Rozdział 6
Okłamał ją. Szansa, że pójdzie na zgromadzenie wynosiła 1 procent. Zwykle Cierniowa Łapa starał się mówił tylko prawdę, jednak nieznajoma kotka była inna. Nie miał serca powiedzieć jej o tym. Westchnął cicho. Powolnym krokiem ruszył w stronę obozu swojego klanu.
- Witaj Cierniowa Łapo - usłyszał nagle głos. Rozpoznał go niemal od razu.
- Sokola Gwiazdo! - zawołał uradowany i podbiegł do byłej przewódczyni. Kotka uśmiechnęła się i liznęła ucznia.
- Widzę, że pierwsza misja powiodła się - powiedziała, a widząc zakłopotanie na pysku szylkretowego dodała:
- Nie martw się. Zgromadzenie to nie jedyny sposób na ponowne odwiedzenie Niewidocznej Łapy - pocieszyła go kotka.
,,A więc to tak się nazywa..." - pomyślał kocur. Tymczasem kotka odwróciła głowę i zaczęła wpatrywać się w błękitne, bezchmurne niebo.
- Gdy księżyc osiągnie szczyt dzień po zgromadzeniu musisz iść tam, gdzie stykają się terytoria klanów. Poznasz wtedy wszystkich wybrańców, a my wskarzemy wam drogę - miauknęła, wpatrując się w ślniące futerko kocura. Następnie zniknęła, zostawiając po sobie tylko głos szumiący w głowie Cierniowej Łapy. Westchnął cicho i podreptał w stronę obozu klanu. Minął wielki, stary dąb, przebiegł obok małej ścieżki używanej przez dwónożnych, by nareszcie stanąć przy wejściu do obozu. Chciał wślizgnąć się całkowicie niepostrzerzenie, ale jak widać nie było mu to dane.
- A gdzieś ty na Klan Gwiazd się podziewał?! - usłyszał tuż nad uchem głos Rozerwanego Płomienia.
- Em... - jąkał się nie wiedząc co powiedzieć Cierniowa Łapa. Starszy medyk machnął ogonem ponaglająco.
- Już nie ważne. Mamy dużo ważniejsze sprawy niż zastanawianie się gdzie byłeś - fuknął. Na pierwszy rzut oka nie wydawał się miły, ale pod tą twardą skorupą czaiło się prawdziwie złote serce.
- Uch... Przepraszam Rozerwany Płomieniu - położył uszy na znak pokory Cierniowa Łapa. - Ale co się takiego ważnego dzieje?!
- Ech, teraz już nic. Dałem sobie jakoś sam radę, ale gdybyś się łaskawie pojawił byłoby dużo łatwiej - kąciki ust rudego kota uniosły się w górę.
- Ale co się STAŁO?! - dopytywał jak zwykle ciekawy uczeń medyka.
- Osmolone Pióro urodziła... Na szczęście, mimo kąplikacji, poradziłem sobie znakomicie! - starszy kocur popatrzył na ucznia... którego już przy nim nie było.
,,Ech, nie umie usiedzieć w miejscu pięciu minut..." - pomyślał z uśmiechem. Tymczasem Cierniowa Łapa pędem wbiegł do obozu i skierował się do ciepłego żłobka.
- Mamo! - krzyknął i jednym susem doskoczył do szylkrerowej kotki.
- Mamo... - wyszeptał, a w jego oczach zebrały się łzy. Osmolone Pióro resztkami sił otworzyła oczy i wymruczała:
- Nazywają się Rudzik, Ptaszek i Lisek...
- Ja mam rodzeństwo... - uświadomił sobie nagle Cierniowa Łapa. - Ja mam rodzeństwo... - wciąż niedowierzał.
By: TostWaldek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro