytał zaintrygowany Zroszona Łapa, zatrzymując ją na chwilę. Kotka strzepnęła zirytowana ogonem i skrzywiła się na chwilę, jednak wtem poczuła pustkę w głowie. Po prostu nigdy nie przepadała za tym konkretnym zadaniem od początku, ale wiedziała, że to dość głupie wyjaśnienie.
- Bo mech nie obronni klanu, a ja z umiejętnościami już tak - burknęła wymijająco Tulipanowa Łapa, unikając wzroku swojego rozmówcy. Zroszona Łapa roześmiał się na te słowa i trącił ją przyjaźnie w bok, po czym ruszył dalej do jeziora, a ona za nim.
- Jasne, każdy ma swoje zdanie. Ale marudzący Ostowe Futro na zbolałe stawy mi się nie uśmiecha, więc może chodźmy w podskokach po tą trzcinę, a potem do obozu, co ty na to? - odpowiedział jej ciągle uśmiechnięty od ucha do ucha jasnoszary uczeń, po czym przyśpieszył kroku, zmuszając również swoją towarzyszkę do zwiększenia tempa.
- Niech ci będzie - mruknęła i przystanęła na chwilę, by lepiej ułożyć sobie mech pod brodą. - Ale wiesz, że pora nagich drzew już się praktycznie skończyła, więc mrozy skończyły się również dla Ostowego Futra - dodała, marszcząc przy tym brew, bo była pewna, że to właśnie od tego brały się bóle starszego.
- On zawsze znajdzie jakiś powód by ponarzekać - miauknął przez ramię Zroszona Łapa i dopiero po chwili kotka zdążyła go dogonić.
Szli równym krokiem poprzez zieleniejące się terytorium Klanu Rzeki. Ciepłe promiennie grzały przyjemnie plecy Tulipanowej Łapy, która uśmiechnęła się delikatnie i odrobinę rozluźniła. Pora nowych liści dawała o sobie wszędzie znaki, co każdego bardzo radowało - nawet taką zrzędzącą starszyznę.
- Widzisz. Humor ci się poprawił - usłyszała miauknięcie tuż koło swojego ucha i kotka posłała mu połowicznie zirytowane spojrzenie, że wybił ją z przyjemnego rozmyślania.
- Weź spadaj na drzewo i spróbuj złapać jakąś wiewiórkę, a mi daj spokój - burknęła i strzepnęła ogonem. Do jej nastawionych uszu dotarł cichy szum wody, która poruszała się delikatnie od małego wiatru nad taflą jeziora. Niebieska połać zbiorniku odbijała promiennie słońca, które znajdowało się na samej górze.
- Musisz najpierw nauczyć mnie łapać zwierzynę - odparł jej z psotnym błyskiem w oku Zroszona Łapa, a Tulipanowa Łapa trzepnęła go w ucho w odpowiedzi.
- Możesz pomarzyć. Nie zamierzam cię niczego uczyć - miauknęła i zachichotała cicho, widząc zawiedzioną minę jasnoszarego kocura. Nawet gdy chciała być obrażona, przy nim i jego bracie nie miała na to szansy.
- Dlaczego i ty i Bryzowa Łapa jesteście tacy nie mili. A to ja będę musiał was opatrywać gdy wam odbije. No co za sprawiedliwość - westchnął z rezygnacją uczeń i pokręcił do siebie głową. Pręgowana kotka przewróciła oczami i nieco przyśpieszyła, by znaleźć się nad sporym łożyskiem trzciny koło jeziora.
- Bycie miłym ma się we krwi, Zroszona Łapo - miauknęła przez ramie rozbawiona Tulipanowa Łapa, a kocur posłał jej pobłażliwe spojrzenie.
- Ależ oczywiście. W szczególności ty - miauknął ironicznie, po czym oboje się roześmiali.
Dwójka uczniów przystanęła przy Trzcinowej Skale i odłożyła swoje kule mchów. Było to miejsce, gdzie znajdował się średnich rozmiarów płaski i bezpieczny do wchodzenia kamień, którego otaczał ze wszystkich stron mały strumyczek oraz masa trzciny. To tu wszyscy przychodzili po potrzebne materiały do legowisk, by nie zatonęły w razie powodzi, ale jednocześnie to miejsce służyło do spotkań pobratymców lub zabaw uczniów.
To miejsce dla Tulipanowej Łapy było naprawdę śliczne i ciekawe. Ciągły cichy szum trzciny dla kotki był niczym ledwie słyszalna pieśń roślin, której niestety żaden kot nie usłyszał dokładnie. Mimo to, nie dziwiła się, że nie tylko ona lubiła tu przebywać.
Spojrzała na Zroszoną Łapę, któremu miała już coś odpowiedzieć, jednak wtedy trzcina blisko niej zadrżała dość dziwnie, jak na poruszanie się na wietrze. Zastrzygła uszami, gotowa na jakikolwiek atak kotów z Klanu Cienia, gdyż ich terytorium było nawet blisko Trzcinowej Skały.
Kolejny szelest.
Zadrżała delikatnie, ciągle nasłuchując, ale jej mięśnie już się napięły, gotowe na atak wroga. Próbowała wyczuć zapach owego kota, jednak zapach wody wraz z trzciną mieszał się i był zbyt silny - jak na złość.
Kątem oka spojrzała na Zroszoną Łapę, który też wyraźnie coś zauważył, choć bardziej wyglądał na skupionego by wyłapać, który to kot, a jego mina mówiła, że zna nikłą woń owego wroga. Tulipanowa Łapa wzięła urwany oddech, czując, jak jej brązowa, pręgowana sierść delikatnie się unosi.
Czekała na następny szelest, by wyłapać przeciwnika i odpowiedniego go zaskoczyć. Chował się gdzieś wśród trzcin i chyba nie zamierzał się od razu pokazać.
Tchórz - przemknęło jej przez myśl i delikatnie drwiący uśmiech zawitał na jej twarzy. Wtem poczuła, jak jej mięśnie spinają się jeszcze bardziej i gdy chce postawić krok w przód, nie może.
Głos! Znów się pojawił!
- Pozwól, że ja się tym zajmę, kochana - usłyszała mrukliwy głos, który dosłownie dobiegał z tego cichego szelestu od trzcin. Zazgrzytała zębami, nie zamierzając się na to zgodzić.
- Nie. Chcę sama sobie poradzić. Proszę - odpowiedziała temu obcemu kotu, ale nie otrzymała ani odpowiedzi ani kontroli nad własnym ciałem.
Panika zalała ją natychmiastowo i spróbowała wyprzeć się na siłę tego głosu, jednak wtedy rozległo się ciche warknięcie tego kota.
- Nie przeszkadzaj mi albo pogorszysz jedynie sytuację! - warknął tak lodowatym głosem ten cały obcy, że świadomość Tulipanowej Łapy natychmiast zmroziło. Ale nie chciała mu pozwolić zaatakować kota bez swojej kontroli.
A jeśli to był tylko jakiś jej pobratymiec lub kot, który przyszedł w pokoju? Nie chciała od razu być taka wroga, ale głos chyba miał inne zdanie, sądząc po tym, że sprawił iż ciało pręgowanej uczennicy wyciągnęło pazury.
Wtem rozległ się następny szelest, który dobiegał tuż koło lewego boku Tulipanowej Łapy.
Głupiec. Gdyby się nie poruszył może bym odzyskała kontrolę nad sobą i obyłoby się bez ataku - przemknęło jej przez myśl i chciała zamknąć przy tym oczy, ale nawet tego nie mogła zrobić.
- To ty jesteś głupia, jeśli myślisz, że bez tego by się obyło - usłyszała warknięcie tego głosu we własnej głowie, przy czym poczuła, jak przypada do kucu, a po chwili skaczę na kota w trzcinach.
Wylądowała z pazurami na miękkim i ciepłym ciele, a przed jej oczami błysnęły ciemnoniebieskie ślepia, które natychmiast - ku własnemu przerażeniu - rozpoznała. W tym samym momencie rozległ się krzyk Zroszonej Łapy, przepełniony paniką.
- Nie! Tulipanowa Łapo, co ty robisz!?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro